piątek, 18 października 2019

Arkadiusz Jakubczyk: Poczekam


         Kiedy 4 lipca 1926 roku w Wilnie ukonstytuowała się Organizacja Zachowawczej Pracy Państwowej (Aleksander Meysztowicz, Hipolit Gieczewicz, Marian Zdziechowski, Eustachy Sapieha, Stanisław Mackiewicz), w swej Deklaracji Programowej monarchiści uznali, że zrealizowanie powrotu do monarchii byłoby działalnością zdecydowanie przedwczesną: „jest to etap dalszy, do którego uzdrowienie naszego życia politycznego samo przez się doprowadzi”. Wydaje się, że nadal jesteśmy na tym samym etapie. Cóż więc takiego postanowili? Postawili na współpracę z Sanacją. Postanowili wejść na sanacyjne gabinety. 
 
Czy taka opcja wchodzi w grę dla Konfederatów? Jak stwierdził sam Janusz Korwin – Mikke: "cóż tak naprawdę może zrobić jedenastu posłów?" Być może Konfederację czeka kukizacja? Wiemy dobrze, że bezkompromisowo i przy zachowaniu zasad można, co najwyżej, sołtysować. W stołecznym, XXI – wiecznym bagienku trzeba się jednak układać, negocjować, „dochodzić do konsensusów”, wybierać mniejsze zło, itp. Nikomu źle nie życzę. Pożyjemy, zobaczymy.


Ale zacznijmy od początku. 15 października 2019 nad Wisłą jest już po wyborach parlamentarnych.  Dostało mi się po grzbiecie za ich bezwzględną krytykę, w szczególności od ideowych braci, którzy upatrują w moim antydemokratyzmie – antykonfederacjanizm. Nic z tych rzeczy. Szkoda mi po prostu kilku osób z tego środowiska. Szkoda, że pokładają one swoje nadzieje na zmiany w ramach obecnie panującego nam systemu politycznego. Jak ostanio zauważył kol. Mariusz Matuszewski, "czteroletnie interwały nic nie zmieniają, z kolei demokratyczne ruchome piaski wciągną każdego. Więc po prostu na nie nie wchodzimy. Nasze zadanie jest niewdzięczne – prawda. To praca bez nadziei doczesnej nagrody. Ale my musimy przekazać sztafetę, a zanim zobaczymy króla na tronie, musimy przygotować szeregi tych, którzy Restaurację przeprowadzą. To nasze zadanie: wychować dzieci  w walce z reżimową propagandą, pisać i formować choć kilka dusz – a one niech formują kolejne. Jeżeli Bóg z nami – któż przeciw nam? Jedno wiem na pewno: jeżeli zaczniemy się bawić w demokrację, to przegraliśmy".
 
Nie chodzi mi także o całkowity brak elekcyjności czy wyborów w życiu wspólnotowym. Jednak ten temat poruszę przy innej okazji. Tak czy inaczej, dlaczego monarchia? Nie kierując się chęcią zamęczenia naszych wiernych czytelników wiecznym powtarzaniem się, chciałbym jedynie podkreślić, że przewodnim dla naszych poczynań powinno być poczucie obowiązku oraz spójności społecznej, stojące w opozycji do wyzywającego i wyobcowanego indywidualizmu współczesnego życia. Nowoczesny system demokracji parlamentarnej staje wbrew powyższym zasadom. System partyjny dzieli. Skromność zarówno aspiracj, jak i oczekiwań, podobnie, jak lojalność, nie mieści się w słownictwie demokraty.
 
W naszym świecie fundamentalne pytania o Boga, naturę, człowieka i społeczeństwo zostały już oddalone, a zatem nie muszą być powtarzane. W świecie demokracji wszystko może być kwestionowanym. Tymczasem ludzie powinni być wolni od tego typu abstrakcji. Naturalnie i sami przez się powinni wrastać w określone miejsce, społeczność i historię. Zagłębiać się we wspólnotę na przestrzeni dziejów, ze wspólną i utrwaloną wiarą  oraz odziedziczonym sposobem życia. Monarchia dziedziczna jest tego gwarantem.
 
Samo powszechne prawo do głosowania jest częścią problemu, wpisującą się w absurdalną, bezgraniczną wolność jednostki. Bez żadnego celu, po prostu, od tak, dla zaspokojenia osobistych zachcianek i pragnień. Kompletnie autonomiczna jednostka jest wielkim nieszczęściem naszej umierającej cywilizacji. Może ona obarczyć resztę ludzkości wielkim ciężarem, gdy już uwolni się z poczucia odpowiedzialności wobec społeczeństwa i wobec Boga. Tradycja, w tym monarchia, jest potężnym gwarantem powściągliwości ludzkiej woli i ambicji. Ludzie wierni i przywiązani do tradycji nie pozbawiają innych sił, nie czynią ich słabymi, tchórzliwymi czy bezsilnymi. Raczej poprzez swoje myślenie, działanie i życie w ramach tradycji zapewniają przeżycie wolnego narodu, nawet wtedy, kiedy jedno pokolenie ginie, a kolejne rodzi się by stanąć na jego miejscu.
 
Osobiście jestem przekonany, że aktywny udział w świecie polityki demoliberalnej odkłada czas prawdziwego odrodzenia duchowego na boczne tory. Przedłuża jego nadejście. Ruch, środowisko odrodzeniowe, traci tym samym wartościowe postaci na rzecz tegoż świata. Dla klarowności, nie uważam by ich intencje były złe lub z goła odmienne od moich, ale kierują się oni pośpiechem. Przez to z biegiem czasu rozmywają się ideowo. Co więcej jestem przekonany że ich pasja, przywódczce predyspozycje i zaangażowanie byłyby lepiej spożytkowane w ramach pracy u podstaw. Wśród młodych – długocelowo.
 
Życzę Konfederatom wytwałości i powrotu. Nie schodząc z posterunku –  poczekam.
 
Arkadiusz Jakubczyk