Wstęp
Polimorficzne
środowiska i ugrupowania, których część określa siebie mianem
„narodowych”, inna część mianem „państwowych”, inna mianem
„prawicowych”, a jeszcze inna po prostu mianem „patriotycznych”, od
dawna bezskutecznie poszukują syntetycznej formuły, która umożliwiłaby
im znalezienie wspólnej podstawy działania i przekształcenie się dzięki
niej w jeden, szeroki prąd polityczny. Upragniona formuła została
właśnie odnaleziona. Jest nią braunizm.
Pozwoliłem sobie
rozpocząć swój tekst od sparafrazowania pierwszych wersów klasycznego,
wręcz kultowego już artykułu dr. Adama Danka sprzed kilku lat. Myślę, że
idealnie pasuje on do omawianego przeze mnie zagadnienia, czyli próby
opisu szans, jakie przed antyestablishmentową ideową prawicą stwarza
wejście do głównego nurtu polityki Grzegorza Brauna – reżysera,
publicysty i monarchisty.
Wynik, jaki
Grzegorz Braun uzyskał w niedawnych przedterminowych wyborach
prezydenckich w Gdańsku otwiera szeroko możliwości wpływu na politykę ze
strony środowisk antyliberalnych. 11,86% mieszkańców liberalnego
Gdańska (co w liczbach daje ponad 20 tysięcy głosów) postawiło na
kandydata, który nie kryje swojego obrzydzenia dla demokracji, swoich
katolickich i kontrrewolucyjnych poglądów metapolitycznych, a także
nieugiętej postawy w sprawie ochrony życia poczętego. Ze względu na
specyfikę tych wyborów i fakt, że wystartowało w nich jedynie 3
kandydatów, trudno wynik ten uznać za oszałamiający (przyznam, że sam
obstawiałem raczej 16-18%), jednak mimo wszystko jest to krok milowy w
dziejach polskiej prawicy. Tym bardziej, że przyniósł on tak miły sercu
każdego rewolucyjnego konserwatysty „strach burżuja”.
Grzegorz Braun jest
politykiem interesującym dla środowisk tradycjonalistycznych,
tożsamościowych i antyglobalistycznych z dwóch powodów: po pierwsze z
powodu swojego spojrzenia na politykę zagraniczną, a po drugie ze
względu na swój konserwatyzm.
Przeciwnik judeoamerykanizmu
Przyznam, że
dawniej kojarzyłem Brauna jako reżysera-antykomunistę powiązanego
bardziej ze środowiskami okołopisowskimi typu „Kluby Gazety Polskiej”,
niż z czymkolwiek „na prawo od PiS”, i tak też – być może mylnie –
identyfikowałem jego poglądy. Powodem tego była tematyka jego ówczesnej
twórczości, skupiająca się głównie na sprawach
historyczno-lustracyjnych, co jest charakterystyczne dla tego typu
nurtów.
Jakież było moje
zaskoczenie, gdy w 2014 roku zaczęły się pojawiać wywiady z Grzegorzem
Braunem, w których wskazywał on na zagrożenie żydowskie; na amerykańską
inspirację wydarzeń na Ukrainie; na skandalicznie złe stosunki
Rzeczypospolitej z naturalnym sojusznikiem, jakim według niego winna być
Białoruś; czy na próbę sprowokowania przez USA i „państwo położone w
Palestynie” wojny z Islamską Republiką Iranu (co, jak widzimy dzisiaj,
było profetyczne).
Rok później, w
wyborach na prezydenta kraju, głośno podniósł temat (u)roszczeń
żydowskich, które Polska będzie musiała zapłacić prawem kaduka nie tyle
spadkobiercom przedwojennych żydowskich obywateli II RP, co żydowskim
organizacjom międzynarodowym. Wówczas temat brzmiał dla wielu
egzotycznie, a sam kandydat nie ustrzegł się od oskarżeń o tzw.
antysemityzm, jednak lutowa wizyta wiceprezydenta Stanów Zjednoczoych
Mike’a Pence’a w Warszawie pokazała, że to wcale nie teoria spiskowa
polskich antysemitów, a brutalna i przytłaczająca rzeczywistość.
Kolejnym dowodem na
przenikliwe spojrzenie Brauna na politykę międzynarodową było
wskazywanie przezeń Turcji jako jednego z potencjalnych głównych (obok
Białorusi i Chin) sojuszników Polski. Wówczas, w 2015 roku, bardzo byłem
tym oburzony, gdyż to właśnie Turcja grała pierwsze skrzypce w obalaniu
prezydenta Assada i wspieraniu szczurów w Syrii, jednak ledwie rok
później miała miejsce geopolityczna wolta prezydenta Recepa Erdogana,
która wskazuje nie tylko na geniusz „sułtana” Turcji, ale również…
polskiego reżysera, który przewidział chęć ułożenia stosunków
zagranicznych przez Turcję na nowo.
Co znamienne, Braun
nie popada przy tym w maniakalną rusofilię, która była chyba błędem
założycielskim „pierwszej nieamerykańskiej partii politycznej w Polsce” i
wpędziła ją dość szybko do grobu. Wręcz przeciwnie, Braun wskazuje
również na interesy geopolityczne Federacji Rosyjskiej, które
niekoniecznie muszą być zbieżne z interesami Polski, jednak nie
przesłania mu to trzeźwego spojrzenia na arenę międzynarodową i
prawidłowej identyfikacji wroga. Jak widać – nie trzeba być
bezkrytycznym zwolennikiem jednego imperializmu, by zwalczać inny [1].
Można być politykiem suwerenistycznym i antyatlantyckim, będąc zupełnie
niezależnym.
Konserwatysta…
Grzegorz Braun jest
światopoglądowo konserwatystą, religijnie katolickim tradycjonalistą,
ustrojowo monarchistą, a ideowo – legitymistą. Takie zestawienie
poglądów jest rzadkie nie tylko w Polsce i w dzisiejszym świecie, ale
ogólnie w przeciągu ostatnich stu lat. Fakt, że polityk przyznający się
do monarchistycznego legitymizmu, niewstydzący się nazwać dynastii
panujących w niektórych krajach uzurpatorami, zyskał niemałą
rozpoznawalność, a nawet sympatię w społeczeństwie, jest czymś, co
stawia Polskę w awangardzie kontrrewolucji (chyba jedynym bardziej
znaczącym przypadkiem było przyłączenie się do karlizmu byłego
prezydenta Urugwaju, Juana Marii Bordaberrego, skazanego zresztą za
„zbrodnie przeciw ludzkości”, czyli antykomunistyczny przewrót
wojskowy).
Również podkreślane
na każdym kroku (a nawet i podczas każdej konferencji prasowej!) przez
Brauna przywiązanie do tradycyjnej liturgii i tradycyjnej, nieskażonej
modernizmem doktryny katolickiej, czy też wprost wskazywane zagrożenie
ze strony masonerii, czyni tego kandydata bardzo atrakcyjnym dla
integralnej prawicy. W temacie ochrony życia ludzkiego najlepszym
dowodem na jego konkretną postawę są dwa filmy dokumentalne jego
autorstwa: „Eugenika – w imię postępu” na temat eugenicznych korzeni
przemysłu aborcyjnego oraz współczesnych programów in vitro, a także
„Nie o Mary Wagner”, opowiadający o dzielnej kanadyjskiej bojowniczce o
życie ludzkie, która odsiaduje któryś już z kolei wyrok bezwględnego
więzienia za… spokojną modlitwę przed klinikami aborcyjnymi.
Również budujące
jest to, że ani konserwatywne poglądy nie implikują zachodniackiego
zacietrzewiania, ani realistyczne podejście do geopolityki nie musi
trącić PRL-owską naftaliną i poglądami rodem z Towarzystwa Krzewienia
Kultury Świeckiej.
… wolnościowy
Jednak żeby nie
było tak miło, konieczne będzie wskazanie pewnych problematycznych i
dyskusyjnych poglądów wyrażanych przez Grzegorza Brauna.
Najwięcej
kontrowersji wzbudza notoryczne podkreślanie przez niego, że „nie chce
nikomu zaglądać do łóżka”, że „wolnoć Tomku w swoim domku” i że
„chcącemu nie dzieje się krzywda”. Te liberalne hasełka Braun stosuje
zarówno do postulatu penalizacji aktów homoseksualnych, jak i
prostytucji, pornografii czy narkotyków.
Stosując się
konsekwentnie do Magisterium Kościoła w całej jego rozciągłości
należałoby zauważyć, że już papież św. Pius V w bullach „Horrendum illud
scelus” i „Cum Primum”, nakazywał przekazywanie winnych czynów
homoseksualnych księży władzy świeckiej, by ta skazywała ich na karę
śmierci, zaś w całkiem niedawnych nam czasach, bo mniej niż stulecie
temu, papież Pius XI w encyklice „Casti Connubii” nauczał, iż władze
cywilne mają prawo oraz obowiązek karania niemałżeńskich związków
seksualnych [2].
Grzegorz Braun,
jako wierny syn Kościoła, powinien więc przynajmniej zaprzestać
publicznego podkreślania swoich „wolnościowych” poglądów w tym temacie,
ponieważ wprowadza to pewien dysonans względem deklarowanego integryzmu.
Oczywiście, z drugiej strony, roztropność nie nakazuje publicznego
postulowania karania homoseksualizmu jako takiego (jak mawiał klasyk –
„to może nie na te czasy”), gdyż w obecnej chwili naszym głównym, i
zarazem całkiem realnym celem powinien być, wzorem na przykład Litwy,
zakaz homoseksualnej propagandy, jednak z konserwatywnej perspektywy
ustawiczne podkreślanie zezwolenia na prywatne akty sodomii budzi
słuszne wątpliwości. To samo się tyczy również prostytucji.
Jeśli chodzi o
pornografię – to nawet obecny rząd przygotowuje pewne regulacje
zmierzające do wprowadzenia większego ładu prawnego (wzorowane skądinąd
na rozwiązaniach… brytyjskich), nie mówiąc już o próbie wpisania
penalizacji pornografii do kodeksu karnego przez centroprawicowy AWS (co
zawetował wówczas prezydent Kwaśniewski, nazwany barwnie i stosownie
przez błąkającego dziś po manowcach ultraliberalizmu Stefana
Niesiołowskiego „pornogrubasem”).
Również szafowanie
wszędzie hasłami religii wolnorynkowizmu budzi sceptycyzm każdego
konsekwentnego reakcjonisty (jednak kwestia ta jest znacznie mniejszej
wagi niż tematy poruszone akapity wcześniej, gdyż jak wiadomo, wyznajemy
prymat ducha nad materią). Tradycyjnie prawica była bardzo ostrożnie
nastawiona do wolnego handlu, preferując w zamian za to wzorem
feudalnych wieków średnich zrzeszanie pracowników w korporacje, politykę
protekcjonistyczną czy rozmaite zabezpieczenia społeczne. Jednak w tej
kwestii można zauważyć pewną pozytywną ewolucję Grzegorza Brauna, gdyż w
trakcie kampanii w wyborach na prezydenta Gdańska wysuwał postulaty
mocno nieliberalne, jak na przykład darmowa komunikacja miejska czy
troska o mieszkańców mieszkań komunalnych (aczkolwiek gwoli ścisłości
należy przyznać, że postulaty te da się obronić również z perspektywy
wolnorynkowej). [3]
I Wish I Was in Dixie
Jednak plusy ujemne
nie powinny nam przesłaniać plusów dodatnich, które stanowią na tyle
silną przesłankę, by dać Braunowi szansę. Tym bardziej, że powstała
właśnie Konfederacja KORWiN Braun Liroy Narodowcy ma niemałe szanse na
zaistnienie w najbliższym czasie na scenie politycznej.
Sondaże wskazujące
od 3 do 6% poparcia dla Konfederacji wraz z dość niskim poparciem dla
ruchu Kukiza mogą sugerować, że słynna „wajcha” medialna została
przestawiona i rozpoczęło się „pompowanie”. Rosnące sondażowe wyniki
Konfederacji wraz z wynikami ugrupowania Wiosna zawodowego sodomity
Roberta Biedronia wskazują, że być może pewne „mafie, służby i loże”,
najpewniej niemieckie (kontynentalne) usiłują uszczknąć nieco poparcia
PiS-owi (który niewątpliwie swoim niesmacznym aż do odruchów wymiotnych
serwilizmem wobec USA zirytował nawet Europę) bądź też wypromować dla
partii obecnie rządzącej koalicjanta o nieco bardziej kontynentalnym
nastawieniu (to samo, lecz w odniesieniu do Koalicji Obywatelskiej,
tyczy się Wiosny, która stawia raczej na Europę niż na USA).
Błogosławione owoce
istnienia silnej prawicowej opozycji wobec Prawa i Sprawiedliwości
widzimy już dzisiaj, kiedy naczelnik państwa Jarosław Kaczyński na
konwencji swojej partii w Katowicach sparafrazował znane i lubiane hasło
„łapy precz od polskich dzieci”, od dawien dawna używane przez obrońców
normalności na rozmaitych kontrmanifestacjach do pochodów degeneratów,
grzmiąc z mównicy groźnie „wara od naszych dzieci!”.
Z pewnością nagłe
nawrócenie PiS-u na pozycje obrońców tradycyjnej rodziny przed agresją
LGBTQWERTY nie miałoby miejsca, gdyby nie fakt istnienia koalicji, która
w bardzo wiarygodny sposób może punktować absolutny imposybilizm
Zjednoczonej Prawicy wobec nasilającej się od 2015 roku propagandy
homoseksualizmu w przestrzeni publicznej – i to nie tylko na ulicach,
ale również w szkołach. Jest smutną ironią losu fakt, że za rządów PO
poparcie dla tzw. związków partnerskich deklarowało ledwie 33% Polaków,
podczas gdy za rządów nominalnej prawicy liczba ta już dawno
przekroczyła 50% [4]. Jesteśmy świadkami pełzającej rewolucji
obyczajowej, a Prawo i Sprawiedliwość nie kiwnęło nawet palcem, by się
temu przeciwstawić.
Obecność w
Konfederacji takich postaci jak Grzegorz Braun czy Robert Winnicki jest
gwarancją wiarygodności tegoż sojuszu w sprawach cywilizacyjnych, a
także w kwestii suwerenności Polski i jej poddaństwa względem
atlantyckiego hegemona. Nawet poseł Piotr Liroy-Marzec, wyrastający z
zupełnie innych środowisk, w myśl zasady „z jakim przestajesz, takim się
stajesz”, dokonał zauważalnej ewolucji, odważnie stając w obronie życia
chłopczyka, na którym dokonano nieudanej aborcji, a którego wystawiono w
szpitalnym pokoju w misce w oczekiwaniu na śmierć z wygłodzenia [5].
W przerwie pomiędzy
kontemplowaniem świata ruin a ujeżdżaniem tygrysa nie pozostaje nam
więc nic innego, jak tylko życzyć Konfederatom wszystkiego najlepszego z
nadzieją, że Niewidzialne Imperium pewnego dnia powróci.
PS Tekst ten
dedykuję Agnieszce i Tomkowi, moim zacnym współpracownikom z gdańskiej
kampanii prezydenckiej, z nadzieją, że kiedyś znów wszyscy spotkamy się
razem, a czas straci wtedy znaczenie :)
Piotr Pętlicki
Przypisy:
[1] Jednak warto
podkreślić, że Grzegorz Braun jasno i zdecydowanie wypowiedział się w
obronie Mateusza Piskorskiego, przetrzymywanego w areszcie bez
jakiegokolwiek wyroku już niemal 3 lata.
[3] Nie będziemy
tutaj poruszać kwestii poparcia Grzegorza Brauna dla ruchu tzw.
antyszczepionkowców, jednak warto zasygnalizować również i ten problem.
Ruch ten jest tworzony wbrew pozorom nie przez ludzi o poglądach
prawicowych czy katolickich, a raczej zwolenników różnych wątpliwych pod
względem naukowym i etycznym „alternatywnych metod leczenia”
ocierających się nierzadko o znachorstwo czy bioenergoterapię. Nie dziwi
w związku z tym fakt, że najbardziej znani przeciwnicy szczepień są
jednocześnie promotorami „Wielkiej Lechii” i innych neopogańskich bajek z
dziedziny fantastyki nienaukowej.
[5] https://www.pch24.pl/nieoczekiwana-reakcja-posla-liroya–staje-w-obronie-zycia-i-powoluje-sie-na-instytut-ordo-iuris,41871,komentarze.html