Niemcy są strasznie źli, gdy ktoś wypomni im, że jednak dość
powszechnie poparli NSDAP w 1933 r., a jednocześnie w swej literaturze
(zwłaszcza wśród „Wypędzonych”) nagminnie stawiają znak równości
pomiędzy Polakami a komunistami, traktując porządek po 1945 roku na
Ziemiach Zachodnich jako polski. Nie baczą przy tym w ogóle na fakt, że
Polacy nie dostali żadnej szansy, by w tym czasie decydować o swoim
losie. Jest faktycznie tak, że Niemcy wyobrażają sobie, iż wszystko było
w porządku aż do 1945 roku, gdy
przyszli „Polacy”. Do większości Niemców nie dociera w ogóle, że
komunizm w Polsce mógł zwyciężyć tylko z powodu zagłady Państwa
Polskiego w 1939 r., do czego wespół z Sowietami doprowadziły właśnie
Niemcy.
Ponadto instalacja komunistycznej Polskiej Rzeczpospolitej
Ludowej nastąpiła właśnie z powodu klęski Rzeszy na froncie wschodnim,
po jej uprzednim ataku na ZSRS. To zwycięska Armia Czerwona na podbitym
terytorium osadziła „polskich” komunistów (wśród których, jak wynika z
danych IPN, ogromną część stanowili Żydzi i Rosjanie). Nie negując
udziału w powstawaniu powojennej, komunistycznej Polski niemałej grupy
Polaków, nie mogę zgodzić się, by obarczano Polaków zbiorową winą za
PRL. Niemcy jednakże (a także wielu pseudośląskich działaczy) bez
zahamowań mówią o polskich obozach koncentracyjnych po wojnie, pomijając
milczeniem historyczny kontekst i fakt, że wielu obozowych oprawców nie
miało polskiego pochodzenia (Salomon Morel w Jaworznie czy niektórzy
śląscy autochtoni jako dozorcy w Łambinowicach). Ujmując sytuację
ówczesnej Polski w języku filozofii arystotelesowsko-tomistycznej: PRL
była krajem polskim tylko materialnie (zarządzała polskim terytorium i
ludźmi), ale nie formalnie, ponieważ nie reprezentowała polskiego
społeczeństwa i narodu, nie stanowiła też kontynuacji polskiej
historycznej państwowości.