PRZEDSZKOLE? A JAKŻE!
Nasze kochane władze
traktują nas jak dzieci, którym ciągle trzeba podcierać tyłki,
poprawiać śliniaczki i przeprowadzać przez ulicę, bo się ufajdamy kupą,
wysmarujemy sobie gębusie kaszką manną albo wpadniemy z głupoty pod
ciężarówkę z burakami. Tego nam nie wolno, na tamto jesteśmy za mali, a w
tym jeszcze musimy się słuchać tatusia.
Teraz rzekomo nie
dorośliśmy do referendum w kwestii wprowadzenia euro, co oświadczył
wszem i wobec wielebny cudotwórca Donaldinio Tusk: „Nie widzę
sensu referendum w sprawie przystąpienia do strefy euro. To tak,
jakbyśmy pytali, czy nadal chcemy być w Unii Europejskiej(...)Referendum
w tej sprawie już się odbyło razem z referendum akcesyjnym(...) Jak ono
miałoby brzmieć? Mamy spytać o rok czy datę dzienną? A następny dzień
po tej dacie będzie dobry czy nie?[to o trudnościach ze sformułowaniem
referendalnego pytania]Ja bym chciał, żebyśmy jasno stawiali swoje cele.
Jeśli PiS jest przeciwny wejściu do strefy euro w jakiejś
przewidywalnej perspektywie, powinno to jasno powiedzieć. I wtedy
będziemy czekali na taką sytuację w parlamencie, która umożliwi zmiany w
konstytucji”.
Drogi panie, Wielka
Brytania, Dania i Szwecja są w UE z własną walutą narodową, a więc nie
siej pan paniki wśród eurofili, że referendum dotyczące euro jest
zagrożeniem dla waszych posadek w Brukseli i Strasburgu – czyli niesie
perspektywę wyjścia Polski z unijnych lochów. Wiadomo, iż kto dał się
tam wciągnąć, ten jest skazany na tkwienie z rączką w trybach, chyba że
unijną maszynerię trafi szlag kompleksowo i odgórnie, na co my –
nieświadome tragedii dzieciątka - oczekujemy z utęsknieniem. Nie
opowiadaj pan bajek, iż referendum akcesyjne w sp. wejścia do UE
załatwiło nam przymus narzucenia sobie euro. Wymienione państwa, pomimo
przeprowadzenia referendów akcesyjnych, zapytały dodatkowo swoje
społeczeństwa, czy chcą ogólnoeuropejskiej waluty. Skąd u pana i kolegów
ten strach przed każdym pytaniem narodu o zdanie? Przecież robicie na
okrągło badania opinii publicznej, z których wynika, że 80-90 procent
Polaków uwielbia Unię Europejską, a 70-75 proc. marzy o euro. Albo
stumaniliście duże dzieci na amen i jest to faktycznie prawda, albo
produkujecie lipne sondaże i drżycie na samą myśl o bezpośredniej
konfrontacji ze społeczeństwem w postaci kolejnego referendum. Od 1989
roku przeprowadzono zaledwie trzy referenda
(prywatyzacyjno-uwłaszczeniowe, konstytucyjne i unijne), co świadczy o
tym, iż okrągłostołowa władza odczuwa nieprzeparty lęk do tego
najwyższego i najwiarygodniejszego aktu wyrażania decyzji obywateli w
demokracji. Przyzwyczailiście się, panowie magnaci, do odklepywania
czterolatek przy urnach, gdzie wszystko jest ustawione i zawsze z
grubsza wiadomo, że za każdym razem wygracie wy lub wasi kumple, czyli
kolejne elementy układu neosolidarnościowo-postkomunistycznego.
Referenda też ustawialiście pod siebie, ale w ich wypadku istnieje
większe niebezpieczeństwo od wyborów, iż coś nie pójdzie po waszej
myśli. To nie przypadek, że w Szwajcarii, gdzie przeprowadza się
najwięcej referendów, nikt nie chce słyszeć o UE, wspólnej eurowalucie,
uczestnictwie w międzynarodowych awanturach wojennych pod auspicjami USA
i tym podobnych dziwactwach. Pewnie dlatego Szwajcarzy cieszą się takim
dobrobytem i wolnością obywatelską.
Pan Donaldinio sam
struga niedorozwiniętego małolata, gdy nie może rozwiązać dylematu, jak
ma brzmieć referendalne pytanie. Nie wie pan, to ja podpowiem; pytanie -
CZY JESTEŚ ZA WPROWADZENIEM EURO i dwie odpowiedzi na kartce - TAK albo
NIE(niepotrzebne skreślić). Skomplikowane, nieprawdaż? Oczywiście Tusk
plącze te węzły maksymalnie, ponieważ dla niego nie ma opcji na NIE.
Jego interesuje jak najszybsze narzucenie Polsce euro, zaś alternatywą
jest tylko dylemat – zrobić to jutro czy pojutrze. Sprawa się właściwie
wyjaśniła. To nie my jesteśmy przygłupimi dziećmi, lecz nasza władza
kochana, która zamiast prostej drogi równą ścieżką, chce nas koniecznie
ciągnąć za sobą poprzez bagna, chaszcze, dno i wodorosty. Przyjemnej
wędrówki, a od Polaków się odczepcie!
W jednym Donaldinio
Tusk ma rację. Niech PiS jasno określi swoje stanowisko w sprawie euro.
PiS-mani tumanią własny elektorat, bo oficjalnie chcą zajść trochę w
ciążę(być za euro) i jednocześnie zachować dziewictwo(sprawiać wrażenie,
że są przeciw). Zachowują postawę bobasa, który nie widzi różnicy
między lampką nocną a słońcem. Oni mogą sobie na to pozwolić, na pensje i
poziom bytowania nie narzekają. Dziwić się należy ich elektoratowi,
mającego PiS za niezłomną prawicę narodową i wroga liberalizmu.
Tymczasem „kaczyści” nie przestali być lustrem PO-platfusów i
niezmiennie posiadają wiele wspólnych punktów stycznych, które tworzą
PO-PiS. Jest to o tyle ciekawe i zastanawiające, iż konflikt o euro może
stanowić dla sypiącego się wewnętrznie PiS-u ostatnią nadzieją na
sformowanie zjednoczonej i silnej prawicy. Wystarczy opowiedzieć się
zdecydowanie przeciwko euro i za zachowaniem narodowej waluty, co zmusi
Platformę do szukania aliansu z SLD w celu zmiany konstytucji i
osłabienia siły prezydenckiego weta. PO skompromituje się ścisłymi
związkami z Sojuszem, zaś on sam rozpadnie się na frakcję
soc-liberalnych populistów(którzy zasilą PO) i marginalnych,
fundamentalistycznych socjalno-obyczajowych lewaków. Wytworzy się
sytuacja idealna dla PiS, jeżeli jest to faktycznie ugrupowanie
prawicowo-konserwatywne z wątłym skrzydłem narodowym. Są to jednak
płonne nadzieje, albowiem PiS ideowo i programowo tkwi w
liberalno-korowskim przeciągu i nigdy otwarcie nie opowie się przeciwko
euro, a tym bardziej za efektywnym, strukturalnym osłabianiem
anglosaskiej i niemiecko-frankofońskiej Unii Europejskiej. Dzieci niech
nadal żyją złudzeniami, a dorośli wezmą się za szukanie prawdziwie
polskiej prawicy.
ROBERT LARKOWSKI