Przez prawicowe media przetoczyła się fala oburzenia na wieść o
płonących ulicach Paryża. Skrytykowano żywiołowe protesty nazywając je
upadkiem cywilizacji i zdziczeniem obyczajów. Używano przy tym porównań
ze spokojnym Marszem Niepodległości, podczas którego w geście buntu
przeciwko prezydent Warszawy odpalono race.... Oczywiście na spokojnie i
z godnością. Polska prawica cieszy się, że wreszcie skończyły się
„burdy”, a Polacy buntują się nie okazując większego niezadowolenia. W
przeciwieństwie do tych dzikich Francuzów.
O co właściwie walczy dziś naród francuski? Podwyżki cen paliwa
okazały się iskrą, która zapaliła cały kraj. Nie paryskie przedmieścia,
które słyną z bezsensownej przemocy kolorowych imigrantów, ale starą,
białą Francję. Prowincję. Prostych ludzi. Rolników, małych sklepikarzy,
robotników, studentów, uczniów. Otworzono puszkę Pandory.
Ceny
paliw to jedna sprawa. Inną kwestią są niskie płace, zanikanie połączeń i
komunikacji na prowincji, brak pracy i perspektyw oraz wyludnianie się
małych miast. Wykluczenie szkolne i kulturowe, gdzie bilety na
wydarzenia kulturalne są horrendalnie drogie. Zbyt duże opodatkowanie
pracy i utrzymywanie zdaniem protestujących pasożytniczych gett i elit w
Paryżu i dużych miastach. No właśnie... gett.
Okazuje się, że rysy etniczne są głębokie. „Żółte kamizelki” mówią
wprost o potrzebie skończenia z otwartą polityką migracyjną. Na samych
protestach dochodzi do bójek między zwykłymi białymi protestującymi, a
„Nowymi Francuzami”. Często przy okazji szabrownictwa, którego kolorowi
się masowo dopuszczają. Warto tutaj zauważyć, że zanikanie prowincji,
zanikanie klasy średniej i jej prekaryzacja na prowincji oraz
centralizacja kapitału w dużych metropoliach to tendencje globalne. Nie
jest to tylko problemem Francji. Polska również tego doświadcza, a
prowincja już zaczyna odczuwać tego skutki chociażby w postaci zanikania
komunikacji publicznej i połączeń z miastami oraz w związku z
wyludnianiem. Do tego masowa imigracja i zaniżanie stawek pracowniczych.
W tym prawica nie widzi problemu, najważniejsze, że race w Dniu
Niepodległości odpalano grzecznie...
W Paryżu zjawiliśmy się w dniu poprzedzający kolejną, czwartą już sobotnią demonstrację będącą symbolicznym centrum protestów ruchu żółtych kamizelek. Sam Paryż sprawia ponure wrażenie upadającej cywilizacji. Pomieszanie piękna z turpizmem i bezdusznym technokratyzmem. Tonąca w entropii katedra Notre Damme wraz z przyległościami od razu przypomniała Dominika Vennera i jego akt rozpaczy i desperacji. Już w Paryżu usłyszeliśmy od naszych gospodarzy, nacjonalistów z Zouaves i identytarystów o aresztowaniach ich liderów. Samo Zouaves to bojówka nacjonalistyczna stworzona z resztek GUDu, kibiców, identytarystów i autonomów. Jej członkowie są bardzo aktywni w ulicznych debatach z antyfaszystami jak i innymi skrajnie lewicowymi ruchami. W weekend poprzedzający nasze przybycie to oni przyczynili się do wyłączenia lewicowych bojówkarzy z protestów.
W Paryżu zjawiliśmy się w dniu poprzedzający kolejną, czwartą już sobotnią demonstrację będącą symbolicznym centrum protestów ruchu żółtych kamizelek. Sam Paryż sprawia ponure wrażenie upadającej cywilizacji. Pomieszanie piękna z turpizmem i bezdusznym technokratyzmem. Tonąca w entropii katedra Notre Damme wraz z przyległościami od razu przypomniała Dominika Vennera i jego akt rozpaczy i desperacji. Już w Paryżu usłyszeliśmy od naszych gospodarzy, nacjonalistów z Zouaves i identytarystów o aresztowaniach ich liderów. Samo Zouaves to bojówka nacjonalistyczna stworzona z resztek GUDu, kibiców, identytarystów i autonomów. Jej członkowie są bardzo aktywni w ulicznych debatach z antyfaszystami jak i innymi skrajnie lewicowymi ruchami. W weekend poprzedzający nasze przybycie to oni przyczynili się do wyłączenia lewicowych bojówkarzy z protestów.
W weekend gdy się pojawiliśmy sytuacja była już zupełnie inna.
Wszyscy liderzy zostali zatrzymani. Postawiono zarzuty za udział w
zamieszkach w zeszłym tygodniu. Co ciekawe pomimo rzekomych aresztowań
antyfaszystów było ich pełno na ulicach. Nacjonaliści francuscy
wyjaśnili nam jednak, że władze traktują bardzo ulgowo skrajną lewicę.
Poza tym w oficjalnej prasie trąbiono o polowaniach na „skrajną
prawicę”, więc jak widać lewica po prostu bawiła się w urojonych
męczenników. Sama noc poprzedzająca protesty była jednak dość napięta.
Nasi gospodarze pełnili warty oczekując niespodziewanej wizyty smutnych
panów, na szczęście nie zostali namierzeni.
W sobotę rano grupą siedmiu osób wyruszyliśmy do centrum by zorientować się w sytuacji na ulicach i dołączyć do planowanych zgromadzeń na Polach Elizejskich. Zadanie okazało się trudne. Siły policji i żandarmerii na ulicach pojawiły się w liczbie prawie 90 tysięcy funkcjonariuszy, a taktyka służb została zmieniona. Tym razem blokowano całe ulice usiłując rozbijać manifestantów na mniejsze grupy. Starano się odseparować przybywających od głównej grupy pod Łukiem Triumfalnym. Od rana już słyszeliśmy o pierwszych starciach i aresztowaniach. Póki co miasto było spokojne. Cisza przed burzą. Widząc policję, która odgrodziła drogę krążyliśmy małymi uliczkami w poszukiwaniu większych grup demonstrantów. Usłyszeliśmy, że policja przeszukuje wszystkich i aresztuje osoby posiadające odzienie ochronne, jak gogle, kaski, chusty itp. Cel stał się jasny, unikać blokad w małych grupach.
W sobotę rano grupą siedmiu osób wyruszyliśmy do centrum by zorientować się w sytuacji na ulicach i dołączyć do planowanych zgromadzeń na Polach Elizejskich. Zadanie okazało się trudne. Siły policji i żandarmerii na ulicach pojawiły się w liczbie prawie 90 tysięcy funkcjonariuszy, a taktyka służb została zmieniona. Tym razem blokowano całe ulice usiłując rozbijać manifestantów na mniejsze grupy. Starano się odseparować przybywających od głównej grupy pod Łukiem Triumfalnym. Od rana już słyszeliśmy o pierwszych starciach i aresztowaniach. Póki co miasto było spokojne. Cisza przed burzą. Widząc policję, która odgrodziła drogę krążyliśmy małymi uliczkami w poszukiwaniu większych grup demonstrantów. Usłyszeliśmy, że policja przeszukuje wszystkich i aresztuje osoby posiadające odzienie ochronne, jak gogle, kaski, chusty itp. Cel stał się jasny, unikać blokad w małych grupach.
W końcu znaleźliśmy większą grupę demonstrantów. Szli z francuskimi
flagami narodowymi, śpiewając Marsyliankę, gdy nagle przerwał im huk
policyjnych petard i syk gazu. Momentalnie ulica się „zamgliła”. Gaz
uderzył w nozdrza, a tłum ruszył do panicznej ucieczki. To była pierwsza
interwencja policji, zupełnie bez powodu. Ludzie nawet nie szli w ich
stronę. Zapowiedź była jasna, służby nie będą traktować demonstrujących
ulgowo. Zwłaszcza, że w świetle prawa te zgromadzenia są spontaniczne.
Nie są rejestrowane, a więc są nielegalne. Tłum nie stawił oporu, ludzie
nawoływali się by pójść inną drogą. Weszli w mniejszą uliczkę. Tu
spotkała nas ciekawa sytuacja. Zrobiło się żywiołowo w tłumie,
podbiegliśmy więc, myśląc z początku, że namierzono jednego z tajniaków.
Otóż... wymierzano tam sprawiedliwość przedstawicielowi mniejszości
etnicznej, jak okazało się złodziejowi skuterów. Marny byłby jego los,
gdyby kilku demonstrantów nie porwało go za odzienie i nie wyrzuciło
prosto na formację policji, która podążała za tłumem. To był dopiero
pierwszy szabrownik tego dnia, a skala tych zjawisk miała się dopiero
ujawnić.
Skądinąd reakcja tłumu była dość wymowna. Ludzie nie życzyli sobie
złodziei w środku protestów w słusznej sprawie. Krążyliśmy z grupą około
dwóch tysięcy demonstrantów jakiś czas, aż wyszliśmy na jedną z
głównych ulic prowadzących pod Łuk Triumfalny. Oczywiście również
odciętą kordonem policji. Tu jednak doszło do pierwszych starć i prób
budowania barykad. Ze strony demonstrantów posypał się bruk w stronę
kordonu. Jednak, ani ulica nie była łatwa do obrony, gdyż materiału do
budowy solidniejszej barykady nie było zbyt wiele, ani liczebność oraz
entuzjazm tłumu nie sprzyjał temu, by zorganizować większy i
skuteczniejszy opór. Policja powoli rozpraszała tłum strzelając z
gumowych kul i używając gazu. Ludzie powoli wycofywali się do innych
ulic szukając przejścia. Ruszyliśmy tam szukając większej i lepiej
zorganizowanej grupy demonstrantów mając nadzieję dotrzeć do głównej
części demonstracji.
Mijając wąską uliczkę natrafiliśmy na grupę czterech Murzynów, którzy właśnie dokonywali włamania do sklepu. Kopali w witrynę, rozbijając ją na naszych oczach i próbując wynieść asortyment RTV. Ruszyliśmy w ich stronę otwarcie ogłaszając nasze zamiary wobec szabrowników, dołączyli do nas zwykli demonstranci żółtych kamizelek. Dodatkowo ktoś rzucił niecelnie z balkonu doniczką w kierunku niedoszłych złodziei, czym zebrał aplauz ze strony gromadzących się gapiów. Ostatecznie złodzieje zostali odstraszeni i rozdzielili się znikając w tłumie.
Ruszyliśmy dalej w poszukiwaniu przejścia, wszędzie narastało napięcie pomiędzy grupami demonstrantów, próbującymi się przebić pod Łuk Triumfalny, a siłami policyjnymi. Widać było chmurę gazu. Sytuacja wydawała się jednak spokojna. Przypadkowo spotkaliśmy rosłego mężczyznę z nacjonalistycznymi symbolami na kamizelce, jak się okazało był to Polak. Ostrzegliśmy go przed dużą grupą antyfaszystów z ultrasów PSG, którzy niszczyli sklepy i malowali swoje symbole na witrynach. Podziękował nam, życzyliśmy sobie nawzajem szczęścia.
Mijając wąską uliczkę natrafiliśmy na grupę czterech Murzynów, którzy właśnie dokonywali włamania do sklepu. Kopali w witrynę, rozbijając ją na naszych oczach i próbując wynieść asortyment RTV. Ruszyliśmy w ich stronę otwarcie ogłaszając nasze zamiary wobec szabrowników, dołączyli do nas zwykli demonstranci żółtych kamizelek. Dodatkowo ktoś rzucił niecelnie z balkonu doniczką w kierunku niedoszłych złodziei, czym zebrał aplauz ze strony gromadzących się gapiów. Ostatecznie złodzieje zostali odstraszeni i rozdzielili się znikając w tłumie.
Ruszyliśmy dalej w poszukiwaniu przejścia, wszędzie narastało napięcie pomiędzy grupami demonstrantów, próbującymi się przebić pod Łuk Triumfalny, a siłami policyjnymi. Widać było chmurę gazu. Sytuacja wydawała się jednak spokojna. Przypadkowo spotkaliśmy rosłego mężczyznę z nacjonalistycznymi symbolami na kamizelce, jak się okazało był to Polak. Ostrzegliśmy go przed dużą grupą antyfaszystów z ultrasów PSG, którzy niszczyli sklepy i malowali swoje symbole na witrynach. Podziękował nam, życzyliśmy sobie nawzajem szczęścia.
Podczas próby przejścia pod Łuk Triumfalny trafiliśmy na moment
zamykania ulic przez kordon żandarmerii. Zatrzymano nas i poddano
kontroli osobistej. Nie mieliśmy żadnych zabronionych przedmiotów,
jednak skonfiskowano nam gogle. Policja i żandarmeria stara się strzelać
z broni gładkolufowej na wysokości głowy i zdają sobie sprawę, że
pozbawiając ludzi ochrony głowy i oczu część z demonstrantów zastanowi
się dwa razy, czy warto stracić oko albo życie. Pozwolono nam odejść
informując, że tędy nie przejdziemy. Policja zaczęła zamykać kolejne
ulice, musieliśmy przemieścić się w inne miejsce z tłumem, by uniknąć
masowych aresztowań.
W tłumie było bardzo dużo aktywistów skrajnej lewicy, jednak nie byli
zainteresowani wsparciem protestów, głównie skupiali się na rabowaniu
sklepów. Atmosfera robiła się coraz gęstsza. Z daleka unosiły się czarne
słupy dymu. Nagle na demonstrantów posypały się granaty hukowe i
zobaczyliśmy szereg policjantów szturmujących protestujących na innej
ulicy. Wycofaliśmy się z tłumem w drugą stronę, tam jednak również
policja już odcinała demonstrantów. Ulice zapełnił gaz, szeregi
prewencji ruszyły pałując wszystkich, którzy znaleźli się na jego
drodze. Zaatakowany tłum ruszył w wąskie uliczki. Ruszając za tłumem
wybiegliśmy na duży plac. Tłum tam był o wiele większy, a w jego
kierunku leciały granaty hukowe i gaz.
Po chwili tłum ruszył przed siebie, wykorzystując chwilę gdy
policyjne ataki osłabły. Był to bardzo doniosły moment. Kilkadziesiąt
tysięcy osób szło i śpiewało Marsyliankę. Echo odbijało się od ścian
budynków, flagi powiewały na wietrze, który rozwiewał gaz, a w tle
słychać było eksplozje policyjnych petard. To szła biała Francja. Co
prawda, nie była w nastrojach konfrontacyjnych. Jeszcze. Ale czuć było
dumę i pewność siebie. Wtedy wiedzieliśmy, że ci ludzie wiedzą o co
walczą. Oni nie chcą maszerować z punktu A do B przy akompaniamencie
patriotycznych pieśni. Nadal szukali wejścia na Pola Elizejskie.
Nasi gospodarze uznali, że tego dnia nie wydarzy się już nic więcej.
Tłum prostych ludzi z prowincji, którzy tydzień temu walczyli zaciekle w
ulicznych bitwach i budowali barykady, w ten dzień nie był skory do
takich działań. Wraz z dużą grupą dotarliśmy na Pola Elizejskie mijając
po drodze prawdziwą armię zmobilizowanej policji i żandarmerii. Inny
szturmowiec uznał, że na własną rękę zbierze materiał z zajść w różnych
częściach miasta. Czekaliśmy więc na naszego kolegę w przekonaniu, że to
już koniec. Nie mieliśmy racji.
Wystarczyło podejść nieco bliżej, by w oddali zobaczyć Łuk Triumfalny dosłownie oblężony przez „żółte kamizelki”. Nad wszystkim unosił się ogromny obłok gazu i słuchać było huk petard. Oczywiście podeszliśmy tam. Niedługo trzeba było czekać na pierwsze starcia. Policja obstawiała większość bocznych uliczek i Łuk Triumfalny, ogromny oddział również sformował się za naszymi plecami. Z bocznych alejek zupełnie bez powodu policja wystrzeliwała granaty gazowe. Manifestanci musieli bronić się przed przemocą służb. Zaczęto rozbijać kostkę brukową, a do zamaskowanych rozbijających podchodzili starsi Francuzi i radzili w jakim miejscu najlepiej to robić. Okazało się, że zwyczajni ludzie kibicowali tym, którzy odważyli się stawiać opór w nierównej walce.
Wystarczyło podejść nieco bliżej, by w oddali zobaczyć Łuk Triumfalny dosłownie oblężony przez „żółte kamizelki”. Nad wszystkim unosił się ogromny obłok gazu i słuchać było huk petard. Oczywiście podeszliśmy tam. Niedługo trzeba było czekać na pierwsze starcia. Policja obstawiała większość bocznych uliczek i Łuk Triumfalny, ogromny oddział również sformował się za naszymi plecami. Z bocznych alejek zupełnie bez powodu policja wystrzeliwała granaty gazowe. Manifestanci musieli bronić się przed przemocą służb. Zaczęto rozbijać kostkę brukową, a do zamaskowanych rozbijających podchodzili starsi Francuzi i radzili w jakim miejscu najlepiej to robić. Okazało się, że zwyczajni ludzie kibicowali tym, którzy odważyli się stawiać opór w nierównej walce.
W pewnym momencie kordony policji zaczęły odcinać grupę, z którą
maszerowaliśmy. Wykorzystali gaz, broń gładkolufową, z której całymi
salwami strzelali w tłum. Znaleźliśmy się w kotle. Pokryci chmurą gazu
widzieliśmy biegnący tłum, wśród których pojedyncze osoby padały od kul.
Chwytali się za głowy i łopatki. Strzelcy celowali na wysokości głowy.
Wiele osób w wyniku takich strzałów zostało trwale okaleczonych.
W tłum wpadli policjanci w cywilu bijąc każdego, kto się nawinął
stalowymi pałkami teleskopowymi. Jedną kobietę otoczyli i okładali ją,
próbowała się zasłaniać rękami. Pułapka się zamykała, a było pewne, że
wszyscy, którzy w niej zostaną albo skończą w szpitalu, albo w areszcie
na przynajmniej trzy doby. Na szczęście udało się nam przebić pomiędzy
policjantami do kolejnego dużego tłumu żółtych kamizelek. Jednak ludzie
powoli się już rozchodzili. Brak liderów, brak charyzmatycznych osób i
organizacji, która by mogła zadecydować o dalszych krokach, a przy tym
ciągłe pacyfikacje ze strony służb zniechęcały do dalszego pozostawania
na ulicach. Był już zmrok. Udało się nam połączyć z innymi szturmowcami,
którzy się wcześniej oddzielili i ruszyliśmy do punktu zbiórki.
Mijaliśmy zniszczone ulice, spalone samochody i rozbite sklepy. Co rusz na ulicach wybuchał gaz. To trwała grabież prywatnego mienia. Tu nie było „żółtych kamizelek”. Kolorowi, ubrani na czarno w asyście antyfaszystów demolowali bez żadnego sensu co popadnie i próbowali ukraść ile się da. Najczęstszymi celami były małe prywatne inicjatywy, które trudno trzymać za drogimi systemami bezpieczeństwa. Cukiernie, piekarnie, sklepiki z alkoholem czy komisy z RTV i AGD. Wybite witryny, spalone auta, ale nie po to, by zrobić z nich barykady. Ot tak. Dla przyjemności. Często też ograbione. Wybite szyby od bagażnika i zabrane fanty. Szabrowników nocą przybywało. Ludzie zamykali swoje sklepiki na rolety i otwierali tylko klientom. Wszechobecne były symbole anarchistyczne na ścianach oraz skrajnie lewicowe hasła. Ta noc nie należała już do żółtych kamizelek, ale do szabrowników i antyfaszystów, którzy robili co chcieli.
W kontekście szabrownictwa ciekawe jest, że już w ciągu dnia antifa paryska pokazała, że walka o sprawiedliwość społeczną ogranicza się dla nich do obrony tzw. uciskanych mniejszości przed opresyjną większością. Z wielu miejsc docierały doniesienia o anarchistach broniących złodziei, demolujących wszystko wokół. Lewica starała się zmobilizować mniejszości z gett do dołączenia do protestu w centrum miasta, czego wcześniej mniejszości się bały. Ta strategia się udała. A gdy doszło już do szabrownictwa to anarchiści i antyfaszyści bronili grabiących sklepy przed reakcjami zwykłych protestujących Francuzów. Na własne oczy widzieliśmy jak muskularny murzyn zaatakował niską kobietę w żółtej kamizelce śrubokrętem, gdy ta zwróciła uwagę jego bandzie okradającej przypadkowe auta.
Mijaliśmy zniszczone ulice, spalone samochody i rozbite sklepy. Co rusz na ulicach wybuchał gaz. To trwała grabież prywatnego mienia. Tu nie było „żółtych kamizelek”. Kolorowi, ubrani na czarno w asyście antyfaszystów demolowali bez żadnego sensu co popadnie i próbowali ukraść ile się da. Najczęstszymi celami były małe prywatne inicjatywy, które trudno trzymać za drogimi systemami bezpieczeństwa. Cukiernie, piekarnie, sklepiki z alkoholem czy komisy z RTV i AGD. Wybite witryny, spalone auta, ale nie po to, by zrobić z nich barykady. Ot tak. Dla przyjemności. Często też ograbione. Wybite szyby od bagażnika i zabrane fanty. Szabrowników nocą przybywało. Ludzie zamykali swoje sklepiki na rolety i otwierali tylko klientom. Wszechobecne były symbole anarchistyczne na ścianach oraz skrajnie lewicowe hasła. Ta noc nie należała już do żółtych kamizelek, ale do szabrowników i antyfaszystów, którzy robili co chcieli.
W kontekście szabrownictwa ciekawe jest, że już w ciągu dnia antifa paryska pokazała, że walka o sprawiedliwość społeczną ogranicza się dla nich do obrony tzw. uciskanych mniejszości przed opresyjną większością. Z wielu miejsc docierały doniesienia o anarchistach broniących złodziei, demolujących wszystko wokół. Lewica starała się zmobilizować mniejszości z gett do dołączenia do protestu w centrum miasta, czego wcześniej mniejszości się bały. Ta strategia się udała. A gdy doszło już do szabrownictwa to anarchiści i antyfaszyści bronili grabiących sklepy przed reakcjami zwykłych protestujących Francuzów. Na własne oczy widzieliśmy jak muskularny murzyn zaatakował niską kobietę w żółtej kamizelce śrubokrętem, gdy ta zwróciła uwagę jego bandzie okradającej przypadkowe auta.
Czym innym jest niszczenie mienia, które można użyć do budowy barykad
mających bronić przed agresją policji, a czym innym jest zwyczajne
zezwolenie na barbarzyństwo i przypadkowe niszczenie, oraz grabienie.
Anarchistów to jednak satysfakcjonowało. Protestujących już nie. I tym
samym anarchiści oraz lewicowi bojówkarze po raz kolejny utrwalili swoją
reputację wśród żółtych kamizelek. Nie dziwi więc fakt, że przed
tygodniem nacjonaliści zebrali oklaski za przegonienie komunistów i
anarchistów spod Łuku Triumfalnego.
W naszej ocenie to jeszcze nie był najgorętszy dzień protestów żółtych kamizelek. Trudno powiedzieć w jaką stronę rozwinie się sytuacja i czy rzeczywiście będzie można mówić o powstaniu i rewolucji, jednak trzeba zwrócić uwagę, że sytuacja z punktu widzenia rządu wymyka się spod kontroli. Zwłaszcza, że tego dnia płonął nie tylko Paryż. Abstrahując od spekulacji o rosyjskich służbach, które rzekomo maczały w tym palce czy opinii tzw. pipiprawicy, która pochwala zachowawczość i instynkt owcy życzymy, jako Szturmowcy by Polacy nabrali tyle rezonu i chęci do walki o swoją godność, co Francuzi. Pomni tego, że nasz naród ma również rewolucję we krwi, jak i opór, chociaż w tej chwili uśpiony przez lata poniżania. Jednakże znając przyczyny powstania „żółtych kamizelek” we Francji i korelacje z sytuacją krajową, mamy nadzieję na podobny ruch w Polsce w najbliższej przyszłości. Pomimo prawicowej obłudy i zafałszowania obrazu przyczyn „podpalenia Paryża”. Wczoraj Paryż, dziś Warszawa, jutro cała Europa!
W naszej ocenie to jeszcze nie był najgorętszy dzień protestów żółtych kamizelek. Trudno powiedzieć w jaką stronę rozwinie się sytuacja i czy rzeczywiście będzie można mówić o powstaniu i rewolucji, jednak trzeba zwrócić uwagę, że sytuacja z punktu widzenia rządu wymyka się spod kontroli. Zwłaszcza, że tego dnia płonął nie tylko Paryż. Abstrahując od spekulacji o rosyjskich służbach, które rzekomo maczały w tym palce czy opinii tzw. pipiprawicy, która pochwala zachowawczość i instynkt owcy życzymy, jako Szturmowcy by Polacy nabrali tyle rezonu i chęci do walki o swoją godność, co Francuzi. Pomni tego, że nasz naród ma również rewolucję we krwi, jak i opór, chociaż w tej chwili uśpiony przez lata poniżania. Jednakże znając przyczyny powstania „żółtych kamizelek” we Francji i korelacje z sytuacją krajową, mamy nadzieję na podobny ruch w Polsce w najbliższej przyszłości. Pomimo prawicowej obłudy i zafałszowania obrazu przyczyn „podpalenia Paryża”. Wczoraj Paryż, dziś Warszawa, jutro cała Europa!
Za: https://www.szturmowcy.org/szturmowcy-w-paryzu---relacja-z-rewolucji-zoltych-kamizelek