wtorek, 28 lutego 2017

Jerzy Frodsom: Empatia mocy


     W dobie multikulturalizmu i kultu słabości jesteśmy skazani na wypaczone zrozumienie empatii, przez które może być ona postrzegana jako negatyw. Tylko podejście do tematu z otwartym umysłem, odrzucenie kultu słabości i masochistycznego traktowania empatii pozwala zrozumieć temat takim, jakim powinien być, a nie takim, jakim jest w pospolitym rozumieniu. W zwyczajowym ujęciu empatia jest rodzajem wykazywania współczucia wobec osób cierpiących w dowolny sposób. Zgodnie z taką definicją ludzie empatyczni będą wrzucali żebrakom do kubków drobniaki, płaczących będą pocieszali, a nad słabymi się litowali. Jeśli jednak stworzymy formę, która będzie miała określone ramy, to powstanie z tego faktu cały szereg konsekwencji, który, na zasadzie sprzężenia zwrotnego, zmieni sam charakter empatii. Pierwszą z tych konsekwencji wobec pospolicie rozumianej empatii stanie się utrata jej właściwości. Jeśli za każdym razem, gdy będziemy smutni, znajdzie się osoba, która tak samo, jak zawsze, zgodnie z formą „empatycznego człowieka” poklepie nas po ramieniu mówiąc, że będzie dobrze, to przestaniemy odczuwać, że dana osoba wykonuje ten gest z prawdziwego współczucia. W końcu równie dobrze może to robić ze względu na przyzwyczajenie, czy z egoistycznej potrzeby poczucia, że jesteśmy na tyle lepsi od innych, że możemy mówić z góry – wszystko będzie dobrze. I choć taka postawa jest lepsza niż kompletny brak skrupułów, to jednak niewiele ma wspólnego z prawdziwą empatią. 

Drugą z tych konsekwencji będzie ryzyko, że osoby znające mechanizm empatii będą go wykorzystywały do osiągania egoistycznych korzyści, co budzi moją głęboką odrazę. Często możemy zaobserwować fenomen biednej osoby, która żebrząc rzekomo „na bułkę”, zbiera pieniądze na hedonistyczną ucieczkę w świat alkoholowego upojenia. Jakkolwiek godna pogardy postawa, jest zupełnie zrozumiała w świecie, gdzie empatia straciła swoje podstawy we współczuciu, a stała się narzędziem do uciszania wyrzutów sumienia. Trzecią konsekwencją, na której chciałbym się szczególnie skupić, jest negatywny skutek pospolitej empatii. Niezależnie od naszego podejścia do empatii w pewnych warunkach ta naiwna, prosta, zero-jedynkowa empatia, która działa na zasadzie „cierpiącemu trzeba współczucia” ma całą gamę negatywnych skutków dla samego cierpiącego! 

 Każdy ratownik medyczny i każdy lekarz zna zasadę Primum non nocere – czyli, „po pierwsze nie szkodzić” – jednak większość z nas nie traktuje jej poważnie, a empatyczne odruchy ad hoc traktuje jako coś tożsamego z dobrem. O jakiż świat byłby piękny, gdyby moralność była tak prosta! Niestety jednak świat, a tym bardziej moralność, są miejscami zawiłymi i skomplikowanymi, po meandrach których kroczą tylko odważni. Nie mogąc przystać na zrównanie empatii i słabości, zacząłem zgłębiać temat i poszukiwać rozwiązania tego dylematu, który narzuciło mi pospolite rozumienie tego terminu. Punktem wyjścia, który pozwala na osiągniecie głębszego wglądu w temat empatii dla każdego, kto tylko wykaże się chęcią podjęcia refleksji, może być indyjska przypowieść o głodnym, który zapomniał, czym jest głód w momencie, gdy dostał wędkę i instrukcję, jak ją obsługiwać. My w dzisiejszych czasach za dobro bierzemy nie podarowanie komuś przysłowiowej wędki, choć wiemy, że to jest realna pomoc. Wolimy podarować głodnemu rybę i pocieszać się, że zrobiliśmy coś dobrego, po czym w iście piłatowym stylu obmywamy dłonie od odpowiedzialności za los tego bliźniego. Z psychologicznego punktu widzenia dawanie komuś ciągłej jałmużny przyzwyczaja go tylko do tego, że jego bieda jest normalna i akceptowalna, a nawet pożądana, skoro dostaje za nią pieniądze. Skoro poprzez swoją pospolitą empatię utwierdzimy danego człowieka w przekonaniu, że żebraczy sposób na zarobek jest dobry, to powinniśmy dbać o to, żeby miał stały dochód, bo w końcu wykazaliśmy aprobatę dla jego sposobu zarabiania, a zatem nie powinniśmy wymagać zmiany. Alternatywą jest bezlitosne minięcie żebraka bez wrzucenia tego piątaka, na który biedak czeka z takim utęsknieniem. Faktycznie naturalnym odruchem zdrowego człowieka jest podzielenie się tą monetą, która w końcu dla nas nie znaczy tak wiele. Jednak jeśli weźmiemy pod uwagę fakt, że w ten sposób wyrażamy aprobatę do zarabiania w ten sposób, do bierności w kwestii swojego życia i do znieczulania własnego sumienia, to sytuacja przestaje być tak klarowna. Nasza empatia staje się empatią słabości charakteru.

Silny charakter jest jednocześnie dobry. Pomimo zła świata i nieprzychylności losu oraz wielu wrogów, silny charakter potrafi zwalczyć w sobie jad i na przekór wszystkiemu szerzyć dobro. By mieć jasność odnośnie definicji dobra w kontekście empatii, dokonuję rozróżnienia na empatię mocy i empatię słabości. Empatia mocy wynika bezpośrednio z silnego charakteru i szczerej intencji pomocy bez egoistycznych podbudów w rodzaju kreowania siebie na „dobrego człowieka” czy „uciszania sumienia”. Empatia mocy to wypadkowa siły i naturalnego dobra, które z szeroko otwartymi oczyma ocenia sytuację dalekosiężnie i mówi prawdę głośno. Piątak w kubeczku nie sprawi, że żebrak stanie się milionerem. Być może się naje, lecz nadal będzie zbyt słaby, by powstać z kolan upodlenia, na których nie powinien znajdować się żaden człowiek. Prawdziwie dobry człowiek jest w stanie wyciągnąć rękę do takiego człowieka i pomóc mu wstać. Daje mu wędkę zamiast ryby. Dlatego właśnie moją odrazę budzą ludzie, którzy ochoczo dają przysłowiowemu głodnemu naręcza ryb. Nie pomagają mu oni w powrocie do godności ludzkiej, lecz w egzystencji, która jest uwłaczająca, pełna cierpień i smutków. W mojej opinii są to naiwni ludzie, którzy poprzez swój brak zaangażowania i pozorność czynów robią więcej złego niż dobrego. Zamiast setki ludzi, którzy w imię empatii słabości charakteru wrzucą żebrakowi po 2zł do kubeczka, potrzebna jest jedna osoba, która zabierze go do domu, ubierze i umówi na rozmowę o pracę. Oczywiście będzie to wymagało wiele poświęceń, wyrzeczeń i mąk ze strony pomagającego, czyż jednak nie taka jest nauka Chrystusa? Czyż Pan nie uczy nas o tym by miłować bliźnich miast się nad nimi litować?

 Litość jest destrukcyjna. Osoba, nad którą się litujemy, zgodnie z psychologiczną zasadą samospełniającego się proroctwa będzie nabierała przekonania, że faktycznie jest godna tylko litości. Skoro dana osoba jest godna tylko litości, to faktycznie jest w takim położeniu, że nic z nim zrobić nie może i… przez to przekonanie nawet nie będzie szukała wyjścia z trudnej sytuacji życiowej. Zatoczymy koło, dorzucimy gram naszej wielkopańskiej litości, wrzucając nieco drobnych do kubeczka i pogłębimy w żebrzącym poczucie bezwartościowości, upodlenia i braku nadziei na zmianę swojego życia.

Alternatywą dla tego powinno być podejście pełne miłości i zaangażowania do takiej osoby. Poznanie jej z imienia i nazwiska, wraz z historią, która niejednokrotnie nadawać by się mogła na scenariusz dobrego dramatu, a następnie okazanie jej wsparcia w powrocie do poczucia własnej wartości. Doping i poświęcenie zdziałają dużo więcej niż 2 zł w kubeczku. Nie jest to jednak droga, którą podążyć może każdy z nas. Jest to droga tylko dla ludzi o dobrych i silnych charakterach jednocześnie. Dla osób, które oprócz brutalnej siły mają w sobie też światło, które kierunkuje potężną siłę w stronę czynienia dobra zamiast destrukcji. Tylko i wyłącznie tacy ludzie mogą mówić, że czynią dobro i są empatyczni. Żeby osiągnąć taki poziom świadomości w społeczeństwie pełnym znieczulicy, musimy zawsze i stanowczo odrzucać obłudne akcje usypiające sumienie, a głośno propagować postawę prawdziwie chrześcijańskiego miłosierdzia, które w opozycji do ekumeniczno-równościowej empatii jest wyrazem prawdziwej siły charakteru. Musimy dawać przykłady empatii mocy.