czwartek, 30 czerwca 2016

"Boli mnie" - okolicznościowy felieton antybanderowski


     Każdy już pewnie słyszał o tym, co zdarzyło się wczoraj w Przemyślu, ale dla porządku powtórzę. 26 czerwca odbył się przemarsz Ukraińców przez najpiękniejsze miasto wschodniej Polski z okazji tzw. Święta Ukraińskiej Pamięci Narodowej. Pierwszą rzeczą, o jakiej trzeba napisać,  jest to, że takiej uroczystości nie ma ani wśród świąt narodowych Ukrainy, ani lokalnych obchodów uchwalonych przez przemyskie starostwo. Co więcej, pomimo szczerych chęci nie znalazłem żadnych informacji, nawet na ukraińskich stronach, dlaczego odbywa się ono zawsze pod koniec czerwca.

Grunt, że co roku w tym właśnie czasie przez Przemyśl przechodzi marsz, który gromadzi ok. 500-1000 osób. Uczestniczą w nim zarówno mieszkańcy Przemyśla, obywatele polscy pochodzenia ukraińskiego, jak też Ukraińcy z drugiej strony granicy. Uroczystości mają zawsze ten sam scenariusz: Msza św. w katedrze grekokatolickiej i przemarsz na cmentarz ukraiński, a tam złożenie wieńców na grobach żołnierzy Armii Halickiej i Armii Czynnej URL, którzy zmarli z chorób w obozie internowania w Pikulicach pod Przemyślem, a także na mogiłach członków UPA zastrzelonych przez Wojsko Polskie w czasie napadu na Birczę w 1946 roku.

Nie, nie przecierajcie oczu. Nie pomyliliście się. W polskim Przemyślu rokrocznie składa się wieńce na mogiłach banderowców. To nie jest czarny sen oenerowca, to jest od dawna rzeczywistość wschodniej Polski.

Uderza mnie to, że wszelkie relacje z wczorajszego zajścia, nawet autorstwa prawicowych portali, kompletnie nie uwzględniają szerszego kontekstu tego, co się dzieje w Przemyślu od lat. Pochodzę z sąsiedniego powiatu, więc wiem, o czym mówię. W Przemyślu nie tylko cała lokalna prasa jest w rękach mniejszości ukraińskiej, co sprawia, że nie można opublikować tam jednego tekstu bez zgody Ukraińców, ale też większość lokalnych przedsiębiorstw, od warsztatów i skupów złomu, przez sklepy, aż po fabryki zatrudniające kilka tysięcy osób. Na przemyskim rynku częściej słychać język ukraiński niż polski. Jeden z moich wykładowców powiedział, że jadąc kiedyś pociągiem z Krakowa do Lwowa,  obudził się na dworcu w Przemyślu i myślał przez chwilę, że przespał przejazd przez granicę. To jest przerażająca sytuacja, która, jeśli nie zostanie zmieniona, doprowadzić może kiedyś do prawdziwej tragedii, włącznie z oderwaniem Przemyśla od Polski.

Na rokrocznych obchodach Święta Ukraińskiej Pamięci Narodowej dochodzi do gloryfikowania zbrodniczych organizacji na wielu płaszczyznach. Nie tylko, że pojawiają się tam jeszcze żyjący członkowie UPA w mundurach (!), ale też prezentowana jest tam symbolika banderowska w postaci koszulek z oczywistymi nadrukami i czarno-czerwonych flag. Klasyką jest już zdjęcie, które od lat straszy na polskiej Wikipedii w artykule o UPA, a przedstawia ono dwóch banderowców z czarno-czerwoną flagą na marszu w centrum Przemyśla:
https://pl.wikipedia.org/…/Ukrai%C5%84ska_Powsta%C5%84cza_A…

Nic więc dziwnego, że środowiska patriotyczne i kresowe w końcu zdecydowały się działać. Po ogłoszeniu, że i w tym roku banderowska hucpa przejdzie przez Przemyśl, organizacja CitizenGO wystosowała list otwarty, który i ja podpisałem, do prezydenta Miasta Przemyśla, Pana Roberta Chomy z wnioskiem o odwołanie wydarzenia. Choma oczywiście prośbę odrzucił, dyplomatycznie stwierdzając, że Rzeczpospolita Polska zapewnia możliwość zaspokojenia potrzeb narodowych wszystkim zamieszkującym ją mniejszościom, a na próby gloryfikacji OUN-UPA oczywiście będzie stosowna reakcja.

No i jaka była reakcja? Taka jak zawsze, czyli żadna.

26 czerwca 2016 roku ok. godz. 10:00 rozpoczęła się Liturgia w cerkwi, a po niej procesja ruszyła ulicami miasta. Najpierw symbole religijne, chorągwie i obrazy, potem orkiestra dęta Armii Ukraińskiej, dalej "kombatanci" (wiadomo jakiej formacji), za nimi pozostali uczestnicy. Warto na moment zatrzymać się nad tą orkiestrą. To wybitnie niepokojący fakt, że na naszym terytorium działa jawnie umundurowany oddział sił zbrojnych innego państwa, nawet nienależącego do NATO. Uroczystościom organizowanym przez Polaków we Lwowie nigdy nie towarzyszy orkiestra Wojska Polskiego, tylko zespół muzyczny Garnizonu Lwów (ukraińskiego oczywiście). Rażąca nierówność w tych dwustronnych relacjach.

Ale wracamy do marszu. Demonstrujący skandowali: "Sława Ukraijini - Herojam Sława!", banderowski okrzyk, którzy tysiące Polaków słyszało jako ostatni dźwięk w ich życiu. Jeden z Ukraińców idących na czele marszu miał na sobie koszulkę z czarno-czerwonym tryzubem. Na ulicy Franciszkańskiej czekała na nich kontrmanifestacja zorganizowana przez lokalne środowiska patriotyczne i kibiców Polonii Przemyśl. Pikieta była zgłoszona w przewidzianym ustawą terminie, a więc legalna. Kontrmanifestanci trzymali polskie flagi i transparenty z napisami: "Ludobójstwo na Wołyniu - pamiętamy!" oraz "Jeśli czcisz faszystę Banderę - sam stajesz się faszystą".

Maszerujący banderowcy widocznie poczuli się dotknięci tymi hasłami, więc zaczęli odnosić się wulgarnie do kontrmanifestantów, a jeden z nich krzyknął: "Jeszcze Polska nie zginęła, ale zginąć musi!". Zdarzenie to zostało nagrane przez kilku świadków, a mężczyzna wznoszący to hasło - zidentyfikowany spośród tłumu. Obecnie trwa ustalanie jego tożsamości przez przemyskich patriotów. W efekcie tego wydarzenia Polacy napadli na marsz Ukraińców.

I tutaj po raz pierwszy napiszę - boli mnie. Boli mnie to, że musiało się to stać. Że żyjemy w państwie, którego władze pozwalają pluć sobie w twarz i że musiało dojść do ulicznej bijatyki, żeby zapobiec potwarzy i obrazie naszego kraju. Boli mnie to, że władze Przemyśla są takimi patentowanymi tchórzami, skoro pozwalają od lat na odbywającą się co roku banderowską imprezę - i to w stolicy powiatu, który tak strasznie ucierpiał od upowskiego ludobójstwa (14 tys. zamordowanych w latach 1944-47 według bardzo ostrożnych szacunków historyków).

Najpierw polscy patrioci zablokowali trasę przemarszu i wtedy doszło do pierwszych słownych utarczek, a potem kontaktu fizycznego pomiędzy uczestnikami obu demonstracji. Oberwał mężczyzna noszący czarno-czerwoną koszulkę, którą po prostu porwano mu na ciele. Uderzono również jednego z grekokatolickich ministrantów, który upuścił niesioną przez niego chorągiew i został zmuszony do ucieczki.

Boli mnie. Boli mnie to, że chorągiew z wizerunkiem Najświętszego Oblicza Pana naszego Jezusa Chrystusa leżała na brudnej ulicy deptana przez bijących się. Boli mnie też to, że kościół grekokatolicki wykorzystuje religię do celów politycznych i gloryfikacji zbrodniarzy.

Boli mnie to, że po 70 latach od zakończenia ludobójstwa na Ziemi Przemyskiej dalej nie ma zgody i dochodzi do narodowych waśni.

Ale najbardziej boli to, że 23 polskich patriotów zostało zabranych na dołek i pewnie usłyszy zarzut zakłócenia "pokojowej" manifestacji, a o konsekwencjach wobec banderowców paradujących po polskim mieście nic na razie nie słychać.

To wszystko jest bardzo smutne. I bolesne.

Na koniec nie pozostaje nic innego, jak powiedzieć:
Niech żyje Wolna Polska!
Marcin Więckowski
 Za:  https://www.facebook.com/profile.php?id=100007436717393&fref=nf