Czy polski monarchizm to coś więcej niż ekstremalny
margines i kilka jednostek o dyskusyjnej poczytalności? Sprawdza
Przemysław Witkowski.
Od saskich Wettynów po Jezusa z Nazaretu, od
monarchii konstytucyjnej po faszystowskie królestwo niebieskie – w
polskim ruchu monarchistycznym rozkwita sto ideowych kwiatów, od
statecznych, konserwatywnych legitymistów po ultraradykałów; restaurować
monarchię chcieli zarówno poważni publicyści czy historycy idei, jak i
przypadki rodem z muzeum osobliwości. Zacznijmy jednak od początku,
czyli od końca – I Rzeczpospolitej i czasu zaborów.
Dynaści
Zapewne
nie wszyscy dziś już pamiętają, że Polska nie zniknęła w otchłani
rozbiorów jako monarchia elekcyjna – Konstytucja 3 Maja przywracała
dziedziczenie korony. Na ofiarę wybrano Wettynów – po Stanisławie
Auguście Poniatowskim w Warszawie zapanować miał elektor saski lub jego
potomkowie. Związek dynastii z Polską był zresztą dość trwały – z tego
rodu pochodzili królowie August II Mocny i August III Sas, zaś wnuka
tego ostatniego, Fryderyka Augusta I,
Napoleon Bonaparte uczynił w 1807 roku Księciem Warszawskim. Jego też
również cesarz Francji planował osadzić na tronie, już jako króla, po
sukcesie w kampanii rosyjskiej. Ofensywa okazała się jednak kompletną
klapą, Napoleon przegrał, a Wettynowie musieli pożegnać się z polskim
tronem.
Po Kongresie Wiedeńskim na króla Polski koronował się już car Rosji
Aleksander I i właśnie od tego czasu kolejni Romanowowie, po „Cesarzu
Wszechrosji”, a przed „Wielkim Księciem Finlandzkim”, wstawiali sobie
tytuł: „Król Polski”. Jednak po roku 1917 Mikołaj II zaprzestał nim być.
Najpierw abdykował, a potem – za sprawą rewolucji bolszewickiej –
zaprzestał być w ogóle. Romanowowie zostali w Rosji zdetronizowani, a
Polska ogłosiła niepodległość jako republika. Nie przeszkadzało to
jednak różnym grupom w snuciu fantazji o przywróceniu w Rzeczpospolitej
monarchii. Wychodziły pisma: „Pro Patria”, „Głos Monarchisty” czy „Pro
fide, rege et lege”, wokół których grupowali się rojaliści. Działały Organizacja Monarchistyczna, Obóz Monarchistów Polskich, Stronnictwo Zachowawcze i Stronnictwo Narodowych Monarchistów.
Jedną
z koncepcji na restytucję monarchii było osadzenie na tronie dynastii
lokalnej. Rozważano kogoś z znanej magnackiej rodziny Czartoryskich,
spokrewnionej przez wspólnego przodka Wielkiego Księcia Litewskiego
Giedymina z Jagiellonami. Najczęstszą propozycją był ordynat sieniawski Adam Ludwik, a po jego śmierci w 1937 roku jego syn Augustyn Józef. Brano także pod uwagę niedoszłego prezydenta z ramienia endecji i wielkiego posiadacza ziemskiego Maurycego hr. Zamoyskiego.
Jako
że owe rody kojarzyły się z upadkiem i rozbiorami RP, pojawiała się
także koncepcja „Króla-Piasta” i osadzenia na tronie Józefa
Piłsudskiego. „Głos Monarchisty” w marcu 1933 roku trzeźwo zauważał, że
skoro ów dzierży już praktycznie pełnię władzy, czemuż by tego jakoś nie
usankcjonować. Którąś z córek marszałka wydałoby się z kolei za
jakiegoś królewicza i oto mielibyśmy dwa w jednym.
Koncepcja
lokalnej dynastii niosła ze sobą bowiem jeden zasadniczy problem – brak
powiązań rodzinnych z innymi rodami monarszymi. Bez nich Król Polski
cieszyłby się poważaniem na poziomie Zogu I,
samozwańczego króla Albanii. A przecież głównymi argumentami za
monarchią były właśnie stabilność, wielowiekowa tradycja i
międzynarodowe poważanie takiej persony. Do tego nacjonaliści
integralni, czyli monarchiści-nacjonaliści ze szkoły lidera Action Française Charles’a Maurrasa uznawali, że „lokalny” władca nie będzie pasował do prestiżowej „międzynarodówki królów”.
Ostatecznie ustalono warunki ramowe brzegowe: nowy król polski powinien
pochodzić z dynastii związanej historycznie z Polską i być katolikiem.
Reprezentować ma „kręgi cywilizacyjnego Zachodu”, przeciwstawiać się
współczesnej demokracji liberalnej, ale też dyktaturze i być całkowicie
niezależny od obcych interesów i wpływów. Dodatkowo Polacy powinni
odbierać go pozytywnie, a on sam szybko przyswoić polski język i
obyczaje. Odpadły więc – z racji religii – dynastia angielska,
holenderska, rosyjska, skandynawskie i część niemieckich. Habsburgów
uznano za nielubianych, a Burbonów za demoliberałów i masonów et consortes.
Polscy monarchiści podzielili się więc na zwolenników restauracji
Wettynów lub osadzenia na tronie Koburgów belgijskich, ewentualnie
którejś z dynastii włoskich, najlepiej sabaudzkiej. Ta ostatnia miała
być, a jakże, gwarancją pogłębienia więzi Polski z Kościołem i
Watykanem. Istotne były też sympatie wielu monarchistów względem
faszyzmu, co jak zobaczymy później, będzie w Polsce stałą tendencją.
Jako kandydatów do tronu rozważano księcia Spoleto Aimone – późniejszego
Tomisława II, króla chorwackich ustaszy oraz Amadeusza księcia Aosty. Rozważano też potomków Hieronima Bonaparte, uznając, że ten ród jest już przecież i tak obecny w polskim hymnie.
Ostatecznie, do dziś uchowały się przede wszystkim dwie koncepcje
dynastyczne względem rodu panującego w Polsce. Wskazuje się przede
wszystkim na saskich Wettynów i w zdecydowanie mniejszym stopniu na
rosyjskich Romanowów. W wypadku tych pierwszych prawowitym pretendentem do tronu Polski był książę Maria Emanuel Saksoński, a po jego śmierci w 2012 roku jego siostrzeniec i adoptowany syn, Aleksander von Sachsen-Gessaphe. Dla tych drugich potencjalną władczynią jest mieszkająca w Danii Wielka Księżna Maria Władimirowna Romanowa lub jej syn carewicz Jerzy, dziedziczący również po pruskich Hohenzollernach, co notabene zgrabnie wiąże w jedno dwie linie zaborców.
Samozwańcy
Polska
jednak nie byłaby Polską, gdyby nie pojawiali się liczni, przekonani o
swojej wyjątkowości, królewscy samozwańcy. Najsłynniejszym w XX wieku
był – rodem z Nowej Zelandii – Władysław V, czyli Geoffrey Władysław Vaile hrabia Potocki de Montalk, tłumacz Dziadów
Mickiewicza na angielski, poeta, skandalista i neopoganin. W latach 30.
i 40. wydawał w Anglii antykomunistyczne, antyżydowskie,
antydemokratyczne i rojalistyczne pismo „Right Review”. Zapuścił długie
do pasa włosy i nosił stylizowane na średniowieczne ozdobne szaty, a na
drzwiach swojego mieszkania umieścił dumny napis: Konsulat Królestwa Polski i Wielkiego Księstwa Litewskiego.
Jego adwokatem, co ciekawe, był mąż Wirginii Woolf, Leonard, zaś kaucję
za niego – skandalizująca poezja erotyczna zaprowadziła go do więzienia
– wpłacał sam Aldous Huxley. Po II wojnie opuścił Anglię i osiedlił się
we Francji, gdzie zmarł w podeszłym wieku, w 1997 roku, nie doczekawszy
polskiej korony.
Podobny typ i postawę życiową zdaje się
reprezentować mieszkający w Warszawie i uznający się za ostatniego
potomka Bolesława Chrobrego – Król Polski, Hetman Koronny, Prezydent
Założyciel Polskiego Stowarzyszenia Właścicieli Ziemi, Rolników,
Ogrodników i Kupców, Prezydent Założyciel Polskiego Zrzeszenia Fundacji
Pomocy Człowiekowi, Główny Dowódca i Przewodniczący Komitetu Obrony
Właścicieli Ziemi, Rolników, Ogrodników i Kupców na Targowisku Okęcie w
Warszawie – książę Marek Świętopełk Światopełk-Zawadzki (tu
w ozdobnym płaszczu podczas Marszu Niepodległości). Książę w swojej
przychodni psychologicznej uprawia „chirurgię głębinową”, którą leczy
pacjentów z depresji, schizofrenii, homoseksualizmu i aż dwunastu (!)
rodzajów onanii. Ta ostatnia jest szczególnie niebezpieczna, bo zdaniem
księcia masturbując się, wytwarzamy w genach negatywne wartości. Przekazujemy je później kolejnym pokoleniom, wywołując u nich homoseksualizm, pedofilię, a nawet skłonności do zabijania ludzi.
Jako, że autor tych tez Polskie Towarzystwo Psychologiczne uważa za
żydowskie, szefuje własnemu – Słowiańskiemu Piastowskiemu Towarzystwu
Psychologicznemu. Ogólnie rzecz biorąc, trudno uznać go za osobę w pełni poczytalną.
Do
specjalnej kategorii samozwańców należą „ostatni z rodów” lub
potomkowie nieudokumentowanych „bocznych linii”, tacy jak Karin Sobieski
zu Schwarzenberg, Suwerenka Arystokratycznego Zakonu Rycerstwa Złotego
Graala czy Wojciech Edward Leszczyński z Myszkowa, przewodniczący
lokalnego Klubu Gazety Polskiej. Ten ostatni ogłosił swoich zwolenników
Sejmem Walnym Skonfederowanym, który obrał go królem Wojciechem Edwardem
I. Ten zaś w styczniu 2017 roku w Kruszwicy powołał swój „rząd”. Popiera ideę Imperium Lechitów, a za swój cel uważa obalenie ustroju III RP i powołanie Królestwa Lachów, Lechów, Sarmatów i Wenedów.
Regenci
Można też skromniej i zamiast królem zostać regentem i założyć, w celu wsparciu tej idei, własną organizację. Taką drogę wybrał Leszek Wierzchowski,
szef partii – Polski Ruch Monarchistyczny Regent w 1995 roku próbował
startować na prezydenta, ale nie zebrał w tym celu odpowiedniej liczby
podpisów. Dwa lata później startował w Katowicach wyborach do Senatu,
gdzie zdobył 18 tysięcy głosów, zajmując ostatnie miejsce. Dziś hojnie
rozdaje godności szlacheckie i arystokratyczne, ordery i odznaczenia.
Pisze także fraszki, których ma na koncie już 24 tysiące – głównie
erotyczne. Pracuje w Dąbrowie Górniczej w Pałacu Kultury Zagłębia.
Regent, tak jak i król, może być tylko jeden. Dlatego zwolennicy
Adama Ryszarda Myślińskiego opuścili w 1997 roku PRM i utworzyli Unię
Polskich Ugrupowań Monarchistycznych. I on, podobnie jak Wierzchowski
nadawał liczne tytuły (szlachcica UPUM, barona UPUM, hrabiego UPUM,
margrabiego UPUM i księcia UPUM), przyznawał ordery (Krzyż Rycerski,
Krzyż Monarchii, Krzyż Regencji, Krzyż 3 Maja, Krzyż Zasługi UPUM oraz
Medal 10-lecia UPUM), a także dokonywał nobilitacji. Po śmierci
Myślińskiego w 2004 roku funkcję regenta objął magister filologii
polskiej, pułkownik rezerwy WP, wrocławianin, Aleksander Podolski.
Wrocław wyrasta zresztą na polskie centrum monarchizmu, bowiem to
właśnie tu rezyduje szef kolejnej organizacji monarchistycznej – Konfederacji Spiskiej – Jan Lech Skowera.
Zdążył on już zaliczyć w swojej karierze politycznej takie ugrupowania,
jak PiS, Kukiz’15, a obecnie działa u Kornela Morawieckiego w Wolnych i
Solidarnych. Aktualnie konfederaci odtwarzają koronę Bolesława
Chrobrego i walczą o przywrócenie na tron polski dynastii Wettynów.
Król Jezus I
A
co jednak, jeśli królestwo nasze nie jest z tego świata? Wówczas na
pomoc ojczyźnie należy wezwać siły niebieskie. I od tego również mamy na
polskiej ziemi specjalistów. Może widzieliście ich na prawicowych
demonstracjach? Łatwo ich poznać – noszą czerwone płaszcze
z krzyżem i wizerunkiem Jezusa w koronie. To Rycerze Chrystusa Króla,
zwolennicy ks. Piotra Natanka, znanego szerzej z wirala o zagrożeniach
ze strony szatana takich jak tai chi, tarot i techno. Wedle ich własnej deklaracji jest ich 2822 w Polsce i kolejnych 1179 zagranicą.
Pomysł ogłoszenia Jezusa Królem podrzuciła Polakom już w latach
dwudziestych poprzedniego stulecia mistyczka, z zawodu pielęgniarka, Rozalia Celak. Rozpropagował go, w swoim ośrodku rekolekcyjnym w Szczyglicach, usunięty z zakonu jezuita, ks. Tadeusz Kiersztyn.
Po jego śmierci sprawę przejął w swoje ręce Natanek. Choć zawieszony
przez Episkopat za zniekształcanie nauki Kościoła, nie tylko odprawia
msze, ale prowadzi w rodzinnej wsi Grzechynia, ośrodek rekolekcyjny pod
nazwą Pustelnia Niepokalanów, nadaje z niego internetową telewizję
i rozsyła do księży swoje publikacje. Te książki to głównie piętnaście
tomów objawień mieszkającej w jego Pustelni w Grzechyni mistyczki,
Agnieszki Jezierskiej. Mechanizm ich powstawania jest prosty: kobieta
zadaje pytanie, Bóg natychmiast odpowiada, a ks. Natanek ogłasza to
publicznie. Nazywa to internetowym połączeniem z niebem. W przygotowaniu jest kolejnych siedem tomów Orędzi na Czasy Ostateczne, które właśnie nadeszły.
Doszło już także do kilku „lokalnych” intronizacji Jezusa na Króla
Polski: w 1997 roku na Jasnej Górze, w 2000 roku w Świebodzinie i w 2003
roku w Koluszkach. Ostatecznie 19 listopada 2016 roku,
w uroczystości z udziałem prezydenta Andrzeja Dudy w Łagiewnikach
Kościół Katolicki Przyjął Jezusa Chrystusa za Króla i Pana oraz
poświecił mu i naród, i Ojczyznę. To jednak ciągle dla zwolenników
monarchii zbyt mało: walka trwa i podejmowane są wciąż nowe oddolne
inicjatywy. Uroczystość Wolnej Elekcji Jezusa Chrystusa na Króla Polski
w warszawskim Parku Moczydło, na dawnych polach elekcyjnych,
poprowadził w maju tego roku ks. Stanisław Małkowski, znany z wyganiania
w 2014 roku nieczystych mocy z Pałacu Prezydenckiego, gdy rezydował tam
jeszcze Bronisław Komorowski.
Jak na razie zawodzi jednak państwo. Pierwszy wniosek o uchwałę sejmową ogłaszającą Jezusa Królem Polski złożyło do laski marszałkowskiej już w 2006 roku 46 posłów PiS i LPR pod wodzą Artura Górskiego. Wniosek, skrytykowany wtedy przez Episkopat (!), upadł. Intronizacja Serca Pana Jezusa,
którą promuje 35 posłów to nie to samo. Poseł Górski zmarł. Co dalej z
inicjatywą, nie wiadomo, tymczasem Polskę wyprzedziła nawet
Wileńszczyzna. Już 12 czerwca 2009 roku tamtejszy samorząd lokalny
ogłosił Akt Intronizacji Chrystusa Króla w rejonie wileńskim. Polska macież dalej jednak czeka, gdy politycy zajmują się takimi bzdurami jak podatki, budżet czy reforma oświaty.
Katechon Putin
Śp.
poseł Górski połączył w swym sercu miłość do niebiańskiej, ale i
ziemskiej monarchii. Zanim bowiem zajął zaszczytną funkcję naczelnego
redaktora Rydzykowego „Naszego Dziennika” już w osiemnastej wiośnie
życia, w 1988 roku, założył Klub Zachowawczo-Monarchistyczny
– jedną z dwóch głównych organizacji tego typu w Polsce. W
przeciwieństwie do podmiotów wcześniej już wymienionych, współpracują z
nią osobnicy bardziej znani w głównym nurcie – Janusz Korwin Mikke,
Artur Zawisza, Tomasz Gabiś czy Stanisław Michalkiewicz.
Klubem
kieruje dziś następca Górskiego, prof. Adam Wielomski, rocznik 72′,
politolog z Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego, który należał
do Zjednoczenia Chrześcijańsko-Narodowego, a potem do Przymierza Prawicy
Marka Jurka, w 2001 roku kandydował zaś bezskutecznie z poparciem PP z
listy Prawa i Sprawiedliwości do Sejmu. Później związał się z Unią
Polityki Realnej, której przez miesiąc w 2005 roku był nawet sekretarzem
generalnym, obecnie bezpartyjny. Jego zainteresowania to Joseph de Maistre, Maurras, Carl Schmitt, faszyzmy „łacińskie” (hiszpański, portugalski) oraz kontrreformacja.
Członkowie Klubu identyfikują się z monarchizmem na poziomie metapolitycznym. Rozumieją go jako wyraz radykalnego sprzeciwu wobec demokracji bezmyślnie igrającej Religią, Państwem, Tradycją i Własnością. Dlaczego demokracja jest zła? Otóż zanegowała
ona naturalny porządek rzeczy o pochodzeniu władzy od Boga,
wprowadzając w to miejsce irracjonalną teorię immanentnego pochodzenia
władzy od samych rządzonych. Klub popiera więc ustroje
autorytarne, jednak tylko te oparte na poszanowaniu dla prawa
naturalnego, czyli takiego, które opiera się na religii, tradycji i
własności prywatnej. Dlatego właśnei zdaniem KZ-M zły jest socjalizm,
ale również suwerenność ludu czy redystrybucja. Własność prywatna opiera
się na Dekalogu, zdaniem KZ-M nie można więc być konsekwentnym antysocjalistą, nie będąc przy tym antydemokratą. Całość zaś okraszają eurosceptycyzm, nauczaniem kościoła sprzed Soboru Watykańskiego II i walka z ideami 1789 roku oraz antropocentryczną ideologią praw człowieka, będącymi negacją praw Bożych.
Organem Klubu jest wznowione przedwojenne pismo „Pro Fide Rege et Lege”, choć za główną tubę robi raczej portal konserwatyzm.pl, który Wielomski prowadzi ze Zmianersem Konradem Rękasem. Przeczytać tu można między innymi teksty paxowskiego endeka z „Myśli Polskiej” Jana Engelgarda, eks-kukizowca Janusza Sanockiego, radiomaryjną prof. Annę Raźny, Ronalda Laseckiego z neofaszystowskiej Falangi, komunistę Dawida Jakubowskiego czy sędziwego Leonida Sigana z putinowskiego Sputnika. Znaleźć można tam pochwały Fidela, stanu wojennego,
a także rozważania z okazji urodzin Władymira Władymirowicza. Punkt
wspólny ich wszystkich? Silna sympatia dla Rosji – w końcu zdaniem Adama
Wielomskiego to w Katechonie Putinie tkwi cała nadzieja w obliczu dekadencji zachodniego ustroju demoliberalno-zgniłokapitalistycznego.
Katechon to, według 2 Listu św. Pawła do Tessaloniczan,
ten który podtrzymuje istnienie świata i powstrzymuje Apokalipsę,
panowanie Antychrysta i bitwę na polach Armagedonu – termin
upowszechniony w teologii politycznej przez Carla Schmitta. Jego figurę należałoby interpretować przez biblijne proroctwa apokaliptyczne: danielowe cztery bestie, utożsamiane z czterema królestwami, które zniszczą tradycyjny świat i dotychczasowe wyobrażenia religijno-polityczne oraz wizje Izajasza i Ezechiela i ich wizerunek Antychrysta w postaci orientalnego satrapy pełnego zepsucia, złota i przepychu.
Katechonem bywało już w historii określane,
zatrzymujące barbarzyńców, Cesarstwo Rzymskie, Kościół katolicki,
którego istnienie i rozwój powstrzymuje nadejście Antychrysta czy w
średniowieczu gwarant feudalnego porządku – Cesarz Rzymski Narodu
Niemieckiego. W teologii politycznej Wielomskiego byty polityczne bywają
ambiwalentne. Rosja za carów to Katechon, bo broni porządku i powstrzymuje rewolucje, a za czasów ZSRR – Antychryst. Wielomski twardo forsuje jednak opcję Katechon-Putin. W jego optyce to przywódca, który śmiało prowadzi swój kraj ku przyszłości, uczeń Metternicha i Kissingera, walczący z globalizacją, rozkładem moralnym i amerykańskim unilateralizmem. Gdyby nie on, Rosję czekałby komunizm, nacjonalizm albo los amerykańskiej kolonii. Wielomski
opiewał putinowskie poszanowania zasady suwerenności państw i uznania
ich legalnych władz, gładko łącząc zasadę nienaruszalności terytorialnej
państw z rosyjską aneksją Krymu i poparciem dla separatystów z Donbasu.
Ubolewał też nad niechęcią polskiej prawicy wobec putinowskiej Rosji,
którą widzi jako idealnego sojusznika w obronie przed radykalnie
liberalną, ateistyczną i antyklerykalną inwazją, jakiej doświadcza nasz
zgnębiona ojczyzna.
Rokosze i Frondy
Polska
jednak nie byłaby Polską, gdyby i rojalistów nie dręczyły wewnętrzne
podziały. Główną konkurencją KZM jest bowiem od lat Organizacja
Monarchistów Polskich, gdzie główną intelektualną personą jest prof.
Jacek Bartyzel. O ile swą działalność publiczną zaczynał w KOR-ze, a
potem działał w Ruchu Młodej Polski, to dziś już mu dużo bliżej do frankizmu, salazaryzmu, rexizmu, podlanych swojskim korwinizmem. Katechon-Putin miał swój udział w tym biffie.
Zaczęło się od tekstu
Bartyzela, w którym krytykował on ludzi, jego zdaniem, nadmiernie
egzaltujących się miłymi gestami ze strony Rosji, kończąc opinią, że
„zadumany nad przemijaniem postaci świata, szklaneczką calvadosu czy
lampką armagnac’a wzniosę bezgłośny toast ku czci żołnierzy z
francuskiego Legionu Charlemagne i ich kapelana – legitymistę, ks. Jeana
de Mayol de Lupé, którzy jako ostatni stawiali w Berlinie opór
bolszewicko-kałmuckiej dziczy”.
Wielomski oczywiście poczuł się zaatakowany i odpowiedział tekstem, gdzie
Bartyzelowi dostaje się za porzucenie legitymizmu i tradycjonalizmu
oraz fascynację faszyzmem. Antykomunizm Bartyzela prowadzi go
ostatecznie w kolejnej polemice do wyrażenia zrozumienia dla antykomunizmu Waffen SS i ich walki z masońską demokracją.
Z czasem obydwaj panowie zaczynają prowadzić wojnę hybrydową level Polska.
Prof. Wielomski śmieszkował pod pseudonimem Szympans Zenon. Bartyzel
opisywał go w zamian jak przed Tuskiem tańczy na rurze. Wielomski
rewanżował się w prima aprilis publikując tekst, o tym, że jego oponenta znaleziono w Libii w bagażniku Kadafiego w BDSMowej
uprzęży. Ogólnie rzecz biorąc, żarty Soku z buraka to przy tym cymes.
Ronald Lasecki z Falangi, w owym czasie członek OMP, chciał nawet jechać
pod dom Wielomskiego i nabazgrać mu sprejem na drzwiach Adrian Nikiel walczy. A kto zacz, już za momencik.
Nowe średniowiecze
Kim są zatem OMP-owcy? Nie jesteśmy ludźmi Średniowiecza, tylko Nowego Średniowiecza. A niektórzy z nas zapewne zaliczają się do Nowego Baroku, mówi o swoich ludziach
rzeczony Adrian Nikiel. Organizacja powstała 16 listopada 1989 we
Wrocławiu, a założył ją szesnastoletni wówczas lider, od tego czasu
nieprzerwanie przewodniczący. Z zawodu księgarz, ukończył na
Uniwersytecie Wrocławskim politologię. Działał w wielkiej wylęgarni
szurii – korwinowskiej Unii Polityki Realnej, a w 2011 dołączył do Kongresu Nowej Prawicy. Zresztą do dziś Nikiel uważa,
że stanowisko ostatniego prezydenta republiki i pierwszego regenta
Królestwa Polskiego byłoby najpiękniejszym zwieńczeniem kariery
politycznej JKM. OMP wydaje przy tym pismo „Rojalista – Pro Patria” i
prowadzi portal legitymizm.org, gdzie twardo walczy ze zbrodniami oświecenia i bonapartyzmu.
Nikiel stworzył własną doktrynę – narodowy konserwatyzm – na którą
składają się legitymizm, wolny rynek i katolicki tradycjonalizm. O
demokracji nie jest najlepszego zdania. Jest śmiercią, tryumfem głupoty, buntu i pych”, oznajmia(…) odrzuceniem władzy Boga nad ludźmi, kryptosataniczną rebelią. Tworzy niepewność
jutra obywateli, niszczy dobrobyt, moralność i kulturę, doprowadzając z
biegiem czasu państwa do upadku, a narody do zdziczenia. Co w zamian? Budowa Wielkiej Polski – Katolickiego Państwa Narodu Polskiego, które uzna społeczne panowanie Chrystusa Króla. Wymarzony
ustrój? Katolicki, hierarchiczny, zdecentralizowany, antyparlamentarny i
antydemokratyczny – jednym słowem – monarchia. Zadania ruchu? Edukować i
wychowywać Naród, aby Naród w perspektywie paru pokoleń był gotów na
restaurację..
Biorąc pod uwagę ulubionych myślicieli ekonomicznych Nikla – Adama Smitha, Ayn Rand, Miltona Friedmana i Fryderyka von Hayeka, nie dziwi jego wymarzony król Polski – skrzyżowanie generała Franco, generała Pinocheta i p. Małgorzaty Thatcher. Generalnie wolny rynek w jego opowieści to magia – sprzyja przyrostowi naturalnemu,
zmniejsza ilość rozwodów, przestępczość oraz ilość aborcji i eutanazji.
Za to fanem LGBT+, delikatnie mówiąc, lider OMP nie jest. Dewiacje
– jeżeli mają one charakter publiczny, prowokacyjny, ich uczestnicy
muszą liczyć się z tym, że zostaną rozpędzeni przez ludzi normalnych, powiada (…) Czy zgodzimy się na paradę trędowatych, którzy zachęcać będą do zarażania trądem?
Petryzm, lefebryzm, sedewakantyzm, konklawizm. I kluskizm
W
życiu publicznym, zdaniem monarchistów, dominować ma oczywiście
katolicyzm. Ten głoszony w polskich kościołach to jednak dla OPM
zdecydowanie zbyt liberalna bajka. Kult publiczny musi być (…) związany z (…) tradycyjnymi katolickimi obrządkami mszalnymi, oznajmia Nikiel.
Co ma na myśli? Otóż na prawo od Episkopatu KK w Polsce można znaleźć
co najmniej cztery nurty. Dwa z nich mieszczą się w łonie Kościoła, dwa
kolejne już nie. Kluczowe są tu wierność klasycznemu rytowi rzymskiemu
mszy świętej – czyli w skrócie liturgia po łacinie, klasyczna struktura
świątyni i kapłan zwrócony twarzą do ołtarza oraz stosunek do papieża i
ekumenizmu.
Na prawicy KK lokują się petryści czyli Bractwo Kapłańskie
św. Piotra (FSSP). Zachowując ryt rzymski, uznają władzę papieża. Ich
stan liczebny – trzystu księży, sześciu z Polski. Sympatyzują z nimi
politycy z pogranicza Prawicy RP, PiS i Ruchu Narodowego. Petryści
wywodzą się z kolei z Bractwa Kapłańskiego św. Piusa X (FSSPX),
nazywanego, od ich pierwszego lidera abp Marcela Lefebvre’a,
lefebrystami. W 2016 r. to bractwo
zrzeszało 593 księży, posiadało 750 kaplic, dwie szkoły wyższe, ponad
100 szkół oraz 7 domów starców w 70 krajach, a także szkoliło 200
alumnów w seminariach. Jan Paweł II w 1988 roku za wyświęcenie bez jego
zgody czterech biskupów obłożył Lefebvre’a ekskomuniką, którą w 2009
roku zdjął jednak Benedykt XVI. Ogólnie status lefebrystów jest w
Kościele niepewny. Oni sami uważają, że papiestwo niszczą komuniści,
masoni i moderniści, żądają więc od Watykanu nawrócenia. Polski Episkopat uważa ich za schizmatyków i przestrzega wiernych przed uczestnictwem w ich nabożeństwach.
Pełną herezją dla Watykanu są już ulubieńcy Nikla – sedewakantyści, których tak się nazywa, bo uważają, że papieski sede (tron) jest vacantes – czyli pusty. Zanim nasi rodacy rozstaną się z mitem «Papieża Polaka», zanim staną się sedewakantystami, a nie tylko malowanymi katolikami z nazwy, czeka nas bardzo długa droga przez pustynię, opowiada
Nikiel. Papież bowiem to heretyk, a nowy kościół koncyliarny nie jest
już katolicki. W Polsce działa oficjalnie jeden ksiądz sedewakantysta –
Rafał Trytek, wyświęcony w FSSPX, które okazało się jednak dla niego
zbyt ugodowe wobec Watykanu. Odprawia on msze po domach i salkach,
udostępnia kazania w sieci, publikuje w „Opcji na Prawo” i jest kapelanem monarchistów z OMP. Zdaniem Nikla jest on posłany przez Boga śladem św. Wojciecha i innych wielkich misjonarzy. Jeżeli wypełni swoje posłannictwo, Kościół w Polsce odżyje.
O ile jednak sedewakantyści widzą jeszcze jakąś nadzieję dla Watykanu, o tyle lokujący się dalej na prawo konklawiści
już nie. W Rzymie zasiada ich zdaniem antypapież, dlatego wybierają
sobie własnych. Najsłynniejszym był Hiszpan Clemente Domínguez y Gómez
znany jako Grzegorz XVII. Obłożył on ekskomuniką Jana Pawła I, Jana
Pawła II i króla Hiszpanii Juana Carlosa oraz kanonizował dyktatora
Hiszpanii gen. Franco, jego następcę adm. Carrero Blanco, lidera hiszpańskiej Falangi Jose Antonio Primo de Riverę oraz… Krzysztofa Kolumba.
Napięcie
między sedewakantystami i lefebrystami w łonie OMP zrodziło
najpoważniejszy kryzys w tej organizacji: naprzeciw siebie stanęli
sedewakantysta Nikiel oraz syn założyciela Optimusa Romana Kluski,
lefebrysta Łukasz. Ten drugi działając z Lublina oskarżał lidera o rzekome zaburzenia psychiczne
i popieranie sedewakantystycznej herezji, a 8 maja 2008 roku
zarejestrował w sądzie, wcześniej nieumocowaną prawnie OMP, pod swoim
własnym kierownictwem. Potępił go za to Bartyzel,
Wielomski z kolei wziął stronę Kluski. Kluskiści tworzyli fałszywe
strony i profile w mediach społecznościowych, przedstawiające działaczy
Niklowego OMP jako „sodomitów” i obrońców „praw gejów”, zwolenników komunizmu i działań terrorystycznych,
a także ludzi chorych psychicznie. Ostatecznie zwyciężył jednak Nikiel,
zaś pretendent opuścił OMP i zasilił szeregi Ruchu Narodowego,
kandydując nawet w 2014 roku z jego list do Europarlamentu z wynikiem 1039 głosów w okręgu małopolsko-świetokrzyskim.
Adolf I
Dysydenckie nurty kościelne to nie jedyny kontekst środowiskowy OMP. Już w pierwszym numerze wspomnianego wyżej pisma „Rojalisty”, tuż obok Deklaracji Ideowej, znalazła się bowiem recenzja kasety Lata walk ulicznych
neonazistowskiego zespołu Legion. Komunizm, demokracja, ateizm i
swobody obyczajowe były złe, więc szybko okazało się, że faszyzm to ten
dobry, a jako że z kolei że Falanga jest szerokim ruchem, który w swoich założeniach niesie śmierć demokratyczno-liberalnemu światu, panowie z obydwu środowisk postanowili się zbratać. Nikiel zaczął zasyłać Falangistom maile z narodowo-rzymskim pozdrowieniem, czyli gestem znanym powszechnie wśród polskiego ludu jako Sieg Heil/Heil Hitler.
Organizowano wiele wspólnych akcji, manifestacji i prelekcji, których
między 1 sierpnia 2009 a 14 czerwca 2010 roku odbyło się w sumie
kilkadziesiąt. Falangista dr Adam Danek, wykładowca w krakowskim kolegium jezuickim Ignatium i faszysta, został nawet II wiceprezesem Organizacji.
Choć jedni i drudzy zgadzali się co do roli kościoła i tradycji, to
jednak wystąpiły między nimi różnice ideowe względem wolnego rynku. Falangiści optowali za nacjonalizacją
strategicznych sektorów gospodarki, Nikiel bronił zaś leseferycznej
ortodoksji. Mariaż rozpadł się więc 4 lipca 2010 roku, kiedy to zgodnie z
Duginowską koncepcją „sojuszu ekstremów” skrajnie prawicowa Falanga
zawiązała porozumienie z trzecioswiatowymi maoistami. 11 lipca 2010 roku. Bartyzel apeluje wówczas do Danka i Laseckiego – zerwijcie to kompromitujące „porozumienie”! – pod którym podpisuje się również Nikiel. Falangiści opuszczają jednak OMP: bo król królem, ale Dugin Duginem.
Był to niewątpliwie trudny okres dla prof. Bartyzela. Najpierw fronda Kluskistów, potem nieudany mariaż z Falangą, jego syn Jacek W. Bartyzel wstępuje do bezbożnego Ruchu Palikota,
aż wreszcie, w 2013 roku, w czasie powrotu z Marszu Niepodległości,
został przez kibiców zwyzywany, z racji ciemnych okularów, od
„Jaruzelskich”. Skończyło się to jego wystąpieniem z Komitetu Honorowego MN i skupieniem się na działalności pisarskiej.
Warto
tylko nadmienić, że opisana historia z Falangą oraz przykry epizod
dworcowy to nie jedyne związki OMP z faszystami: ostał się w ich
organizacji jeden z ojców chrzestnych ONR, obecnie analityk finansowy Adam Tomasz Witczak, w wolnym czasie realizujący się również jako muzyk („Lord Kula”), kompozytor, pisarz i redaktor naczelny Młodziezy Imperivm.
I na koniec… rexiści
Do czego może
doprowadzić przedstawiony w tym tekście melanż monarchizmu,
fundamentalizmu katolickiego i faszyzmu? Widać to świetnie na
przykładzie idola rzecznika ONR-u Tomasza Kalinowskiego – Leona Degrelle’a. Wysoki, piękny (…) podziałał na mnie, jak silne, morskie powietrze,
podniecał się nim w 1936 roku Jerzy Waldorff. „Nacjonalista integralny”
ze szkoły Charlesa Maurrasa postanowił zostać w latach trzydziestych
zbawcą Belgii. Założył kolejno wydawnictwo Christus Rex, tygodnik „Rex”
oraz paramilitarny Narodowy Front o tej samej nazwie, którego celem było
ustanowienie w Belgii monarchii korporacyjnej, podług zaleceń encykliki Piusa XI Quadragesimo anno. Motywacja? Walka z komunizmem o dziedzictwo europejskie.
W praktyce oznaczało to walkę w oddziałach Waffen SS. Kierował w nich Ochotniczym Legionem Antybolszewickim Wallonie będącym częścią 5 Dywizji Grenadierów Pancernych SS Wiking. Dosłużył się tam stopnia pułkownika i był odznaczony Krzyżem Żelaznym pierwszej i drugiej klasy. Hitler powiedział o nim – gdybym miał syna, chciałbym by był taki, jak Leon.
14 grudnia 1945 roku belgijski sąd wojskowy skazał go zaocznie na
śmierć, jednak znalazł on schronienie u gen. Franco w Hiszpanii. Tam też
zmarł w roku 1994 w Maladze w wieku 86 lat, do końca negując Holocaust, z Żelaznym Krzyżem wystawionym w gablotce hallu swojego domu, jako znany działacz ruchu faszystowskiego.
Czy polski monarchizm to coś więcej niż ekstremalny margines? Co mają
na myśli – deklarując się jako monarchiści – takie postaci jak Jacek Majchrowski, Kazik Staszewski, Robert Makłowicz czy Andrzej Pilipiuk,
nie bardzo wiadomo. Za monarchistów uważają się jednak również związani
ze skrajną prawicą europoseł Robert Iwaszkiewicz, historyk z
wrocławskiego IPN Nortbert Wójtowicz, fundator libertariańskiego
Instytutu Misesa Mateusz Machaj, publicyści Tomasz Gabiś i Stanisław
Michalkiewicz oraz Grzegorz Braun i Janusz Korwin Mikke. Wszyscy oni
współpracują z KZ-M lub OMP.
Dlatego właśnie, jeśli dziś ktoś z
głównego nurtu zaczyna opowiadać o sobie, że jest monarchistą, warto
tego nie bagatelizować i zastanowić się co dokładnie ma na myśli. Czy
jest postacią z grona niegroźnych szurów, level Wierzchowski? Czy może
raczej fundamentalistą religijnym i zwolennikiem dyktatury, który robi
co może na rzecz likwidacji w Polsce demokracji, jak panowie Wielomski,
Bartyzel czy Nikiel?
OD REDAKCJI: Tekst mający ośmieszyć ideę monarchistyczną lecz warty przeczytania.