wtorek, 24 stycznia 2017

Wierni nowej Ojczyźnie. To już 650 lat Ormian w Polsce


Wierni nowej Ojczyźnie. To już 650 lat Ormian w Polsce
     Handel z Orientem, uczestnictwo we wschodnich poselstwach Rzeczpospolitej w roli tłumaczów, czy w końcu wspieranie naszej drogi do niepodległości. Historia Ormian w Polsce pełna jest dramatycznych zwrotów, wielkich fortun i majątków oraz niezłomnej wierności nowej Ojczyźnie. Wspólna droga obu narodów trwa już od ponad 650 lat. Jak zauważa w rozmowie z PCh24.pl prof. dr hab. Krzysztof Stopka, historyk i armenolog z Uniwersytetu Jagiellońskiego, postawa Ormian zrodziła przysłowie, że „Ormianin to podwójnie Polak”.



Kiedy Ormianie przybyli na ziemie polskie?


Dawniejsza historiografia uważała, że Ormianie pojawili się na terenach Księstwa Halicko-Wołyńskiego jeszcze w dobie panowania tam ostatnich książąt z dynastii Romanowiczów. Po latach badań muszę stwierdzić, że wszystkie hipotezy na temat wczesnego pobytu Ormian we Lwowie to wyłącznie legendy. Wszystko wskazuje na działalność organizacyjną Kazimierza Wielkiego. Król na trwałe przyłączył Lwów w 1349 roku i wtedy rozpoczęła się organizacja miasta według wzorców zachodnich. Miasto otrzymało prawo magdeburskie w roku 1356. W przywileju lokacyjnym król pozwolił innym nacjom, a wśród nich także Ormianom, sądzić się swoim narodowym prawem (łac. sue nationis iure). Stąd mamy pewność, że w roku 1356 Ormianie byli już we Lwowie. Przybyli jednak niewiele wcześniej. Król Kazimierz wyraźnie jawi się jako organizator nowego osadnictwa w mieście.



W jakim celu król zaprosił Ormian?


Akcja miała charakter ekonomiczny. Osadnicy zarówno z Zachodu jak i ze Wschodu mieli doprowadzić do ożywienia koniunktury gospodarczej i wytyczenia intratnych szlaków handlowych łączących Wschód z Zachodem. Należy pamiętać, że na Krymie istniały wtedy kolonie genueńskie, które prowadziły ożywiony handel ze Środkowym i Dalekim Wschodem. Przedłużenie tych szlaków przez Lwów, Przemyśl, Kraków i dalej na zachód Europy było niezwykle obiecującą perspektywą. Taki handel przynosił poważne dochody także władcom.



Dlaczego łączymy początki historii Ormian w Polsce z dniem 20 stycznia roku 1367?


Tego roku, w wigilię świętej Agnieszki (czyli 20 stycznia), król wystawił pierwszy dokument adresowany tylko do Ormian. Dotyczył on pierwszego ormiańskiego biskupa Lwowa, Grzegorza.



W dokumencie czytamy, że ze względu na to, że biskup wykazał się wiernością wobec Kazimierza Wielkiego, król pozwala mu na założenie we Lwowie rezydencji biskupiej oraz na pozostanie przy prawie i wierze „w sposób i według zwyczajów Ormian”. Postawił jednak pewien warunek: gdyby biskup Grzegorz opuścił Lwów, to przywilej traci ważność. Chodziło o to, by nie wyjechał do Łucka, znajdującego się pod panowaniem Litwinów. Tamtejszy prawosławny książę Lubart również wabił biskupa perspektywą różnych przywilejów. Ustanowienie centrum religijnego korzystnie wpływało na stabilizację osadnictwa, a tym samym miało związek z organizacją handlu. Jednak biskup Grzegorz wybrał Kazimierza Wielkiego i we Lwowie ustanowił swoją rezydencję. Od niego rozpoczęła się historia ormiańskich biskupów miasta.



W tym czasie we Lwowie nie było żadnej innej stolicy biskupiej, mimo iż miasto było znacznym ośrodkiem handlowym. Siedziby biskupów prawosławnych mieściły się w Przemyślu, Haliczu, Chełmie i Włodzimierzu. Królowi nie powiodło się natomiast założenie we Lwowie biskupstwa łacińskiego. Dlatego pierwszym biskupstwem, jakie powstało we Lwowie, było biskupstwo ormiańskie. W źródłach polskich aż do XVII wieku hierarchów ormiańskich nazywano biskupami, natomiast w ormiańskich – arcybiskupami, co znaczy, że Kościół ormiański dostrzegał wagę tego miejsca i jego rangę.



Od Grzegorza aż do arcybiskupa Józefa Teodorowicza funkcjonowała we Lwowie diecezja ormiańska. W XVII wieku, za czasów arcybiskupa Mikołaja Torosowicza, doszło do unii Kościoła ormiańskiego w Polsce z Rzymem. Z tych względów Kościół ormiański stał się Kościołem ormiańskokatolickim. Po śmierci arcybiskupa Teodorowicza w 1938 roku wybrano administratora diecezji i szykowano się do wyboru nowego arcybiskupa. Wybuch II wojny światowej pokrzyżował te plany. W czasach sowieckich Kościół ormiańskokatolicki faktycznie przestał funkcjonować. Gmach katedry służył jako magazyn. Dopiero po upadku ZSRR do lwowskiej katedry ormiańskiej wrócił Kościół, tyle że nie-katolicki – Apostolski Kościół Ormiański.



Czym zajmowali się Ormianie w Polsce przez 650-lat swojej egzystencji?


Ormianie bardzo mocno angażowali się w handel orientalny. Sprowadzali ze Wschodu trudno dostępne na naszych rynkach towary. Przyczynili się do orientalizacji kultury polskiej, szczególnie w okresie sarmackim, kiedy szlachta lubowała się we wszystkim, co wschodnie. Byli dostawcami tych produktów, gdyż ich gminy były rozrzucone po całym Imperium Osmańskim i Perskim. Ormianie mieli swoje przyczółki nawet w Indiach! To był prawdziwy handel dalekosiężny, który przynosił ogromne korzyści również państwu.



Rozmach tego handlu i zyski z niego płynące prowadziły do konfliktów z konkurentami we Lwowie: najpierw z mieszczanami niemieckimi, a potem polskimi. Napięcia były tak duże, że nawet po unii z Rzymem, a więc po równouprawnieniu w katolikami, Ormianie nie byli dopuszczani do głównych urzędów miejskich.



Warto pamiętać, że liczbę Ormian w tym czasie szacuje się na około kilka tysięcy. Na tle innych mniejszości etnicznych grupy tej teoretycznie nie powinno się brać pod uwagę pod względem statystycznym. Jednak kumulacja kapitału w tej niewielkiej społeczności była tak wielka, że jednak należy to robić.



Zdarzało się, że Ormian oskarżano o szpiegostwo na rzecz Turcji lub Tatarów. Było jednak odwrotnie. Niemal każda karawana ormiańska, która wracała do Lwowa czy Kamieńca Podolskiego ze Wschodu przynosiła informacje typu wywiadowczego. Wiemy to doskonale, gdyż znamy akta nuncjuszów papieskich. Piszą oni w swoich listach, że nie znają jeszcze najnowszej sytuacji w Turcji, bo nie wróciła karawana ormiańska.


Dlaczego Ormianie pomagali na tym polu Polakom?


Ormianie czuli sympatię i przywiązanie do Rzeczpospolitej. W wielu miejscach Polski posiadali samorząd. Dzięki niemu mogli niektóre sprawy rozsądzać we własnym gronie i w oparciu o własne prawo, skodyfikowane w Wielkiej Armenii pod koniec XII wieku przed mnicha Mechitara Gosza. Prawo to zostało na początku XVI wieku przystosowane do realiów polskich, a następnie przełożone na różne języki: łacinę, używany przez Ormian język kipczacki/tatarski, a później także na język polski. W 1519 roku król Zygmunt I na sejmie w Piotrkowie zatwierdził go pod nazwą „Statuty prawa ormiańskiego” (łac. Statuta iuris Armenici). Sądy ormiańskie wydawały odtąd wyroki na jego podstawie.



Ormianie mieli tutaj swoją małą ojczyznę, cieszyli się pełną swobodą wyznania i samorządem. To sprawiało, że nawet ci, którzy stosunkowo niedawno przybyli - a dopływ w te strony był stały - szybko uznawali się za tutejszych, nazywali siebie „Lehacy”, co można przetłumaczyć „z Polski” lub nawet „Polacy”. Kupców z Rzeczpospolitej spotykanych na Wschodzie, na przykład w Turcji, nazywano Polakami. Decydowała bowiem przynależność państwowa.



Ormianie służyli Rzeczypospolitej również pomocą w poselstwach dyplomatycznych.


Tak. Polska była w stałym kontakcie z krajami Orientu, zwłaszcza z Tatarami i Turkami. Nie miała jednak zawodowej służby dyplomatycznej. Organizacją poselstw zajmowali się magnaci, którzy nie znali języków wschodnich. Dlatego rolę tłumaczy pełnili Ormianie, zwykle kupcy. Przy okazji korzystali z faktu, że poselstwa i ich orszaki były zwolnione z opłat celnych. Ormianie lgnęli więc do posłów i usilnie zabiegali, by zabrali ich ze sobą. Turcy jednak rzadko dawali się na to nabrać i część karawany musiała płacić. Za króla Stanisława Augusta Poniatowskiego założono szkołę języków orientalnych w Stambule i podjęto próbę wykształcenia zawodowych dyplomatów. Ze względu na rozbiory inicjatywa ta nie miała kontynuacji. Z Ormianami był jednak jeden problem: słabo znali język turecki. Ich język tatarski różnił się od osmańskiego, a znana im wersja tureckiego była bardziej bazarowa niż dworska. Co więcej, nie znali alfabetu w jakim zawierano traktaty pokojowe - Turcy spisywali je w alfabecie arabskim. Ormiańskie usługi translatorskie były więc głównie ustne. Na tym tle dochodziło niekiedy do kontrowersji i sporów. Czasami Ormianin bał się wezyra i nie tłumaczył wszystkiego, co mówił poseł lub odwrotnie. Szczególnie dramatyczne były losy poselstwa Krzysztofa Zbaraskiego po wojnie chocimskiej. Krzysztof Serebkowicz, Ormianin, który był wtedy tłumaczem, za swoje zasługi dla Rzeczpospolitej został nobilitowany i otrzymał szlachectwo polskie.



Dzięki znajomości Wschodu Ormianie pomagali również wykupywać ludzi z niewoli. Poszukiwali pojmanych i pośredniczyli w ich wykupie. Oczywiście za wszystko musiała płacić także rodzina. Jako że byli chrześcijanami, ufano im bardziej niż Żydom. Dotyczyło to zarówno polskich królów, jak i magnatów. Nieco inaczej było wśród mieszczan, naturalnych konkurentów Ormian. Drobna szlachta również bywała zazdrosna o relacje Ormian z wielkimi panami.



Ormianie nie zawiedli tego zaufania?


Poza rzadkimi wyjątkami, w większości przypadków byli to bardzo lojalni poddani. Dowiedli swojego przywiązania do państwa polskiego w okresie powstania Chmielnickiego i wojen z Turcją i Tatarami. Z czasem zaczęli ulegać coraz większej polonizacji, szczególnie gdy ustał dopływ ludności ze Wschodu. Podstawą tożsamości polskich Ormian stał się w końcu tylko obrządek ormiańskokatolicki i endogamia, to jest zwyczaj zawierania małżeństw w obrębie swej grupy etnicznej.



W XVIII wieku Ormianie brali już aktywny udział w wielkich reformach państwa. Popierali reformy miejskie. Co ciekawe, sami zasiadali we władzach wielu miast, m.in. XVIII-wiecznej Warszawy. Po rozbiorach, mimo że długo byli traktowani jako osobna grupa etniczna, włączali się w polskie konspiracje narodowo-wyzwoleńcze. Swoje sympatie całkowicie ulokowali po stronie polskiej i brali udział w powstaniach. Uczestniczyli w pracy organicznej, a gdy powstała Narodowa Demokracja, to Ormianom było do tego środowiska politycznego najbliżej. W ich środowisku popularne było powiedzenie, że Ormianin to podwójnie Polak. Dlatego żyjących dzisiaj w Polsce „starych” Ormian lepiej jest nazywać Polakami ormiańskiego pochodzenia.



Jak dzisiaj wygląda ich sytuacja?


Obrządek ormiański odradza się z wielkim trudem. Obecnie istnieją w Polsce trzy takie parafie. Jedna w Gliwicach. Ona jedyna dysponuje samodzielnym kościołem, gdzie znajduje się cudowny obraz Matki Boskiej przywieziony z Łyśca. Jej proboszczem jest ksiądz Tadeusz Isakowicz-Zaleski. W Warszawie, w kolejnej parafii ormiańsko-katolickiej od niedawna posługę sprawuje ksiądz profesor Józef Naumowicz. Chociaż nie jest Ormianinem, to jako patrolog, bizantolog i orientalista, zna język i odprawia w tym obrządku. Trzecia parafia teoretycznie działa w Gdańsku. W tamtejszym kościele św. Piotra i Pawła znajduje się cudowny obraz Matki Boskiej ze Stanisławowa, który trafił tam po II wojnie światowej. Proboszczem jest tam ksiądz Cezary Annusewicz. Wprawdzie nie odprawia liturgii w języku ormiańskim, ale bardzo troszczy się o zgromadzone tam pamiątki ormiańskie.



W czasach komunistycznych Ormianie polscy bali się wspominać o dawnym życiu. Nie przyznawano się do posiadania majątków czy posiadłości ziemskich na Kresach. Utrzymywały się jednak więzi rodzinne i dążenia do odnowienia rytu ormiańskiego. W PRL pracowali również księża ormiańskokatoliccy ekspatriowani z Kresów. Odprawiali Msze Święte w różnych miejscach Polski, m.in. w kościele św. Idziego w Krakowie. Nie było jednak ciągłości organizacyjnych i wiele rzeczy się urwało. Formalnie lwowska archidiecezja ormiańskokatolicka we Lwowie nie została zlikwidowana. Jednak od dawna nie jest obsadzana. W dzisiejszej Polsce funkcje ordynariusza dla Ormian katolików sprawuje ks. kardynał Kazimierz Nycz. Ormianie ci są jedyną grupą unicką nie posiadającą własnego biskupa.



W latach 90. po upadku ZSRR, po trzęsieniu ziemi i po wojnie o Górski Karabach, do Polski zaczęli przybywać Ormianie z Armenii. W ten sposób na naszych oczach buduje się nowa grupa ormiańska. Jej liczbę trudno nawet oszacować. Wielu z nich zajmuje się, podobnie jak ich poprzednicy historyczni, handlem na bazarach. Nie brakuje jednak Ormian studentów, a nawet profesorów. Na przykład profesorem i prorektorem Uniwersytetu Jagiellońskiego jest Armen Edigarian, matematyk przybyły do Polski pod koniec XX wieku.



Jak układają się relacje między Polakami ormiańskiego pochodzenia a Ormianami przybyłymi przed kilkunastoma laty?


Relacje te są bardzo różne. Grupy te mają różne dziejowe doświadczenia. Jedni są w Polsce od wieków. Są więc w dużym stopniu zasymilowaniu i nie mówią po ormiańsku. Są katolikami obrządku ormiańskiego, albo rzymskimi katolikami. Drudzy mówią po ormiańsku (w wersji wschodniej), ale mentalnie nadal tkwią nadal w Armenii. Z Polską nie łączą ich jeszcze silne więzi emocjonalne, bo te biorą się bowiem z dłuższego, wspólnego przeżywania historii. Są Ormianami wyznania narodowego (tj. niekatolickiego), bądź ateistami (efekt czasów sowieckich). Obie grupy łączy zaangażowanie na rzecz „sprawy ormiańskiej”, duma pochodzenia z kraju, który pierwszy ogłosił chrześcijaństwo religią państwową.



Czy tym co łączy Polaków ormiańskiego pochodzenia i nowoprzybyłych Ormian jest historia ludobójstwa dokonanego przez Turków?


Dla żyjących tutaj od wieków Polaków ormiańskiego pochodzenia rzeź nie była doświadczeniem, które by oni osobiście przeżyli. O wydarzeniach dowiadywali się z prasy. Oczywiście niektórzy bardzo ofiarnie angażowali się w pomoc. Arcybiskup Teodorowicz starał się ściągnąć do Galicji tych, którzy ocaleli z rzezi. Zaś dla Ormian ludobójstwo w XX wieku stało się najistotniejszym zwornikiem tożsamości narodowej. Jednak od niedawna dla Polaków ormiańskiego pochodzenia wydarzenie to jest także bardzo ważne. Obie grupy wspólnie obchodzą rocznice ludobójstwa.



Tutaj pojawia się problem relacji z Turcją. Turecka ambasada blokowała nawet powstanie chaczkaru przy kościele świętego Mikołaja w Krakowie.


Tak, ale ponieważ stanął on na terenie kościelnym, władze świeckie nie miały tu nic do powiedzenia. Kardynał Franciszek Macharski zdecydowanie postanowił, że chaczkar ma powstać. Chaczkary, czyli kamienne krzyże ze wspaniałą ornamentyką, przy częstym braku kościoła są istotne dla ormiańskiej tożsamości i powstaje ich w Polsce coraz więcej. W okresie rocznicy tureckiego ludobójstwa Ormian przy chaczkarach gromadzą się zarówno Ormianie mieszkający tutaj od stuleci jak i nowoprzybyli do Polski. Odprawiane są modlitwy, dokonuje się upamiętnienia, a więc powstaje pewien fenomen, którego wcześniej nie było. Dochodzi do zbliżenia obu tych grup.



Dziękuję za rozmowę.
Michał Wałach