środa, 1 marca 2017

Kazali patriotom „wyp***ć z Polski” (relacja z II Marszu Niezłomnych w Hajnówce)

     „Całe zło idzie od Polski katolickiej”, „tutaj są nasze ziemie okupowane przez Polszę”, „po 1945 roku w lasach były już tylko bandy przestępcze”, „ludzie, cywile kolaborowali, bo musieli jakoś żyć” – takie szokujące zdania można było usłyszeć wśród przeciwników hajnowskiego marszu pamięci „Żołnierzy Wyklętych”.

Miejscowa ludność, wspierana przez członków KODu i stowarzyszenie „Obywatele RP” zablokowała legalny marsz, ponieważ „faszyści czcili nim ludobójców i morderców”. Chodzi tu głównie o postać kpt. Romulada Rajsa „Burego”, który po 1945 roku dokonał pacyfikacji kilku wsi na Podlasiu. Zginęły wówczas kobiety i dzieci, jednak nie z ręki „Burego”. Kolaborujące z okupantem wsie miały zostać spalone, konfidenci zabici, a ludność nastraszona. W tym celu żołnierze NZW kazali gromadzić się mieszkańcom wiosek w centralnym punkcie, po czym podkładali ogień w zabudowaniach. Niektórzy nie posłuchali rozkazu, ponosząc tym samym śmierć w płomieniach. Nie było jednak mowy o zamykaniu ludności w płonących budynkach. Takie scenariusze miały charakter prewencyjny, dlatego drzwi i okna były zawsze otwarte, a żołnierze polskiego podziemia strzelali na pokaz w powietrze lub ziemię. Działo się tak w przypadku wiosek, co do których nie było wątpliwości, że kolaborowały z okupantem, a na tych ziemiach była to praktyka niemal powszechna.

Już we wrześniu 1939 r., gdy Polska wciąż walczyła, mieszkający na wschodzie białoruscy chłopi wraz ze społecznością żydowską organizowali się w komunistyczne bojówki, które popełniały zbrodnie na wycofujących się żołnierzach wojska polskiego, mordowały konne patrole, strzelały w plecy zwiadowcom, likwidowały patriotów. Przebijające się w kierunku oblężonej Warszawy oddziały polskiej armii musiały pacyfikować uzbrojone wsie, których mieszkańcy czekali już na okupanta.

Tendencja ta utrzymała się przez cały okres wojny. Tzw. „tutejsi”, czyli podlaskie chłopstwo bez identyfikacji narodowej chętnie kolaborowało zarówno z faszystami, jak i komunistami. Wiele polskich oddziałów AK, NSZ, NZW poniosło ciężkie straty w wyniku donosów miejscowych furmanów, sołtysów, a nawet prawosławnych księży. Świadczą o tym dokumenty spisane w Gestapo lub przez KBW/UB/MO.

Palenie wsi przez oddziały polskiego podziemia było powodowane również faktem przechowywania przez miejscowych sporej ilości broni i amunicji, która w pożarach po prostu wybuchała. Dlatego właśnie polscy dowódcy nakazywali opuszczenie domów. Egzekucje na zdrajcach przeprowadzano wybiórczo. Nigdy nie miały one charakteru masowych zbrodni wedle klucza odpowiedzialności zbiorowej.

Dzisiejsi mieszkańcy Hajnówki najwyraźniej nie chcą pamiętać o tych faktach. Na pytania o kolaborację z okupantem reagują agresją, a historię cytują wybiórczo, przyrównując wydarzenia sprzed 70 lat do dzisiejszych realiów. A przecież w latach 40′ obowiązywało prawo wojenne, które jasno definiuje postępowanie wobec zdrajców ojczyzny.