niedziela, 11 września 2016

Leon Skrodzki: Wiara i męstwo


14102219_634113710082715_6843535664060835104_n
     Mimo że lata chrześcijaństwa wydały wiele „mężnych białogłowych”, to tekst ten chcę poświęcić mężczyznom. Tytuł jest nieprzypadkowy, bo uważam, że wartości w nim wymienione są skorelowane, a kryzys męskości, o którym tyle w ostatnich latach się mówi, jest silnie powiązany z kryzysem wiary.

Jednym z impulsów do napisana tego artykułu jest  niepokojący, rosnący stale odsetek ludzi, którzy deklarują rodzimowierstwo. Przyczyn tego zjawiska jest kilka, a jedna z nich to leżąca w męskiej naturze dążność do bycia silnym i niezłomnym. Zrozumiemy to szybciej, jeśli zastanowimy się, jaki wizerunek jest bardziej atrakcyjny dla przeciętnego mężczyzny – wzorzec gardzącego śmiercią wojownika czy wybaczającego wszystko, uciekającego od walki człowieka? Pierwszy z nich to funkcjonujący  w świadomości  społecznej przedstawiciel wierzeń pogańskich, nasz przedchrześcijański przodek. Drugi, to pokutujący w ludzkiej świadomości wizerunek chrześcijanina, niestety podtrzymywany przez modernistyczny Kościół. Wizerunek ten jest na wskroś fałszywy, jednak by się tego dowiedzieć, należy zagłębić się w tajemnice naszej wiary,  z czego część mężczyzn rezygnuje już na starcie, w młodzieńczym wieku. Przyznam, że czasem trudno jest się temu dziwić, patrząc na lansowane w Kościele trendy. Bo o ile np., tańczący ksiądz może być przyciągający dla dzieci, to mierzący się z pierwszymi poważnymi problemami młodzieniec, raczej nie uda się do takiego kapłana po radę i nie spróbuje znaleźć rozwiązania czy pocieszenia w wierze.

Dzisiejszy  Kościół rezygnuje ze swojego walecznego oblicza, jakby nie rozumiejąc tego, co gra w męskiej duszy, dla której najpiękniejszą muzyką jest ponadczasowy brzęk żelaza i huk wystrzałów. Kościół zdaje się wstydzić swojej dawnej siły, którą stanowili poświęceni mu wierni, którzy w każdej chwili gotowi byli walczyć i oddać życie za Chrystusa. Chrześcijaństwo wydało tylu prawdziwych mężczyzn, wzorów służby i poświęcenia, których teraz skreśla się w imię np., politycznej poprawności i ekumenicznego dialogu, jak to robi się z Krzyżowcami. W dzisiejszych czasach prawy katolik miałby poważny dylemat, czy mógłby bluźniercę uderzyć w twarz. Niewątpliwie Kościół zniewieściał i stał się doskonałym miejscem dla ludzi biernych i letnich, bo wszystko można wytłumaczyć i obronić się przed każdym śmielszym czynem fałszywą miłością wobec bliźniego czy nieprzyjaciela.

Problemem jest także wypaczony obraz Boga. Kreator świata, stworzyciel rzeczy tak potężnych i nieujarzmionych jak huragan, kochający siłę i gwałtowność, odarty został ze swych męskich przymiotów. Na miejsce Pana-wojownika, rozprawiającego się brutalnie z wrogami swego ludu, będącego źródłem męstwa dla swoich wiernych, usiłuje się wepchnąć pacyfistę, kumpla, który mówi: „nic się nie stało”. Bóg jest naszym ojcem, nie matką. Ojcem który kocha, przebacza, ale też karci i wymaga. Tylko taki ojciec jest w stanie wychować syna na mężczyznę, przekazując mu siłę swego charakteru. Jeśli spytamy dzieci, jaki był Jezus, to najczęściej usłyszymy określenie: „miły”. Jezus był czuły dla tych, którzy potrzebowali Jego łaski, ale otrzymywali  ją wraz z konkretnymi przykazaniami np.: „Idź i nie grzesz więcej”. Jednak, czy mężczyzna, który był po prostu miły, zyskałby szacunek twardych rybaków,  poważanie u Jakuba zwanego „synem gromu”? Należy pamiętać, że Chrystus był przybranym synem cieśli, musiał ciężko pracować. Nigdy nie uciekał przed konfrontacją z faryzeuszami i potrafił użyć siły. Mężczyzna z kwi i kości. Według apokaliptycznej wizji, Jezus wróci na ziemię na białym koniu na czele anielskich wojsk, dzierżąc karzący miecz sprawiedliwości, odziany w szatę skąpaną we krwi. Nie sądzę, by ktoś chciałby stanąć wtedy naprzeciw tego „miłego” wojownika i rozprawiać o nadstawianiu drugiego policzka. Należy robić wszystko, by znaleźć się w zwycięskim obozie i doprowadzić do niego jak najwięcej towarzyszy.

Jako żołnierze w Chrystusowym wojsku musimy mieć kodeks. Prawdziwy mężczyzna musi mieć zasady, a lepszych nie wymyślimy niż te, które zostały nam dane przez naszego Stwórcę. W konfrontacji ze światem, niektórych trudno przestrzegać, ale twarde charaktery hartuje się wyrzeczeniami i pracą nad sobą. Żyjąc wiarą, chłopiec już od najmłodszych lat jest wrzucony w wir walki o swoje zbawienie. Młodzieniec, który odmawia alkoholu na imprezie związany przysięgą, którą złożył jako dziecko, stawia mocne kroki na swojej drodze ku męskości. Postępując w zgodzie ze swoim sumieniem, idąc drogą wiary, może dorosnąć i stać się mężczyzną gotowym na poświęcenie i służbę bliźnim. Takich świat potrzebuje bardziej niż zadufanych w sobie, napakowanych chłopców.

Jeśli zostałeś stworzony mężczyzną, to znaczy, że Bóg chce, byś był waleczny i mężny. Czasy rycerstwa przeminęły, ale walka nadal jest przeznaczeniem męskiego życia. Podejmij ją, bo wciąż jesteśmy na wojnie. „Królestwo Boże doznaje gwałtu, i ludzie gwałtowni je zdobywają”.


OD REDAKCJI: Oczywiście rozumiemy co Autor artykułu miał na myśli i myśl ta jest godna pochwały aczkolwiek zapewne pewne niedoinformowanie skierowało  przekonanie Autora w stronę poglądu iż obecny tzw. kościół jest Kościołem Katolickim. Nic bardziej mylnego. Nie można mylić posoborowej sekty, w której sakramenty są co najmniej wątpliwe z Kościołem Katolickim który trwa w wiernych mu Biskupach, kapłanach i wiernych świeckich skupionych w ruchach Tradycji Katolickiej (m.in: Instytucie Matki Bożej Dobrej Rady, Kongregacji Maryi Niepokalanej Królowej, Bractwie św. Piusa V, Trydenckim Bractwie Kapłańskim).