"O ile do wyborów parlamentarnych inicjatywa Zatrzymaj Aborcję
nie zostanie uchwalona, to również w następnej kadencji ochrony życia
nie będzie. Politycy zobaczą, że mogą jej nie wprowadzać i nic im za to
nie grozi”. Tak Kaja Godek, liderka inicjatywy ustawodawczej w obronie
dzieci nienarodzonych, skomentowała zapowiedź europosła Ryszarda Legutki
o „zamrożeniu” projektu co najmniej do jesieni przyszłego roku.
Jak przyjęła Pani pierwszą tak otwartą deklarację przedstawiciela obozu rządzącego w sprawie inicjatywy „Zatrzymaj Aborcję”?
Wypowiedź europosła Legutki ocenić można jako wyraz strategii PiS
względem środowisk obrońców życia. Można streścić ją w następujących
słowach: pozwolimy mordować chore dzieci, ponieważ nam się to opłaca
politycznie. Pozwolimy mordować chore dzieci, bo wiemy, że możemy was
zlekceważyć, możemy zlekceważyć Episkopat, wiemy, że wy wszyscy i tak w
następnych wyborach na nas zagłosujecie.
Zwracam uwagę, że ta wypowiedź padła podczas kongresu małżeństwa i
rodziny w Krakowie, organizowanego przez Archidiecezję Krakowską oraz
Wydział Duszpasterstwa Rodzin. Mamy więc do czynienia z sytuacją, w
której wydarzenie organizowane przez Kościół zostało użyte do
wygłoszenia apologii tak zwanego kompromisu aborcyjnego. To pokazuje, co
oznaczają stawiane czasem Kościołowi zarzuty mieszania się do polityki.
Kościół ma się od niej separować, natomiast sfera polityczna bardzo
chętnie wchodzi do Kościoła. Politycy używają go do swoich celów. W tym
wypadku wykorzystano kongres małżeństwa i rodziny do tego by ogłosić
potrzebę utrzymania stanu prawnego pozwalającego zabijać niepełnosprawne
dzieci.
Co dalej?
Jesteśmy obecnie w takiej sytuacji: zanieśliśmy projekt, pokazaliśmy,
że cieszy się on potężnym poparciem, spotkaliśmy się z wyrażonymi
wprost w mediach i debacie publicznej obietnicami uchwalenia tego
projektu, po czym to nie następuje. Zwracam uwagę, że złożyliśmy nasz
projekt w zimie, w bardzo dogodnym okresie. Można było go uchwalić już
dawno i nie wchodzić z tym tematem w kampanię wyborczą. To wyłącznie
decyzja rządzącej partii, która przedłuża sprawę a tematyka aborcyjna
obecna jest w kolejnych kampaniach wyborczych.
Obrońcy życia będą stali przy swoim, przy tym, że potrzebny jest
zakaz aborcji, niezależnie od tego czy trwa właśnie kampania wyborcza,
czy też nie. Dzieci giną nieustannie. Każdy z nas powinien sobie zadać
pytanie: jeżeli ten postulat został zignorowany, to co my na to?
Powinniśmy stawiać sobie tę kwestię przed każdymi kolejnymi wyborami,
które nadejdą.
Profesor Legutko powiedział o projekcie: na pewno nie przed
jesienią przyszłego roku, a potem zobaczymy. Nietrudno przewidzieć, co
będzie potem…
Zawsze będą jakieś wybory. O ile słyszeliśmy dotychczas raczej:
poczekajmy do wyborów a potem uchwalimy, to w tym przypadku widać
wyraźną zmianę. Usłyszeliśmy jasną deklarację, że po jesieni 2019 roku
temat znów będzie przeciągany. Wiem, że może to nie zabrzmi dobrze, ale
takie są fakty: o ile do wyborów parlamentarnych inicjatywa „Zatrzymaj
Aborcję” nie zostanie uchwalona, to również w następnej kadencji ochrony
życia nie będzie. Politycy zobaczą, że mogą jej nie wprowadzać i nic im
za to nie grozi.
W Pani ocenie robią tak z obawy przed feministkami i „gniewem ulicy”?
Uważam, że politycy nie wprowadzają ochrony życia nie dlatego, że
obawiają się tak zwanej lewej strony, lecz dlatego, że nie boją się
prawej. Wiedzą, że mogą z katolickim elektoratem „pogrywać” w
nieskończoność, a ten i tak pokornie pójdzie do urn i na nich zagłosuje.
Sprawozdawałam już dwukrotnie projekty pro-life w trakcie rządów
poprzedniej ekipy. Różnica między nią a tą obecną w sferze ochrony życia
jest minimalna, a w zasadzie żadna. Ochrony jak nie było wtedy, tak nie
ma i teraz.
Rozmawiał Roman Motoła