Lata trzydzieste XX wieku owocowały w
starcia pomiędzy rządzącym obozem sanacyjnym a narodowcami. Nie inaczej
było na ziemi łomżyńskiej, gdzie obóz narodowy miał bardzo silną
pozycję. Składało się na to wiele czynników, takich jak struktura
społeczna tych ziem, w której znaczną część stanowiła dumna, mazowiecka
drobna szlachta, czy częsta obecność wywierającego na nią wpływ Romana
Dmowskiego, ojca polskiego nacjonalizmu. Narodowcy mogli też liczyć na
przychylność Kościoła Katolickiego, prowadzonego pewną ręką przez
wielkiego patriotę, biskupa Stanisława Łukomskiego. Wystarczy wspomnieć,
że w piśmie z akt Ministerstwa Wyznań Religijnych i Oświecenia
publicznego zatytułowanym „Zestawienie materiałów o tych duchownych, których działalność jest niepożądana dla Państwa”,
na liście 17 księży, aż 15 należało do diecezji łomżyńskiej. Tereny
północnego Mazowsza były solą w oku obozu rządzącego, związanego z
Józefem Piłsudskim i jego współpracownikami. Niestety, nieudolna
polityka władz doprowadzała do eskalacji konfliktu. Władza nie była
gotowa na ustępstwa, utrudniała działalność swoim przeciwnikom
politycznym co dodatkowo zwiększało niechęć ludności. W poniższym
tekście przytoczę kilka wypadków mających miejsce w tych czasach.
Wiele napięć powstało przy okazji
śmierci Marszałka Józefa Piłsudskiego 12 maja 1935 r. Władze
organizowały bogate uroczystości żałobne, sanacja chciała szerzyć kult
Piłsudskiego po całym kraju. Na terenie diecezji łomżyńskiej doszło do
kilku nieprzyjemnych wypadków. Mocno naciskano na księży (w tym biskupa
Łukomskiego), by w diecezjalnych kościołach biły dzwony na znak żałoby
po „Dziadku”. Zdarzały się przypadki wtargnięcia do dzwonnic i
samowolnego używania dzwonów przez administrację państwową. Zdarzenia
takie miały miejsce w Łomży, Jedwabnym i w Wiźnie. W tej ostatniej
dzwonnicę zajęło dziesięciu pijanych ludzi z wójtem na czele, którzy
pobili przy okazji kościelnego stróża i jego żonę. Zdarzenia takie
musiały rozgniewać wiernych katolików, którzy z reguły popierali na tych
terenach narodowców. W tym samym okresie, w Tykocinie doszło do
prawdziwej rewolucji. Ludność miasta odpowiedziała na próbę aresztowania
ks. Antoniego Kochańskiego zajęciem miasta. Ks. Kochański skrytykował
czarne opaski, które uczniowie nosili w tamtejszej szkole, na znak
żałoby po Marszałku. Mieszkańcy o narodowym nastawieniu wyrzucili z
miasta policję i zorganizowali własną władzę. Tykociński bunt zdołał
załagodzić dopiero ksiądz prałat z Zambrowa. Rozprawa ks. Kochańskiego w
czerwcu 1935 r. wiązała się z oblężeniem Łomży przez policję, która
zabezpieczała teren sądu. Sytuacja na ziemi łomżyńskiej stawała się
coraz bardziej napięta.
W tle tych wydarzeń ciągnęły się zatargi
narodowców z ludnością żydowską. Niektóre miasta były w przewadze
zamieszkane przez Żydów, którzy zdominowali handel i nie pozwalali na
wzbogacenie się polskiej ludności. W niektórych, takich jak Czyżew czy
Sokoły odsetek Żydów stanowił około 90%. Żydzi uznawani byli za element
obcy i niezdolny do asymilacji, co miało swoje odzwierciedlenie w
rzeczywistości. Żydzi posługiwali się odrębnym językiem, wyznawali inną
religię, a ponadto często zasilali szeregi organizacji lewicowych, w tym
komunistycznych. Narodowcy organizowali bojkoty ekonomiczne żydowskich
kupców i zachęcali do zaopatrywania u polskich sprzedawców. Do takiego
doszło w sierpniu 1935 r. w Sokołach, gdzie żydowskie stragany na
jarmarku zostały oblane przez narodowców kwasem siarkowym, a później
doszło do ataku na żydowski kondukt żałobny. Policja rozpędziła
napastników, używając pałek na co tłum odpowiedział kamieniami. Do tłumu
skrytego za bramą kościoła policjanci skierowali ogień, a w wyniku
salwy na stopniach świątyni zginął młody chłopak. W późniejszym czasie
doszło do wielu aresztowań działaczy Stronnictwa Narodowego, nie tylko w
Sokołach ale też w Kobylinie czy Tykocinie. Bojkoty ekonomiczne
przyniosły skutek i były kontynuowane, umacniał się polski handel.
Sanacja, podburzona sukcesem narodowców na tym polu, przeprowadziła
kolejne aresztowania. 20 grudnia 1936 r., tuż przed Wigilią, wyciągnięci
z domów i zesłani do ciężkiego, owianego złą sławą obozu odosobnienia w
Berezie Kartuskiej, zostali członkowie zarządu Stronnictwa Narodowego w
Czyżewie – Marian Jursz oraz Albin Organiński. Do aresztowania
doprowadził starosta powiatu wysokomazowieckiego dr Józef Świątkiewicz,
czym rozbudził na nowo niepokoje w swoim dystrykcie (półtora roku
później Marian Jursz był sądzony za niepodanie staroście ręki podczas
posiedzenia Sejmiku Powiatowego). Na efekty nie trzeba było długo
czekać, 5 stycznia 1947 r. doszło w Czyżewie do brutalnej bójki podczas
jarmarku noworocznego. Zatarg pomiędzy kupcem żydowskim a polskim,
przerodził się w krwawą awanturę z udziałem policji. Rannych zostało
14-u Żydów (dwóch umarło z powodów obrażeń) i 19-u policjantów. W wyniku
policyjnych postrzałów zostały ciężko ranione dwie Polki. Po tych
zajściach wytoczono proces dla 35-ciu narodowców. Warto wspomnieć, że
członkowie SN wcześniej oferowali władzom pomoc przy pilnowaniu porządku
podczas jarmarku, została ona jednak odrzucona.
Do niezwykłych zajść doszło w Łomży 7
listopada 1937 r. podczas uroczystości poświęcania sztandaru Stronnictwa
Narodowego w miejscowej Katedrze. Wydarzeniu temu nadano miano „krwawej
niedzieli”. Po Mszy Św., która zgromadziła 5 tysięcy uczestników odbyć
się miał krótki przemarsz do Domu Katolickiego. Do Łomży tego dnia
wezwano dodatkowe posiłki policji, która obstawiła uliczki, zostawiając
otwartą jedynie ul. Kaliwody (obecnie Sadowa). Gdy tłum wyszedł na
ulicę, został zmuszony do przemieszczania się nią (wcześniej starosta
zabronił demonstracji ulicznych). Policja wydała polecenie rozejścia
się, jednocześnie uniemożliwiając to zgromadzonym. Doszło do szturmu na
tłum, w ruch poszły kolby karabinów (kilka złamało się na karkach
Łomżyniaków). W wyniku starcia ranionych zostało 25 osób.
W swoim tekście przedstawiłem jedynie
kilka wydarzeń, z których ziemia łomżyńska była słynna, aż do wybuchu II
wojny światowej. Z powyższych faktów można wywnioskować, że spory
polityczne w tamtym okresie wyglądały poważniej niż obecne przepychanki
partyjne. Ludzie mocno wierzyli w swoje przekonania i niejednokrotnie
dla swoich ideałów byli gotów poświęcić zdrowie i życie. Niech nie
przeraża Cię, drogi czytelniku, brutalność i krew na ulicach. Taki był
duch lat trzydziestych, w którym niemal wszystkie organizacje polityczne
miały swoje bojówki, a narodowcy nie byli wcale frakcją najaktywniejszą
pod tym względem.