środa, 4 stycznia 2023

Prof. Bartyzel: Kraków w Kongresówce?

 

          Byli i są nadal tacy, którzy wybrzydzają na Królestwo Polskie utworzone na kongresie wiedeńskim, że co to za Polska, jeśli nie było w jej granicach Krakowa. No to porównajmy to, co było faktycznie, z tym, co mogłoby być, gdyby Kraków znalazł się jednak w "Kongresówce".

Realnie Kraków został w 1815 roku "wolnym miastem", rządzonym przez miejscowy Senat pod kuratelą wszystkich trzech mocarstw Świętego Przymierza. Po wyjątkowo idiotycznym i groteskowym powstaniu krakowskim w 1846 roku, Kraków utracił swój status wolnego miasta i został inkorporowany do Austrii (jako Wielkie Księstwo Krakowskie, o czym mało kto pamięta) i wtedy nadeszły złe czasy na dwie dekady, kiedy m.in. zgermanizowano Uniwersytet. Ale po uzyskaniu przez Galicję autonomii wszystko się odmieniło i Kraków stał się aparatem tlenowym wolnego polskiego życia narodowego, politycznego, kulturalnego, naukowego, wręcz sanktuarium polskości, a nawet "Piemontem" polskiej irredenty. Także stolicą polskiego konserwatyzmu.

A co by było, w świetle późniejszych wydarzeń, gdyby Kraków znalazł się w granicach Królestwa "Kongresowego"? Właśnie wtedy, kiedy zaczynało w nim rozkwitać autonomiczne życie polskie, czyli pod koniec lat 60. i 70. XIX wieku, stałby się częścią Priwislinskogo Kraju, rusyfikowaną jak cała reszta w szkolnictwie, administracji i sądownictwie. Szyldy sklepów na Rynku Głównym, Floriańskiej, Grodzkiej, Sławkowskiej etc. byłyby wypisane cyrylicą. Być może na Rynku Głównym postawiono by krzywosławną cerkiew z cebulastymi kopułami, aby jeszcze bardziej upokorzyć polskich katolików. Garnizon rosyjski na Wawelu pozostałby, w przeciwieństwie do austriackiego, na zawsze. Na urzędy nasłano by – tak jak do Warszawy i innych miast – najgorszą, najbardziej zdemoralizowaną swołocz, celowo źle opłacaną po to, żeby demoralizowała miejscową ludność moskiewską kulturą administracyjną przekupstwa i korupcji. Uniwersytet, jeśli by przetrwał, przestałby być Jagielloński i zostałby zrusyfikowany, tak samo zresztą gimnazja, licea i szkoły powszechne. Nie powstałaby krakowska szkoła historyczna, ani Stanisław Tarnowski nie miałby Katedry Historii Literatury Polskiej. Nie byłoby ani Akademii Umiejętności, ani Muzeum Narodowego. Matejko nie miałby gdzie wystawiać swoich płócien, tak samo Grottger czy Malczewski. W Teatrze Krakowskim nie odbyłyby się prapremiery "Dziadów", "Kordiana" czy "Nie-Boskiej komedii". Wyspiański nie miałby gdzie wystawić "Warszawianki", "Wesela" i "Wyzwolenia". A przede wszystkim nie rządziliby Krakowem, jak całą Galicją, Polacy, tylko rosyjscy czynownicy. Upadłby najsilniejszy bastion polskiego Okcydentu, a nastąpiłaby jeszcze większa orientalizacja Polski.

Zaiste, Opatrzność Boża dobrze wiedziała, co robi, kierując ludźmi układającymi kształt terytorialny Europy i Polski po napoleońskiej zawierusze, że pozostawiła Kraków poza Królestwem Romanowów i winniśmy Jej za to wdzięczność. Do pewnego stopnia można odnieść także do niewejścia w skład "kongresowego" Królestwa Polskiego wielkopolskiej koleby naszej państwowości z Gnieznem i Poznaniem na czele. Oczywiście, warunki w tym zaborze były, zwłaszcza po 1871 roku, bardzo ciężkie, niemal tak samo, jak w rosyjskim, choć można było też do pewnego stopnia skutecznie się bronić na gruncie prawa, niemniej i tak Bogu należy dziękować za to, że moskiewsko-azjatycka barbaria nie rozlała się na na te ziemie.  Poznańskie (nie mówiąc już o Pomorzu czy Śląsku) nie miało wprawdzie autonomii, jak Galicja, ani polskiego uniwersytetu i szkoły, była za to Hakata i "pruskie rugi", a Kulturkampf uderzał również w nas jako Polaków, niemniej było Koło Polskie w Reichstagu, był Bazar i Biblioteka Raczyńskich, a cechy, które Wielkopolanie przejmowali od Niemców w koniecznym obcowaniu z nimi, były – w przeciwieństwie do nabywanych od Moskali – pozytywne: pracowitość, zmysł organizacji, kultura gospodarcza, praworządność i szacunek dla państwa. I dlatego główny pomysł Dmowskiego przed wybuchem i na początku I wojny światowej – "zjednoczenie" wszystkich ziem polskich pod berłem cara, w następstwie czego Rosja udusi się taką masą i będzie musiała, że tak powiem "apokaliptycznie" (patrz Anioł Laodyceński), wyrzygnąć Polskę ze swoich wnętrzności, był skrajnie niebezpieczny, bo zanim by do tego doszło, moskwiewszczyzna mogłaby poczynić niesamowite zniszczenia w ziemiach pozostałych zaborów. Krótkie, na szczęście, rządy generał-gubernatora Bobrinskiego w Galicji były tego próbką. 

Prof. Jacek Bartyzel

Za:  https://myslkonserwatywna.pl/prof-bartyzel-krakow-w-kongresowce/