poniedziałek, 12 marca 2018

225. rocznica powstania w Wandei - Tarcza przeciw inwazji barbarzyństwa

Tarcza przeciw inwazji barbarzyństwa 
       Możemy być pewni, że św. Ludwik orędował (i nadal oręduje!) za swymi duchowymi dziećmi. Ofiara Wandei jeszcze przyniesie owoce. Choć okoliczności są mało sprzyjające, to mam ogromną nadzieję, że na krwi wandejskich męczenników odrodzi się katolicka Francja – mówi redaktor naczelny „Przymierza z Maryją” Bogusław Bajor.


„Nie ma już Wandei, obywatele republikanie. Wraz ze swymi kobietami i dziećmi zginęła ona pod naszą wolną szablą. Grzebię ją w bagnach i lasach Savenay. Zgodnie z rozkazami, któreście mi dali, miażdżyłem dzieci kopytami koni, masakrowałem kobiety. Tępiłem wszystkich (…) My nie bierzemy jeńców, trzeba by im było dawać chleb wolności, litość to zaś nie rewolucyjna sprawa” – donosił do Paryża „rzeźnik Wandei” generał Westermann dzień po zwycięstwie sił rewolucyjnych. Czy to dzięki świętemu Ludwikowi Marii Grignon de Montfort kraina ta zdała egzamin z obrony wiary i monarchicznego porządku?

Wbrew temu, co raportował Westermann, mimo okropieństw, jakich dopuścili się tam „obywatele republikanie”, Wandea istnieje i kultywuje pamięć o swoich bohaterskich przodkach. Oczywiście, w owym czasie mogło się wydawać, że ostateczne rozwiązanie kwestii wandejskiej stało się faktem – według różnych szacunków zginęło przecież od 118 000 do 500 000 mieszkańców tej ziemi. Rewolucyjni siepacze bardzo skrupulatnie wykonywali rozkazy niszczenia wszystkiego co związane było z tym regionem – a więc dokonali ludobójstwa (nie mieli litości także dla niemowląt, kobiet w ciąży, starców a nawet dla… garstki wandejskich zwolenników Robespierre’a), zabijali zwierzęta, burzyli domostwa, wycinali lasy. Tutaj wszystko miało się zacząć od nowa – po republikańsku. A żeby to zrobić, należało skończyć ze „starą Francją”, którą ucieleśniała Wandea. Warto dodać, że dzisiejsi ideowi pobratymcy Westermanna patrzą na tych, którzy pragną kultywować pamięć o wandejskich ofiarach jak na ciemnogród, wrogi współczesnej Francji, a prawdę o ludobójstwie przemilczają.

A wracając do pytania… Otóż ludność zamieszkująca Wandeę i okolice tradycyjnie była bardzo przywiązana do religii katolickiej i monarchii. Jak pisał Chateaubriand: Duch rojalizmu żył w tym zakątku Francji. Kult Bożego Serca, objawionego św. Małgorzacie Marii Alacoque ponad wiek przed rewolucyjną hekatombą był tutaj żywy, podobnie jak pamięć o misjach ludowych, które na tych terenach prowadził 80 lat wcześniej pochodzący z pobliskiej Bretanii św. Ludwik Grignion de Montfort. Jego głęboka wiara, pobożność maryjna, niezwykła gorliwość w walce o dusze, a także różne oryginalne pomysły – budowanie kalwarii, stawianie krzyży, czy sadzenie drzew symbolizujących poszczególne  tajemnice różańcowe (te drzewa później wycinali republikanie) wzmocniły ducha i sensus catholicus w przodkach tych, którzy później jak najsłuszniej zbuntowali się przeciw rewolucyjnej i antychrześcijańskiej władzy. Dobrze uformowani przez swych ojców i dziadów, odważnie podjęli walkę w imię „Bożego porządku” oraz w obronie Wiary i Króla.

Czy można zatem określić świętego „duchowym ojcem Wandei”?

Tak. Chociaż wandejska pobożność i wierność Kościołowi były znane jeszcze przed misjami św. Ludwika, to niewątpliwie stał się on tym, który umocnił wiarę, miłość do Chrystusa i Matki Najświętszej, rozbudził gorliwość wśród dziadów i ojców wandejskich powstańców. Oni przekazali mocną wiarę swoim walczącym potomkom. Możemy też być pewni, że św. Ludwik orędował (i nadal oręduje!) za swymi duchowymi dziećmi. Ofiara Wandei jeszcze przyniesie owoce. Choć okoliczności są mało sprzyjające, to mam ogromną nadzieję, że na krwi wandejskich męczenników odrodzi się katolicka Francja.  

Przeciwstawiający się złu wielokrotnie w przeszłości brali za swą orędowniczkę Matkę naszego Pana Jezusa Chrystusa, by wspomnieć choćby ryngrafy zakładane przez polskie rycerstwo, ale i przez Żołnierzy Wyklętych. Skąd taki wyjątkowy wyraz czci dla Maryi?

Ma on swą genezę w słowach, które Pan Jezus wypowiedział z Krzyża do św. Jana: Oto Matka twoja. Przez osobę „umiłowanego ucznia”, Chrystus dał Swą Matkę wszystkim swoim wyznawcom. Później działał już ten, którego Maryja jest Oblubienicą - Duch Święty. Już w III wieku powstała modlitwa Pod Twoją Obronę (Sub Tuum Praesidium)

A ograniczając się tylko do historii narodu polskiego… Naszemu oddaniu Maryi daje wyraz już pierwotny hymn narodowy Bogurodzica, który przez całe stulecia rozbrzmiewał w rozmaitych ważnych chwilach życia religijnego, społeczno-politycznego i rodzinnego Polaków, począwszy od koronacji królewskich, a skończywszy na chrzcinach, weselach czy pogrzebach. Także w obliczu wroga – jak pod Grunwaldem i Wiedniem – wzywano Bogurodzicy.

Maryja jest Królową Polski. I do niej się uciekamy, bo jako nasza Monarchini zawsze jest gotowa przyjść nam z pomocą. Była podczas Potopu Szwedzkiego – odpędziła protestanckiego najeźdźcę, umacniała ducha polskiego podczas zaborów (objawiając się w Gietrzwałdzie w 1877 r. mówiła: Jeśli ludzie będą gorliwie się modlić, wówczas Kościół nie będzie prześladowany, a osierocone parafie otrzymają kapłanów. Przy końcu objawień Matka Boża wypowiedziała słowa pociechy: „Nie smućcie się, bo Ja zawsze będę przy was). Maryja pomogła zmusić do odwrotu Bolszewików w 1920 roku (...); Nie pozwoliła nam stracić duszy podczas okupacji hitlerowskiej, a później - komunistycznej. Możemy być pewni, że będzie naszą Tarczą także podczas inwazji nowego, wrogiego chrześcijaństwu barbarzyństwa, którego widmo gdzieś nad Polską majaczy.

W 2017 r. wspominaliśmy 100. rocznica Objawień Fatimskich. Jak w ich kontekście można odczytywać słynną dewizę św. Ludwika Marii „wszystko dla Jezusa przez Maryję”, bo to droga „droga najłatwiejsza, najkrótsza, najdoskonalsza i najpewniejsza”?

Jak mówił św. Ludwik: Matka Boża to arcydzieło Bożej Mądrości. Ona jest najpewniejszą drogą do Pana Jezusa, Przewodniczką pewną do Nieba. Święty Ludwik mówi, że tak jak Zbawiciel przyszedł po raz pierwszy na ziemię przez Maryję, tak Jego ponowne przyjście także będzie związane z pośrednictwem Matki Bożej.

Maryja jest Królową Nieba i Ziemi, ale też wieczną Służebnicą Pańską i Pośredniczką wszelkich łask. Gdyby tak nie było Zbawiciel nie uczyniłby Jej naszą Matką, nie posyłałby Jej z Orędziem do Fatimy, a wcześniej do Lourdes, La Salette, Gietrzwałdu, Guadalupe i wielu innych miejsc.

Matka Boża w Fatimie zapewniła nas, że Jej Niepokalane Serce zatriumfuje. Na czym ten triumf może polegać? Pisał o tym prof. Plinio Corrêa de Oliveira: Czym może zatem być triumf Niepokalanego Serca Maryi, jeśli nie królowaniem Najświętszej Dziewicy przepowiadanym przez św. Ludwika Marię Grignion de Montfort? A czymże innym może być to królowanie, jeśli nie epoką cnoty, kiedy to ludzkość pojednana z Bogiem w łonie Kościoła, będzie żyła na ziemi według prawa Bożego, przygotowując się do chwały Nieba. (…). Według św. Ludwika ostateczny triumf Królestwa Bożego będzie poprzedzony Królestwem Maryi, która przygotuje nas na ponowne przyjście Swego Syna. 

Czy maryjna pobożność może stanowić sprawdzian stanu naszego katolicyzmu – zwłaszcza w kontekście przenikania do Kościoła protestanckich ergo antymaryjnych z ducha „innowacji”?

Pobożność maryjna to  moim zdaniem swoisty miernik katolicyzmu. Św. Ludwik Grignion de Monfort mówił nawet: Nie znam pewniejszego sposobu, by poznać, czy ktoś należy do Boga, jak przekonanie się czy dana osoba lubi odmawiać Zdrowaś Maryjo i Różaniec. Miał rację. Im intensywniejsza jest nasza maryjność, tym mocniejszy jest nasz katolicyzm. Spójrzmy na te kraje, w których odrzucono kult Matki Bożej, albo go zmarginalizowano – Skandynawia, Niemcy, współczesna Francja. Wiara tych narodów osłabła albo wręcz zanikła. Dlaczego? Bo nie ma drugiego takiego wzoru wiary, pokory i miłości Boga jak Maryja. Jedynym celem i sensem życia Matki Bożej był i jest Jej Syn. Ona go wychowywała, On spoczął na Jej ramionach po zdjęciu z Krzyża. Ona towarzyszyła Jego działalności. Pierwszy cud w Kanie Galilejskiej Zbawiciel uczynił za przyczyną Swej Matki.  

Jestem przekonany, że dopóki będziemy wierni Maryi, tak długo możemy uważać się za dziedziców 1050-letnich dziejów naszej katolickiej Ojczyzny. I – choć wielu uwiera to tradycyjnie polskie przywiązanie do Matki Jezusa - nie ma żadnego powodu, by wstydzić się naszej maryjności. Nie ma też żadnego powodu, żeby uważać, iż koliduje ona z czcią należną tylko jedynemu Bogu, z czcią należną Chrystusowi. Z pomocą przychodzi nam tutaj jakże (...) o.Maksymilian Kolbe (jakże bliski św. Ludwikowi de Montfort!), który wyjaśnia: Wola Niepokalanej jest tak zlana z wolą Bożą, iż stanowi jedno ścisłe zespolenie, a oprócz tego bardziej wielbimy Pana Boga, przyznając Mu tę doskonałość, iż stworzył tak wielką, tak potężną, tak doskonałą i tak świętą istotę, jaką jest Matka Najświętsza.

Maryja nigdy nie zasłania sobą Jezusa Chrystusa. Jak mówił śp. abp Ignacy Tokarczuk: Maryja podnosi tego Jezusa na swoich rękach i daje ludzkości.

Rozmawiał Łukasz Karpiel