środa, 18 stycznia 2017

Jerzy Frodsom: Kim jesteś?


Kim jesteś?

     Pytanie nudne, oklepane i okryte całunem banałów. Czemu jednak odgrzewam ponownie tego kotleta i ponownie podejmuję próbę zadania tego pytania? Bo sądzę, że to pytanie jest żywe tak samo jak żywe są dzieje ludzkości. Dziś jesteśmy na skraju pewnych epok, możemy być albo epigonami epoki, która dogorywa, albo możemy położyć fundament pod przyszły kształt świata. By jednak móc wyrwać się z okowów ducha czasów współczesnych, które nadgniłe już i zepsute zaczynają wydzielać niemiły odór, musimy uświadomić sobie to, co stało się przyczyną tego stanu rzeczy.

W mojej opinii lwią część winy za obecne zepsucie moralne, rozluźnienie obyczajów, kryzys imigracyjny w Europie, rosnącą liczba samobójstw i relatywizację dobra, odpowiada nasze zaniedbanie. Nasze – jako wszystkich ludzi świadomych i aktywnych społecznie, a także wierzących w Boga. Dziś bowiem odpowiedź na tytułowe pytanie poza nielicznymi procentami będzie dotyczyła kolektywnej funkcji, a nie prawdziwej tożsamości osobowej. Piekarz odpowie, że jest piekarzem, a lekarz, że jest lekarzem. Choć to nie mówi o nich nic, oprócz zawodu jakim się parają oraz tego w jaki sposób zarabiają pieniądze, to jednak pytanie o tożsamość, czyli o „bycie”, traktują równoznacznie z pytaniem o funkcję społeczną. Bynajmniej nie jest to banał. Przedstawia to głęboką prawdę, która przysłowiowo ukrywa się tam, gdzie najciemniej. Dziś ludzie po odrzuceniu wszystkiego co irracjonalne, duchowe i metafizyczne, stają przed pustką istnienia. Stają przed nicością, niepewnością i nieokreślonością. Taka postawa męczy i łamie słabych ludzi. 

Taka postawa każe człowiekowi ugiąć kolana nie przed wspaniałym i dobrym Bogiem, ale przed wszechobecnym i przytłaczającym niczym. Ludzie, którzy niegdyś klękali przed Bogiem i dokonywali przy pomocy wiary rzeczy wielkich, dziś uginają kolana ze zmęczenia słaniając się na nogach jak po ciężkiej rundzie w oktagonie po dokonaniu rzeczy równie wielkiej – jak na współczesne czasy. Dożywają weekendu. Życie, w którym rozum tłamsi wszelkie iskry wiary, zaczyna odpłacać się ludziom zjadając ich od środka. Rozum, który niegdyś usiłował zabić Boga teraz sprawia, że Bóg zaczyna wracać do serc ludzi. Rozum, który spychał wszystko czego nie rozumiał w sferę halucynacji, fałszu, ułudy i mirażu, dziś jest przytłoczony przez potęgę, jaka spiętrzyła się w naszej podświadomości. Niedługo to spiętrzenie spowoduje kolejny zawrót w biegu historii. Boska cząstka zawarta w każdym z nas w końcu wybuchnie płomieniem irracjonalnej i metafizycznej wiary, która spali jałową i sterylną wiarę plemienia techniki.

Co zatem było naszym zaniedbaniem o którym wspomniałem? Naszym zaniedbaniem było zaprzestanie poszukiwania odpowiedzi na najbardziej elementarne pytania, na które powinien odpowiedzieć każdy człowiek. Czy na pytanie tytułowe możemy odpowiadać swoją funkcją kolektywną? Czy możemy tak redukować CZŁOWIEKA? Czy możemy tak obrażać największe dzieło BOGA? Oczywiście, że możemy. W końcu w naszym wielkim technipolis nikt nam nie zabroni, nikt nie podniesie głosu na kogoś, kto postępuje tak samo jak bezrozumne masy. W końcu nawracanie bezrozumnych mas to zwykła naiwna walka z wiatrakami, a zatem powinniśmy pogodzić się z porażką, usiąść i patrzeć jak dookoła nas świat jest zmieniany obcymi rękoma. Powinniśmy po prostu przyjąć rzeczywistość, z pokorą pochylić głowę i zagrać kartami, które dostaliśmy od losu. To również jest fakt – powinniśmy.

Jednak to nie ludzie, którzy się dostosowali do rzeczywistości, zmieniają świat. To nie ludzie grzeczni i ułożeni, którzy gładko wchodzą w przygotowane przed ich narodzinami formy, zmieniają świat. Rzeczywistość jest zmieniana przez tych ludzi, którzy przez odnalezienie w sobie obrazu Tego, na którego podobieństwo zostaliśmy stworzeni, otrzymali moc. To znalezienie obrazu Boga w każdym z nas jest naszym nadrzędnym zadaniem. To jest właśnie źródło potęgi wiary, że pozwala ona w sobie znaleźć ten Biblijny obraz w sobie i dać nam rzeczywistą moc. Potęgę. Charyzmę. Nadzieję. Miłość.

Dzisiejsze czasy technologicznego oświecenia odwiodły nas jednak z dala od żywej wiary i zawiodły nas na manowce racjonalizmu. Jednak ludzka psychika zawiera oprócz świadomości, która dziś żelazną ręką totalitaryzmu posiada w swoich okowach duszę ludzką, także podświadomość. Strukturę zabezpieczoną przed łapczywymi szponami racjonalnego umysłu, która jednak przez brak dostępu jest jeszcze bardziej zagrożona niż świadomość. Podświadomość może służyć jako narzędzie Boga do komunikacji z nami, ale jeśli nie będziemy jej pielęgnować, to miejsce należne Bogu może zająć demon. Z własnymi demonami nie poradzimy sobie jako robotnicy, piekarze, czy sprzedawcy. Nasze demony nie odejdą jeśli powiemy im, że ich nie ma, a tabletka przepisana przez psychiatrę nie przyniesie czarodziejskiego uzdrowienia. Uzdrowienie duszy może nadejść tylko dzięki Bogu, a dostęp do Niego dziś nie jest utrudniony fizycznie, lecz psychicznie. Wiara jest niemodna. Wiara jest oznaką należenia do ciemnogrodu i zacofania. Wiara w końcu jest bajką dla dzieci i mitem dla naiwnych.

Ciężkie działa jakie tutaj wysuwa ludzka świadomość niszczą naszą motywację do poszukiwania Boga. Wskazują, że publiczne przyznanie się do wiary staje się popełnieniem jakiegoś faux pax. No i w końcu ulegamy. Katecheza ze szkolnej ławy staje się powodem do obśmiania księdza, a pod koniec szkoły średniej wypisanie się z niej staje się najmodniejszym przejawem dorosłości. Skoro zatem koledzy i koleżanki śmieją się z księdza, Boga, wiary i Kościoła, to może mają rację? Może faktycznie to bzdury? Może po prostu to ja jestem nadal dziecięco naiwny i czas się dostosować? Ta potężna broń świadomości zbiera dziś równie potężne żniwa, tylko dlatego, że zapomniana została prosta prawda: irracjonalnych rzeczy nie mierzy się racjonalnymi metodami. Jak zatem powinniśmy traktować metafizykę, wiarę i kwestię Boga? Na pewno nie w sposób fizyczny. Bóg nie jest bytem, który moglibyśmy w jakikolwiek racjonalny sposób zbadać. Zatem należy odrzucić racjonalizm w badaniu irracjonalizmu. Pewnie tutaj część osób skrzywi się na stwierdzenie, że wiara jest irracjonalna. W końcu jak można tak obrażać wiarę?! Cóż za groteskowa pomyłka! Irracjonalność jako przeciwieństwo racjonalności jest dziś traktowana jak zło wcielone, co jest znamienne dla epoki racjonalizmu. Co jednak znaczy irracjonalność? Otóż oznacza to tylko podejście nieracjonalne! Racjonalizm w kwestiach wiary jest tak samo głupi jak próby zmierzenia swojej wagi przy pomocy wiary.

Nie bójmy się irracjonalizmu, a w życiu poszukujmy równowagi między życiem doczesnym i wiecznym, jak między wiarą i życiem świeckim. Strąćmy racjonalizm z piedestału, bo to jest właśnie nasz czas. Przełom epok, który niebawem nastąpi będzie wymagał ludzi wielkiej wiary, którzy porwą za sobą miliony. Zwrot ten będzie wymagał potężnego chóru krzyczącego Marana Tha na pohybel wszystkim ludziom zredukowanym do swojej funkcji społecznej i opętanym przez swoją racjonalną cząstkę. A jaka jest odpowiedź na pytanie tytułowe? Myślę, że ta odpowiedź to jest ostatnie zadanie jakie musimy rozwiązać przed spaleniem gmachów współczesnego nihilizmu.