piątek, 1 kwietnia 2016

Bogdan Cichocki: Leon Degrelle i Christus Rex


993562_1713191245622228_5673028228129169422_n
     Kim był Leon Degrelle i czym była organizacja Christus Rex, wiemy, przypuszczamy. Dumne sztandary, styl, wyrafinowanie przywódców i nienawiść do bogatych. Epicka historia, o której tylko pomarzyć mógłby reżyser wszechczasów Goebbels. Klasyczna, taka jak zawsze, zawsze się tak zaczyna. Bunt przeciw nędzy, ,,katolickim” premierom, bankom. Z drugiej strony reakcyjny motłoch, chadecy i dobre domy „nie przygotowane jeszcze na krew”.

Ci, co z pierwszych ław podejrzanych zborów całego świata pokazują palcem na najbardziej idealistyczny element, sycząc: ,,dokąd idziecie śmiecie…”, zawsze zjednoczą się przeciw komuś, kto ostrzy nóż na podłe indywidua. Tak się oczywiście stało i Leon Degrelle na pewno był pewien tego już na początku drogi, przebytej wzniośle, godnie i co może ostudzić miłość młodych buntowników do niego – prowadzonej pragmatycznie, w przemyślany sposób. A zjednoczyli się wszyscy: burżuje, wszystkie partie, „czerwoni zbawcy proletariatu” oczywiście i… oficjalna hierarchia belgijskiego Kościoła.

Niebezpieczni ekstremiści, klerofaszyści, dziś może ktoś rzekłby, że zachodni nazbole. Wszak według oficjalnego podziału politologicznego prof. Bartyzela Rex to rewolucyjna skrajna lewica prawicy. Na naukowca i tę szufladkę nie ma się raczej co obrażać. Ostentacyjne podkreślenie i praktyka socjalności to po pierwsze w tamtych czasach nakaz realiów, a i ta fraza "socjalistyczny", wymieniana w czarno narodowych odcieniach to wspaniały image wywołujący zapaść u systemowej, ułożonej konserwy.

Postać i formacja, nad oceną których na internetowych forach, portalach etc. toczą się prawdziwe batalie, często urągające walce w 40-stopniowym mrozie, w letnim mundurze, jaką człowiek ten toczył jako szeregowiec na Wschodzie – tam, gdzie nacierano się śniegiem, żeby się ogrzać.

A kontrowersje budzi już samo nazewnictwo Rexu i jego organów prasowych – jeden z nich zwał się przecież Narodowy Socjalizm – notabene koncepcja/zlepek słów wymyślony przynajmniej na początku wieku m.in. w Czechach i Austrii, u nas w ludowej formie postulowany już przez grupy mickiewiczowskie, współczesne poecie, również samego wieszcza.

Stos oskarżeń, ta motywowana ,,wysokimi pobudkami’’ nienawiść, łgarstwa w sferze faktograficznej to bardzo nieprzyjemny dla samopoczucia fetor, a czasem żałosna żenada np. zagrywka datami opracowana przez zachodnich dokumentalistów oraz starająca się niejako wywindować tezę, że Rex rozwinął się dopiero po wkroczeniu Niemców. Z kronikarskiego obowiązku przytoczmy jednak zarys biografii do znudzenia powtarzanej w co bardziej klasycznych melinach i oryginalnych klubach dyskusyjnych.

Leon Józef Maria Ignacy Degrelle urodził się 15 czerwca 1906 roku w Bouillon w Belgii, zmarł 31 marca 1994 roku w hiszpańskiej Maladze. Zdobył doktorat na uniwersytecie w Luvion. Studiował prawo. Wcześniejsze jego kształcenie odbywało się w surowej jezuickiej placówce, w takim też duchu był wychowywany w bogatym domu ojca - właściciela browaru.

Degrelle był przede wszystkim publicystą i dziennikarzem. Od co najmniej czasów studenckich związany z Akcją Katolicką, wieloma młodzieżowo społecznymi inicjatywami katolickimi, a równocześnie z francuską szkołą nacjonalizmu integralnego. W prapoczątkach narodowo-socjalnej inicjatywy, w wir której wpadł Degrelle, związanych z publikacją Jose Streela "My przeciwko wam", ruch buntu można określać co prawda jako integrystyczny i ultramontański (za swym francuskim wzorem), jednak praktycznie populistyczny i silnie optujący za równością społeczną.

Młody idealista udzielał się jako dziennikarz w legalnym konserwatywnym katolickim piśmie Christus Rex, od 1930 roku jako dyrektor. Zwiedził jako korespondent większość Europy oraz m.in. Kanadę i USA. Był naocznym świadkiem powstania meksykańskich Cristeros przeciw masońskim rządom tamtejszej republiki. Wciąż był szeregowym członkiem konserwatywnego ugrupowania. Z czasem powołał wydawnictwo Editions Rex, będące tubą radykalnych, antysystemowych i nonkonformistycznych tendencji małej grupy w Unii Katolickiej. Powołanie pisma Vlan, bojowego organu ideologicznego, i ogólny wzrost wydawnictw Ruchu, a także pojawienie się pierwszych męczenników ulicznej wojny uformowało obraz Rexu. Zwieńczeniem tego etapu drogi – kompletnego oderwania się od systemowców było spotkanie w Kortijk w 1935 roku. Założono zupełnie nowy ruch – Narodowy Front Rex.

Te ostatnie kilka lat przedwojnia to okres ulicznych walk, starć z policją i komunistami, ostrożnych sojuszy taktycznych z protestanckimi ugrupowaniami faszystowskimi w Belgii. Rex osiągał imponujące wyniki wyborcze, nie mogące mieć jednak wielkiego znaczenia na skutek rozbicia prawicy poprzez obustronną wrogość z konserwatywną reakcją. Po wkroczeniu Niemców francuskie służby specjalne aresztowały i poddały torturom Degrella. Po opuszczeniu aresztu nie rzucił się w ramiona, ani tym bardziej pod nogi Rzeszy, jak to się często przedstawia. Znając sprzedajne tendencje protestanckich faszystów z Flandrii (mówili, że są 200% Niemcami, część z nich chciała połączenia z Holandią, część bezpośrednio z Niemcami), starał się zachować choć iluzoryczną integralność kraju.

Początkowo dowódcą Ochotniczego Legionu Antybolszewickiego Wallonie był Lucien Lippert. Degrelle wyruszył na wojnę jako szeregowiec Wehrmachtu. Później, jak to określa koszerny przekaz, „zyskał błogosławieństwo na audiencji” u Himmlera i członkostwo w Waffen SS. Oddział Belgów stał się V Brygadą Szturmową Wallonien, a później 28 Ochotniczą Dywizją Grenadierów Pancernych SS. Belgowie brali udział w wielu krwawych walkach, m.in. nad Dnieprem i w jednej z najbardziej spektakularnych w II wojnie światowej bitwie w Bramach Piekieł (wioska Szenderowka). Tam, w kotle czerkaskim, garstka żołnierzy dowodzonych przez Degrella, wspierana m.in. przez SS Wiking ochroniła przed wielokrotnie liczniejszymi oddziałami sowieckimi odwrót armii niemieckiej.

Jednostka po ponownym uzupełnieniu osobowym została ostatecznie rozbita pod Wrocławiem. Dowódca wraz z niedobitkami oddziału walczył jeszcze w kwietniu 1945 roku w obronie twierdzy berlińskiej. Po spotkaniu z Himmlerem, który mamił go odrodzeniem Rzeszy w przeciągu pół roku, wyjechał przez Danię do Norwegii, a stamtąd samolotem do Hiszpanii, gdzie z wielką prędkością wraz z pilotem rozbili się o nadmorskie skały. Ciężko ranny zdołał przeżyć dzięki pobytowi w szpitalu. Po zaaranżowanej ucieczce zaczął z czasem układać sobie życie jako przedsiębiorca budowlany (wiele lat ukrywał się pod zmienionym nazwiskiem). W ojczystej Belgii został zaocznie skazany na karę śmierci przez rozstrzelanie. Jego apolityczni rodzice zmarli w niewoli w 1947 roku. Przez Belgię przewinęła się czerwona histeria samosądów na rexistach (jedynie mała grupa działaczy przystąpiła do partyzantki antynazistowskiej, nie mogąc darować nazistom antychrześcijańskiego wymiaru wielu ich działań) oraz haniebnych sądów zgodnych z literą prawa, których było jeszcze więcej. Żona Degrella została uwięziona na 6 lat. Szóstka ich dzieci ze zmienionymi nazwiskami została porozsyłana po Europie do miejsc będących czymś w rodzaju więzień – sierocińców, ponoć pod kuratele sadystycznych opiekunów.

Pułkownikowi Leonowi Degrelle dane było przeżyć kilka zamachów na swoje życie. Pojawiają się czasem informacje, że rząd amerykański dawał milion dolarów za jego głowę. W miarę osiągnięcia imponującego statusu życia rexista wyszedł z cienia, paradując w mundurze nieistniejących już Eskadr Ochronnych Waffen SS, stawał się bohaterem sądowych procesów w Hiszpanii, jak i innych skrajnie prawych ekscesów, zintensyfikował działalność pisarską i wydawniczą.

Umarł na zawał mięśnia sercowego w szpitalu w wieku 87 lat. Odznaczony m.in. Krzyżem Rycerskim Żelaznego Krzyża z Liśćmi Dębowymi.

Leon Degrelle – „cyniczny bezczelny kolaborant” – może jeszcze tchórzliwy? Bezcennym byłoby mu to usłyszeć od np. syna komunisty. Podobno przeprowadził zemstę za zamordowanie swojego brata. Strasznie dziwne. Jeżeli w ogóle to prawda.

Trafiają się wątki wręcz humorystyczne. W książce "Łuny w Bieszczadach" autorstwa Jana Gerharda Degrelle zostaje ,,zdegradowany” do stopnia hauptsturmfuhrera. Przez środowiska przychylne (np. znaną i lubianą stronę z amerykańskiego serwera) zwyczajowo zwany generałem. Marszałek Rzeszy Himmler dużo mniej przez roztropnych lubiany ,,nadał” Leonowi Degrelle ten stopień już po śmierci Hitlera.

Degrelle jako osoba daleka od dewocji uprawia pisarstwo w tonie dostosowanym do okoliczności, nie bez końca patetycznie. Gdy leży z po prostu gnijącymi ranami (słowo ropiejący jest dla studentów medycyny i to grzecznych), nie rozwodzi się o pięknie kwiatów. Ale w wielu miejscach jest zdystansowany, a nawet rubaszny. Odpoczywając w sadzie, ,,podziwia” ukraińskie kobiety, uciekając autem przez Danię do Norwegii wspomina, że na widok munduru SS dziewczęta w rzecz jasna nieżyczliwym geście pokazywały im odpowiednią część ciała, również słownie i stosownie ich żegnając. Żartobliwie naigrywa się z pijaństwa, nieróbstwa i kochliwości włoskich ochotników, jak i osłupienia, które wywołują one w Niemcach, jeszcze mniej krystalicznych, ale udających chociaż dyscyplinę.

W ogóle w pisarstwie wojennym reksisty wiele rzeczy uderza bardzo pozytywnie, intryguje i zaskakuje, bynajmniej nie te charakterystyczne dla spacernika bzdurne wtrącenia. Głębokiej analizie poddaje obraz miast i wsi Związku Radzieckiego – najnowocześniejszych na świecie bloków, do których nie doprowadzono wody, gazu i prądu, a podwórza stanowiły doły kloaczne. Fascynuje go wschodnioeuropejska wieś, biedna, bogobojna, prowadząca proste senne życie wśród zabytkowych pięknych ikon i równie starych egzemplarzy Pisma Świętego, całymi zimowymi dniami czytanych pod słomianą strzechą. O talencie pisarskim pułkownika przekonany był profesor Paweł Wieczorkiewicz, skazany za taki pogląd na potępienie przez znane i, mam nadzieję, nielubiane Nigdy Więcej.

Spory wachlarz osobistych opinii Leona Degrelle budzi zasadne niezrozumienie na gruncie ideowego tła jego ruchu. Jego poglądy o holokauście, list do Jana Pawła II, ekskomunikę i bajkę o Tin Tinie pozostawmy poszukiwaczom ciekawostek, innym poszukiwaczom, bo wierzę, że też nimi jesteśmy. Interesujące i oczywiście sprawiające zawód ultrakatolikom (pisze tę nazwę bez ironii) i np. słowiańskim nacjonalistom są pewne jego stanowiska. W optyce idei narodowo-radykalnej jego wielki szacunek do miłującego średniowieczne czarownice Himmlera co najmniej zastanawia. Przypomnijmy, że Degrelle nie był żadnym protestanckim inżynierem od młodofaszystowskiego ruchu, ale walońskim ludowym wodzem katolików, wedle niektórych ,,komentatorów” fanatycznych. Choć całe życie związany z katolicką Wallonią, wychowany ideowo na nienawidzącej ipso facto protestantów francuskiej szkole nacjonalizmu integralnego Maurrasa, to jednak zachwyca się Prusami. Tymi odwiecznie masońskimi, przesadnie zmilitaryzowanymi, wykluwającymi homoseksualizm w ogłupiale zmaskulinizowanym środowisku wąsaczami w hełmach-nocnikach – Degrelle rzecz jasna tak tego nie widział. Znamienne, że gdy zachwycał się Niemcami, robił to nie notorycznie, no ale dla nas za często, prawie nigdy nie wspominał o rolniczej, katolickiej Bawarii, przemysłowej Saarze czy innym landzie – Niemcy to były dla niego Prusy, tylko Prusy. Być może nie przykładał do tej kwestii tak pedantycznego znaczenia czy rozgraniczeń. Jego uwielbienie dla europejskiego dziedzictwa w niektórych interpretacjach również przybiera okresami przykre dla nas odcienie. Wracając ze Wschodu, dopiero widząc krzyżackie warownie, oddycha pełną piersią, myśląc: jestem w Europie. Pomija zupełnie nawet istnienie Słowian. Co prawda zachwyca się typem rasowym mieszkańców Ukrainy i Rosji, ale nie rozróżnia ich jako Słowian, tylko po prostu białych Europejczyków. Trochę jak u Juliusza Evoli w publicystyce: Słowian w ogóle nie ma jako Słowian, ani dobrych, ani złych, nic. Wątkiem obsesyjnie wyrzucanym Degrellowi jest jego niechęć do kałmucko-kozacko-azjatyckiej tłuszczy z Armii Czerwonej. To akurat nie jest rzecz ani dziwna, ani niezgodna z NR-em, więc daruję sobie dalsze rozpiski o wyzwolicielach z Azji.

Filozofię życia, postępowania Degrella cechowała postawa ,,zadrużna”, paralelna do niej (nie lustrzanie identyczna, naturalnie). Co jasne, zamiast woli tworzycielskiej kosmosu uznawał Boga, ale nie był to mistyk. Prawie pozytywistyczny polityk, praktyk. Uważał, że życie powinna cechować radosna walka, że życie powinno być pełne uczestnictwa. Odpowiedzialność za otoczenie, byt regionalny i narodowy powodowała Jego postępowaniem.

U nas bardzo popularne są moralizatorskie tezy przypominające mi motyw z książki "Sto punktów zapalnych w historii Kościoła", gdzie autor, kapłan, stwierdza bezsens, delikatnie mówiąc, opowiedzenia się Watykanu za Kontrrewoltą w Hiszpanii. Cóż, po latach można pleść takie atakujące Wartości bzdury. Analogicznie, często dziś pokazujemy reakcyjnym palcem na złego Degrella, zgodnie z tradycją wymagania nie wiadomo czego od geopolitycznie jednak wrogiego nam obozu. W swym mniemaniu z samego faktu prawienia takich poprawnych historycznie ocen stajemy się sprawiedliwymi w Sodomie. W całej swej otoczce przypomina to gadkę bigotek w pierwszych ławach kościoła, rozprawiających hardo o córkach, tylko nie o swoich córkach.

Elementarną podstawą zinterpretowania twórczości literackiej Degrella w optyce innej niż ,,lucyferiańska’’ (no bo to ciągłe gloryfikowanie Adolfa) jest diametralnie różna od oceny postaci Hitlera na Zachodzie – fakt ogólnie znany, o którym pisali już klasycy współczesnej publicystyki narodowej, jak m.in. Tomasz Kostyła. Pobieżnie analizując całą scenerię haseł Rex-u, nie znajdujemy jakiejś romantyczności straceńców, to właściwie nie za dobrze, ale cóż. Typowy dla nonkonformistycznego narodowego przedwojnia chaos haseł korporacji, nadkorporacji, obecny i w naszych organizacjach reprezentujących NR. Słowa martwe, skostniałe, jakieś encykliki! Korowód pomysłów gorszych od Dugina (w sensie trafiania do mało ideowych mas).

To wszystko przyprawione hasłami o prawie głosu wyborczego dla kobiet, charakterystycznymi dla ówczesnych narodowych socjalizmów. Przy tym powszechne głosowanie rodzin z decydującym głosem ojca rodziny. Coś na zasadzie Lepper przyjechał do Zgierza i każdej sierotce uchyli nieba. W ogóle jest to nieważne, tak jak i punkt, do którego ruch dotarł czy nie dotarł. Miarą Idei nie jest sukces. To ofiarność, poczucie sensu, słodka pogarda dla wrogów wartości będących osią duszy, łączność z Tradycją i logiką kontynentu. Idealistycznie rozumianą rzecz jasna, bo tradycji i logik w Europie mieliśmy tyle (ot hermetyzm, alchemia, masoneria), że do dziś nie można się z tego wygrzebać.

To, że oficer Leon Degrelle to wojenny bohater, legenda dla ruchów trzeciopozycyjnych, doktor prawa w czasach, gdy to znaczyło bardzo dużo – to zawdzięcza sobie, wielkiej pracy, chęci podźwignięcia z kryzysu kraju i społeczności, twardości charakteru. Ale walkę podejmować może i powinien nawet bardzo szary maluczki. I niekoniecznie ma malować przed sobą wizje bycia pułkownikiem elitarnej eskadry wojennej, kwiatów pod gąsienicami pojazdów na paradzie, bojowej chwały. To zdecydowanie nie jest tak proste do osiągnięcia, jak łajdactwo na dyskotece. Stan, nie waham się powiedzieć, nadczłowieczy podejmuje się walką, osiąganiem szerokorozumianej czystości, drogą osobistego honoru. Gdy niezależnie od sytuacji zawsze ma się mentalnie na sobie dostojny mundur zakonu ojczyzny, kontynentu, wiary.

Degrelle, nacjonalistyczny volksfuhrer ludu, był również regentem na Belgię tego Europejskiego Uniwersum, które, jak wierzymy w kręgach NR, ma pochodzenie transcendentne. Bo uświadomić sobie trzeba, że tego typu ruchy to nie tylko lek na doraźne narodowe bolączki, pomost do marzeń o wielkości kraju i realne narzędzie do wznoszenia wyżej sagi swego pochodzenia, ale i manifestacja wielkiego powrotu europejskiej wiary, potęgi i wielkości. Wypowiedź z góry postawioną tezą. Tak miało być. Dyskutować to gdzie indziej. Z trockistami w protestanckich kościołach.

REX zwycięży! Jutro albo w przyszłości!
                                                                                                                                         Bogdan Cichocki

Za:  https://kierunki.info.pl/2016/03/leon-degrelle-i-christus-rex/

OD REDAKCJI: Wczoraj obchodziliśmy 22. rocznicę śmierci Leona Degrelle'a. Zmarł 31 marca 1994 w Maladze. Requiescat in pace!