Nie chciałem przerywać wstrząsającego w wymowie, jak sądzę, zestawienia
prawdziwego obrazu wątku rodzinnego "Ognia", niezwykle przecież
tragicznego, z uprzednio przywołanym opisem z książki Kuronia, dlatego
tylko nawiasowo zasygnalizowałem, że "Ogniowcy" "przy okazji wesela
herszta bandy nikogo nie rozwalili" (żeby utrzymać się jeszcze przez
chwilę w "estetyce" opisu z książki Kuronia). W istocie partyzanci
"Ognia" nie "rozwalali" ludzi przy takiej, czy innej okazji; likwidacje
były wykonywane jako kara za konkretne i ciężkie winy.
[...] cieszy się on [Kuraś] zaufaniem społeczeństwa [...] «Bandy Ognia» nie ma tylko my [Podhalanie] jesteśmy wszyscy «ognikami» – mówił Prezes PSL Edward Polak na sesji Powiatowej Rady Narodowej w lutym 1946 r.
Nie było wypadku, żeby Żyd za samo pochodzenie został zlikwidowany
- mówił wiele lat po wojnie Bogusław Szokalski "Herkules", adiutant
"Ognia". Znana jest sprawa wydania przez "Ognia" i wykonania przez jego
podkomendnych wyroku śmierci na człowieku związanym z partyzantką
niepodległościową, który po zakończeniu latem 1945 r. działalności
partyzanckiej dopuścił się zabójstwa dwóch kupców – Żydów. I za to
właśnie otrzymał wyrok śmierci od "Ognia". To raczej dziwne zachowanie -
mam na myśli wydanie za taki czyn wyroku śmierci i doprowadzenie do
jego wykonania - jak na człowieka "rozwalającego Żydów".
Pamiętajmy
i o tym, że na terenie działalności oddziałów "Ognia", w okresie ich
aktywności bojowej, przebywały setki Żydów. Mieszkali oni również w
Nowym Targu, miasteczku leżącym u stóp matecznika "Ognia", czyli Gorców.
Nowy Targ i inne okoliczne miejscowości, w których przebywali Żydzi,
wielokrotnie były miejscem zbrojnych wystąpień "Ogniowców". Nigdy
jednak, jak słusznie podkreślał "Herkules", nie doszło tam do żadnej
akcji podkomendnych "Ognia", której celem byłby Żyd, za pochodzenie. Ginęli
natomiast z rozkazu "Ognia", zdecydowanie bez względu na pochodzenie,
funkcjonariusze UB, konfidenci i lokalni aktywiści komunistyczni. Bez
wątpienia z rąk "Ogniowców", wskutek akcji wymierzonych przeciwko ww.
kategoriom osób, zginęło znacznie więcej Polaków niż Żydów. Nikt przy
zdrowych zmysłach nie uzna jednak z tego powodu, że "Ognia" cechował
antypolonizm, czy też, że dążył on do wygubienia narodu polskiego.
Wyroki śmierci (m.in. dla zastrzelonego za znęcanie się nad więźniami Jana Racławskiego - naczelnika więzienia UB w Nowym Targu) wydawane przez Józefa Kurasia "Ognia".
Wątek podziemia antykomunistycznego został przez Kuronia ponownie podjęty, choć już w oderwaniu od postaci "Ognia", w kilka lat później, w napisanej wspólnie z Jackiem Żakowskim książce "PRL dla początkujących" (Wydawnictwo Dolnośląskie, Wrocław 1996, Pozycja wsparta dotacją Ministerstwa Kultury i Sztuki.). Tym razem Kuroń pokusił się o ocenę ogólną na temat kondycji oddziałów partyzantki antykomunistycznej:
W
1945 r. oddziały partyzanckie były zbyt rozdrobnione i za słabe, żeby
atakować na przykład wojskowe magazyny. Bały się, że zostaną wykryte i
rozbite przez Sowietów. Więc rabowano chłopów. Ruszył proces wyradzania
się partyzantki w bandytyzm. Od chwili rozwiązania AK (styczeń 1945 r. -
przyp. G.W.) coraz trudniej było odróżnić bandę rabunkową od grupy
niepodległościowej.
(Jacek Kuroń, Jacek Żakowski, PRL dla początkujących, Wrocław 1996, s. 13)
Specyficzny
to obraz podziemia, w którym jego potencjał, zresztą zdaniem Kuronia -
jak widać - słabiutki, mierzy się wskazaniem obiektów, które miały być, z
uwagi na możliwości atakujących, przedmiotem akcji aprowizacyjnych. Na
płótnie takiego obrazu nie ma miejsca na idee odmalowanego w taki sposób
podziemnego zrywu, o jakimkolwiek jego etosie nie wspominając. Przypomnijmy
zatem, że chodzi bądź co bądź o polskie podziemie niepodległościowe,
walczące w skrajnie trudnych warunkach z reżimem komunistycznym o
niepodległość Polski i wolność jednostki ludzkiej. O
podziemie, przez które przewinęło się ponad 150 tys. naszych rodaków, z
czego w różnych okresach ponad 20 tys. walczyło w oddziałach
partyzanckich z bronią w ręku. O podziemie, którego żołnierze w okresie
od stycznia 1945 r. do czerwca 1948 r. przeprowadzili w sumie co
najmniej 63 akcje odbicia więźniów z więzień, obozów, placówek oraz
konwojów UBP i NKWD, w wyniku których uwolniono nie mniej niż 3750
więźniów !!! (zobacz: Kazimierz Krajewski, Akcje uwalniania więźniów z więzień, obozów oraz placówek UBP i NKWD 1944 - 1948. Wstępna próba bilansu).
O
podziemie, którego resztki, pomimo okrutnego terroru komunistycznego
wymierzonego w zaplecze partyzantki - czyli ludność wspierającą
"leśnych" - przetrwały do początków lat 50. ubiegłego stulecia, co jest
znakomitym dowodem, że cieszyło się ono trwałym poparciem niemałej
części naszych przodków. O podziemie, które spłynęło krwią dziesiątków
tysięcy jego żołnierzy poległych i pomordowanych w walce o prawo
człowieka do wolnego życia na ziemi. O podziemie, którego polegli i
pomordowani żołnierze spoczywają w znakomitej większości w nieznanych do
dziś miejscach, pogrzebani tam przez komunistów, którzy w ten sposób
odmówili im nawet prawa do ludzkiego, czyli godnego pochówku. Wreszcie o
podziemie, o którym pamięć narodowa miała zostać, tak jak one, zabita.
Zwłoki dowódcy 3. kompanii zgrupowania "Ognia", por. Henryka Głowińskiego "Groźnego" (z prawej) i Jana Osieckiego "Bratka", poległych w walce z KBW w Bielance 9 listopada 1946 r. UB nigdy nie zdołało ustalić prawdziwej tożsamości "Groźnego" mimo poszukiwań prowadzonych jeszcze w latach 70.
Nie miał jakoś Kuroń serca do walczących z komunistami na śmierć, a nie na życie. Dlaczego?
Od niektórych znajomych słyszałem taką oto opinię, że ponieważ Kuroń
sam przez pewien czas budował komunizm, a potem przez kolejne lata, już w
kontrze do partii komunistycznej, starał się system ten poprawić,
ulepszyć - żeby ludziom lepiej się w nim żyło (to nie sarkazm) - to nie
miał wielkiego zrozumienia ani sympatii dla tych, którzy ten system z
całych sił i z bronią w ręku zwalczali. Czy jest w tej opinii jakaś
racja? Trudno orzec.
W książce "Wiara i wina. Do i od komunizmu"
jest fragment, w którym Kuroń wspomina, że gdy wraz z Karolem
Modzelewskim w 1965 r., po wyroku skazującym za słynny, choć szerokiej
opinii publicznej raczej nieznany w treści, niestety, List otwarty do Partii, byli wyprowadzani w kajdanach z budynku warszawskiego sądu, zgromadzeni tam ich koledzy (Kuroń pisze o tłumie) śpiewali im "Międzynarodówkę".
Mocna scena. Przemawia do wyobraźni. Dajmy zatem wyobraźni jeszcze
trochę popracować. Załóżmy, że podczas procesów żołnierzy podziemia
antykomunistycznego, czyli raptem jakieś 20–12 lat wcześniej niż proces
Kuronia i Modzelewskiego, na salach sądowych mogli być obecni koledzy
skazywanych, wszystko jedno czy z oddziałów, czy z dzieciństwa. Czy
wyobrażacie sobie Państwo, że choć jedna taka publiczność, z dziesiątek
tysięcy publiczności sądowych na procesach, w których władza
komunistyczna wymierzała karę "Żołnierzom Wyklętym", zaśpiewałaby swym
kolegom nie np. "Jeszcze Polska nie zginęła" lub "Boże coś Polskę" - z
błagalną prośbą Ojczyznę wolną racz nam wrócić Panie, lecz Bój to jest nasz ostatni / Krwawy skończy się trud / Gdy związek nasz bratni / Ogarnie ludzki ród...?
Toż to kompletny surrealizm. Taką wizję może przyjąć tylko wyobraźnia chora. Józef Mackiewicz,
zwracając uwagę, że wybór akurat "Międzynarodówki" na pieśń wyśpiewaną
Kuroniowi i Modzelewskiemu podczas wyprowadzania ich w kajdanach z sali
sądowej mówi co nieco o horyzontach ideowych śpiewającego wówczas
chóru towarzyszy skazanych, podsumował tę sytuację krótko:
To coś jakby bojówka Piłsudskiego zaintonowała przed X Pawilonem "Boże, Caria chrani".
(Józef Mackiewicz, Okupacja – czy coś gorszego? O Ninie Karsov kontrrewolucyjnym piórem, Wiadomości 1970, nr 12/13)
Czy
wyzwanie, które rzuciłem wyobraźni szanownych czytelników coś tłumaczy?
Może wskazuje na obcość porządków wartości tych dwóch tradycji postaw
wobec systemu komunistycznego, skutkującą wzajemnym niezrozumieniem i
potrafiącą zrodzić tak niesprawiedliwe oceny "Żołnierzy Wyklętych",
jakie były udziałem Kuronia?
Jacek Kuroń i Karol Modzelewski.
Chciałbym
zwrócić uwagę na jeszcze jedną, jak sądzę istotną okoliczność. Otóż
konsultantem historycznym wspomnianej wyżej książki PRL dla
początkujących był profesor Andrzej Friszke.
Jeżeli dobrze rozumiem, na czym przy tego rodzaju publikacjach polega
rola konsultanta historycznego, to mam podstawy twierdzić, że
zaaprobował on, jako zgodny ze stanem rzeczy, przypomniany przeze mnie
fragment książki dotyczący oddziałów podziemia antykomunistycznego. Na
usprawiedliwienie Pana Profesora można zastrzec, że stan wiedzy na temat
tegoż podziemia był w połowie lat 90. znacznie uboższy niż jest teraz.
Przyrost tej wiedzy to oczywiście zasługa przede wszystkim Instytutu Pamięci Narodowej z okresu prezesury profesora Janusza Kurtyki.
Ze smutkiem stwierdzam zatem, że odnotowałem co najmniej jedną
publiczną wypowiedź profesora Friszke, dotyczącą pracy IPN pod
kierownictwem profesora Kurtyki, w której dał on wyraz swej ocenie, że
priorytety badawcze IPN są wytyczone źle, gdyż wątek zbrojnego oporu
przeciwko systemowi komunistycznemu jest nadreprezentatywny, w stosunku
do rzeczywistego jego znaczenia dla polskiej rzeczywistości po
zakończeniu drugiej wojny światowej. Zgodnie ze znowelizowaną siłami PO,
PSL i SLD ustawą o IPN, Sejm RP wybierze wkrótce część członków Rady
Instytutu Pamięci. Jedną z jej prerogatyw ustawowych jest formułowanie
dla Prezesa Instytutu Pamięci, znacznie bardziej zależnego od Rady
Instytutu oraz układu sił politycznych w Sejmie RP, niż miało to w
okresie przed ww. nowelizacją, rekomendacji dotyczących podstawowych
kierunków działalności Instytutu Pamięci w zakresie badań naukowych i
edukacji. Jednym z kandydatów do Rady Instytutu wydaje się, że
murowanym, jest profesor Andrzej Friszke. Czas pokaże, jakie będą priorytety badawcze i edukacyjne Instytutu Pamięci pod rządami nowych jego władz. Warto uważnie przyglądać się tej sprawie.
Prof. Andrzej Friszke.
Wracając
na zakończenie do postaci "Ognia", wspomnę, że 13 sierpnia 2006 r. ś.p.
Prezydent RP Lech Kaczyński wraz ze Zbigniewem Kurasiem, synem "Ognia"
uroczyście odsłonili w Zakopanem, w obecności kilku tysięcy ludzi,
wzniesiony staraniem Fundacji "Pamiętamy", przy wsparciu Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa,
pomnik upamiętniający "Ognia" i jego blisko stu podkomendnych, którzy
padli w walce o wolność. Miejsce to, poza tym, że jest symboliczną
mogiłą większości upamiętnionych tym pomnikiem braci naszych, którzy
padli w walce z władzą nieludzką, pełni też rolę edukacyjną. Przypomina
bowiem, jak inne tego rodzaju upamiętnienia, że komunizm był śmiertelnym
wrogiem wolności, w każdym jej wymiarze, oraz jaka jest cena za
wolność. Byłoby dobrze, gdyby takie miejsca cieszyły się naszą troską i
pamięcią. [zobacz galerię zdjęć z uroczystości: 1>, 2>].
Pomnik "Ognia" i jego żołnierzy, poległych i pomordowanych przez komunistów, odsłonięty w Zakopanem 13 VIII 2006 r.
Ś.p. Prezydent RP Lech Kaczyński odsłania, wraz z synem mjr. "Ognia" - Zbigniewem Kurasiem, pomnik w Zakopanem.
"Sprawa złożenia broni: jako Polak i stary partyzant oświadczam: wytrwam do końca na swym stanowisku «Tak mi dopomóż Bóg». Zdrajcą nie byłem i nie będę. [...] Daremne wasze trudy, mozoły i najrozmaitsze podstępy." – z listu "Ognia" do UB.
Wzmiankowałem
już w tym tekście, że w okresie PRL-u nacisk komunistyczny był tak
powszechny i mocny, że zerwał nawet przekaz pokoleniowy na temat czynnej
samoobrony naszych przodków przed komunistami. Przymusowe milczenie
ludzi znających prawdę i trwająca dziesiątki lat, prowadzona z
wykorzystaniem instytucji państwowych i oświatowych propaganda
komunistyczna musiały doprowadzić do stanu, z którym zmagamy się po dziś
dzień i przyjdzie nam się zmagać jeszcze długo. Do stanu powszechnej
wręcz niewiedzy na temat historii zbrojnej walki o Polskę bez komunistów
lub fałszywego historii tej postrzegania.
Broszura wydana przez Fundację "Pamiętamy" z okazji odsłonięcia pomnika w Zakopanem [pobierz klikając w okładkę].
Co
gorsza, okres PRL-u wytworzył w myśleniu wielu ludzi skamielinę, która
skutkuje brakiem zrozumienia, a w konsekwencji także brakiem szacunku
dla ofiary i cierpienia w imię dobra wspólnego. Ta skamielina na naszych
oczach niesiona jest, niestety, w młodsze pokolenia. W mojej ocenie
jest ona wysoce niebezpieczna. Zagraża bowiem jednemu z fundamentów
wspólnoty narodowej, za który uznaję właśnie szacunek dla ofiary
złożonej przez naszych przodków na ołtarzu wolności. Pamiętajmy, że
tradycja nieprzekazana następnym pokoleniom umiera. Dotyczy to także
tradycji wolnościowej, bez której w przestrzeni publicznej nie ma
miejsca na wartości będące treścią tej tradycji - takie jak odwaga,
niezależność, honor, itd. To właśnie dlatego walka o pamięć jest tak
ważna – jej istotą nie jest bowiem przeszłość, lecz przyszłość.
PS.
Pomnik poległych i pomordowanych "Ogniowców" stoi w Zakopanem przy
Równi Krupowej, nieopodal Dworca PKP, w bezpośredniej bliskości miejsca,
z którego busy wycieczkowe ruszają w kierunku Morskiego Oka. Zachęcam
do odwiedzania tego miejsca. Kto przed tym pomnikiem stanie, będzie
mógł, pośród wyrytych na pomniku nazwisk, pseudonimów i dat śmierci
"Ogniowców", przeczytać następujący fragment z listu "Ognia" do
"Groźnego" († 9 XI 1946 r.) z października 1946 r.: ...i niech szlag trafi, ale w górę serca.
A może niektórzy czytelnicy tego tekstu uznają, że przy okazji bytności w Zakopanem, należy pod pomnikiem "Ogniowców" zapalić lampkę pamięci?
adwokat, współkieruje pracami Fundacji "Pamiętamy", zajmującej się przywracaniem pamięci o żołnierzach polskiego podziemia niepodległościowego
z lat 1944- 1954.
Za: http://podziemiezbrojne.blox.pl/2011/02/Od-pulkownika-UB-do-Jacka-Kuronia-rozwazania-o.html