sobota, 10 lipca 2021

Maurras: Demokracja – słowo

  

             Słowa doznają przemocy, lecz odwzajemniają zło, które im się zadaje. Zwracają je językom, umysłom, żywym ludziom. Zadana im krzywda domaga się zadośćuczynienia. Słowa przestają być posłuszne, rozkazują i szkodzą, ponieważ już się nawzajem nie rozumieją, walczą ze sobą i oddzielają się od siebie jak w Wieży Babel.

Te stroniczki zostały napisane dla gromadki dobrych duchów, które nie chcą ani kłótni, ani walki, Paucis quos aequus amavit Jupiter1. Zgodzą się one ze mną, że trzeba iść na ratunek słowom cierpiącym przemoc w trwodze przed jeszcze gorszym złem.

Czy demokracja jest rzeczą czy słowem? I jaka to jest rzecz, jeśli jest czymś więcej niż słowem? To jest to, co pragnie się ujrzeć w sposób tyleż wolny, co klarowny. Lecz słowo może służyć wielu rzeczom i bardzo różnym gatunkom bytów. Kiedy wszyscy mają jakieś słowo na wargach, czy można się jeszcze nawzajem zrozumieć?

Wydaje się, że starożytni Grecy chcieli ustanowić ład naprawdę czysty i prawy, w języku ich wiedzy; powiada się, że doświadczyli oni postępu Ducha. Lecz podobnego usprawiedliwienia nie będzie można udzielić obrońcom demokracji zachodniej ostatnich trzech stuleci, a zwłaszcza jej współczesnym adwokatom.

Ryzyko popełnienia zasadniczej i trwałej w skutkach pomyłki nie przejmuje ich. Koniec końców, termin „demokracja” staje się dwuznaczny, zdradliwy i zaskakująco sprzeczny zewnętrznie; grozi mu nadanie wszystkich możliwych znaczeń poza… prawdziwym; wprowadza do świata zamęt i żałosne nieporozumienia. W tych mrokach umysłowego konformizmu, niekiedy przebiegle potęgowanych zachcianek – uczeni nie mogą rozeznać swoich powinności. Nie przywołują na pomoc dawnych, czcigodnych autorytetów. Bez skrupułów, niemal bezwiednie, ciągną zyski z nieszczęścia tych, na których dokonują eksperymentów pełnych łez i krwi.

Ci wszyscy, którzy pragną pomieszać szyki i nade wszystko przedłużyć rozgardiasz, mogą pójść za sugestią Maritaina, doszukującego się w słowie „demokracja” sensu znacznie szerszego niż ten, który występuje w klasycznych traktatach o polityce2. W ten sposób, ćwiartując sens jednego małego słówka, niweczy się jednym zdmuchnięciem wszystkie usiłowania jego precyzacji. I zaczynają się logomachie, niekończące się, jałowe spory o słowa! To rozluźnienie znaczenia terminu popchnęło Maritaina do snucia majaczeń; nie zgadza się on ani ze znaczeniem zwyczajowo przyjętym przez wszystkich prawych ludzi (des honnêtes gens), ani z tym, które stosowali poważni pisarze wszechczasów – naturalnie wyjąwszy jego samego i czasy nam współczesne.

Kiedy słowa inicjują pomiędzy jednostkami i ludami grę życia i śmierci, dobra i zła, potrzebna jest troska mędrca, dla którego ów ład stanowi usprawiedliwienie jego aktywności.

Powiedzmy zatem otwarcie to, czego się na ogół nie dopowiada w związku z demokracją: rząd ludowy pojęty jako rząd liczby (gouvernement du nombre), jako rząd tych, którzy w swojej masie mienią się być Królem i Bogiem, może być ufundowany tylko, bez względu na deklaracje, na równości rang, uprawnień oraz stanu posiadania.

Charles Maurras

/fragment niepublikowanego rękopisu, zredagowanego w więzieniu w 1946 r. i zatytułowanego Demokracja: słowo, rzecz…/

Tłumaczył prof. Jacek Bartyzel

Za: Legitymizm.org 

Za: https://myslkonserwatywna.pl/maurras-demokracja-slowo/