niedziela, 13 stycznia 2019

Jacek Bartyzel: Ołtarz i tron. O świeckości państwa.


Jacek Bartyzel: Ołtarz i tron. O świeckości państwa
      Zrozumiały niepokój opinii katolickiej w naszej Ojczyźnie wzbudza obserwacja wzmagającej się inwazji chrystofobicznych sił lokalnego „zapateryzmu”, które coraz częściej podnoszą slogan walki o „świeckie państwo”. Warto sobie uświadomić, że już w samym tak sformułowanym celu kryje się wierutny fałsz, którego ojcem – jak każdego kłamstwa – jest szatan.

W cywilizacji łacińsko-chrześcijańskiej, zbudowanej zasadniczo przez świeckich – choć dzięki sile duchowej i moralnej udzielanej im przez Kościół – nigdy nie było, nie ma i być nie może doczesnego państwa (civitas terrena) innego niż „świeckie”, to znaczy urządzanego i rządzonego przez świeckich, nie zaś przez duchownych. Ci drudzy bowiem rządzą i szafują sakramentami w innym „państwie”, jedynie pielgrzymującym po ziemi – w Państwie Bożym (Civitas Dei). W Christianitas niemożliwa jest – tak jak to się dzieje w judaizmie czy w islamie – „teokracja”, wyjąwszy przypadek Państwa Kościelnego, jako świeckiej domeny papieża, zabezpieczającej niezawisłość widzialnej Głowy Kościoła od jakiejkolwiek władzy doczesnej. Piotr podjął tylko jeden miecz z dwu danych mu przez Chrystusa, drugi pozostawiając władzy świeckiej z zadaniem samodzielnego strzeżenia prawa Bożego na ziemi i takiego zarządu sprawami doczesnymi, aby obywatele państwa ziemskiego, żyjąc w pokoju i sprawiedliwości, zyskali sprzyjające warunki dla uzyskania szczęścia i pokoju wieczystego w Niebie. „Państwo świeckie” zatem, w kłamliwym sloganie ideologicznych laicyzatorów, to po prostu „państwo bezbożne”, ignorujące Pana wszelkiego stworzenia i Króla Królów – którego panowanie winno być uznane przez wszystkich tymczasowych piastunów jakiejkolwiek władzy na ziemi – albo wręcz wojujące z Nim, tym samym zaś oddające pokłon Księciu Tego Świata.

Kościół i państwo
Poddani wszechogarniającej presji co najmniej obojętnych chrześcijaństwu (jeśli nie otwarcie mu wrogich) środków masowego przekazu i indoktrynacji katolicy pozostaną wobec ich propagandy bezbronni, jeśli nie przypomną sobie autentycznej nauki na temat relacji pomiędzy dwiema społecznościami: Kościołem (wspólnotą religijną) i państwem (wspólnotą polityczną), których najwyższą Głową jest (i jako taki winien być uznany w obu, nie tylko w pierwszej) Chrystus; to zaś będzie bardzo trudne, jeżeli katolicy nie będą umieli korzystać ze zdobyczy tej identyfikacji każdej rzeczywistości – więc natury państwa również – której dostarcza zdrowa i realistyczna filozofia chrześcijańska. Największy z chrześcijańskich filozofów (i Doktorów Kościoła) – św. Tomasz z Akwinu (1225-1274) genezę państwa wyjaśnia społeczną naturą człowieka. Nie jest ono tylko – jak sądził jeszcze św. Augustyn – z powodu grzechu (ratione peccati) i jako narzędzie kary, lecz posiada własne pozytywne cele i własną naturalną sferę działania; stanowi społeczność doskonałą (societas perfecta) w tym znaczeniu, iż może dostarczyć ludziom wszystkiego, czego im trzeba w życiu doczesnym. Każde państwo, bez względu na formę ustroju, ustala własne prawo, co stanowi wyraz jego niezawisłości. Musi ono mieć koniecznie strukturę hierarchiczną, na której szczycie musi znajdować się władza najwyższa, gdyż żadna społeczność nie może istnieć bez jakiegoś czynnika kierującego (aliquod regitivum). Archetypem (wzorcem) autorytetu zwierzchnika państwa jest władza Boga nad światem (regimen universale Dei), albowiem cały porządek stworzenia opiera się na systemie zwierzchności (ordo praelationis), na którego szczycie stoi Bóg posiadający pełnię władzy we wszechświecie (summum dominium in universum).

Stosunek wzajemny władz: duchownej i świeckiej określa hierarchia celów człowieka. Cele doczesne, acz ważne, są niższe od celu wiecznego (nadprzyrodzonego), toteż winny być mu przyporządkowane, a porządek natury podlega porządkowi Łaski. W konsekwencji tegoż papież – jako najwyższa władza duchowna – stoi także ponad wszelką władzą doczesną. Albowiem z woli Boga papież łączy na szczycie hierarchii najwyższą władzę doczesną i najwyższą władzę duchowną: Służbę więc temu [Chrystusowemu – J.B.] królestwu, aby odróżnić rzeczy ziemskie od duchowych, powierzono nie ziemskim królom, ale kapłanom – a przede wszystkim najwyższemu kapłanowi, następcy Piotra, wikariuszowi Chrystusa, czyli biskupowi Rzymu, któremu winni są poddaństwo wszyscy królowie ludu chrześcijańskiego, tak jak samemu Panu, Jezusowi Chrystusowi (De regno, 15.4). Papież posiada zatem prawo do interweniowania w sferę polityczną, ale nie bezpośrednio – z racji swojej najwyższej władzy świeckiej – lecz pośrednio, z tytułu władzy duchownej i ograniczonej do wpływu na moralny aspekt działań władców doczesnych (potestas indirecta in temporalibus); nadto jej uzasadnieniem jest wyłącznie wzgląd na dobro dusz poddanych lub samego władcy. To rozróżnienie pozwala Tomaszowi rozgraniczyć zakresy kompetencji obu władz – których relacja porównywana jest do stosunku duszy i ciała – oraz zachować autonomię każdej z nich w sferze im właściwej. Innym adekwatnym porównaniem jest podobieństwo relacji Kościół-państwo do stosunku łączącego żeglarza i budowniczego okrętu oraz rycerza i rusznikarza; obaj rzemieślnicy muszą pracować autonomicznie, według reguł swojej sztuki, ale o tym jak broń ma być użyta, decyduje rycerz, a o tym dokąd płynąć winien okręt, decyduje żeglarz; skoro zaś od doskonałości wytworów zależy powodzenie poczynań, żeglarz i rycerz mają prawo zgłaszać wobec wytwórców postulaty dotyczące ich pracy.

„Rozróżnienia” nie należy więc w żadnym wypadku mylić z „rozdziałem” („rozdzieleniem”) Kościoła od państwa, i religii od polityki – analogicznie jak w metafizyce „istota” jest różna od „istnienia”, a w antropologii „ciało” jest różne od „duszy”; nie są one jednak rozdzielone. Uznanie odmienności ról i zadań Kościoła i państwa nie przeczy temu, iż tworzą one wspólną całość, tak samo jak różni są i pełnią różne role mężczyzna i kobieta, którzy jednak tworzą jedność w małżeństwie. Sekularystyczny błąd „rozdziału” Kościoła od państwa można natomiast przyrównać do miecza przecinającego swym ostrzem jedno ciało na dwie oddzielne części.

Modele relacji
Idealna formuła relacji wspólnoty kościelnej i politycznej zwana jest – od imienia panującego w latach 492-496 papieża św. Gelazego I – „gelazjańską” albo też teorią „Dwóch Mieczy” (duchownego i świeckiego). Zakresy kompetencji obu „mieczy” papież ów sprecyzował w Czwartym traktacie o więzach anatemy, powiadając:

Albowiem Chrystus, pomny ludzkiej ułomności, swoim wspaniałym ustanowieniem, mającym na celu zbawienie swoich wyznawców, tak właśnie rozdzielił funkcje obu władz, przydzielając każdej właściwe pole działania i odrębne godności, ponieważ chciał, aby Jego wyznawcy osiągali zbawienie przez pokorę i nie ulegali zarozumiałości, lecz aby i cesarze chrześcijańscy potrzebowali kapłanów ze względu na życie wieczne i kapłani stosowali się do rozporządzeń cesarskich w sprawach ziemskich; aby działalność duchowa nie ulegała naciskowi rzeczy materialnych, gdyż „bojownik Boży nie wikła się w sprawy tego życia” (2 Tm 2, 4) i odwrotnie, aby ten, kto uwikłany jest w sprawy świeckie, nie wywoływał wrażenia, że pretenduje do rządzenia sprawami Boskimi i aby obie strony w pełnieniu swych funkcji zachowywały skromność i żadnej nie ponosiła ambicja, by posiąść obie godności, lecz kompetencja każdej z nich dostosowana była do szczególnego charakteru jego działalności.

Historia – także historia Christianitas – unaocznia jednak, że ta doskonała w teorii formuła podlegała rozmaitym wypaczeniom praktycznym i błędnym interpretacjom. Z godną podziwu precyzją opisał je hiszpański tradycjonalista Juan Vázquez de Mella (1861-1928), wyróżniając cztery modele relacji Kościół-państwo:

1. cezaropapizm, polegający na podporządkowaniu sobie duchowego (sacerdotium) przez polityczne (regnum), nominalnie chrześcijański, ale faktycznie pogański;
2. ateizm państwowy państwa liberalnego i demokratycznego;
3. hierokrację, czyli zawładnięcie sferą władzy świeckiej (potestas) przez kapłanów;
4. państwo chrześcijańskie (estado cristiano), realizujące jedność katolicką narodu w duchu swoich ustaw i w działaniu etycznym, ale suwerennego i autonomicznego w zakresie swoich kompetencji obejmujących porządek naturalny i publiczny. Właściwy (i „gelazjański”) jest oczywiście jedynie czwarty model, ponieważ zagrożenie stanowią nie tylko pogaństwo i ateizm, ale także stłamszenie porządku naturalnego, który również jest ładem ustanowionym i chcianym przez Boga. Państwo musi być podporządkowane katolickiej wierze i moralności, ale nie klerowi i kościelnemu prawu pozytywnemu. W stosunkach Kościół-państwo wykluczone być muszą zarówno separacja – bo ta oznacza ateizm państwowy – jak i absorpcja w jakiejkolwiek, a obustronnie szkodliwej, relacji pochłaniania. Pomiędzy Kościołem i państwem panować winna unia duchowa i moralna, lecz nie administracyjna; „orbity”, po których krążą obie te pochodzące od Boga wspólnoty, są bowiem różne, ale zasada ich działania – służba Bogu i realizacji Jego prawa na ziemi – jest identyczna. Jeżeli funkcjonują one zgodnie z tą zasadą, porządek naturalny i nadnaturalny, rozum i wiara nie tylko nie niszczą się wzajemnie, ale się dopełniają we wspaniałej harmonii.

Relację Kościoła i państwa ujmuje Vázquez de Mella także w aspekcie rodzajów przysługującej obu tym ciałom suwerenności, które nie powinny być ze sobą mylone. Państwu należy się suwerenność polityczna (soberanía política), pojęta jako wprowadzanie przez władzę publiczną ładu w zmienność rzeczy, ochrona bezpieczeństwa i dóbr osobowych członków wspólnoty oraz kierowanie nimi ku realizacji celów wspólnych. Kościół natomiast jest depozytariuszem, nadanej Mu przez Jego Boskiego Założyciela, suwerenności duchowej (soberanía espiritual), która dotyczy celu ostatecznego człowieka. Musi być ona pojęta jako prawo wpływające bezpośrednio na społeczeństwo i państwo, zwłaszcza poprzez nadzór Kościoła nad edukacją i kulturą. Nie można tolerować niszczącej jedność wyznaniową społeczeństwa chrześcijańskiego heterodoksji publicznej, ponieważ tylko dzięki katolicyzmowi – tej księdze całej modalności ludzkiej – możliwa jest najwyższa jedność duchowa i moralna ludzi, tworząca tradycję transmitowaną z pokolenia na pokolenie.

Ani sakralne, ani laickie
Pojęcie państwa chrześcijańskiego nie oznacza zatem postulatu państwa „klerykalnego”, stanowiącego pomieszanie hierarchii politycznej z hierarchią kościelną. Nie jest ono także państwem „sakralnym” – charakterystycznym dla cywilizacji sakralnych (jak bramińska, żydowska czy arabska), w rozumieniu tego pojęcia przez Feliksa Konecznego (1861-1949) – ponieważ nie sakralizuje ogółu czynności ludzkich, lecz tylko nieliczne i główne instytucje, takie jak małżeństwo. Jest natomiast jednocześnie – jako posiadające kult publiczny – państwem religijnym i rzeczywiście „świeckim”, lecz w znaczeniu stanowym (stanu świeckiego, różnego od duchownego), nie zaś ideologicznym, identycznym z laicyzmem. Sens pojęcia „państwo chrześcijańskie” wypływa z wzięcia pod uwagę faktu istnienia Boga i ustanowionego przezeń Kościoła; jest wyciągnięciem wniosków z metafizyki bytu, rozpoznającej prawdę o realnym Bogu osobowym, którego istnienie domaga się integralnego odniesienia ludzkiego do Niego i do zasad prawa naturalnego. Natomiast postulat tzw. neutralności światopoglądowej państwa – nawet jeśli odżegnuje się od agresywnie antyreligijnego „laicyzmu” (laïcisme), wzorowanego na francuskim modelu „republikanizmu”, postulując jedynie bardziej powściągliwą „laickość” (laïcité) – stanowi przypadek ignorancji, albowiem każde państwo, zwłaszcza w swojej działalności prawodawczej, jest nieuchronnie oparte na pewnych rozstrzygnięciach (moralnych, prawnych, ideowych etc.), które nie są i nie mogą być „aksjologicznie neutralne”.

Religijny (katolicki) charakter państwa nie wyklucza też ani nie umniejsza tolerancji dla kultu prywatnego, uprawianego przez błędnowierców, jak również niewyznawania żadnej religii przez jednostki pozbawione wiary. Państwo nie może wnikać w sumienia osób, ale też traktowanie państwa jako sumy izolowanych jednostek jest grubym błędem filozoficznego i społecznego nominalizmu, który nie dostrzega relacji międzyosobowych w tworzącej państwo wspólnocie.Wyrywane często z kontekstu zdanie Chrystusa o królestwie nie z tego świata nie usprawiedliwia opinii, iż Jego królowanie nie dotyczy życia doczesnego, lecz oznacza jedynie, że nie było zamiarem Boskiego Zbawiciela ustanawianie na ziemi państwa teokratycznego, które byłoby rządzone bezpośrednio przez Niego samego. Jak stwierdza tomistyczny filozof polityki, Frederick D. Wilhelmsen (1923-1996), celem władzy duchowej Kościoła jest prowadzenie ludzi do zbawienia, celem natomiast rządów ludzkich jest prowadzenie ludzi do szczęścia doczesnego, w tej mierze, w jakiej jest ono na tym padole osiągalne. Kościół nie jest porządkiem politycznym, a ład polityczny nie jest Kościołem, jednakowoż ład polityczny musi być poruszony i ożywiony zasadami moralnymi głoszonymi przez Kościół, którego Głową jest Chrystus (Los saberes políticos (Ciencia, Filosofía y Teología Políticas), Barcelona 2006, s. 78).

Chrześcijańska konstytucja państw
Najbardziej kompletny wykład katolickiej nauki o państwie w czasach współczesnych dał papież Leon XIII, w szczególności w encyklice o władzy politycznej Diuturnum illud z 29 czerwca 1881 roku oraz w encyklice Immortale Dei z 1 listopada 1885 roku, zwanej także encykliką o chrześcijańskiej konstytucji państw. Kardynalne punkty tego wykładu ująć można następująco:
1. Chociaż władza duchowna i polityczna powołane zostały do innych zadań oraz mają różne zakresy kompetencji, to jednak pierwiastek panowania i władzy (imperii et auctoritatis) źródłowo jest w nich ten sam. Każdej władzy, która godność swoją nabywa jako emanacja władzy boskiej, należy się zatem cześć i poszanowanie jej autorytetu, w który wyposażył ją Bóg. Zatem kto opiera się władzy państwowej, opiera się woli Bożej, a odmawiać szacunku panującemu, to odmawiać go Bogu (Diuturnum illud). Posłuszeństwa odmówić można jedynie władzy żądającej od poddanych czegoś przeciwnego prawu naturalnemu lub Bożemu.

2. Wspólne źródło władzy kościelnej i państwowej oraz ich wspólna podległość najwyższej władzy Stwórcy domagają się koniecznie, aby pomiędzy obu tymi władzami istniał – w poszanowaniu odmienności zadań – harmonijny związek, który najwłaściwiej ze spójnią duszy z ciałem w człowieku porównać można (Immortale Dei).

3. Podstawą prawodawczej, a więc zasadniczej, funkcji państwa nie mogą być zachcianki i namiętności ludu, nie kaprys i błędne mniemania tłumu, ale prawda i słuszność; prawo państwowe winno zatem nosić cechę prawa publicznego chrześcijańskiego, tymczasem rządy samowładnego ludu, który państwo czyni tylko tłumem, co sam sobie jest mistrzem i panem, oznaczają nieustanną sekularyzację, tak iż państwo nie poczuwa się do żadnych względem Boga obowiązków i żadnej religii publicznie nie wyznaje (ID).

4. Szczególnym przypadkiem – i nieuchronną konsekwencją – rugowania prawa Bożego z państwowości, szerzenia niweczącej autorytet władzy opinii, jakoby władcy byli tylko narzędziami do spełniania woli ludu wybranymi (ID), i nawet wprowadzania do ustaw konstytucyjnych prawa do rebelii przeciwko władzy prawowitej, jak również zgubnej i niemoralnej zupełnej wolności myślenia i wolności prasy – jest państwowy indyferentyzm religijny, przybierający – różniąc się tylko stopniowalnością jednego i tego samego zła – postać albo zupełnego ateizmu państwowego, albo odłączenia państwa od Kościoła, albo stawiania wszystkich wyznań na jednej płaszczyźnie „równouprawnienia”, albo wreszcie próby jego podporządkowania państwu.

5. Oczywistym wnioskiem i normą fundamentalną katolickiej teologii polityki jest nałożenie na państwo bezwzględnego nakazu oddawania czci Bogu, i to w sposób nie dowolny, poprzez wyznawanie jakiejkolwiek religii, lecz zgodny z Objawieniem i nauką Kościoła, albowiem:
Tak urządzona społeczność, z tylu i tak ważnych powodów zobowiązana Bogu, powinna mu się oczywiście wypłacać kultem publicznym. Zakon przyrodzony, który każdego zniewala do oddawania Bogu czci religijnej (…), tenże sam obowiązek i państwu nakłada. (…) Państwa nie mogą bez wielkiej winy postępować, jak gdyby Boga wcale nie było; troskę o religię, jakby do nich nie należącą albo nieprzydatną, odrzucać, z różnorodnych religii wedle swego widzimisię wybierać; ale winny koniecznie ten sposób czczenia Boga przyjąć, którym Bóg okazał, że chce być czczony. Przeto święte dla rządzących powinno być Imię Pańskie, a naczelnym ich obowiązkiem jest otaczać religię swą przychylnością, wspierać powagą, tarczą prawodawstwa osłaniać, a nic nie stanowić ani zarządzać z ujmą jej praw nietykalnych (ID).

Swoiste ukoronowanie nauczania społecznego Kościoła stanowi encyklika papieża Piusa XI o królewskiej godności Chrystusa Pana, Quas primas z 11 grudnia 1925 roku. Była ona przypomnieniem – w dobie powszechnego triumfu laickiej demokracji liberalnej oraz wystąpienia jeszcze groźniejszego dla ciał i dusz ludzkich bezbożnego komunizmu – jedynozbawczej konieczności ponownego poddania się panowaniu Chrystusa Króla w każdej sferze życia, albowiem:
nawałnica zła nie tylko dlatego nawiedziła świat, ponieważ bardzo wielu ludzi usunęło Jezusa Chrystusa i Jego najświętsze prawo z własnych obyczajów i życia prywatnego, rodzinnego i publicznego; lecz także i w przyszłości nie zajaśnieje pewna nadzieja stałego pokoju między narodami, dopóki tak jednostki, jak państwa stronić będą i zaprzeczać panowaniu Zbawcy Naszego. Przeto wezwaliśmy, by pokoju Chrystusowego szukać w królestwie Chrystusowym (Quas primas).
Papież wyraźnie podkreślił, iż nie chodzi tu jedynie o ściśle religijny sens oddawania czci Chrystusowi Królowi, znajdujący wyraz w ustanowieniu w liturgii kościelnej nowego święta, ani tylko o królowanie Chrystusa w znaczeniu przenośnym – nad ludzkimi umysłami, wolą i sercami, ale – nawet pomimo tego, iż królestwo Chrystusa jest głównie duchowe i do duchowych rzeczy głównie się odnosi – o to, iż nieograniczoną władzę Chrystus sprawuje również nad wszystkimi sprawami ziemskimi. Dlatego także państwa podlegają Jego władzy: Niechże więc rządcy państw nie wzbraniają się sami i wraz ze swoim narodem oddać królestwu Chrystusowemu publicznych oznak czci i posłuszeństwa, jeżeli pragną zachować nienaruszoną swą powagę i przyczynić się do pomnożenia pomyślności swej ojczyzny.

Prawo publiczne Kościoła
Całą tradycyjną naukę Kościoła, od Apostołów i Ojców starożytnych po wiek XX, ująć można w następujące zasady prawa publicznego Kościoła:

1. Całkowita niezależność Kościoła od państwa, jako społeczności doskonałej i wspieranej przez jego Boskiego Założyciela, której celem jest nadprzyrodzone zbawienie dusz.
2. Odrębność Kościoła i państwa, będącego również społecznością doskonałą i suwerenną w swojej dziedzinie, której bezpośrednim celem jest wspólne dobro doczesne. Tę odrębność państwa papież Pius XII nazywa prawomocną i zdrową świeckością, różną wszelako od laicyzmu.
3. Związek pomiędzy Kościołem a państwem, którego podstawą winna być jednomyślność działania dla przyrodzonego i nadprzyrodzonego dobra człowieka.
4. Pośrednia jurysdykcja Kościoła nad doczesnością, dająca Mu prawo do interweniowania w sprawach doczesnych, które normalnie podlegają jurysdykcji państwa, z powodu grzechu i ze względu na zbawienie dusz.
5. Pośrednie podporządkowanie państwa Kościołowi, rozumiane jako zasada wiary lub przynajmniej teologicznej pewności, że cele realizowane przez państwo służą osiąganiu przez ludzi zbawienia.
6. Służebna funkcja państwa, które winno wspomagać Kościół we wszystkim, co służy osiąganiu Jego zbawczego celu.
7. Społeczne panowanie Chrystusa Króla nad wszystkimi jednostkami i społeczeństwami, które domaga się przesycania ustawodawstwa państwowego prawem Bożym w taki sposób, aby w swojej (doczesnej) dziedzinie było ono instrumentem zbawienia dokonanego przez Chrystusa.

Jacek Bartyzel