poniedziałek, 2 stycznia 2017

Film "Tutejsi". Problemy z polskością na Podlasiu

    
Poleszuk znaczy tutejszy, jednak rodzina Poleszuków z Hajnówki od lat czuje się jak obcy. Wynika to z nastawienia lokalnej społeczności do działań o charakterze narodowo-patriotycznym, w które zaangażowała się rodzina pani Elżbiety.

Prawdziwe problemy zaczęły się podczas organizacji marszu pamięci „Żołnierzy Wyklętych”. Lokalna prasa pisała o manifestacji poświęconej bandytom i mordercom. Tak bowiem miejscowi do dziś postrzegają np. kpt. Romualda Rajsa „Burego” z NZW, oskarżanego o ludobójstwo w Zaleszanach. „Bury” rzeczywiście prowadził akcje odwetowe na ludności cywilnej, lecz działo się to w ramach operacji przeciw komunistycznej bezpiece i konfidentom wspieranym przez miejscowych. Dziś środowiska związane z „Gazetą Wyborczą” próbują wmawiać Polakom, że budzenie świadomości o „Żołnierzach Wyklętych” podsyca jedynie konflikty etniczne i religijne. Jednak prawda ma się z goła inaczej, ponieważ mniejszość białoruska, jak i szeroko pojęta ludność prawosławna, brała udział po obu stronach konfliktu. 

Przy tej okazji warto też wspomnieć, że obywatele wierni II Rzeczypospolitej zostali z tych ziem usunięci kilka lat wcześniej, w wyniku działań okupacyjnych władz sowieckich, niemieckich oraz żydowskich komunistycznych bojówek. Mieszkańcy Hajnówki nie chcą jednak znać prawdy. Przyzwyczaili się do oddawania czci wyzwoleńczej Armii Czerwonej i piętnowania polskiego nacjonalizmu. Inicjatywa Poleszuków, by przywrócić miastu narodowy charakter, spotkała się ze ścianą. Zaproponowana przez nich formuła obchodów świąt narodowych wydała się władzom nie do przyjęcia. Patriotyczną rodziną zainteresowały się sądy i policja. Media pisały o lokalnej grupie bandytów, a niektórzy mieszkańcy przestali poznawać dawnych znajomych. Nawet drzwi parafii zostały zamknięte dla pochodu pamięci „Żołnierzy Wyklętych”. Mimo to marsz zakończył się sukcesem. Był to jasny sygnał dla wszystkich, którzy znają prawdę, że warto wyjść z cienia; że nawet w Hajnówce jest wielu narodowców. Choć dzieci pani Elżbiety, notorycznie zmagają się z konsekwencjami swej patriotycznej działalności, nie zamierzają rezygnować. „Nas mogą oczernić, wsadzić na dołek, a kiedyś do żołnierzy wyklętych strzelali. (…) Musimy to dalej robić, bo oni się nie poddawali, tylko walczyli, a my? Mamy się teraz poddać? Nie ma takiej opcji nawet” – mówi Dawid Poleszuk.

Tekst: Piotr Korczarowski