Życie w środowisku informacji przesyłanych przez
komputerową sieć zrywa z kulturą dotąd znaną, zawsze mocno osadzoną w
danym miejscu i czasie. Przez całą historię wartości i cele
społeczeństwa rodziły się na styku wiary i objawienia oraz codziennego
doświadczenia, zmagania się człowieka ze światem. Paradygmaty wieku
informacji są zupełnie inne – pisze Jacek Koronacki w „Teologii
Politycznej Co Tydzień”: „Sztuczna inteligencja. Przedsionek
przyszłości?”
Cyberprzestrzeń i społeczeństwo sieci
Wydaje
się, że pojęcie społeczeństwa sieci wprowadził w roku 1996 Manuel
Castells, który poświęcił wyjaśnieniu jego treści pierwszy tom trylogii The Information Age: Economy, Society and Culture
(tłum. polskie 2007-2009). Społeczeństwo sieci żyje w przestrzeni
świata wirtualnego – cyberprzestrzeni, której „Ziemią” są urządzenia
teleinformatyczne.
Naszym obowiązkiem jest analizowanie
społecznych konsekwencji zapanowania technologii informatycznych i
telekomunikacyjnych w naszym życiu, poczynając od ich wpływu na sposoby
komunikacji między ludźmi. Nie od rzeczy będzie przyjrzeć się
szczególnie łatwo dostrzegalnym elementom tej informacyjnej rewolucji
wychodząc od klasycznego już dzieła Castellsa. Na pierwszych stronach
trzeciego tomu jego trylogii czytamy (tłum. własne):
W
ostatnim ćwierćwieczu XX wieku, skoncentrowana wokół informacji
rewolucja technologiczna zmieniła sposób, w jaki myślimy, produkujemy,
konsumujemy, handlujemy, zarządzamy, komunikujemy się, żyjemy, umieramy,
kochamy się. […] Kultura rzeczywistej wirtualności, skonstruowana na
bazie coraz bardziej interaktywnego świata audiowizualnego, przeniknęła
wszędzie mentalne zdolności reprezentacji i komunikacji, scalając
różnorodne kultury w jednym elektronicznym hipertekście. Przestrzeń i
czas, będące materialnymi podstawami ludzkiego doświadczenia, także
uległy przemianie, ponieważ przestrzeń przepływów dominuje dziś nad
przestrzenią miejsc, zaś bezczasowy czas zastępuje zegarowy czas epoki
przemysłowej
Pierwsze co alarmuje, to stwierdzenie o zmianie sposobu naszego
myślenia. Kto przyglądał się osobom, które powiedzmy 50 lat temu
zaczytywały się komiksami albo uwielbiały oglądać telewizję, ten
słusznie przewidywał, że po kilku latach takiego umysłowego treningu
osoby te nie będą potrafiły przeprowadzić dłuższego logicznego wywodu. W
owym czasie pisał o tym Marshall McLuhan i co najmniej paru innych
intelektualistów. Wcześniej, bo już w jego dziełku Idee mają konsekwencje z 1948 roku, Richard Weaver proroczo pisał o zgubnym wpływie na kulturę tzw. środków masowego przekazu.
Telewizor można było wyłączyć, można było nie zaczytywać się komiksami. Dziś jest nieporównanie trudniej nie ulec władzy przekazu multimedialnego
Rosła świadomość potęgi elektronicznych środków
przenoszenia informacji, nowych elektronicznych mediów, spośród których
telewizja – oczywiście interaktywna – miała w przyszłości stać się tylko
maleńkim, niewiele znaczącym elementem. Na szczęście telewizor można
było wyłączyć i można było nie zaczytywać się komiksami. Ale dziś jest
nieporównanie trudniej nie ulec władzy przekazu multimedialnego.
Człowiek został otoczony mediami elektronicznymi, zespolonymi lub
zespalanymi w jedno medium, przemawiające tekstem, słowem, obrazem i
dźwiękiem. Grozi mu, że jego rzeczywista bytowość zanurzy się do końca w
tym wirtualnym świecie, że – jak to nazwał Castells – znajdzie się w
rzeczywistej wirtualności. Dzisiejsze upadanie naszej cywilizacji dobrze
ilustruje powszechnie panująca postpolityka, tak prymitywna i
bezsensowna jak na to Facebook i Twitter pozwalają.
Życie w
środowisku informacji przesyłanych przez komputerową sieć zrywa z
kulturą dotąd znaną, zawsze mocno osadzoną w danym miejscu i czasie.
Przez całą historię wartości i cele społeczeństwa rodziły się na styku
wiary i objawienia oraz codziennego doświadczenia, zmagania się
człowieka ze światem, związków między ludźmi, którzy żyli w określonym
miejscu i czasie. Ale paradygmaty wieku informacji są zupełnie inne.
Jeśli
tu w ogóle można mówić o kulturze, to jest to kultura niekończących się
dekonstrukcji i rekonstrukcji, „kultura” chaosu – bez żadnego, a już
zwłaszcza metafizycznego, fundamentu.
Sztuczna inteligencja
Castells
pisał o ostatnim ćwierćwieczu XX wieku. Dziś przeżywamy triumfy tzw.
maszynowego uczenia się (inaczej i częściej, maszynowego uczenia). To
obecnie jedyny mocny filar tego, co nazywa się sztuczną inteligencją (w
skrócie SI). W bliższej albo dalszej przyszłości kolejnymi filarami mają
się stać genetyka, biologia molekularna i molekularna nanotechnologia.
Komputerowe
algorytmy maszynowego uczenia się, jak ich nazwa wskazuje, potrafią
uczyć się na podstawie dostarczanych im informacji, np. rozegranych do
obecnej chwili gier w szachy czy w chińską grę go, ale także na
podstawie gromadzonych w pamięciach komputerów naszych listów
elektronicznych, pisanych przez nas (jeśli je piszemy) tekstów na
portalach Facebooka, Twittera, zdjęć ładowanych do Instagramu. Komputery
zapisują, zaś algorytmy analizują sposoby wykorzystywania przez nas
internetowych wyszukiwarek oraz platform do elektronicznego handlu.
Najlepsze
programy komputerowe, które uczą się na wcześniejszych własnych
porażkach, wygrywają dziś z najlepszymi na świecie szachistami czy
graczami w go. I najpotężniejsze koncerny usług internetowych wiedzą
dziś o nas prawie wszystko. Nie znają naszych myśli, ale wiedzą, co
lubimy, a czego nie, jakie są nasze zainteresowania, potrafią stworzyć
mniej lub bardziej trafny profil psychologiczny każdego z nas.
Czy
trzeba wielkiej wyobraźni, by nie dostrzec, jak potężny potencjał
władzy znalazł się w rękach władców Internetu? Potencjał dziś jawnie
wykorzystywany przez rząd Chin, niejawnie przez inne rządy albo osoby
ubiegające się o władzę (nie przypadkiem wśród najbliższych doradców
Donalda Trumpa, wówczas kandydata na urząd Prezydenta, znalazły się – o
co nie mam zresztą do niego pretensji – najważniejsze osobistości z
Doliny Krzemowej).
Fakt, iż nie ma dziś liczącego się na świecie
szachisty, który nie rozgrywałby treningowych partii z komputerem, tylko
pozornie nie ma większego znaczenia, ponieważ prawie nikt nie gra w
szachy. To dobra ilustracja przejmowania przez SI czynności, które dotąd
wykonywał człowiek i które dotąd były domeną jego aktywności, znakiem
jego obecności w otaczającym go świecie (nota bene, stary szachowy
arcymistrz Robert Fischer proponuje wprowadzenie do szachów elementu
losowego, by „zwrócić” tę grę człowiekowi).
Postczłowiek
Dlaczego
techne zastąpiło logos i tak łatwo ulegliśmy mitowi, że dobre jest
wszystko, poza nowymi środkami prowadzenia wojen, co jest
technologicznie możliwe? Słowa mit nie użyłem przypadkiem – o mit tu
właśnie chodzi, co np. ostatnio zauważył prof. Alan Jacobs z Baylor
University (p. The New Atlantis, wiosna 2019).
Jak już pisałem na
tych łamach, można uznać, iż znaleźliśmy się na tym etapie końca
historii, na którym z dumą – jako autonomiczne byty – szczycimy się
swoją godnością i wolnością. Ale dzisiejsze pojmowanie godności
człowieka jest wysoce nieuzgodnione, niejasne, nie ma fundamentu i
prowadzi człowieka do utraty jakkolwiek rozumianej godności. Bóg został
uśmiercony i człowiek stanął na Jego miejscu. […] Autonomia, jeśli
rozumieć ją jako moralne samookreślenie się człowieka oznacza, iż musimy
wyzwolić nasze umysły z wpływu rodziców, ojczyzny, tradycji, natury,
Boga itd., i „być niepowtarzalnymi sobą”.
Zanurzone w
metafizycznej pustce społeczeństwo sieci jest bytem samoreferencyjnym.
Metafizyczne podstawy sądów o celach działania, dobru przez nie
niesionym, zostają zastąpione wyborami między działaniami technicznie
możliwymi do przeprowadzenia. Kontynuatorzy myśli Jana Jakuba Rousseau
chcieli, byśmy stali się inteligentnymi zwierzętami i tak zakończyli
naszą ludzką historię.
Uciekając przed swoją historią, cywilizacja za swój cel obiera dłuższe i wygodniejsze życie. Po drodze gubi zdolność czynienia właściwych rozróżnień i krytycznego myślenia
I oto utrwala się nowy styl życia, zaczynają obowiązywać
nowe zwyczaje, osadzone w próżni, ale wygodne „panom technopolu” –
elicie technologicznej, finansowej i politycznej (pojęcie technopolu
znalazłem po raz pierwszy u Jacobsa, który przejął je od Neila
Postmana). Uciekając przed swoją historią, cywilizacja za swój cel
obiera dłuższe i wygodniejsze życie, oddanie się rozrywce i komputerowym
grom oraz kibicowaniu wydarzeniom sportowym. Po drodze gubi zdolność
czynienia właściwych rozróżnień i krytycznego myślenia. Tym łatwiej
zatem, i tym bardziej konsekwentnie, stajemy się bezwolnym stadem
wyznawców owych nowych obyczajów. Jacobs powie, że technologiczny rdzeń
naszej cywilizacji staje się jej rdzeniem quasi-mitycznym – jakkolwiek
to tylko obyczaj, ale bezwarunkowo obowiązujący. Tym sposobem
degeneracji ulega życie społeczne i polityczne, szerzy się złość i rodzi
wzajemna nienawiść. Jedni, pełni agresji protestują sami nie wiedząc
przeciwko czemu, drudzy, a jest ich większość, popadają w acedię.
Współczesny
człowiek wydał totalną wojnę naturze – biologii i prawu naturalnemu. I
uznał, że najlepiej ulokować nadzieję w postępie technologicznym,
ponieważ to on pozwala coraz bardziej odseparowywać się od przyrody.
Idea
ta doskonale odpowiada naukowym i niby-filozoficznym piewcom
transhumanistycznej drogi rozwoju SI. Skoro marzy nam się doskonalenie
naszych ciał, rodzenie dzieci o podwyższonych ilorazach inteligencji, to
przecież jest to tylko pierwszy krok na drodze do skonstruowania
super-inteligencji, która najpierw będzie jeszcze przypominała naszą,
ludzką, ale ostatecznie osiągnie poziom radykalnie ponad-ludzki i będzie
inteligencją komputerów dziś jeszcze niemożliwych do zbudowania.
Przedtem mamy jeszcze przenieść nasze świadomości do komputerów, by w
ten sposób osiągnąć tych świadomości nieśmiertelność (przy czym
świadomość jest bezsensownie utożsamiana z tym, jak się zachowujemy –
jest pojmowana czysto behawiorystycznie). Ale o tych rojeniach pisałem już wcześniej.
Co
jednocześnie niezwykle ciekawe, niektórzy z owych „proroków” SI w
służbie transhumanizmu postulują nowe niby-religie. Kiedyś miał to być
kult Rozumu, potem religia Ludzkości, dziś ma to np. być dataizm Yuvala
Harariego. No cóż, bez religii ani rusz, kultura bierze się z kultu
właśnie, ale cześć potrafimy oddawać jedynie Bogu, w którego wierzymy,
który jest doskonale transcendentny i najlepiej, gdy jest Prawdą, Drogą i
Życiem.
Nie traćmy ducha
Dziś możemy być
pewni, że SI będzie rozwijana. Jak każda technologia uznana za
przydatną. I jak każda ma swoje plusy i minusy. Już dziś jest to
technologia, która z jednej strony niesie wiele dobra – np. pomaga w
wykrywaniu etiologii lub leczeniu chorób – ale z drugiej ma też
wyjątkowo groźne oblicze. Z tym że to groźne oblicze jest konsekwencją
upadku kultury i kryzysu cywilizacyjnego, a nie wynikiem immanentnego
zła w niej ukrytego.
Wejście na transhumanistyczną drogę rozwoju
SI jest na szczęście perspektywą bardzo odległą, jeśli w ogóle
ziszczalną. Program uczenia maszynowego, który najlepiej na świecie
rozwiązuje dane zadanie, np. najlepiej gra w szachy, dzieli od ogólnej
inteligencji, właściwej człowiekowi, przepaść być może nie do zasypania.
Nie mamy pojęcia, jak zbudować maszynę mającą te atrybuty inteligencji,
które pozwalają człowiekowi rozwiązywać najróżniejsze zadania, w tym
zadania spotykane przezeń po raz pierwszy w życiu. A co dopiero zbudować
jakąś super-inteligencję, która potem sama będzie się udoskonalać.
Ale
pewność, że ku tej drodze ludzkość nie wyruszy, osiągniemy wtedy
dopiero, gdy – i jeśli – Zachód doświadczy odrodzenia kultury, która go
stworzyła.
Fot. ITU/D.Procofieff CC BY 2.0
Za https://teologiapolityczna.pl/jacek-koronacki-cyberprzestrzen-sztuczna-inteligencja-i-posthumanizm?fbclid=IwAR0LydYE1KirLEjS0EqmtzW81bxs_680koaU6hJW5ZCkToV-wt1Phd9CX9s