niedziela, 25 września 2022

Adrian Nikiel: Wściekłość, wrzask i brak sensu

[…] wielu ludzi popadło w fanatyzm i zmieniło się w strażników pilnujących właściwych słów i zachowań. (str. 335)

          Po czym możemy rozpoznać człowieka lewicy? Z reguły udziela błędnych lub niepełnych odpowiedzi na rzeczywiste problemy. Tą definicją można podsumować dzieło pani Sary Marcus na temat ruchu Riot Grrrl, powstałego na początku lat dziewięćdziesiątych XX wieku w Stanach Zjednoczonych. Pod względem literackim nie jest to najbardziej pasjonująca lektura, a stylistyczna monotonia sprawia, że jest nawet nieco męcząca, ale równocześnie dla myślących będzie kolejnym dowodem, że droga, która nie prowadzi do Boga, zmierza ku nicości. Opowieść bardzo smutna, a przez to pouczająca.

Ruch narodził się wśród nastolatek sprzeciwiających się gwałtom i innym formom przemocy sexualnej, dorastających w rozpadających się rodzinach, w domach często dotkniętych brutalnością i alkoholizmem. Niektóre z dziewczyn doświadczyły kazirodztwa. Bunt był zatem reakcją wobec „kultury przyzwolenia”: mężczyzna przed ślubem musi mieć wiele kochanek, powinien się wyszumieć, a rozładowując napięcie erotyczne, nie musi pytać o pozwolenie obiektu swoich, powiedzmy to delikatnie, zalotów. „Zaliczanie” jako sport narodowy.

I gdyby ograniczyć się do takiego opisu, sprzeciw młodzieży zaangażowanej w Riot Grrrl byłby godny pochwały. Niestety, postawy przyjęte w obliczu zarysowanego wyżej stanu rzeczy sprzyjały narastaniu moralnego chaosu. Wychowanie nastolatków do wstrzemięźliwości nie wchodziło w grę. Nie było wezwania do powrotu do surowej moralności, wierności małżeńskiej i dobrych obyczajów, do walki z rozwodami i monogamią seryjną czy zachęt do wzajemnego szacunku, lecz odpowiedzią na przemoc stała się wulgarność w języku i zachowaniach. Na jaw wyszły skłonności do dyskryminowania mężczyzn. Co gorsza, z ochroną własnego ciała przed nadużyciami łączono entuzjastyczne przyzwolenie na zabijanie dzieci w łonach „matek” i współpracę z przemysłem aborcyjnym. Zapewne od ludzi wkraczających w dorosłość i obarczonych licznymi koszmarami trudno wymagać krytycznych analiz myśli politycznej, niewątpliwie jednak aktywistki Riot Grrrl z wcześniejszych fal feminizmu wzięły to, co najgorsze.

Bardzo szybko w ruchu pojawiły się tendencje sekciarskie, głównie związane z koniecznością werbalnego samobiczowania się za domniemane przywileje rasowe oraz tzw. klasizm1. Na lewicy pokutuje się bowiem nie za grzechy, lecz za kwestie, na które nie miało się żadnego wpływu. Albo za poważne traktowanie Dekalogu. Do rangi symbolu urastają więc tragikomiczna sytuacja w waszyngtońskim lokalu ze striptizem i jej konsekwencje, jak w soczewce skupiające wszystkie sprzeczności Riot Grrrl (str. 323 i nast.). To samo można powiedzieć o wydarzeniach podczas drugiego konwentu2. W deklaracjach każda nastolatka czy studentka mogła bez pytania kogokolwiek o zgodę stwierdzić, że jest częścią ruchu, w praktyce musiała wywalczyć dla siebie miejsce, licząc się z odrzuceniem, jeśli nie wpisywała się w osobliwą, purytańsko-libertyńską etykę siostrzeństwa. Pomimo deklarowanej walki z hierarchią, pomimo braku liderek, tylko niektóre z aktywistek mogły nadawać ton. Wbrew wszelkim zaklęciom o równości trudno, żeby było inaczej. Ktoś przecież musi stworzyć policję myśli.

Minęły trzy dekady, rewolucja obyczajowa trwa. Tendencje purytańsko-libertyńskie ponownie i w znacznie większej skali zyskały na znaczeniu wraz z ruchem #JaTeż. (Bez)sens Riot Grrrl, przynajmniej w interpretacji pani Sary Marcus, zamknąć zaś można w dwóch zdaniach:

To nie była walka z rozpustą, lecz jedynie próba wymuszenia takiej zmiany, po której same dziewczęta określałyby, jakim rozkoszom, również dewiacyjnym, zamierzają się oddawać. Ich potencjał rewolucyjny – na szczęście – wypalił się w rozważaniach, kto i w jaki sposób może inicjować zbliżenie.

I tylko szkoda tych wszystkich zdeprawowanych dziewcząt (dzisiaj: pań w średnim wieku), które uciekając z domowego piekła, odrzuciły jedyną realną pomoc – łaskę naszego Pana Jezusa Chrystusa.

Sara Marcus, Do przodu, dziewczyny! Prawdziwa historia rewolucji Riot Grrrl, tłum. Andrzej Wojtasik, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2022, ss. 376.


1 Wygląda na to, że wzorcowa feministka, przynajmniej w opisywanej epoce, powinna być Murzynką lesbijką z klasy robotniczej.

2 Zachowywałyśmy się grzecznie i uprzejmie, ale chyba jako jedyne w tym gronie […]. Te laski myślały, że mogą robić chlew, bo są wielkimi punkówami albo riot grrrls. Dla mnie były jedynie bandą zepsutych bachorów (Andrea Davis, str. 341).

Za:  http://www.legitymizm.org/wscieklosc-wrzask-brak-sensu