czwartek, 27 października 2022

Mariański: Nie jesteśmy Rzymianami

  

         W jednej z najbardziej znanych wypowiedzi Charles Maurras, wybitny myśliciel francuskiego integralnego nacjonalizmu, streścił swoje dziedzictwo kulturowe do jednego zawołania: „Jestem Rzymianinem” [1]. Wypowiedź ta wpisuje się w powtarzaną wielokrotnie, zarówno na Zachodzie, jak i u nas, szczególnie przez Feliksa Konecznego, teorię troistości cywilizacji łacińskiej – opartej rzekomo na filarach rzymskiego prawa, greckiej filozofii i chrześcijańskiej moralności bądź wiary.

Słysząc te hasła nie widzę w nich Europy – widzę tam tylko jej fragmenty, wycinki, formy narzucone przez historię, lecz nie przez nią samą koniecznie stworzone. Rozum śmie protestować i odpowiedzieć francuzowi: „Nie jesteśmy Rzymianami”.

O własny byt w historii

Rzymskie prawo faktycznie sprawuje centralną rolę w naszej cywilizacji – na jego recepcji oparty był nasz porządek prawny przynajmniej od dojrzałego Średniowiecza. To prawo rzymskie wytworzyły dwa główne ośrodki władzy – Święte Cesarstwo z jego „quod principi placuit…” [2] i Święte Papiestwo z prawem kanonicznym, opartym w znacznej części na rzymskim. Prostym argumentem byłoby wykazanie wielu różnic między tym recypowanym a antycznym prawem rzymskim, lecz nie o to chodzi w tej dyskusji, bo rdzeń pozostanie przecież ten sam. Chodzi natomiast o wybitnie Europejski charakter rzeczywistości, mentalności i dążeń, których nie miał żaden Rzymianin. Święte Cesarstwo nie było tylko kontynuacją Rzymu – było przepełnione nowym duchem, rządzonym przez germańską krew. Papiestwo nie było takie samo, jak w pierwszych wiekach po Chrystusie, dokonało emancypacji i przeobraziło się w instytucję kontynentalnych ambicji. Co więcej – Rzym mniemał, że ma prawo do władzy nad całym światem, Cesarz i Papież uważali natomiast, że wprost nim rządzą. Dominium mundi nie było tylko postulatem, bo powstające państwa zawsze podporządkowywały się jednej lub drugiej władzy, a przynajmniej do czasów przewagi zasad państw narodowych. Ten Rzym – równie uniwersalny, zatem w tym równie rzymski, co stary – wytworzyły te same ludy, które zmiażdżyły jego poprzednika. To Goci i Germanie wytworzyli nowego europejskiego ducha. Oczywistym jest, że wytworzył go też Św. Augustyn, Św. Paweł czy Św. Leon, a wiele zaczerpnął on z Platona czy Arystotelesa. Europy nie wyczerpują jednak figury rzymskiego jurysty, greckiego filozofa i chrześcijańskiego męczennika – mamy własny byt w historii i odrębne wzorce: rycerza, króla, cesarza i kapłana.

Pseudomorfoza

Oswald Spengler pisał, że każda kultura wyraża się w odrębnych i własnych formach – może jednak zajść zjawisko tzw. pseudomorfozy. Polega ono na wlewaniu nowego wina w stare bukłaki, czyli życia nowej duszy kultury w stare formy martwego organizmu. O ile autor tego pojęcia jako przykłady wskazywał głównie Bizancjum i Rosję, to nie sposób nie widzieć tego zjawiska także w Europie. Gotycka katedra wyraża gotyckiego, czyli europejskiego ducha – nie wyraża jej jednak zapatrzony w antyk renesansowy kościół, bo obracał się przeciwko temu, z czego wychodził. Tzw. „Odrodzenie” było bardziej stagnacją z perspektywy europejskiej – nie w tym sensie, że nie wniósł nic nowego, lecz w tym sensie, że to co z niego wyszło było jakby obce, nie własne. Wszelkie zjawiska klasycyzmu nie mogą być oceniane w pełni pozytywnie. W kontekście danej epoki można zwać je czasami ostatnimi porywami przeciwko upadkowi formy (klasycyzm nadaje formie znaczną przewagę nad treścią), jak np. we współczesnej poezji, jednak nadal są to ruchy odtwórcze, katechoniczne z natury. Kultura jest jak człowiek – rodzi się ze swoich rodziców, kocha ich i słucha się ich, lecz kiedyś przychodzi czas, że musi założyć własny dom lub przejąć dziedzictwo albo spadek po nich w swoje ręce. Tak jak historycznie Europa pozostawała pod pewną pseudomorfozą cywilizacji starożytnej, tak dzisiaj często narzucamy ją sobie sami. Spłycamy narrację do „Rzymu”, stajemy się odtwórcami minionej wielkości. Jeżeli prawda ma zwyciężyć to musi być twórcza, bo wiecznie nienasycony jest człowiek i wiecznie szuka.

Impotencja człowieka Zachodu

Dzisiaj odradza się nasza dobrowolna pseudomorfoza, szczególnie wśród środowisk prawicowych. Jest to wynikiem i owocem tego co zauważył już Nietzsche – impotencji naszej cywilizacji. Jego obraz „ostatniego człowieka, który wszystko zdrabnia” [3], wbrew temu co sam uważał, to nie obraz „człowieka”, lecz „Europejczyka”. Kult ofiary, czyli także kult stojącej za nią słabości, hedonizm dla zapomnienia o naszej nicości i nihilizm dla wywyższenia się w niej to objawy upadającego społeczeństwa. Tam gdzie trwa żywot trzeba poświęceń, życie nie zamyka się w otumaniającej nas z naszego smutku przyjemności, a idzie naprzód dla wyższych wartości. Nietzsche tą postać „końca czasów” maluje nam tak, jak widzimy dziś ludzi martwej Europy. My, głoszący dawną świetność i blask minionych dni, jesteśmy bardzo często równie wciągnięci w tą impotencję. Płodność autorów prawicowych, nie umniejszając wartości ich pracy dla naszej sprawy, zbyt często ogranicza się do popularyzacji idei i pracy historyczno-opisowej. Brak nam twórczego ducha, nie tylko w zakresie ideologiczno-filozoficznym, ale także kulturowym. Impotencja cywilizacji oznacza jej odtwórczość kulturową, brak wielkich dzieł i przedsięwzięć, lub wręcz przeciwnie, kult wielkich, lecz martwych w swojej treści dzieł. Szczególnie objawia się to w sztuce wyższej, gdzie właśnie powstają wielkie dzieła epok historycznych.

Dominacja plebejskości w kulturze oznacza śmierć zadaną przez twórców – ta bowiem jest wywłaszczona, więc niehistoryczna, i poddana, a więc słaba duchowo. Oczywistym jest, że na skalę masową, nie ma rozwiązania na tą impotencję, jednakże w ramach naszego środowiska jesteśmy w stanie mu przeciwdziałać.

Potencjalność konserwatyzmu

Konserwatyzm z zasady faktycznie jest ruchem mało „potencjalnym” w sensie Arystotelesowskim. Mentalność tej postawy politycznej wynikała pierwotnie z pewnością z zachwytu nad przeszłością i pięknem cywilizacji, której trzeba bronić, z postawy moralnej wiernej dawnym wartościom. Była to postawa defensywna, a więc niejako bierna. Dzisiaj jednak konserwatyzm, a w zasadzie tradycjonalizm czy reakcjonizm, bo «conservare» nie wydaje się już dziś możliwe, jest wynikiem postawy buntowniczej wobec rzeczywistości zastanej, krytycznej oraz pewnego umysłowego typu charakterystycznego dla filozofów idealistycznych. Dążenie do świata matematycznych prawzorów dla zastanego bytu, idealnych pierwiastków i zasad istnienia – to wszystko jest elementem młodości, porywczej i twórczej. Konserwatyzm powinien dziś być nurtem najbardziej potencjalnym, możnościowo bogatym. Mamy więc możliwość rozbudowy, twórczości, nowego podchodzenia do zjawisk i rzeczy, odkrywania na nowo dawnych myśli. Mamy prawo iść do Tradycji wprzód, nie w tył. Rekonstrukcjonizm, ślepo odwzorowujący dawne wzorce z ich historycznym bagażem, jest stanowiskiem pozbawionym możności, niepotencjonalnym i nie zdolnym do realizacji. Młode nurty konserwatywne, oraz te, które jeszcze nadejdą, są natomiast bliższe pierwotnemu rozumieniu tego, co jest Tradycją (statyczną, ale opartą na uczestnictwie, nie na niezmienności).

Po co nam Rzymskość

Skoro w twórczości mamy się wyrażać, a cywilizacja konserwatywna to taka, która jest żywa, pozostaje nam jedno pytanie – po co nam Rzymskość? Czemu nazywać się „rzymianami” i odwoływać do „klasycznego” albo „łacińskiego” ducha? Działania takie należy traktować w pewnym sensie negatywnie – zamykają one perspektywę ruchu tradycjonalistycznego, tworzą szkodliwy redukcjonizm na łonie Prawicy. Ich wartość niesie tylko konserwatywna metoda analogii i symboliki – Rzym to uniwersalizm, Grecja to zaświatowość, Chrześcijaństwo to cel najwyższy. Te trzy elementy zbiera duch Wandalów, Lombardów, Franków i innych, którzy razem spajają je w twór gotyckiej cywilizacji Średniowiecza. Jednak nie jest to świecko-republikański Rzym Cycerona i Cezara, nie jest to racjonalistyczna i sokratejska Grecja filozofów, ani nie jest to Chrześcijaństwo przedkonstantyjskie, nieuformowane jeszcze i w zaczątku. Jesteśmy Rzymianami w na tyle, na ile złupiliśmy Rzym, nie zaś na ile współtworzyliśmy jego chwałę.

Bartosz Mariański

 

1) Charles Maurras „Le dilemme de Marc Sangnier [1906]”, cyt. za: http://www.legitymizm.org/maurras-credo

2) „quod prinicipi placuit legis habet vigorem”: co podoba się Cesarzowi, zyskuje moc prawa, paremia rzymska

3) Fryderyk Nietzsche, „Tako rzecze Zaratustra”, Przedmowa Zaratustry, 5, s. 14

Za:  https://myslkonserwatywna.pl/marianski-nie-jestesmy-rzymianami/?fbclid=IwAR3QZkStS1RLRTOC22mocBdS-8vjMjFsFfeikkEwaWwyyQ3P8e3GDWIes70