Kim był Leon Degrelle i czym
była organizacja Christus Rex, wiemy, przypuszczamy. Dumne sztandary,
styl, wyrafinowanie przywódców i nienawiść do bogatych. Epicka historia,
o której tylko pomarzyć mógłby reżyser wszechczasów Goebbels.
Klasyczna, taka jak zawsze, zawsze się tak zaczyna. Bunt przeciw nędzy,
,,katolickim” premierom, bankom. Z drugiej strony reakcyjny motłoch,
chadecy i dobre domy „nie przygotowane jeszcze na krew”.
Ci, co z pierwszych ław podejrzanych
zborów całego świata pokazują palcem na najbardziej idealistyczny
element, sycząc: ,,dokąd idziecie śmiecie…”, zawsze zjednoczą się
przeciw komuś, kto ostrzy nóż na podłe indywidua. Tak się oczywiście
stało i Leon Degrelle na pewno był pewien tego już na początku drogi,
przebytej wzniośle, godnie i co może ostudzić miłość młodych buntowników
do niego – prowadzonej pragmatycznie, w przemyślany sposób. A
zjednoczyli się wszyscy: burżuje, wszystkie partie, „czerwoni zbawcy
proletariatu” oczywiście i… oficjalna hierarchia belgijskiego Kościoła.
Niebezpieczni ekstremiści,
klerofaszyści, dziś może ktoś rzekłby, że zachodni nazbole. Wszak według
oficjalnego podziału politologicznego prof. Bartyzela Rex to
rewolucyjna skrajna lewica prawicy. Na naukowca i tę szufladkę nie ma
się raczej co obrażać. Ostentacyjne podkreślenie i praktyka socjalności
to po pierwsze w tamtych czasach nakaz realiów, a i ta fraza
"socjalistyczny", wymieniana w czarno narodowych odcieniach to wspaniały
image wywołujący zapaść u systemowej, ułożonej konserwy.
Postać i formacja, nad oceną których na
internetowych forach, portalach etc. toczą się prawdziwe batalie, często
urągające walce w 40-stopniowym mrozie, w letnim mundurze, jaką
człowiek ten toczył jako szeregowiec na Wschodzie – tam, gdzie nacierano
się śniegiem, żeby się ogrzać.
A kontrowersje budzi już samo
nazewnictwo Rexu i jego organów prasowych – jeden z nich zwał się
przecież Narodowy Socjalizm – notabene koncepcja/zlepek słów wymyślony
przynajmniej na początku wieku m.in. w Czechach i Austrii, u nas w
ludowej formie postulowany już przez grupy mickiewiczowskie, współczesne
poecie, również samego wieszcza.
Stos oskarżeń, ta motywowana ,,wysokimi pobudkami’’ nienawiść, łgarstwa w sferze faktograficznej to bardzo nieprzyjemny dla samopoczucia fetor, a czasem żałosna żenada np. zagrywka datami opracowana przez zachodnich dokumentalistów oraz starająca się niejako wywindować tezę, że Rex rozwinął się dopiero po wkroczeniu Niemców. Z kronikarskiego obowiązku przytoczmy jednak zarys biografii do znudzenia powtarzanej w co bardziej klasycznych melinach i oryginalnych klubach dyskusyjnych.
Stos oskarżeń, ta motywowana ,,wysokimi pobudkami’’ nienawiść, łgarstwa w sferze faktograficznej to bardzo nieprzyjemny dla samopoczucia fetor, a czasem żałosna żenada np. zagrywka datami opracowana przez zachodnich dokumentalistów oraz starająca się niejako wywindować tezę, że Rex rozwinął się dopiero po wkroczeniu Niemców. Z kronikarskiego obowiązku przytoczmy jednak zarys biografii do znudzenia powtarzanej w co bardziej klasycznych melinach i oryginalnych klubach dyskusyjnych.
Leon Józef Maria Ignacy Degrelle urodził
się 15 czerwca 1906 roku w Bouillon w Belgii, zmarł 31 marca 1994 roku w
hiszpańskiej Maladze. Zdobył doktorat na uniwersytecie w Luvion.
Studiował prawo. Wcześniejsze jego kształcenie odbywało się w surowej
jezuickiej placówce, w takim też duchu był wychowywany w bogatym domu
ojca - właściciela browaru.
Degrelle był przede wszystkim publicystą
i dziennikarzem. Od co najmniej czasów studenckich związany z Akcją
Katolicką, wieloma młodzieżowo społecznymi inicjatywami katolickimi, a
równocześnie z francuską szkołą nacjonalizmu integralnego. W
prapoczątkach narodowo-socjalnej inicjatywy, w wir której wpadł
Degrelle, związanych z publikacją Jose Streela "My przeciwko wam", ruch
buntu można określać co prawda jako integrystyczny i ultramontański (za
swym francuskim wzorem), jednak praktycznie populistyczny i silnie
optujący za równością społeczną.
Młody idealista udzielał się jako
dziennikarz w legalnym konserwatywnym katolickim piśmie Christus Rex, od
1930 roku jako dyrektor. Zwiedził jako korespondent większość Europy
oraz m.in. Kanadę i USA. Był naocznym świadkiem powstania meksykańskich
Cristeros przeciw masońskim rządom tamtejszej republiki. Wciąż był
szeregowym członkiem konserwatywnego ugrupowania. Z czasem powołał
wydawnictwo Editions Rex, będące tubą radykalnych, antysystemowych i
nonkonformistycznych tendencji małej grupy w Unii Katolickiej. Powołanie
pisma Vlan, bojowego organu ideologicznego, i ogólny wzrost wydawnictw
Ruchu, a także pojawienie się pierwszych męczenników ulicznej wojny
uformowało obraz Rexu. Zwieńczeniem tego etapu drogi – kompletnego
oderwania się od systemowców było spotkanie w Kortijk w 1935 roku.
Założono zupełnie nowy ruch – Narodowy Front Rex.
Te ostatnie kilka lat przedwojnia to
okres ulicznych walk, starć z policją i komunistami, ostrożnych sojuszy
taktycznych z protestanckimi ugrupowaniami faszystowskimi w Belgii. Rex
osiągał imponujące wyniki wyborcze, nie mogące mieć jednak wielkiego
znaczenia na skutek rozbicia prawicy poprzez obustronną wrogość z
konserwatywną reakcją. Po wkroczeniu Niemców francuskie służby specjalne
aresztowały i poddały torturom Degrella. Po opuszczeniu aresztu nie
rzucił się w ramiona, ani tym bardziej pod nogi Rzeszy, jak to się często
przedstawia. Znając sprzedajne tendencje protestanckich faszystów z
Flandrii (mówili, że są 200% Niemcami, część z nich chciała połączenia z
Holandią, część bezpośrednio z Niemcami), starał się zachować choć
iluzoryczną integralność kraju.
Początkowo dowódcą Ochotniczego Legionu
Antybolszewickiego Wallonie był Lucien Lippert. Degrelle wyruszył na
wojnę jako szeregowiec Wehrmachtu. Później, jak to określa koszerny
przekaz, „zyskał błogosławieństwo na audiencji” u Himmlera i członkostwo
w Waffen SS. Oddział Belgów stał się V Brygadą Szturmową Wallonien, a
później 28 Ochotniczą Dywizją Grenadierów Pancernych SS. Belgowie brali
udział w wielu krwawych walkach, m.in. nad Dnieprem i w jednej z
najbardziej spektakularnych w II wojnie światowej bitwie w Bramach
Piekieł (wioska Szenderowka). Tam, w kotle czerkaskim, garstka żołnierzy
dowodzonych przez Degrella, wspierana m.in. przez SS Wiking ochroniła
przed wielokrotnie liczniejszymi oddziałami sowieckimi odwrót armii
niemieckiej.
Jednostka po ponownym uzupełnieniu
osobowym została ostatecznie rozbita pod Wrocławiem. Dowódca wraz z
niedobitkami oddziału walczył jeszcze w kwietniu 1945 roku w obronie
twierdzy berlińskiej. Po spotkaniu z Himmlerem, który mamił go
odrodzeniem Rzeszy w przeciągu pół roku, wyjechał przez Danię do
Norwegii, a stamtąd samolotem do Hiszpanii, gdzie z wielką prędkością
wraz z pilotem rozbili się o nadmorskie skały. Ciężko ranny zdołał
przeżyć dzięki pobytowi w szpitalu. Po zaaranżowanej ucieczce zaczął z
czasem układać sobie życie jako przedsiębiorca budowlany (wiele lat
ukrywał się pod zmienionym nazwiskiem). W ojczystej Belgii został
zaocznie skazany na karę śmierci przez rozstrzelanie. Jego apolityczni
rodzice zmarli w niewoli w 1947 roku. Przez Belgię przewinęła się
czerwona histeria samosądów na rexistach (jedynie mała grupa działaczy
przystąpiła do partyzantki antynazistowskiej, nie mogąc darować nazistom
antychrześcijańskiego wymiaru wielu ich działań) oraz haniebnych sądów
zgodnych z literą prawa, których było jeszcze więcej. Żona Degrella
została uwięziona na 6 lat. Szóstka ich dzieci ze zmienionymi nazwiskami
została porozsyłana po Europie do miejsc będących czymś w rodzaju
więzień – sierocińców, ponoć pod kuratele sadystycznych opiekunów.
Pułkownikowi Leonowi Degrelle dane było
przeżyć kilka zamachów na swoje życie. Pojawiają się czasem informacje,
że rząd amerykański dawał milion dolarów za jego głowę. W miarę
osiągnięcia imponującego statusu życia rexista wyszedł z cienia,
paradując w mundurze nieistniejących już Eskadr Ochronnych Waffen SS,
stawał się bohaterem sądowych procesów w Hiszpanii, jak i innych
skrajnie prawych ekscesów, zintensyfikował działalność pisarską i
wydawniczą.
Umarł na zawał mięśnia sercowego w szpitalu w wieku 87 lat. Odznaczony m.in. Krzyżem Rycerskim Żelaznego Krzyża z Liśćmi Dębowymi.
Umarł na zawał mięśnia sercowego w szpitalu w wieku 87 lat. Odznaczony m.in. Krzyżem Rycerskim Żelaznego Krzyża z Liśćmi Dębowymi.
Leon Degrelle – „cyniczny bezczelny
kolaborant” – może jeszcze tchórzliwy? Bezcennym byłoby mu to usłyszeć
od np. syna komunisty. Podobno przeprowadził zemstę za zamordowanie
swojego brata. Strasznie dziwne. Jeżeli w ogóle to prawda.
Trafiają się wątki wręcz humorystyczne. W książce "Łuny w Bieszczadach" autorstwa Jana Gerharda Degrelle zostaje ,,zdegradowany” do stopnia hauptsturmfuhrera. Przez środowiska przychylne (np. znaną i lubianą stronę z amerykańskiego serwera) zwyczajowo zwany generałem. Marszałek Rzeszy Himmler dużo mniej przez roztropnych lubiany ,,nadał” Leonowi Degrelle ten stopień już po śmierci Hitlera.
Trafiają się wątki wręcz humorystyczne. W książce "Łuny w Bieszczadach" autorstwa Jana Gerharda Degrelle zostaje ,,zdegradowany” do stopnia hauptsturmfuhrera. Przez środowiska przychylne (np. znaną i lubianą stronę z amerykańskiego serwera) zwyczajowo zwany generałem. Marszałek Rzeszy Himmler dużo mniej przez roztropnych lubiany ,,nadał” Leonowi Degrelle ten stopień już po śmierci Hitlera.
Degrelle jako osoba daleka od dewocji
uprawia pisarstwo w tonie dostosowanym do okoliczności, nie bez końca
patetycznie. Gdy leży z po prostu gnijącymi ranami (słowo ropiejący jest
dla studentów medycyny i to grzecznych), nie rozwodzi się o pięknie
kwiatów. Ale w wielu miejscach jest zdystansowany, a nawet rubaszny.
Odpoczywając w sadzie, ,,podziwia” ukraińskie kobiety, uciekając autem
przez Danię do Norwegii wspomina, że na widok munduru SS dziewczęta w
rzecz jasna nieżyczliwym geście pokazywały im odpowiednią część ciała,
również słownie i stosownie ich żegnając. Żartobliwie naigrywa się z
pijaństwa, nieróbstwa i kochliwości włoskich ochotników, jak i
osłupienia, które wywołują one w Niemcach, jeszcze mniej krystalicznych,
ale udających chociaż dyscyplinę.
W ogóle w pisarstwie wojennym reksisty
wiele rzeczy uderza bardzo pozytywnie, intryguje i zaskakuje, bynajmniej
nie te charakterystyczne dla spacernika bzdurne wtrącenia. Głębokiej
analizie poddaje obraz miast i wsi Związku Radzieckiego –
najnowocześniejszych na świecie bloków, do których nie doprowadzono
wody, gazu i prądu, a podwórza stanowiły doły kloaczne. Fascynuje go
wschodnioeuropejska wieś, biedna, bogobojna, prowadząca proste senne
życie wśród zabytkowych pięknych ikon i równie starych egzemplarzy Pisma
Świętego, całymi zimowymi dniami czytanych pod słomianą strzechą. O
talencie pisarskim pułkownika przekonany był profesor Paweł
Wieczorkiewicz, skazany za taki pogląd na potępienie przez znane i, mam
nadzieję, nielubiane Nigdy Więcej.
Spory wachlarz osobistych opinii Leona
Degrelle budzi zasadne niezrozumienie na gruncie ideowego tła jego
ruchu. Jego poglądy o holokauście, list do Jana Pawła II, ekskomunikę i
bajkę o Tin Tinie pozostawmy poszukiwaczom ciekawostek, innym
poszukiwaczom, bo wierzę, że też nimi jesteśmy. Interesujące i
oczywiście sprawiające zawód ultrakatolikom (pisze tę nazwę bez ironii) i
np. słowiańskim nacjonalistom są pewne jego stanowiska. W optyce idei
narodowo-radykalnej jego wielki szacunek do miłującego średniowieczne
czarownice Himmlera co najmniej zastanawia. Przypomnijmy, że Degrelle
nie był żadnym protestanckim inżynierem od młodofaszystowskiego ruchu,
ale walońskim ludowym wodzem katolików, wedle niektórych ,,komentatorów”
fanatycznych. Choć całe życie związany z katolicką Wallonią, wychowany
ideowo na nienawidzącej ipso facto protestantów francuskiej szkole
nacjonalizmu integralnego Maurrasa, to jednak zachwyca się Prusami. Tymi
odwiecznie masońskimi, przesadnie zmilitaryzowanymi, wykluwającymi
homoseksualizm w ogłupiale zmaskulinizowanym środowisku wąsaczami w
hełmach-nocnikach – Degrelle rzecz jasna tak tego nie widział.
Znamienne, że gdy zachwycał się Niemcami, robił to nie notorycznie, no
ale dla nas za często, prawie nigdy nie wspominał o rolniczej,
katolickiej Bawarii, przemysłowej Saarze czy innym landzie – Niemcy to
były dla niego Prusy, tylko Prusy. Być może nie przykładał do tej
kwestii tak pedantycznego znaczenia czy rozgraniczeń. Jego uwielbienie
dla europejskiego dziedzictwa w niektórych interpretacjach również
przybiera okresami przykre dla nas odcienie. Wracając ze Wschodu, dopiero
widząc krzyżackie warownie, oddycha pełną piersią, myśląc: jestem w
Europie. Pomija zupełnie nawet istnienie Słowian. Co prawda zachwyca się
typem rasowym mieszkańców Ukrainy i Rosji, ale nie rozróżnia ich jako
Słowian, tylko po prostu białych Europejczyków. Trochę jak u Juliusza
Evoli w publicystyce: Słowian w ogóle nie ma jako Słowian, ani dobrych,
ani złych, nic. Wątkiem obsesyjnie wyrzucanym Degrellowi jest jego
niechęć do kałmucko-kozacko-azjatyckiej tłuszczy z Armii Czerwonej. To
akurat nie jest rzecz ani dziwna, ani niezgodna z NR-em, więc daruję
sobie dalsze rozpiski o wyzwolicielach z Azji.
Filozofię życia, postępowania Degrella
cechowała postawa ,,zadrużna”, paralelna do niej (nie lustrzanie
identyczna, naturalnie). Co jasne, zamiast woli tworzycielskiej kosmosu
uznawał Boga, ale nie był to mistyk. Prawie pozytywistyczny polityk,
praktyk. Uważał, że życie powinna cechować radosna walka, że życie
powinno być pełne uczestnictwa. Odpowiedzialność za otoczenie, byt
regionalny i narodowy powodowała Jego postępowaniem.
U nas bardzo popularne są
moralizatorskie tezy przypominające mi motyw z książki "Sto punktów
zapalnych w historii Kościoła", gdzie autor, kapłan, stwierdza bezsens,
delikatnie mówiąc, opowiedzenia się Watykanu za Kontrrewoltą w
Hiszpanii. Cóż, po latach można pleść takie atakujące Wartości bzdury.
Analogicznie, często dziś pokazujemy reakcyjnym palcem na złego
Degrella, zgodnie z tradycją wymagania nie wiadomo czego od
geopolitycznie jednak wrogiego nam obozu. W swym mniemaniu z samego
faktu prawienia takich poprawnych historycznie ocen stajemy się
sprawiedliwymi w Sodomie. W całej swej otoczce przypomina to gadkę
bigotek w pierwszych ławach kościoła, rozprawiających hardo o córkach,
tylko nie o swoich córkach.
Elementarną podstawą zinterpretowania
twórczości literackiej Degrella w optyce innej niż ,,lucyferiańska’’ (no
bo to ciągłe gloryfikowanie Adolfa) jest diametralnie różna od oceny
postaci Hitlera na Zachodzie – fakt ogólnie znany, o którym pisali już
klasycy współczesnej publicystyki narodowej, jak m.in. Tomasz Kostyła.
Pobieżnie analizując całą scenerię haseł Rex-u, nie znajdujemy jakiejś
romantyczności straceńców, to właściwie nie za dobrze, ale cóż. Typowy
dla nonkonformistycznego narodowego przedwojnia chaos haseł korporacji,
nadkorporacji, obecny i w naszych organizacjach reprezentujących NR.
Słowa martwe, skostniałe, jakieś encykliki! Korowód pomysłów gorszych od
Dugina (w sensie trafiania do mało ideowych mas).
To wszystko przyprawione hasłami o
prawie głosu wyborczego dla kobiet, charakterystycznymi dla ówczesnych
narodowych socjalizmów. Przy tym powszechne głosowanie rodzin z
decydującym głosem ojca rodziny. Coś na zasadzie Lepper przyjechał do
Zgierza i każdej sierotce uchyli nieba. W ogóle jest to nieważne, tak
jak i punkt, do którego ruch dotarł czy nie dotarł. Miarą Idei nie jest
sukces. To ofiarność, poczucie sensu, słodka pogarda dla wrogów wartości
będących osią duszy, łączność z Tradycją i logiką kontynentu.
Idealistycznie rozumianą rzecz jasna, bo tradycji i logik w Europie
mieliśmy tyle (ot hermetyzm, alchemia, masoneria), że do dziś nie można
się z tego wygrzebać.
To, że oficer Leon Degrelle to wojenny
bohater, legenda dla ruchów trzeciopozycyjnych, doktor prawa w czasach,
gdy to znaczyło bardzo dużo – to zawdzięcza sobie, wielkiej pracy, chęci
podźwignięcia z kryzysu kraju i społeczności, twardości charakteru. Ale
walkę podejmować może i powinien nawet bardzo szary maluczki. I
niekoniecznie ma malować przed sobą wizje bycia pułkownikiem elitarnej
eskadry wojennej, kwiatów pod gąsienicami pojazdów na paradzie, bojowej
chwały. To zdecydowanie nie jest tak proste do osiągnięcia, jak łajdactwo
na dyskotece. Stan, nie waham się powiedzieć, nadczłowieczy podejmuje się
walką, osiąganiem szerokorozumianej czystości, drogą osobistego honoru.
Gdy niezależnie od sytuacji zawsze ma się mentalnie na sobie dostojny
mundur zakonu ojczyzny, kontynentu, wiary.
Degrelle, nacjonalistyczny volksfuhrer
ludu, był również regentem na Belgię tego Europejskiego Uniwersum, które,
jak wierzymy w kręgach NR, ma pochodzenie transcendentne. Bo uświadomić
sobie trzeba, że tego typu ruchy to nie tylko lek na doraźne narodowe
bolączki, pomost do marzeń o wielkości kraju i realne narzędzie do
wznoszenia wyżej sagi swego pochodzenia, ale i manifestacja wielkiego
powrotu europejskiej wiary, potęgi i wielkości. Wypowiedź z góry
postawioną tezą. Tak miało być. Dyskutować to gdzie indziej. Z
trockistami w protestanckich kościołach.
REX zwycięży! Jutro albo w przyszłości!
Bogdan Cichocki
Bogdan Cichocki
Za: https://kierunki.info.pl/2016/03/leon-degrelle-i-christus-rex/
OD REDAKCJI: Wczoraj obchodziliśmy 22. rocznicę śmierci Leona Degrelle'a. Zmarł 31 marca 1994 w Maladze. Requiescat in pace!
OD REDAKCJI: Wczoraj obchodziliśmy 22. rocznicę śmierci Leona Degrelle'a. Zmarł 31 marca 1994 w Maladze. Requiescat in pace!