Dla monarchistów dzień
dzisiejszy (tj. 7 października - przyp. Redakcji RCR) jest dniem wyjątkowym, tak jak 11 listopada. I tak samo jak
wtedy, towarzyszą nam również mieszane uczucia, najczęściej graniczące
ze smutkiem.
W dniu 7 października 1918 roku,
powołując się na tak zwanych 14 punktów Wilsona, które kilka dni
wcześniej były zaakceptowane przez państwa centralne jako podstawa
do rokowań pokojowych kończących I wojnę światową, Rada
Regencyjna Królestwa Polskiego wydała deklarację polskiej niepodległości
państwowej. W efekcie odrodziło się Królestwo Polskie [utworzenie
niezależnego od Rosji Królestwa Polskiego, Niemcy i Austro-Węgry
oficjalnie zapowiedziały 5 listopada 1916. We wrześniu i październiku
1917 niemieckie i austro-węgierskie władze okupacyjne wspólnie powołały
władze polskie w okupowanym Królestwie Polskim. Formalną niezależność
od Rosji Królestwo Polskie uzyskało 29 marca 1918 roku wraz z wejściem w
życie traktatu pokojowego państw centralnych z rządem bolszewickim
okupującym Rosję].
Rada Regencyjna Królestwa Polskiego –
organ władzy zwierzchniej Królestwa Polskiego, objęła swój urząd 27
października 1917 roku. W jej skład weszli książę Zdzisław Lubomirski,
arcybiskup warszawski Aleksander Kakowski oraz Józef Ostrowski. Aparatem
pomocniczym Rady Regencyjnej był Królewsko-Polski Gabinet Cywilny,
formalnie ustanowiony reskryptem z 12 lipca 1918 roku, z szefem gabinetu
cywilnego sekretarzem Rady Regencyjnej – księdzem prałatem Zygmuntem
Chełmickim na czele.
Niefortunnie, rok później, 11 listopada,
Rada Regencyjna przekazała zwierzchnią władzę wojskową oraz naczelne
dowództwo nad wojskiem polskim Józefowi Piłsudskiemu. Z różnorakich
powodów, ten właśnie dzień został przyjęty jako oficjalna data obchodów
odzyskania niepodległości. Dzień, w którym nasze Królestwo zostało
przemianowane na Republikę, którą państwo polskie pozostaje do chwili
obecnej. Jednakże szanse na pełną restaurację nie były przecież
przysłowiowym bujaniem w obłokach. Jak stwierdził kiedyś pan profesor
Jacek Bartyzel, „odzyskaliśmy niepodległość w najgorszym momencie.
Gdyby nastąpiło to miesiąc wcześniej, być może monarchia byłaby jeszcze
do uratowania. Jeszcze 7 października Rada Regencyjna wydaje absolutnie
suwerenny akt, deklarując wskrzeszenia państwa polskiego z ustrojem
monarchicznym. Gdyby więc wtedy doszło do zawieszenia broni, to zapewne
Polska miałaby inną formę ustrojową. Natomiast już miesiąc później – w
listopadzie, sytuacja – nie tylko w Polsce, ale także w innych krajach –
uległa diametralnej zmianie. Nastąpił bowiem okres spontanicznej
bolszewizacji, ogarniającej wyczerpane wojną masy społeczne.(…)
[podkreślając rangę] upadku monarchii austro-węgierskiej, jako o końcu
marzeń o Polsce monarchicznej, dodam do tego jeszcze upadek niemieckiego
tronu cesarskiego i księstw związkowych”.
Najważniejszą z postulowanych przez
polskich monarchistów [a dla niżej podpisanego w szczególności, jako
sympatyka domu Habsburskiego], z punktu widzenia początków niepodległego
bytu politycznego Polski, była kandydatura Karola Stefana Habsburga do
korony Królestwa Polskiego. Idea szeroko popierana w polskich kołach
ziemiańskich, nie zdołała się jednak zmaterializować.
W lutym 2013 roku, pozwoliłem sobie
przybliżyć naszym Czytelnikom sylwetkę Arcyksięcia. Załączam tekst
również tutaj, po części dla przedstawienia perspektyw politycznych
(które się nie ziściły), jak również dla podkreślenia faktu, jak oddanym
idei i kultywacji polskości była rodzina Habsburgów żywieckich.
Karol Stefan Habsburg-Lotaryński,
arcyksiążę, syn Karola Ferdynanda i Elżbiety Franciszki, przyszedł na
świat 5 września 1860 roku w Żidlochowicach na Morawach. W 1879 roku,
otrzymawszy stopień Seefähnricha (podporucznika marynarki), wstąpił do
Cesarsko-Królewskiej Marynarki Wojennej, o po odniesieniu szeregu
służbowych sukcesów został mianowany Admirałem Wielkim w stanie
spoczynku (1911).
Dziedzicząc w roku 1895 Żywiec, Karol
zapoczątkował żywiecką linię Habsburgów. Dobra żywieckie zawdzięczają
swoją świetność zarówno jemu, jak też arcyksiężnej Teresie. To oni
zainicjowali m. in. powstanie oranżerii i rozbudowę pałacu (w tym
dodanie sali bilardowej, kręgielni i powiększenie kaplicy pałacowej).
Najważniejszym jednak jest przywiązanie
książęcej pary do ziemi i kultury polskiej. Oprócz języków niemieckiego,
włoskiego, węgierskiego, hiszpańskiego, słoweńskiego i angielskiego,
rodzina arcyksiążęca znała język polski i mówiła biegle po polsku.
Sześcioro dzieci Karola wychowywało się w domu przesiąkniętym
polskością, czemu świadectwo dadzą jako dorośli. Dobrym przyjacielem
rodziny był częsty bywalec w Żywcu – Wojciech Kossak. Córka pary
książęcej, Mechtylda, wyszła za mąż za Olgierda Czartoryskiego, a druga,
Renata Maria – za Hieronima Radziwiłła.
Nie można tu nie wspomnieć o Karolu
Olbrachcie (ostatnim właścicielu dóbr żywieckich), który rozpoczął
karierę wojskową w roku 1910 w Drugim Pułku Haubic Polowych Armii
Austro-Węgierskiej. W szeregi Armii Polskiej wstąpił jako ochotnik w
roku 1918 (stopień pułkownika), a w przeciągu dwóch lat powierzono mu
między innymi dowództwo twierdzy Grudziądz. Brał czynny udział w wojnie
polsko-bolszewickiej. Inwazja niemiecko – sowiecka we wrześniu 1939
zastała Karola Olbrachta w Żywcu, ale co ciekawe – zgłaszając się
ochotniczo do służby wojskowej, otrzymał odmowę. Nie przeszkodziło mu to
jednak dalej udowadniać swojego przywiązania do Polski. Aresztowany i
więziony przez Niemców za odmowę popisania Volkslisty, aż do końca
wojny, ślepy na jedno oko i sparaliżowany, zamieszkał w Krakowie. Jego
żona Alicja została odznaczona Krzyżem Walecznych za współpracę ze
Związkiem Walki Zbrojnej i Armii Krajowej.
Młodszy syn Karola, Leon Karol, wraz z
najmłodszym bratem Wilhelmem (wydziedziczonym potem przez ojca za
poparcie ukraińskiego nacjonalizmu i pretendowanie do tamtejszego tronu)
wstąpił do Akademii Wojskowej Wiener-Neustadt; odznaczony Krzyżem
Zasługi w 1925 roku.
Pałac Żywiecki oczekiwał powrotu swoich
właścicieli aż do roku 1993, kiedy to księżna Maria Krystyna, wnuczka
Karola i córka Karola Olbrachta, powróciła do Polski i zamieszkała w
wydzielonym dla Niej mieszkaniu na Nowym Zamku, w miejscu, w którym się
wychowała.
Oby podobna okazja prawdziwego odrodzenia nie ominęła nas w przyszłości.
Arkadiusz Jakubczyk