poniedziałek, 26 września 2022

Adam Tomasz Witczak: Król-filozof nieprawowity

 

           Ósmego września bieżącego roku zmarła – w wieku lat 96 – xiężna Elżbieta Sachsen-Koburg-Gotha vel Windsor: osoba, która przez siedem dekad, zapewne w subiektywnie dobrej wierze, odgrywała rolę królowej angielskiej, a formalnie rzecz biorąc: „królowej Zjednoczonego Królestwa Wielkiej Brytanii i Irlandii Północnej”.

Powyższy opis stanu rzeczy może się wydawać szorstki i zgoła niecodzienny na portalu podpisującym się wszak pod szczytną ideą monarchizmu. Jeżeli bowiem już nawet monarchiści nie wyrażają się o królach i królowych z należytą czcią czy choćby szacunkiem, to jakże nisko upadliśmy (by przywołać krążący po internecie mem ze smutnym gołębiem zanurzającym dziób w brudną kałużę). Wszelako takie wrażenie mogą odnieść jedynie ci czytelnicy, którzy na niniejszy portal zaglądają rzadko lub trafili nań po raz pierwszy – i niezbyt orientują się w meandrach sukcesji europejskich rodów panujących; w szczególności zaś nie wiedzą nic o jakobityzmie.

Tenże jakobityzm jest bowiem formą legitymizmu typową dla Wielkiej Brytanii – swego rodzaju odpowiednikiem legitymizmu francuskiego, wywodzącego się od ultrasów doby Restauracji; legitymizmu hiszpańskiego (czyli karlizmu); portugalskiego (miguelizmu); i wreszcie włoskiego – choć w tym ostatnim wypadku lepiej chyba mówić o różnych lokalnych legitymizmach, z których najbardziej znany jest ten związany z dziedzictwem Królestwa Obojga Sycylii.

W każdym razie neojakobityzm w swej dojrzałej i odrodzonej postaci, która zaczęła się pod koniec wieku XIX, można łączyć z tymi ruchami. Czy zaś historyczny jakobityzm XVII- i XVIII-wieczny do nich pasuje – to kwestia odrębna. Swego czasu przedstawialiśmy sceptyczny pogląd na tę kwestię (por. Kłopot z jakobitami – aczkolwiek nie twierdzimy, że tekst ten odzwierciedla opinię Redakcji; jest to li tylko tłumaczenie głosu w dyskusji).

Jakobityzm definiowany jest przez pana prof. Jacka Bartyzela jako: angielsko-szkocko-irlandzki legitymizm monarchiczny „jakobitów” dochowujących wierności prawowitej dynastii Stuartów (szkoc. Stewartów) po obaleniu [w] 1688 [roku] przez Parlament katolickiego króla Jakuba II(VII). (Jakobityzm)

Można też spojrzeć na rzecz (auto)ironicznie, jak redaktorzy naszej rodzimej „Gazety Warszawskiej” blisko półtora wieku temu:

Wszyscy czytelnicy zapewne są bezwarunkowo przekonani, że królowa Anglii zwie się Wiktoryą i posiada pełne prawo do zasiadania na tronie Zjednoczonego Królestwa. Otóż, proszę przyjąć do wiadomości, że rzeczy mają się zupełnie inaczej. W Anglii powinna wprawdzie panować królowa, ale na imię jej Marya – Marya IV – a jak dotychczas księżna Ludwikowa bawarska.

Grono bogatych próżniaków angielskich, zamiast innego sportu, uprawia od kilku lat agitacyę, mającą wpoić w tłumy przekonanie, że dzisiejszy dom panujący w Anglii, hannowerski, spadkobierca orańskiego, przywłaszczył sobie prawa, należące się słusznie starszej, katolickiej linii Stuartów […]. Owi nowi sportsmeni wydają nawet tygodnik „The Jacobite” (Jakobita) i zwołują wiece. Rząd atoli patrzy z pobłażliwym uśmiechem na zabawkę „pracowitych próżniaków”. [„Gazeta Warszawska”, 27 lutego (11 marca) 1893, nr 66]

Wydaje się, że zwłaszcza neojakobityzm wiązać można z katolicyzmem, nawet jeżeli – jak to napisano w artykule wspomnianym w poprzednim akapicie – osiemnastowieczny jakobityzm był kolorowym workiem opozycji antyhanowerskiej, do którego wpadał przede wszystkim irlandzki i szkocki nacjonalizm, zmarginalizowane grupy religijne (jak szkoccy episkopalianie), a także obrońcy reform i Oświecenia, często masoni. Ruch jakobicki był katolicki, liberalny i synkretyczny.

Swoją drogą, pół żartem, pół serio moglibyśmy mówić o trzeciej drodze: tej, którą reprezentował Jan Leslie Yeowell alias „Stubba”. Ów bowiem łączył zaangażowanie w sprawę jakobicką z neopogaństwem odynicznym, a było to zupełnie niedawno, bo w drugiej połowie XX wieku tudzież u progu nowego stulecia.

Jakkolwiek było, jakobityzm istnieje i działa, jeżeli nie na polu stricte politycznym, to na metapolitycznym i kulturalnym. Frontalną organizacją tego nurtu jest z pewnością powstałe w 1926 roku Royal Stuart Society, które głosi, że sprzeciwia się republikanizmowi i promuje wiedzę o dziedzictwie Stuartów.

Jakobicka linia sukcesji prezentuje się chronologicznie tak:

Jakub II/VII (Stuart), od 6 II 1685 do 16 IX 1701

Jakub III/VIII (Stuart), od 16 IX 1701 do 1 I 1766

Karol III (Stuart), od 1 I 1766 do 31 I 1788

Henryk IX/I (Stuart), od 31 I 1788 do 13 VII 1807

Karol IV (Sabaudzki), od 13 VII 1807 do 6 X 1819

Wiktor I (Sabaudzki), od 6 X 1819 do 10 I 1824

Maria III/II (Sabaudzka), od 10 I 1824 do 15 IX 1840

Franciszek I (Habsburg-Este), od 15 IX 1840 do 20 XI 1875

Maria IV/III (Habsburg-Este), od 20 XI 1875 do 3 II 1919

Robert I/IV (Wittelsbach), od 3 II 1919 do 2 VIII 1955

Albert I (Wittelsbach), od 2 VIII 1955 do 8 VII 1996

Franciszek II (Wittelsbach), od 8 VII 1996

Obecnym królem (i nie „pretendentem”!) jest, jak widać, Franciszek II (Franz von Bayern), dobiegający dziewięćdziesiątki.

A co z „Karolem III”, tj. xięciem Karolem Windsorem? Zaiste, postać to paradoksalna, abstrahując już od spraw sukcesji i prawowitości. Dość przygnębiające jest to, że kojarzymy go jako człowieka, który (będąc już w dodatku w poważnym wieku) żywił pragnienie zostania tamponem (!) swojej kochanki, obecnej „żony” (cywilnej) i „królowej” – Kamili Shand (z którą zdradzał ówczesną małżonkę, Dianę Spencer). Ogólnie rzecz biorąc, historia perypetii osobistych Karola Windsora nie jest zbyt budująca. Tym to dziwniejsze, że ten sam człowiek od dawna związany jest – co dla niektórych czytelników będzie pewnie zaskoczeniem – ze środowiskiem tradycjonalistów integralnych vel perennialistów. Innymi słowy, tenże Karol Windsor – rozwodnik, uczestnik Światowego Forum Ekonomicznego, promotor „polityki klimatycznej”, a do tego, jak głoszą teorie spiskowe, diabeł wcielony i reptilianin – jest czynnym uczestnikiem dyskursu prowadzonego według wskazań takich autorów jak Renat Guénon, Ananda K. Coomaraswamy (i jego syn, katolicki xiądz Rama P. Coomaraswamy), Frithjof Schuon, Marcin Lings, Seyyed Hossein Nasr, Tytus Burckhardt, Gai Eaton czy Jakub Cutsinger.

Nie wydaje się, biorąc pod uwagę liczne wypowiedzi Karola, by chodziło tu o sztampową rolę „przecinacza wstęg” i króla czy księcia przyjmującego każdy patronat, który podsuną mu do podpisania specjaliści od PR.

Przeciwnie: Karol Windsor patronuje tzw. Akademii Temenos, która promuje perennialistyczny punkt widzenia i zresztą publikuje multum ciekawych materiałów, m.in. o metafizycznym postrzeganiu rzeczywistości, symbolice sakralnej czy mistycyzmie (w tym – chrześcijańskim). Windsor współpracuje także z pismem „Sacred Web”, ściśle perennialistycznym (publikował tam m.in. wspomniany już x. Coomaraswamy). Specjalnie dla tego pisma nagrał swego rodzaju expose (część pierwsza, część druga), w którym powołuje się na La crise du monde moderne Renata Guénona i ubolewa nad tym, że nowoczesność zatraciła relację z transcendencją i postrzeganiem świata przez pryzmat autentycznej metafizyki.

Oczywiście Windsor w życiu publicznym trzyma się relatywnie „bezpiecznych” tematów: atakuje na przykład „nowoczesną architekturę”, wychwalając architekturę tradycyjną i „powrót na wieś”. To nie powinno dziwić: dziwne (ale w jakiś sposób budujące…) byłoby, gdyby powoływał się na te wątki perennializmu, które w oczywisty sposób wiążą się ze „światoobrazem” szeroko pojętej „skrajnej prawicy”.

Co z tego wszystkiego wyniknie: nie wiemy. Oto „wtrynił się [nam] na tron” (by użyć sformułowania, jakiego wobec nieprawowitych władców używał prof. Bartyzel, cytując zresztą Szekspira) swoisty król-filozof, a zarazem starszy pan po przejściach i z przeszłością. Bywalec klasztorów prawosławnych na górze Athos, sympatyk sufizmu i – jak to sam powiedział, powtarzając słowa przysięgi „królewskiej” – obrońca prawdziwej wiary protestanckiej. No cóż, byli wśród perennialistów i protestanci – jak choćby nominalny metodysta (a realnie synkretyk) Huston Smith. A jak Karol Windsor przez lata łączył to swoje „religijne” czy też „międzyreligijne” (ba, „duchowe”, „mistyczne”) zaangażowanie z osobliwym modelem życia osobistego? Tego ostatecznie nie wiemy. Nikt przecież nie jest święty, a na pewno wśród perennialistów: dość przypomnieć, że sam Ananda Coomaraswamy rozstał się kolejno z trzema żonami i śmierci dożył dopiero z czwartą, matką Ramy.

Tymczasem sukcesja jakobicka idzie własnym torem, a jakobici zarówno na rozbuchaną pompę „monarchii windsorskiej”, jak i na jej porażki moralne – patrzą albo z oburzeniem, albo z pogardą, albo z politowaniem, albo z życzliwą obojętnością, w zależności od tego, jaki kto ma temperament.

Za:  http://www.legitymizm.org/krol-filozof-nieprawowity