„Imigranci, uchodźcy, kryzys, Unia
Europejska, incydenty” to słowa, które co najmniej od roku nie znikają z
doniesień serwisów informacyjnych, pierwszych stron gazet. Pomimo tego,
że Polska jest jeszcze członkiem UE, to jednak nie nasz problem.
„Jeszcze”, ponieważ jest raczej pewne, że najbliższa dekada(y?) przyniosą
koniec „pax bruxelis”. Społeczeństwo polskie 2004 roku było zgoła inne
niż ta generacja, która powoli wchodzi w przestrzeń publiczną. Pilecki,
Narodowe Siły Zbrojne, Żołnierze Wyklęci na koszulkach to już nie tylko
wyraz mody, ale powolnego kształtowania się nowej umysłowości polskich
narodowców, niejednokrotnie jeszcze nie do końca tego świadomych.
Patriotyzm zazębia się nieśmiało z nacjonalizmem, a upadek zgniłego
zachodu na skutek zbrodni zdrady własnej tożsamości pokazuje, że
homogeniczność etniczna, w której przyszło nam żyć, to ogromny skarb.
Skoro totalne „demokratyczne państwo
prawne” uzurpuje sobie dyktat w zakresie obrony poprawności politycznej,
„demokracji”, „praw człowieka” i innych zdobyczy demoliberalizmu,
dlaczego my w swoich koncepcjach nie mamy prawa konstruować postulatu
totalnej obrony wartości cywilizacji łacińskiej, tożsamości narodowej.
Skoro demoliberałowie w ustawie zasadniczej zabraniają istnienia
organizacji promujących nazizm, komunizm, dlaczego my nie mamy
postulować zakazu istnienia i swobodnej działalności środowisk, które
chcą sprowadzić na nas ten kataklizm, który zniszczył Paryż, Londyn,
Brukselę, Kolonię, zamieniając pewne obszary tych miast w obrazki rodem z
Bagdadu, Kairu czy jakiegoś kraju środkowoafrykańskiego? Skoro w
demokracji każdy ma prawo do prezentowania własnych wizji świata,
dlaczego my nie mamy opowiadać się przeciwko multikulturowemu
społeczeństwu?
To, że resortowe dzieci przejęły
kontrolę nad środkami masowego przekazu, dla nikogo nie jest tajemnicą.
Różnej maści sk...ysyny piętnują pamięć o Żołnierzach Wyklętych,
przypisując im różnego rodzaju zbrodnie, posługując się nadal kłamstwem
historycznym, jak według starych dobrych stalinowskich wzorców.
„Nazwijcie ich faszystami”, jak mawiał stary dobry wujaszek Stalin.
Tymczasem niech oni wytłumaczą się z „nadreprezentacji” ich dziadków
Stolzmanów, Bermanów, Różańskich w resorcie bezpieczeństwa. Minął już
czas, kiedy Polacy wierzyli w doniesienia pewnej gazety o polskich
faszystach spod znaku Szczerbca czy falangi. Pomimo w miarę swobodnej
aktywności, na jaką pozwala nam system, nadal musimy podkreślać naszą
antysytemowość, postawę, która nie pozwoli nam na wąchanie się z pozoru
„patriotycznymi” partiami, które są niczym innym, jak kolejną emanacją
republiki okrągłego stołu.