niedziela, 12 lutego 2017

Ksawery Jankowski: Ponura wizja świata bez gotówki

Ponura wizja świata bez gotówki
Zdjęcie ilustracyjne. fot. Andrzej Bogacz/FORUM
       Niekiedy trudno jest odpowiedzieć na najprostsze pytania. Odpowiedzi wydają się oczywiste, ale jeśli podejmujemy próbę, to brakuje nam odpowiednich słów. A jednak - niekiedy na takie pytania odpowiadać warto. Pomaga to zrozumieć lepiej ważne procesy i uniknąć nieprzyjemności w przyszłości. Jednym z takich pytań jest pytanie o sens posiadania gotówki. Szczególnie teraz, kiedy w systemie obrotu pieniędzmi szykują się fundamentalne zmiany.



Właściwie, po co nam gotówka? Odpowiedź w zasadzie jest prosta: po to, żeby kupować, albo oszczędzać. Kupować, na co mamy ochotę, kiedy mamy ochotę i po jakiej cenie mamy ochotę, wszystko w granicach zasobności naszych portfeli, względnie obowiązującego prawa. Posiadając w dyspozycji gotówkę, mamy rynkową kartę do głosowania, pozwalającą nam zagłosować w swoisty sposób na tę, czy inną markę, oferującą nam ten, czy inny produkt w danej cenie. W dobie zakupów w cyfrowej przestrzeni, zagospodarowana została potrzeba na cyfrowy pieniądz, który pozwala na łatwą realizację transakcji handlowych w sieci.



W pieniężnej formie zwykliśmy także przechowywać nasze oszczędności. Do niedawna działo się to za pośrednictwem bankowego konta. Dziś, w dobie pogrążonych w problemach banków, domowy sejf, czy schowek za meblami staje się na powrót sposobem na lokatę przynajmniej części oszczędności dla rosnącej grupy ludzi. Istnieje zawsze ryzyko włamania, ale istnieje także ryzyko przewlekłego koczowania pod bankomatem, jak doświadczyli tego cypryjscy, czy greccy miłośnicy bezgotówkowych rozliczeń.



Pieniądz, także w formie gotówki, przydatny jest zatem na co dzień w przynajmniej dwóch celach. Po pierwsze, pozwala porównywać konkurencyjne oferty, sprowadzać je do wspólnego - pieniężnego właśnie - mianownika i realizować je. Pozwala także (coraz bardziej teoretycznie) „magazynować” bogactwo. Płacimy zatem i oszczędzamy, kiedy można - elektronicznie, kiedy trzeba - gotówkowo. Albo na odwrót, w zależności od preferencji.



Swoboda dysponowania pieniądzem jest przejawem osobistej wolności człowieka. Ograniczanie tej swobody jest ograniczaniem osobistej wolności. Pełną swobodę dysponowania pieniądzem człowiek posiada, mając do dyspozycji każdą z dwu form, w jakich najpowszechniej występuje dziś pieniądz - elektronicznej i papierowej. Pierwsza daje bezpieczeństwo i przejrzystość, druga daje niezależność i elastyczność. Jednakże tylko ta druga daje pełną realizację prawa własności, jakie wynika z posiadania danego przedmiotu. Rzecz to oczywista - kto nie posiada przedmiotu swojej własności, ten traci nad nim pełne władztwo, a więc w praktyce przestaje być jego (pełnoprawnym) właścicielem. Kwestie to jasne i niewarte wspomnienia, gdyby nie rosnąca w świecie „moda” do ograniczania, aż do całkowitego zniesienia, bezgotówkowego przepływu pieniężnego.



Idea zniesienia gotówki, jako formy legalnie funkcjonującego pieniądza, niesie ze sobą dwie wątpliwości. Pierwszą z nich jest zła kondycja ekonomiczna podmiotów tworzących zachodni system finansowy. Dotyczy to zwłaszcza części banków. Podmiot, który nie daje gwarancji istnienia w skali życia, nie może przymusić kogokolwiek do powierzania mu oszczędności życia. Tymczasem gwarancji istnienia w skali życia (zwłaszcza ludzi młodych) nie tylko nie posiada żaden podmiot operujący w Polsce. Takiej gwarancji nie posiada nawet Polska.



Drugą przeszkodą jest idea wolności osobistej danej osoby, wyrażana przez możliwość kształtowania struktury jej wydatków. Dziś możemy kupować w granicach prawa co chcemy, kiedy chcemy i po jakiej cenie uznajemy to za stosowne, możemy także powstrzymać się od kupowania, decydując się na oszczędzanie. Trudno jest to prawo ograniczyć, bo dzięki gotówce mamy pełną kontrolę nad swoimi zasobami finansowymi. Dzięki temu możemy m.in. dokonywać swobodnej konwersji pomiędzy dostępnymi postaciami pieniądza. Gdyby oprocentowanie lokat w funkcjonujących w Polsce bankach spadło poniżej zera, część klientów zapewne wycofałaby swoje oszczędności z banków i zastosowała bardziej tradycyjne, domowe formy oszczędzania. Z eliminacją gotówki taka możliwość znika bezpowrotnie.



Oficjalnie obrót gotówkowy ogranicza się w Polsce pod płaszczykiem „walki z szarą strefą”. Należy jednak zapytać, skąd się bierze szara strefa? W dużej mierze jest ona wynikiem centralnego planowania. Ma ono to do siebie, że narzuca rozwiązania nie do udźwignięcia dla części podmiotów na rynku - albo zbyt kosztowne albo zbyt skomplikowane. Na przykład płaca minimalna ustalana jest na identycznym poziomie dla całego kraju. Sklepikarz zmuszony jest płacić swojej ekspedientce taką samą stawkę minimalną w centrum Warszawy, co w Białymstoku, Przemyślu, Ełku, Jeleniej Górze i w każdej miejscowości pomiędzy nimi. Biorąc pod uwagę różnice w poziomie ekonomicznym pomiędzy poszczególnymi regionami Polski (a te są ogromne), nietrudno odgadnąć, że w niektórych rejonach przyjęte rozwiązania będą o wiele bardziej ciążyć na gospodarczych relacjach, niż gdzie indziej. Podobnie rzecz ma się z koniecznością uiszczania absurdalnie wysokich (a jednak wciąż za niskich, by spiąć budżet ZUS) i - znowu - ujednoliconych w skali całego kraju, składek zusowskich. Reakcją obronną na tę sytuację jest właśnie szara strefa. Kwestią sporną jest to, gdzie ustawić granicę pomiędzy zdrową i potrzebną „reakcją obronną” przedsiębiorców na pazerność i niekompetencję urzędników, a zwyczajnym, zasługującym na karę, a przynajmniej potępienie, oszustwem.



Polski rząd, walcząc z szarą strefą, w dużej mierze walczy dziś z problemami, które sam wyprodukował. Wczoraj przecież podniesiona została w skali całego kraju płaca minimalna. Co roku podnosi się - znowu - w skali całego kraju, wysokość zusowskich składek. Takie działanie wypycha kolejne tysiące ludzi na część etatu, albo do otrzymywania wypłaty częściowo lub w całości „pod ladą”. Rozwiązaniem problemu ma być eliminacja gotówki. Pani minister od cyfryzacji (Anna Streżyńska) chwali się publicznie, że tworzy Polskę „bez gotówki, bez papieru i bez kolejek”. Wszak, nie ma gotówki, nie ma płacy pod ladą. Czy aby na pewno?



Wątpliwym jest, by eliminacją gotówki rząd mógł skutecznie walczyć z szarą strefą, bo nie gotówka determinuje jej istnienie. Swoją drogą, tam gdzie dochodziło do największych nadużyć (mafia paliwowa, stalowa, węglowa) narzędziem nie była przecież gotówka, czy nieformalne rozliczenia. Proceder opierał się o faktury i jak najbardziej bezgotówkowe przelewy. Wątpliwym jest zatem, by Skarb Państwa na odejściu od gotówki miał w istotny sposób skorzystać. Wątpliwości te przechodzą w pewność w przypadku większości obywateli. Kto zatem skorzysta na proponowanych zmianach?



W pierwszej kolejności oczywiście banki. Eliminacja rozliczeń gotówkowych to de facto podciągnięcie terminala płatniczego do każdego najmniejszego sklepu w powiecie oraz włożenie do portfela każdego emeryta karty płatniczej, produkowanej przez jednego z kilku wiodących producentów kart na świecie. To także zagwarantowanie bankom stabilności ze strony rządów państw, czy instytucji ponadpaństwowych. W razie kłopotów finansowych, bank będzie mógł sięgnąć po oszczędności swoich klientów, pozbawionych raz na zawsze instrumentu w postaci wypłaty z banku swoich środków lub po aktywa swoich zdrowych spółek-córek (np. działających w Polsce). Instytucje prawne umożliwiające takie działanie już istnieją (w przypadku przejmowania aktywów swoich klientów w ograniczonej formie, ale jednak) i są częścią europejskiego, a więc, chcąc nie chcąc, polskiego systemu prawnego („Dyrektywa BRRD”). Problem w tym, że tak długo, jak istnieje gotówka, system bankowy nie może z „dobrodziejstw” tych instytucji skutecznie skorzystać.



Kolejny krok to ekonomiczne science-fiction. Można jednak wyobrazić sobie sytuację, w której zapłacić kartą za jakąś grupę produktów zwyczajnie nie będzie można. A za inną będzie trzeba. Żarówki dostatecznie energooszczędne. Samochody tej, czy innej marki. Rachunek za prąd, czy wodę nie wyższy niż kwota x na osobę. Szczepionki. Broń. O kształcie naszych zakupów może decydować ten, kto będzie mieć wpływ na kształt ustanawianego prawa. I raczej nie będzie tu chodzić o projekty obywatelskie. Tymczasem nasze veto w postaci gotówki i domowej skarpety będzie już tylko bladym wspomnieniem.


Ksawery Jankowski