sobota, 22 grudnia 2018

Bartosz Poznański: Uderz w liberalizm

        Lata zniewolenie Polaków przez PRL- owski reżim wpoiły kolejnym pokoleniom rodaków, że im coś jest bardziej – w teorii – odległe od socjalizmu, tym jest lepsze.

Wskutek tego znaczny odsetek narodu uwierzył, że liberalizm gospodarczy jest jedyną słuszną drogą, która zapewni Polakom dobrobyt i godne życie. Część młodego pokolenia – pod wpływem działania liberalnych intrygantów – uwierzyła nawet, że liberalizm jest do pogodzenia z nacjonalizmem. Niektórzy poszli nawet o wiele dalej i zaczęli uważać, iż da się pogodzić z narodowym radykalizmem. Jest to oczywista głupota, ponieważ liberalizm zawsze reprezentować będzie przeciwstawne do narodowego radykalizmu postawy.

Wielu Polaków opowiada się przeciwko ściąganiu do Polski imigrantów. Niestety prawicowa propaganda zaciemnia obraz tego, kto, w rzeczywistości, ściąga do kraju tychże przybyszów. W Polsce nie ma mitycznego „socjalu”, dla którego mieliby się tu osiedlać cudzoziemcy. Jest za to wielu przedsiębiorców, tzw. „Januszy Biznesu”, którzy, aby nie podnieść nawet minimalnie pensji swoim pracownikom, wolą zatrudnić i zapewnić przyjazd nad Wisłę i Wartę setką tysięcy Ukraińców czy dziesiątką tysięcy obywateli Bangladeszu, Indii czy – w niedalekiej przyszłości – Filipin i innych krajów bliższego lub dalszego wschodu. Z tego też powodu działają oni przeciwko nie tylko monoetniczności, ale i zwykłej jednolitości narodowościowej Polski.
To właśnie przez ich działania, a nie naciski Merkel czy Unii Europejskiej, Polska przestaje być państwem narodowym. Postawa ta spotyka się z poparciem liberałów, także tych uważających się za konserwatywnych, prawicowych. W tym miejscu należy przypomnieć, że do Niemiec po drugiej wojnie światowej także ściągano przez pierwsze dziesięciolecia wyłącznie Gastarbeiterów. Przeciwne stanowisko reprezentuje natomiast narodowy radykalizm, który przeciwstawia się każdej masowej migracji. Niezależnie od tego, czy dotyczy ona Polaków, Ukraińców, Żydów, Syryjczyków, Chińczyków czy Kameruńczyków.

Liberałowie opowiadają się za prywatyzacją szkół, przedszkoli, żłobków, szpitali, przedsiębiorstw i innych instytucji. Wiążę się to także z próbą zakazania przez nich refundacji leków. Nie zważają przy tym na to, że znaczną część Polaków nie stać na opłacanie prywatnej edukacji swoich dzieci, prywatnych wizyt u lekarzy, o kosztujących kilka tysięcy operacjach, w prywatnych klinikach, nawet nie mówiąc. Emeryci czy szerzej mówiąc osoby starsze często wydają na lekarstwa kilkaset złotych – przy refundacji części leków. Ile, więc kosztowałoby je, gdyby musiały płacić za 100% wartości medykamentów i często wizyty u lekarza, prywaciarza i czy wystarczyłoby im na to emerytur? Pozostawmy to pytanie retorycznym.

Liberałowie często uważają, że drobne i średnie przedsiębiorstwa mogłyby rozwinąć się i stać dużymi, gdyby wprowadzono całkowitą deregulacją gospodarki. Jest to jawne kłamstwo. Wystarczy spojrzeć na handel i przeprowadzić prostą analizę, jakie szanse na rywalizację ma osiedlowy sklepik w porównaniu z dyskontami typu Lidl czy Biedronka. Te ostatnie mogą sobie pozwolić – przy braku regulacji – na dumping, który bardzo szybko spowoduje bankructwo osiedlowego przedsiębiorcy. Po czym ceny wzrosną w nich do normalnego poziomu. Analogicznie wyglądać to będzie w innych gałęziach gospodarki.

Dla liberała najważniejszy jest zawsze zysk i rosnąc wskaźniki gospodarcze. Jakim sposobem zostanie to osiągnięte jest dla niego sprawą nieistotną. Czy wzrost PKB zostanie osiągnięty poprzez znacznie większą niż obecnie konsumpcję alkoholu, papierosów i legalizację narkotyków – w tym tzw. narkotyków ciężkich – jest to nieistotne. Selekcja naturalna – jak mawia Janusz Korwin- Mikke.

Gdyby realizować liberalne postulaty ucierpiałoby nie tylko zdrowie społeczeństwa, ale i naturalne środowisko. Dla zysków można przecież wyciąć Puszczę Amazońską, czyli tzw. „płuca Ziemi”, więc dlaczego nie wyciąć  Puszczy Noteckiej lub Białowieskiej? Po co walczyć ze smogiem, skoro można stworzyć kolejną fabrykę, która będzie powodować go jeszcze więcej? Chronić gatunki zagrożone wyginięciem? Po co, skoro są one niezwykle cenne i padają ofiarą kłusowników. Tak myślą liberałowie. Ekologia nie zapewni większych zysków, rozwiązania szkodzące środowisku naturalnemu jak najbardziej.

Nie do pogodzenia jest także stosunek nacjonalistów i liberałów do organizacji takich jak Unia Europejska. Ci ostatni krytykują ją za „socjalizm” i ograniczanie wolności gospodarczej. Zupełnie nie przeszkadza im masowa migracja, tworzenie społeczeństw multikulturowych, niszczenie państw narodowych, odbieranie suwerenności krajom członkowskim, jak i inne niedopuszczalne z narodowego punktu widzenia kwestie.

Powodów, dla których – parafrazując — narodowy radykalizm nigdy z liberałami nie będzie w aliansach można by mnożyć jeszcze więcej, ale przedstawione w tekście zostały te najbardziej wyraźne. W związku z tym, jeżeli ktoś opowiada o konieczności sojuszu obu wymienionych w tekście środowisk – kłamie. Nawet gdy obie strony zgadzają się, że coś jest problemem jak UE to wynika to z zupełnie różnych motywów, odrębne są także rozwiązania alternatywne, które mają uzdrowić sytuację. Dostrzeganie problemów w tych samych miejscach łączy także nacjonalistów w wielu kwestiach ze środowiskami lewicowymi, np. ucisk i wykorzystywanie pracowników, rosnące rozwarstwienie społeczne itp. A przecież takiej współpracy nie ma…