piątek, 17 sierpnia 2018

Gladius Ferreus: MANIFEST IDEOWY - Powstać, aby żyć!

        Żyjemy w świecie Upadku. Upadku totalnego i wszechogarniającego – politycznego, społecznego, ekonomicznego i nade wszystko metafizycznego. Sekwencja druzgocących rewolucyj (1517, 1789, 1917, 1945, 1962-1965, 1968), zniszczyła niemal wszystko to, co piękne i wzniosłe – wszystko, co pozostawało dumą człowieka cywilizowanego na wzór rzymski, katolicki i apostolski. Z naszego świata pozostały już tylko gruzy i zgliszcza. Święta Europa – katolicka i monarchiczna, chrystianizowana z takim mozołem przez trzech wielkich Imperatorów – Konstantyna, Teodozjusza i Karola oraz cały szereg Papieży, Królów i Xiążąt, jest już tylko mglistym, odległym wspomnieniem. Najpierw – jeszcze w XIV stuleciu – w imię tworzących się właśnie tzw. państw narodowych, dokonano świętokradczego uderzenia wymierzonego w uniwersalizm władzy papieskiej i cesarskiej. Następnie arcyherezjarcha Luter wraz ze swymi nędznymi poplecznikami i naśladowcami – Kalwinem, Cranmerem, Melanchtonem, Zwinglim, Knoxem, Müntzerem, Bucerem etc., poważył się zakwestionować samą boską genezę rzymskiego Kościoła. Kończący wojnę trzydziestoletnią pokój westfalski z 1648 r. usankcjonował tolerancję i prawne istnienie państw heretyckich oraz zorientował politykę wewnętrzną i międzynarodową na w gruncie rzeczy świecki cel racji stanu.

Rewolucja stale postępowała. U schyłku wieku XVIII demokratyczni rebelianci we Francji, a następnie w całej Europie, upojenie błędnymi doktrynami tzw. oświecenia, wznieśli bluźnierczy sztandar suwerennego ludu, chcąc nie tylko zniszczyć bezpowrotnie ustrój monarchiczny, ale i zatrzeć pośród wiernych poddanych samą pamięć o królewskich rządach. Wprawdzie po ćwierćwieczu rewolucyjnych zaburzeń Kongres Wiedeński, dokonując w początkach XIX w. – pobieżnej i mocno wybiórczej – Restauracji, przyniósł naszemu Kontynentowi upragnioną chwilę wytchnienia, lecz nie na długo. Już po piętnastu latach strącono z tronów prawowitych władców Hiszpanii, Portugalii i Francji, w 1848 r. wybuchło istne demokratyczne delirium zwane kłamliwie wiosną ludów, które – choć ostatecznie zbrojnie zduszone – pozostawiło jednak swoje trwałe ślady w postaci liberalnych konstytucyj, zawierających w sobie dosłownie wszystkie zatrute idee oświeceniowych filozofów. Jak trafnie i wręcz proroczo zauważył jeszcze w pierwszej połowie stulecia Józef hrabia de Maistre, żaden monarcha – choćby i prawowity, jak w Austrii, czy Bawarii – nie rządził już tak, jak jego ojciec, tzn. wedle odwiecznych zasad Tradycji, a nie zwodniczych, masońskich maxym oświecenia… Niewiele lat potem przyszła kolej na legitymowalnych władców włoskich, w tym samego Wikariusza Chrystusowego, następcę św. Piotra, pozbawionego swej ziemskiej domeny przez liberalnych, piemonckich uzurpatorów. Schyłek XIX w. – niesłusznie opiewana w niektórych konserwatywnych kręgach tzw. belle époque – był tak naprawdę okresem coraz bardziej postępującego gnicia i cywilizacyjnego staczania się w odmęty liberalizmu, nie dziwi więc fakt, że znalazła ona swój okrutny finał w okopach pierwszej wojny światowej.

Lecz wynik tej ostatniej przyniósł udręczonej ludzkości jeszcze większe katastrofy – rozczłonkowanie tradycyjnych imperiów, obalenie prastarych dynastyj, zaprowadzenie demokratycznego nieładu, powszechne prawo wyborcze, rosnące wpływy wyemancypowanego żydostwa… Jakby tego było mało, w dalekiej Rosji sięgnął po władzę potwór zrodzony z pomieszania utopijnej niemieckiej myśli marxistowskiej i miejscowego barbarzyństwa – bolszewizm. W latach 30. XX w. miała miejsce ostatnia jak na razie udana próba wydźwignięcia się z upadku, w postaci odrzucenia demoliberalnych przesądów oraz powstania szeregu państw autorytarnych i ruchów kontrrewolucyjnych. Niestety, została ona brutalnie przerwana przez tytaniczne zmagania podczas drugiej wojny światowej trzech w równym stopniu niechrześcijańskich ideologii – sowieckiego komunizmu, anglosaskiego demoliberalizmu i niemieckiego narodowego socjalizmu, na skutek których Europę rozdarły na poły brudne łapska amerykańskiej plutokracji i bolszewickiej dziczy. Gdzie tylko dotarły siły służące tym dwóm ośrodkom przewrotu, tam natychmiast zaprowadzono rządy demokracji, czy to w zwykłej, czy też w ludowej formie… Na dodatek dokonano także zatarcia tradycyjnych i heroicznych, łacińskich cnót w duszach Europejczyków, infekując je trucicielskimi doktrynami humanitaryzmu, tolerancjonizmu i pacyfizmu, niszcząc nawet zwykły, elementarny strach w sercach niegodziwców, poprzez zniesienie najpierw tradycyjnych form wykonywania kar, potem kary śmierci i chłosty, a następnie zaprowadzając wręcz autentyczną bezkarność w imię liberalnej utopii anty-autorytaryzmu oraz zakazu wszelkiego karania i cenzurowania jako takich. Uznano, że wszyscy ludzie są tacy sami i równi, znosząc tradycyjne hierarchie, rangi, dystynkcje i przedziały stanowe…

Ten wstrząsający obraz katastrofy dopełnia działalność prawdziwego anioła zniszczenia, wybranego na Tron Piotrowy pod imieniem Jana XXIII, kard. Anioła Józefa Roncallego, który – co wydaje się po ludzku wręcz nie do pomyślenia – otworzył na rewolucyjne idee w postaci ekumenizmu, kolegializmu i tzw. wolności religijnej, samą Chrystusową Oblubienicę, Święty Kościół Rzymski, inicjując przeklęty Sobór Watykański II, który kiedyś słusznie przejdzie do historii pod złowrogim mianem Zbójeckiego, jak niesławny Sobór Efeski II z 449 r. Jego zgubne dzieło kontynuował m.in. pierwszy Polak na papieskim Tronie, kard. Karol Wojtyła panujący jako Jan Paweł II, odgrywając dla soborowej rewolucji rolę identyczną, jak ta, która była udziałem korsykańskiego uzurpatora Bonapartego dla rewolucji antyfrancuskiej – czyli jej światowego propagatora i roznosiciela. Jak dotychczas ostatnią z niszczycielskiej serii przewrotów była rewolucja obyczajowa z 1968 r., która odrzuciła samo elementarne poczucie wstydu i tradycyjne zasady moralne, przez co nawet tak odrażające i nikczemne istoty, jak pederaści, mogą otwarcie wznosić w Niebo swe wexylia z żądaniami równouprawnienia… Z kolei po demontażu bloku sowieckiego demoliberałowie w bezmiarze swej lucyferycznej pychy obwieścili ostateczny jakoby tryumf, głosząc wszem i wobec koniec historii i nastanie powszechnego, niczym już niezagrożonego panowania demokracji.

Czy zatem w sytuacji upadku dotykającego dosłownie każdą dziedzinę ludzkiej egzystencji i tylko pobieżnie tutaj przedstawionego oraz cywilizacyjnej zapaści, należy stwierdzić, że już wszystko stracone i wzorem godnej najwyższej pogardy centroprawicy, cichcem doszlusować do demoliberalnego obozu rozkładu, w próżnej nadziei jego schrystianizowania i nadania mu bardziej konserwatywnej postaci? Innymi słowy, czy trzeba skapitulować, tak po prostu… poddać się? Zaakceptować wszystkie potworności i okropieństwa Rewolucji – demokrację, tolerancję, prawa człowieka, suwerenność ludu, rozdział Kościoła od państwa, liberalizm, wolność słowa, równość wobec prawa, powszechne i równe prawo wyborcze, pacyfizm, humanitaryzm etc.? W żadnym razie i nigdy w życiu! Miast obwieszczenia kapitulacji i defetyzmu, musimy na nowo podnieść czysty i święty, jak Sprawa – integralnie katolicka i ortodoxyjnie monarchiczna – za którą walczymy, śnieżnobiały sztandar tradycjonalistycznej Reakcji i Kontrrewolucji. Sztandar, na którym będą dumnie i niewzruszenie łopotać trzy ULTRA – ultrakatolicyzm w religii, ultrarojalizm w polityce oraz ultrakonserwatyzm w najszerzej rozumianych kulturze i obyczajach. Musimy wznieść naszą świętą chorągiew nie po to jednak, aby – choćby i z wielką godnością – któryś już raz umierać, ale powoli, lecz by wreszcie, po tylu klęskach zadanych nam przez siły przewrotu, w końcu definitywnie ZWYCIĘŻYĆ! Nie wolno nam już więcej umierać – trzeba powstać, aby żyć!


Gladius Ferreus – wojujący katolik, legitymista, kontrrewolucjonista, reakcyjny tradycjonalista. Bezlitosny wróg demokracji, tolerancji, praw człowieka, masonerii, rozdziału Kościoła od państwa, suwerenności ludu, równości wobec prawa, wolności słowa, liberalizmu, protestantyzmu, modernizmu, pacyfizmu, humanitaryzmu, egalitaryzmu, socjalizmu, komunizmu, bolszewizmu, syjonizmu, parlamentaryzmu, konstytucjonalizmu, indywidualizmu, konsumpcjonizmu, feminizmu, genderyzmu oraz wszelkich innych heretyckich i wywrotowych idei w każdej formie i pod każdą postacią. Jego dewizą są słowa hiszpańskiego karlisty, Eugenia d’Orsa – „wszystko, co nie jest Tradycją, jest plagiatem” oraz brazylijskiego tradycjonalisty, Arlinda Veigi dos Santosa – „wszelka polityka, która nie jest Tradycją, jest z pewnością zdradą”

Za: https://gladiusferreus.wordpress.com/manifest-ideowy/ 

OD REDAKTORA NACZELNEGO RCR:   Artykuł bardzo pouczający aczkolwiek jako katolik i  z wykształcenia katolicki teolog nie mogę zgodzić się z niektórymi sformułowaniami zawartymi w powyższym artykule. Dla przykładu: "Jego zgubne dzieło kontynuował m.in. pierwszy Polak na papieskim Tronie, kard. Karol Wojtyła panujący jako Jan Paweł II". Zdanie to zaprzecza dogmatowi Soboru Watykańskiego I o nieomylności papieskiej. Owszem, Wojtyła zasiadał na tronie papieskim ale jako okupant, uzurpator ponieważ zgodnie z  nauczaniem nieomylnego magisterium Kościoła Katolickiego Stolica Apostolska nigdy nie błądziła w nauczaniu Wiary  i pobłądzić nie może.