Żyjemy w świecie Upadku. Upadku totalnego
i wszechogarniającego – politycznego, społecznego, ekonomicznego i nade
wszystko metafizycznego. Sekwencja druzgocących rewolucyj (1517, 1789,
1917, 1945, 1962-1965, 1968), zniszczyła niemal wszystko to, co piękne i
wzniosłe – wszystko, co pozostawało dumą człowieka cywilizowanego na
wzór rzymski, katolicki i apostolski. Z naszego świata pozostały już
tylko gruzy i zgliszcza. Święta Europa – katolicka i monarchiczna,
chrystianizowana z takim mozołem przez trzech wielkich Imperatorów –
Konstantyna, Teodozjusza i Karola oraz cały szereg Papieży, Królów i
Xiążąt, jest już tylko mglistym, odległym wspomnieniem. Najpierw –
jeszcze w XIV stuleciu – w imię tworzących się właśnie tzw. państw narodowych,
dokonano świętokradczego uderzenia wymierzonego w uniwersalizm władzy
papieskiej i cesarskiej. Następnie arcyherezjarcha Luter wraz ze swymi
nędznymi poplecznikami i naśladowcami – Kalwinem, Cranmerem,
Melanchtonem, Zwinglim, Knoxem, Müntzerem, Bucerem etc., poważył się
zakwestionować samą boską genezę rzymskiego Kościoła. Kończący wojnę
trzydziestoletnią pokój westfalski z 1648 r. usankcjonował tolerancję i
prawne istnienie państw heretyckich oraz zorientował politykę wewnętrzną
i międzynarodową na w gruncie rzeczy świecki cel racji stanu.
Rewolucja stale postępowała. U schyłku
wieku XVIII demokratyczni rebelianci we Francji, a następnie w całej
Europie, upojenie błędnymi doktrynami tzw. oświecenia, wznieśli bluźnierczy sztandar suwerennego ludu,
chcąc nie tylko zniszczyć bezpowrotnie ustrój monarchiczny, ale i
zatrzeć pośród wiernych poddanych samą pamięć o królewskich rządach.
Wprawdzie po ćwierćwieczu rewolucyjnych zaburzeń Kongres Wiedeński,
dokonując w początkach XIX w. – pobieżnej i mocno wybiórczej –
Restauracji, przyniósł naszemu Kontynentowi upragnioną chwilę
wytchnienia, lecz nie na długo. Już po piętnastu latach strącono z
tronów prawowitych władców Hiszpanii, Portugalii i Francji, w 1848 r.
wybuchło istne demokratyczne delirium zwane kłamliwie wiosną ludów,
które – choć ostatecznie zbrojnie zduszone – pozostawiło jednak swoje
trwałe ślady w postaci liberalnych konstytucyj, zawierających w sobie
dosłownie wszystkie zatrute idee oświeceniowych filozofów. Jak
trafnie i wręcz proroczo zauważył jeszcze w pierwszej połowie stulecia
Józef hrabia de Maistre, żaden monarcha – choćby i prawowity, jak w
Austrii, czy Bawarii – nie rządził już tak, jak jego ojciec, tzn. wedle
odwiecznych zasad Tradycji, a nie zwodniczych, masońskich maxym oświecenia…
Niewiele lat potem przyszła kolej na legitymowalnych władców włoskich, w
tym samego Wikariusza Chrystusowego, następcę św. Piotra, pozbawionego
swej ziemskiej domeny przez liberalnych, piemonckich uzurpatorów.
Schyłek XIX w. – niesłusznie opiewana w niektórych konserwatywnych
kręgach tzw. belle époque – był tak naprawdę okresem coraz
bardziej postępującego gnicia i cywilizacyjnego staczania się w odmęty
liberalizmu, nie dziwi więc fakt, że znalazła ona swój okrutny finał w
okopach pierwszej wojny światowej.
Lecz wynik tej ostatniej przyniósł
udręczonej ludzkości jeszcze większe katastrofy – rozczłonkowanie
tradycyjnych imperiów, obalenie prastarych dynastyj, zaprowadzenie
demokratycznego nieładu, powszechne prawo wyborcze, rosnące wpływy
wyemancypowanego żydostwa… Jakby tego było mało, w dalekiej Rosji
sięgnął po władzę potwór zrodzony z pomieszania utopijnej niemieckiej
myśli marxistowskiej i miejscowego barbarzyństwa – bolszewizm. W latach
30. XX w. miała miejsce ostatnia jak na razie udana próba wydźwignięcia
się z upadku, w postaci odrzucenia demoliberalnych przesądów oraz
powstania szeregu państw autorytarnych i ruchów kontrrewolucyjnych.
Niestety, została ona brutalnie przerwana przez tytaniczne zmagania
podczas drugiej wojny światowej trzech w równym stopniu
niechrześcijańskich ideologii – sowieckiego komunizmu, anglosaskiego
demoliberalizmu i niemieckiego narodowego socjalizmu, na skutek których
Europę rozdarły na poły brudne łapska amerykańskiej plutokracji i
bolszewickiej dziczy. Gdzie tylko dotarły siły służące tym dwóm ośrodkom
przewrotu, tam natychmiast zaprowadzono rządy demokracji, czy to w zwykłej, czy też w ludowej
formie… Na dodatek dokonano także zatarcia tradycyjnych i heroicznych,
łacińskich cnót w duszach Europejczyków, infekując je trucicielskimi
doktrynami humanitaryzmu, tolerancjonizmu i pacyfizmu, niszcząc nawet
zwykły, elementarny strach w sercach niegodziwców, poprzez zniesienie
najpierw tradycyjnych form wykonywania kar, potem kary śmierci i
chłosty, a następnie zaprowadzając wręcz autentyczną bezkarność w imię
liberalnej utopii anty-autorytaryzmu oraz zakazu wszelkiego
karania i cenzurowania jako takich. Uznano, że wszyscy ludzie są tacy
sami i równi, znosząc tradycyjne hierarchie, rangi, dystynkcje i
przedziały stanowe…
Ten wstrząsający obraz katastrofy
dopełnia działalność prawdziwego anioła zniszczenia, wybranego na Tron
Piotrowy pod imieniem Jana XXIII, kard. Anioła Józefa Roncallego, który –
co wydaje się po ludzku wręcz nie do pomyślenia – otworzył na
rewolucyjne idee w postaci ekumenizmu, kolegializmu i tzw. wolności
religijnej, samą Chrystusową Oblubienicę, Święty Kościół Rzymski,
inicjując przeklęty Sobór Watykański II, który kiedyś słusznie przejdzie
do historii pod złowrogim mianem Zbójeckiego, jak niesławny
Sobór Efeski II z 449 r. Jego zgubne dzieło kontynuował m.in. pierwszy
Polak na papieskim Tronie, kard. Karol Wojtyła panujący jako Jan Paweł
II, odgrywając dla soborowej rewolucji rolę identyczną, jak ta, która
była udziałem korsykańskiego uzurpatora Bonapartego dla rewolucji
antyfrancuskiej – czyli jej światowego propagatora i roznosiciela. Jak
dotychczas ostatnią z niszczycielskiej serii przewrotów była rewolucja
obyczajowa z 1968 r., która odrzuciła samo elementarne poczucie wstydu i
tradycyjne zasady moralne, przez co nawet tak odrażające i nikczemne
istoty, jak pederaści, mogą otwarcie wznosić w Niebo swe wexylia z
żądaniami równouprawnienia… Z kolei po demontażu bloku sowieckiego
demoliberałowie w bezmiarze swej lucyferycznej pychy obwieścili
ostateczny jakoby tryumf, głosząc wszem i wobec koniec historii i nastanie powszechnego, niczym już niezagrożonego panowania demokracji.
Czy zatem w sytuacji upadku dotykającego
dosłownie każdą dziedzinę ludzkiej egzystencji i tylko pobieżnie tutaj
przedstawionego oraz cywilizacyjnej zapaści, należy stwierdzić, że już
wszystko stracone i wzorem godnej najwyższej pogardy centroprawicy, cichcem doszlusować do demoliberalnego obozu rozkładu, w próżnej nadziei jego schrystianizowania i nadania mu bardziej konserwatywnej postaci?
Innymi słowy, czy trzeba skapitulować, tak po prostu… poddać się?
Zaakceptować wszystkie potworności i okropieństwa Rewolucji –
demokrację, tolerancję, prawa człowieka, suwerenność ludu, rozdział
Kościoła od państwa, liberalizm, wolność słowa, równość wobec prawa,
powszechne i równe prawo wyborcze, pacyfizm, humanitaryzm etc.? W żadnym
razie i nigdy w życiu! Miast obwieszczenia kapitulacji i defetyzmu,
musimy na nowo podnieść czysty i święty, jak Sprawa – integralnie
katolicka i ortodoxyjnie monarchiczna – za którą walczymy, śnieżnobiały
sztandar tradycjonalistycznej Reakcji i Kontrrewolucji. Sztandar, na
którym będą dumnie i niewzruszenie łopotać trzy ULTRA – ultrakatolicyzm w religii, ultrarojalizm w polityce oraz ultrakonserwatyzm
w najszerzej rozumianych kulturze i obyczajach. Musimy wznieść naszą
świętą chorągiew nie po to jednak, aby – choćby i z wielką godnością –
któryś już raz umierać, ale powoli, lecz by wreszcie, po tylu
klęskach zadanych nam przez siły przewrotu, w końcu definitywnie
ZWYCIĘŻYĆ! Nie wolno nam już więcej umierać – trzeba powstać, aby żyć!
Gladius Ferreus – wojujący katolik, legitymista,
kontrrewolucjonista, reakcyjny tradycjonalista. Bezlitosny wróg demokracji,
tolerancji, praw człowieka, masonerii, rozdziału Kościoła od państwa,
suwerenności ludu, równości wobec prawa, wolności słowa, liberalizmu,
protestantyzmu, modernizmu, pacyfizmu, humanitaryzmu, egalitaryzmu, socjalizmu,
komunizmu, bolszewizmu, syjonizmu, parlamentaryzmu, konstytucjonalizmu,
indywidualizmu, konsumpcjonizmu, feminizmu, genderyzmu oraz wszelkich innych
heretyckich i wywrotowych idei w każdej formie i pod każdą postacią. Jego
dewizą są słowa hiszpańskiego karlisty, Eugenia d’Orsa – „wszystko, co nie jest
Tradycją, jest plagiatem” oraz brazylijskiego tradycjonalisty, Arlinda Veigi
dos Santosa – „wszelka polityka, która nie jest Tradycją, jest z pewnością
zdradą”
Za: https://gladiusferreus.wordpress.com/manifest-ideowy/
OD REDAKTORA NACZELNEGO RCR: Artykuł bardzo pouczający aczkolwiek jako katolik i z wykształcenia katolicki teolog nie mogę zgodzić się z niektórymi sformułowaniami zawartymi w powyższym artykule. Dla przykładu: "Jego zgubne dzieło kontynuował m.in. pierwszy Polak na papieskim Tronie, kard. Karol Wojtyła panujący jako Jan Paweł II". Zdanie to zaprzecza dogmatowi Soboru Watykańskiego I o nieomylności papieskiej. Owszem, Wojtyła zasiadał na tronie papieskim ale jako okupant, uzurpator ponieważ zgodnie z nauczaniem nieomylnego magisterium Kościoła Katolickiego Stolica Apostolska nigdy nie błądziła w nauczaniu Wiary i pobłądzić nie może.
OD REDAKTORA NACZELNEGO RCR: Artykuł bardzo pouczający aczkolwiek jako katolik i z wykształcenia katolicki teolog nie mogę zgodzić się z niektórymi sformułowaniami zawartymi w powyższym artykule. Dla przykładu: "Jego zgubne dzieło kontynuował m.in. pierwszy Polak na papieskim Tronie, kard. Karol Wojtyła panujący jako Jan Paweł II". Zdanie to zaprzecza dogmatowi Soboru Watykańskiego I o nieomylności papieskiej. Owszem, Wojtyła zasiadał na tronie papieskim ale jako okupant, uzurpator ponieważ zgodnie z nauczaniem nieomylnego magisterium Kościoła Katolickiego Stolica Apostolska nigdy nie błądziła w nauczaniu Wiary i pobłądzić nie może.