poniedziałek, 27 maja 2019

Ronald Lasecki: W kwestii wszystkich dziś zajmującej

Obraz może zawierać: 1 osoba 
        W kwestii wszystkich dziś zajmującej: wyniki wyborów (w Polsce) nie są bardziej zajmujące, niż same wybory; 

- wygrała je partia projankeskiego ekstremizmu, będąca de facto agenturą wpływu Waszyngtonu;

- główną siłą opozycyjną pozostają liberałowie, którzy na okoliczność wyborów wchłonęli postkomunistycznych technokratów – w przypadku jednego z ugrupowań udających lewicę, w przypadku zaś drugiego, już nawet nie próbujących udawać ludowców. Liberałowie tym tylko różnią się od zwycięskich neokonserwatystów-neopiłsudczyków, że w przeciwieństwie do tamtych nie odrzucają zachodniej Europy – przy założeniu, że ta jest demoliberalna i atlantycka;

- w miejsce postkomunistycznej lewicy technokratycznej powstała lewica będąca polską wersją lewicy zachodnioeuropejskiej, czyli dopełniła się westernizacja polskiej lewicy;

- prawicę wciąż, jak już od ćwierćwiecza, dominują kolibry i neoendecy; jak zawsze, balansują oni na granicy progu wyborczego, jak zawsze – gdy się dogadają i zbiorą do kupy (albo gdy np. poprze ich popularna katolicka rozgłośnia radiowa), to przy sprzyjającej koniunkturze próg ten minimalnie przekraczają; jak zawsze – w oficjalnym obiegu reprezentują ich postaci niezbyt poważne (a to jakiś kark z siłki, a to etatowy klaun polskiej polityki). Ideowo w tym środowisku nie zmieniło się w zasadzie nic i nadal jego tożsamość to po części zbiór przypadkowych i pozbawionych treści (a bardzo często też zwyczajnie głupich) wykrzyknień, a po części echo różnych ideologicznych wrzutek podsuwanych im przez ośrodki reżymowe. W związku z tym, środowisko to nie jest w stanie stać się realną alternatywą dla reżymu, a wszelkie próby w tym kierunku blokowane są bądź przez ideologiczne ograniczenia, bądź przez zabiegi osób z kierownictwa tego środowiska, których ambicje to dołączenie do oligarchii, a nie stworzenie kontrelity.
Ja jestem zdania – i powtarzałem to wielu osobom – że interesujące nie jest dziś to, czy wybory wygra partia X lub partia Y, ewentualnie czy partia Z zdobędzie mandaty, czy ich nie zdobędzie. Polska ulega westernizacji/globalizacji/amerykanizacji i istotne jest, że żadna licząca się siła społeczna w naszym kraju tego faktu nie dostrzega, ani nie widzi w tym problemu. Istotną zmianą byłoby więc jedynie wytworzenie się ośrodka, który będzie te procesy identyfikował, i będzie przy tym identyfikował je jako coś złego. Dla wytworzenia takiego bieguna politycznego nie mają żadnego znaczenia roszady pomiędzy ugrupowaniami akceptującymi paradygmat atlantycki, bo też na gruncie żadnego z nich powstanie alternatywy dla atlantyzmu nie jest możliwe.

Co więc powinien reprezentować sobą ośrodek odrzucający paradygmat atlantycki, którego przystąpienie do walki politycznej (niekoniecznie drogą udziału w wyborach), czyniłoby zasadnym odejście od zasady bojkotu demoliberalnej polityki? 

1. W płaszczyźnie ideowej, odejście od demoliberalizmu w kierunku Tradycji; forma jest mniej ważna: osobiście znam ludzi jakoś tam wpisujących się w ten paradygmat, którzy tęsknią z PRL-em, znam katolików, znam rodzimowierców, znam prawosławnych, a pewnie są też jacyś jeszcze inni. W każdym razie, to wszystko formy – zepsute przy tym w dużej mierze przez nowoczesność i postmodernizm; które Tradycji bynajmniej nie mogą więzić, a w zasadzie wszystkie z tych dostępnych w dzisiejszej Polsce są zbyt spaczone i zubożone, by mogły ją w sobie pomieścić. Czyli, wiadomo mniej więcej jak by to mogło wyglądać: jakiś „silny człowiek” na czele wspólnoty politycznej, autorytet zamiast demokratycznego egalitaryzmu, kara śmierci, patriotyzm, obyczajowy konserwatyzm, szacunek dla poprzednich pokoleń, cnoty rycerskie w społeczeństwie, taki „kościół, szkoła, strzelnica” zamiast „life, liberty and pursuit of happiness”. 

2. na płaszczyźnie geopolitycznej zwrot na Wschód; powiem to, czego boją się mówić wprost nawet nasi antysystemowcy, kręcąc coś o „wielowektorowości” i „równym dystansie do wszystkich”: tak, Polska powinna z Rosją zamiast z USA, z Iranem zamiast z tworem syjonistycznym, z Chinami zamiast z Zachodem, z trzecim światem zamiast z anglosferą, ze wszystkimi ruchami wyzwoleńczymi zamiast z demoliberalną i kapitalistyczną międzynarodówką. Nasza przyszłość to Nowy Jedwabny Szlak i Eurazja, a nie demoliberalna wspólnota euroatlantycka. W praktyce oznaczałoby to: usunięcie baz USA, wystąpienie z NATO, wystąpienie z UE, wyrzucenie zachodnich fundacji, środków masowego przekazu i NGO'sów, odrzucenie zachodniej globalizacji. 

3. Na płaszczyźnie ekonomicznej odejście od kapitalizmu w kierunku gospodarki wytwórczej; zakaz lichwy; kontrola bogactwa i aktywności gospodarczej (oraz ich stosowne ograniczanie); wiarygodne pokrycie dla waluty; upaństwowienie strategicznych gałęzi gospodarki i wzięcie odpowiedzialności przez państwo za porzucone niesłusznie sektory jak np. budownictwo mieszkaniowe; na poziomie mikroekonomii oparcie gospodarki na rolnictwie zorganizowanym w małe rodzinne gospodarstwa i sieci małych miast lokalnych obsługujących okolicę i zaopatrywanych przez nią w żywność; odejście od produktywizmu w gospodarce i konsumpcjonizmu w społeczeństwie w kierunku rozwoju zrównoważonego. 

Jeśliby się pojawiła siła proponująca coś takiego, takie właściwe rozumiane „pracę, pokój, patriotyzm”, bez domieszek libertyńskich, rasistowskich, szkalowania tego lub innego elementu naszej przeszłości i nurtu polskiego patriotyzmu, bez wyznaniowego lub narodowego szowinizmu, bez marksistowskich przesądów klasowych, na zasadzie solidaryzmu całej twórczej wspólnoty politycznej („pracujący wszystkich klas, łączcie się!”), z wykluczeniem jedynie ewidetnego kapitalistycznego pasożytnictwa, to byłby to fakt naprawdę znaczący i interesujący. I nad zaistnieniem takiego faktu należy właśnie pracować.
Wybory i cały towarzyszący im teatrzyk niczym interesującym natomiast nie są, i żadnego znaczenia nie mają.

Za: facebook.com