Nasza idea od
zarania swego istnienia, odrzucała bezsensowne szafowanie polską krwią,
co preferowały ruchy kosmopolityczno – klasowe, które podburzane przez
obce, głównie żydowskie i niemieckie siły, dążyły do osłabienia
potencjału ludzkiego Polaków, tumaniąc niektórych z nich hasłami
powszechnego socjalizmu i rzekomej równości ludu. Te ugrupowania w
rodzaju marksistowskiej Socjaldemokracji Królestwa Polskiego i
Litwy (SDKPiL) oraz powiązanej z nią tzw. Polskiej Partii
Socjalistycznej, stawiały interes narodowy i niepodległość daleko w
tyle, jeżeli w ogóle je negowały(np. grupa głównej teoretyczki SDKPiL,
Żydówki Róży Luksemburg, nie wiadomo dlaczego nazywanej Polką).
Marksistowscy socjaldemokraci i PPS-Lewica utworzyły później (1918)
sowiecką agenturę pod nazwą Komunistycznej Partii Polski (KPP). Józef
Piłsudski na czele pozostałych socjalistów (PPS–Frakcja Rewolucyjna) miał
inne plany w postaci utworzenia „niepodległościowo–czerwonej” Polski,
choćby za cenę utopienia narodu we krwi. Taka szansa nadarzyła się w
1905 roku, w wyniku wybuchu ruchawki rewolucyjnej w Rosji. Fala ta
przelała się na polskie ziemie, a Piłsudski licząc na interwencję
Japończyków na rosyjskich wschodnich rubieżach, dążył do kolejnego
szaleństwa na wzór Powstania Styczniowego, bez żadnych szans powodzenia.
Spodziewał się pacyfikacji Królestwa Polskiego przez sprowokowaną armię
rosyjską i zmuszenia ludności polskiej do reakcji, co częściowo
przyniosło efekt w postaci tzw. „Krwawej niedzieli” w Warszawie.
Jednakże Narodowa Demokracja posiadała już bojowo przeszkoloną kadrę
robotniczo-mieszczańską i zgromadzone środki do powstrzymania
anarchistów z PPS. Wybuchły walki narodowców z socjalistami, czego ci
ostatni się nie spodziewali, licząc na łatwą akcję propagandową i
kolejną powstańczą tragedię. Nic z tego nie wyszło, carska Rosja
stłumiła bunt u siebie, zaś patriotyczny żywioł polski nie dopuścił do
kolejnej „wojny z wiatrakami”, jak to się towarzyszowi Piłsudskiemu
marzyło. Strategia i taktyka PPS była głupia i zbrodnicza, ponieważ
Cesarstwo Rosyjskie po przegranej wojnie z Japonią, nie wykluczało
dużych ustępstw względem Polaków(które zresztą nastąpiły), co łączyło
się przy okazji ze zdynamizowaniem ruchu panslawistycznego. Kolejne
powstanie skończyłoby się być może ludobójstwem i ostatecznym upadkiem
polskiego dorobku kulturowo-cywilizacyjnego, ze szczególnym
uwzględnieniem Kresów Wschodnich.
Kolejnym pokazem
determinacji szeregów narodowych, stały się okoliczności wyboru na
pierwszego prezydenta odrodzonej Rzeczypospolitej Gabriela
Narutowicza (1922). Ten bezwyznaniowiec i mason, chociaż osobiście
uczciwy człowiek, stał się symbolem poniżenia Polski, jako że o jego
wyborze zadecydowały głosy lewicy i mniejszości narodowościowych.
Wybuchły zamieszki tysięcy endeków z bandami PPS-u i komunistów. W
zaistniałej sytuacji doszło do zastrzelenia nowego prezydenta, którego
dokonał Eligiusz Niewiadomski. Uczyniono z niego czynnego zwolennika
nacjonalizmu, ale proces udowodnił,że działał w pojedynkę bez żadnej
pomocy członków obozu narodowego, wyszły też na jaw niewyjaśnione
powiązania Niewiadomskiego z II Odziałem Sztabu Generalnego („dwójką” -
wywiad i kontrwywiad), opanowanym przez piłsudczyków. Korzystając ze
śmierci Narutowicza, Piłsudski planował zamach stanu, a jego PPS-owskie
zaplecze i wierni oficerowie, wymordowanie na wzór „nocy świętego
Bartłomieja” głównych działaczy politycznych z kręgów narodowych. Jednak
„Komendant” nie miał odpowiedniego poparcia, bojówki PPS były rozbijane
przez endeckich bojowców, prawica miała ogólnie przewagę w
społeczeństwie, a w wojsku piłsudczyzna umacniała dopiero swe wpływy,
nie będąc tam jeszcze czynnikiem decydującym. Zamach nastąpił dopiero w
maju 1926 roku; korzystając z okazji uwięziono, zakatowano i zabito
wielu przeciwników Piłsudskiego. M.in. „zaginął bez wieści” uwięziony i
wypuszczony dla zmylenia opinii publicznej generał Włodzimierz Zagórski,
a gen. Tadeusza Rozwadowskiego – prawdziwego autora zwycięstwa z
bolszewikami pod Warszawą - podtruwano podstępnie w celi, co stało się
przyczyną jego szybkiej śmierci w 1928 r.
Wzmacnianie reżimu
sanacyjnego i rosnący terror względem narodowej opozycji, wywołały
mobilizację elementu nacjonalistycznego i powołanie przez Romana
Dmowskiego Obozu Wielkiej Polski (OWP - Obwiepolacy). Organizacja
błyskawicznie rosła w siłę i osiągnęła stan 250-300 tys. członków,
zdyscyplinowanych i gotowych na odpór względem polskich wrogów, prąc – w
miarę możliwości demokratycznie - do obalenia uzurpatora Piłsudskiego.
Oprócz pracy ideowej i organicznej, OWP toczył potyczki z agresywnymi
grupami żydowskich handlarzy i pośredników na lokalnych targowiskach,
nie oddawał pola w walkach ulicznych socjalistom, komunistom i
sanacyjnej policji, był aktywnym czynnikiem kierowniczym w strajkach na
uczelniach. Obóz przybierał charakter partii ogólnonarodowej (duży
odsetek robotników i chłopów,chociaż przeważała inteligencja i warstwy
średnie – naturalny fundament wszelkich partii narodowych), co
niezmiernie zaniepokoiło władze, które mogły tylko pomarzyć o stworzeniu
na bazie bezideowego piłsudczyzmu, ugrupowania o takim ludzkim
potencjale. Nastąpiła fala aresztowań aktywistów OWP, delegalizacja
kolejnych dzielnic i wreszcie zakaz działalności Obozu na terenie całego
kraju (1933). OWP był awangardą nie tylko myśli narodowej, ale i
narodowej akcji bezpośredniej.
Niedługo po
powstaniu OWP (grudzień 1926), zawiązane zostało w 1928 r. Stronnictwo
Narodowe, największe liczebnie ugrupowanie II Rzeczypospolitej, które
zastąpiło bardziej liberalny w programie i działaniu Związek
Ludowo-Narodowy (ZLN). Przy SN powołano obronno-zaczepną, płynną
liczebnie w zależności od potrzeb Straż Porządkową, która przejęła w
pewnym sensie tradycje Stowarzyszenia „Straż Narodowa”, formacji
związanej z obozem narodowym i przeznaczonej do kształtowania postaw
patriotycznych, militarnych i funkcji porządkowych dla ochrony różnego
rodzaju zgromadzeń endeckich. Straż Porządkowa koncentrowała się na
aktywności – powiedzielibyśmy dzisiaj – ściśle ochroniarskiej, nie
dopuszczając krewkich socjalistów i Żydów do siedzib SN, a także
rozbijając zgromadzenia PPS, Komunistycznej Partii Polski i żydowskiego,
socjalistycznego Bundu. W dobie kryzysu gospodarczego, Straż Porządkowa
SN zajmowała się także zabezpieczaniem bojkotu sklepów żydowskich i
ochroną polskiego handlu. Później stało się to jej rutynową czynnością w
wypieraniu żydowskiego pachciarstwa na rzecz rodzimego kupiectwa
miejskiego i włościańskiego. Nie kończyło się to bynajmniej zawsze
nieszkodliwą bijatyką, często padali ranni i zabici po obu stronach. Tak
było w czasie sławnych zajść w miejscowości Przytyk (marzec 1936), gdzie
tamtejsze koło Stronnictwa, stanęło w obronie chłopów pragnących
sprzedawać swoje płody rolne na targowisku, co wywołało reakcję
żydowskiej „samoobrony syjonistycznej”, pilnującej monopolu w handlu i
pośrednictwie własnych ziomków. Ta wyspecjalizowana banda żydowska,
zaczęła strzelać do Polaków, jeden z uciekających został śmiertelnie
ugodzony w plecy, kilku innych odniosło rany. Rozjuszony tłum, widząc
brak reakcji policji (wcześniej pałującej narodowców), zaatakował
mieszkania starozakonnych, w wyniku czego zginęło dwóch Żydów. Tak
wyglądały opisywane z lubością na Zachodzie i w polskojęzycznej prasie
„pogromy” - przeważnie prowokowali je Żydzi, nierzadko mordując Polaków,
co powodowało kontrakcję zwykłych obywateli i Straży Porządkowej SN,
ponieważ sanacyjna policja chętniej stawała po żydowskiej, niż
narodowo-polskiej stronie. Niejeden pomnik i tablica, powinny czcić
pamięć naszych rodaków, którzy stracili zdrowie i polegli w walce o swój
dom,warsztat pracy, o Polskę dla polskich dzieci.
Chwalebną kartę
czynu bezpośredniego zapisał również Obóz Narodowo-Radykalny. Centrum
aktywności Obozu w czasie krótkiej, legalnej działalności (kwiecień -
początek lipca 1934 r.) i później, była Warszawa, głównie jej wyższe
szkoły z Uniwersytetem Warszawskim na czele. W szeregach oddziałów
obronno-bojowych ONR (zwanych Uczelniami Różnymi), znalazło się 800
przeszkolonych aktywistów z różnych stanów społecznych – od studentów po
robotników i bezrobotnych, kiedy cała krajowa organizacja miała 4-5
tys. członków. Podobnie do Stronnictwa Narodowego, na ONR polowały
jednocześnie zjednoczona polskojęzyczna lewica
socjalistyczno-komunistyczna, Żydzi syjonistyczni i lewicujący, bojówki
sanacyjne i policja. Podziwiać należy hart ducha bojowców ONR, którzy w
tak trudnych warunkach stanowili w zasadzie niepokonaną siłę na
warszawskich ulicach i uniwersytetach, nie tylko odpierając napady
przeciwników, ale przeprowadzając liczne akcje ofensywne. Atakowano
wrogów w ich lokalach partyjnych, wydawnictwach pism, toczono bitwy
uliczne, pacyfikowano pochody na 1 maja, urządzano marsze żałobne ku
pamięci padłych w potyczkach z wrogami kolegów, co też przeradzało się w
awantury, ponieważ żałobników prowokowała sanacyjna policja i
żydokomuna razem z PPS-em. Szturmowcy ONR nie czekali aż sami zginą od
kul socjałów i Żydów, gromadzili pistolety, wzmocnione prochem petardy,
bomby domowej produkcji, ale podstawową „przyjaciółką” ONR-owca była
mocna laska, często z udogodnieniami w postaci zmyślnie poumieszczanych
na niej żyletkach. Dla narodowców nikt nie miał litości, więc i oni nie
bawili się w sentymenty, bo wielu zginęło i uległo poranieniu od kul i
noży socjal-żydo-komuny. Do historii przeszły blokady Uniwersytetu
Warszawskiego, największa w listopadzie 1936 r. - dzieło polskich
nacjonalistów, głównie z Ruchu Narodowo-Radykalnego i Sekcji
Akademickiej Stronnictwa Narodowego, którzy opierali się
nadreprezentacji żydostwa na uczelniach, ograniczeniom praw władz
uniwersyteckich przez sanację, wysokiemu czesnemu oraz innym opłatom
akademickim i egzaminacyjnym, co zamykało drogę do nauki synom i córkom
rodzimych chłopów i robotników. Kto teraz o tym pamięta? Tablicami i
obchodami, czci się na UW ruchawkę podjudzonej w marcu 1968 r. przez
żydowskich kosmopolitów polskiej młodzieży, a właściwie prowodyrów tych
zajść – komandoskich pociech syjonistycznej frakcji w PZPR. A to
narodowcy powinni mieć swój kącik pamięci na Uniwersytecie Warszawskim,
bo przelewali tam nierzadko krew za „przywilej” studiów dla ubogich
Polaków, a nie bogatych potomków żydowskich bankierów, adwokatów i
lekarzy.
Na koniec trudno nie
wspomnieć o chyba najlepszej i najbardziej skutecznej grupie szturmowej
z kręgu formacji narodowych. Chodzi o Narodową Organizację Bojową (NOB) -
„Życie i śmierć dla Narodu” - zbrojnego ramienia wspomnianego Ruchu
Narodowo-Radykalnego, zwanego także ONR „Falanga”, powstałego w wyniku
rozłamu w Obozie Narodowo-Radykalnym. NOB stanowiła członkowską
mieszankę studencko-robotniczą, co zawsze w historii stanowiło element
wybuchowy. Trzystu NOB-owców szkolono ideologicznie w duchu radykalnego
nacjonalizmu, jak również militarnie w strzelaniu, walce białą bronią
różnego rodzaju(bagnety,itp.), nowej wtedy sztuce judo, boksie i ogólnie
w wytrzymałości fizycznej, psychicznej, bezwzględnym posłuszeństwie
przełożonym i w zachowaniu ścisłej konspiracji. W tajnych zbrojowniach
gromadzono broń strzelecką, dynamit i trotyl, dzięki którym dokonywano
zamachów na ośrodki komunistyczne, socjalistyczne i żydowskie. Te 300
osób stworzyło monolit nie do pobicia przez socjal-żydo-komunę,
wytrzymały na wszelkie szykany i tortury policji, gotowy w każdej chwili
położyć własną głowę za Polskę Narodową. Taka siła, gdyby mogła się
rozrastać, stanowiłaby zagrożenie nawet dla reżimu sanacyjnego z
przeprowadzeniem antysystemowego przewrotu włącznie lub wymuszeniem na
piłsudczykach korzystnej dla narodowców współpracy. Historia potoczyła
się inaczej.
Nie powinniśmy mieć
kompleksów względem lewactwa i piłsudczyzny. Polski nacjonalista
potrafił bić się, przyjmować ciosy, zabijać i być sam zabijanym za swą
ideę w warunkach zimnej wojny domowej, która panowała w II
Rzeczypospolitej. Kwestia podstawowa – narodowy bojowiec nie stanowił
przykładu bezmózgiego łamignata i kryminalisty z majchrem, co zdarzało
się wtedy i współcześnie we wszelakich środowiskach politycznych,
szczególnie lewackich, lecz i niekiedy – niestety – w mieniących się
narodowymi. U nacjonalisty czyn jest poprzedzony dogłębnym rozwojem
umysłu, poznaniem idei i wiernością wobec niej. Dopiero po przygotowaniu
intelektu może on podjąć świadomy trud czynu bezpośredniego – zawsze
dla idei, nigdy dla prywaty i egoistycznej satysfakcji.