Kompletna klapa frekwencyjna tzw. protestu studentów, mimo usilnej
promocji przez media głównego ścieku, wynika najzwyczajniej z bezrozumu
jego organizatorów (co, oczywiście, mnie nie martwi). Analizując rzecz
zupełnie chłodno, trzeba zauważyć, że nie mają oni elementarnej wiedzy z
zakresu nauk o społeczeństwie, w tym zaś techne politike. Ktokolwiek
chce osiągnąć jakiś wymierny rezultat polityczny przez wywieranie
oddolnej presji na rządzących, ten musi dokonać co najmniej dwóch
rzeczy. Po pierwsze, oszacować, jakie cele są priorytetowe, a jakie
drugorzędne, przynajmniej w danej chwili, oraz które chce się osiągnąć
natychmiast, które zaś można odłożyć na później. Gdyby rewolucjoniści
francuscy ogłosili latem 1789 roku, że chcą obalić monarchię i zabić
króla oraz zniszczyć Kościół, to nawet ten wysoce już zdemoralizowany
lud paryski nadziałby ich głowy na piki i zaniósł do Wersalu. Po drugie,
w najgłębszym interesie organizatora takiego nacisku jest zbudowanie
dla jego akcji możliwie najszerszej koalicji sprzeciwu, tym samym zaś
maksymalne poszerzenie bazy społecznej, tak aby to rządzący znaleźli się
w izolacji, zapędzeni do narożnika, i stracili nawet dotychczasowych
sojuszników. Zrozumieli to, choć nie od razu, ideologiczni praprzodkowie
dzisiejszych "obrońców demokracji", czyli "klasyczni" komuniści, którzy
ponosili klęski dopóki (w latach 20.) zajmowali pozycje skrajnie
sekciarskie, wręcz koncentrując się na zwalczaniu najbliższych sobie
socjaldemokratów, jako "socjalfaszystów", a zaczęli odnosić sukcesy,
kiedy rzucili hasło "Frontów Ludowych", zapraszając do nich nawet
"mieszczańskich humanistów" i "postępowych katolików" - ale przecież nie
mogli im wtedy mówić, że chcą rewolucji, takiej jak w Rosji.
Generalnie rzecz biorąc, polityczny target "radykalnej", czyli
nastawionej na wywoływanie awantur, opozycji składa się w Polsce z dwóch
środowisk: pierwsze, to ludzie czysto "afektywni", karmiący się
egzaltowaną, irracjonalną nienawiścią do "Kaczora" postrzeganego jako
kwintesencja wszelkiego zła, który program streszcza się zatem w haśle
"j....ć PiS". Drugie, to ludzie mniej lub bardziej, może nawet bardziej,
szczerze wierzący w dogmaty liberalnej demokracji, ponieważ są one im
wtłaczane od lat jako "czysta i prosta ewangelia" przez jedną gazetę,
parę tygodników oraz stacji radiowych i telewizyjnych, którym wierzą
bezgranicznie, więc uwierzyli, że owa "święta demokracja" kona właśnie
pod dyktaturą kaczofaszyzmu. Te dwie grupy łącznie tworzą pewną siłę
społeczną, której wykładnikiem są rezultaty wyborcze PO i Nowoczesnej,
niemniej jest to siła niewystarczająca dziś nie tylko do tego, żeby
przejąć władzę, ale nawet do tego, aby wywierać na nią skuteczny nacisk.
Logika podpowiadałaby więc, aby próbować tę bazę rozszerzyć. Tymczasem,
nie tylko bezpośredni wykonawcy, ale chyba i sponsorzy oraz ukryci za
kulisami dyrygenci wszystkich burd wszczynanych od ponad roku wydają się
tym w ogóle nie być zainteresowani. Znamienne, że w ogóle nie
interesują się oni tą częścią społeczeństwa, która z powodu
autentycznego szacunku dla państwa i prawa nie da się wciągnąć do
awantur ulicznych i patrzy na nie z odrazą, ale którą jednocześnie
niepokojem napawają wariactwa obecnego obozu władzy, zwłaszcza na dwóch
odcinkach: polityki gospodarczo-finansowej i społecznej oraz polityki
zagranicznej (nie ukrywam, że sam się do tej grupy zaliczam).
Przeciwnie: zachowują się oni tak, jakby chcieli nie poszerzyć, ale
wręcz jeszcze ograniczyć swoją bazę do tego stopnia, żeby stała się ona
kompletnie marginalną sektą.
Przykładem tego jest właśnie dzisiejszy "protest". Przejrzałem sobie 11-punktową listę postulatów tego szumnie nazwanego "ogólnopolskim" protestu i widzę, że oprócz tej retoryki ogólnodemokratycznej, czyli mieszczącej się w politycznym "ideario" wspomnianych wyżej "naturalnych" środowisk opozycji, są również (punkty 4, 5, 8,9) takie, które stanowią faktycznie sztandarowe, ale wyłącznie dla ultralewackich sekt z obszaru "kulturowego neomarksizmu" ("orientacja psychoseksualna", "prawa reprodukcyjne", "państwo świeckie"). Trzeba więc nie mieć za grosz rozeznania - w choćby powszechnie dostępnych nadaniach socjologicznych, które pokazują, że obecne pokolenie młodzieży, także studiującej, jest najbardziej konserwatywne od czasu kiedy takie systematyczne analizy są prowadzone - żeby pod tymi hasłami zachęcać studentów do wychodzenia na ulice.
Ale oczywiście, z mojego punktu widzenia, to bardzo dobrze. Chciałoby się rzec: "róbta tak dalej", a w panopticum będą was pokazywać za biletami.
Za: http://myslkonserwatywna.pl/prof-bartyzel-the-angry-mob-of-four-czyli-kompletna-protestowa-klapa/