Brak
wyciągania jakichkolwiek konsekwencji wobec wpływowych ludzi biznesu i
polityki oznacza, że PiS tak naprawdę żadnej rewolucji moralnej w Polsce
nie zrobił. Wciąż jedyni, którzy w naszym kraju mogą ponosić
odpowiedzialność za swoje przestępstwa, to ci, którzy są biedni i nic
nie znaczą.
Afera z wyłudzaniem podatku VAT, afera hazardowa, afera ze sprzedażą chemicznej firmy CIECH najbogatszemu Polakowi Janowi Kulczykowi poniżej ceny rynkowej, afera Amber Gold, afera z mafią budującą autostrady, która okradała podwykonawców, afera peeselowskiego barona Jana Burego, afera Najwyższej Izby Kontroli (rozdawanie stanowisk poza konkursami), afera z kontraktami gazowymi z Rosją za łapówki i wiele innych.
Mimo zapowiedzi rozliczeń i posiadania pełni władzy w prokuraturze rząd PiS nie wyjaśnił żadnej z nich i nie spróbował nawet ukarać winnych. „939. dzień po słynnym audycie, bez zarzutów, sądu i kary dla bestialskiego i złodziejskiego rządu PO-PSL, pod rządami prawych i sprawiedliwych z PiS” – kpi boleśnie z nieudolności rozliczeń internauta o pseudonimie „Bezczelny Lewak”. Wciąż obowiązuje więc w Polsce zasada, że najważniejsi gracze polityczni nie robią sobie krzywdy. „My nie wsadzamy do więzień was, a wy nas” – głosi to motto III RP. Jeżeli politycy PiS myślą, że dzięki takiej wyrozumiałości po utracie władzy opozycja będzie traktować ich ulgowo, to się grubo myli. Ale wtedy będzie już za późno.
Celowe działanie czy niekompetencja
Głównym pytaniem, które zdają sobie dziś patrioci polscy, patrząc na nieskuteczność prokuratury, jest to, czy mamy do czynienia z celowym działaniem czy też ze zwyczajną niekompetencją. Smutna konstatacja jest taka, że zapewne oba te czynniki odgrywają dużą rolę w bezkarności aferzystów. Najlepiej pokazała to komisja śledcza ds. afery Amber Gold. Przypomnijmy: wielokrotnie skazywany oszust Marcin P. prowadził instytucję parabankową (przyjmował lokaty, udzielał pożyczek) bez zezwoleń. Była to zwykła piramida finansowa. Jak stwierdził w 2013 r. w raporcie Komitet Stabilności Finansowej, wyłudzenie pieniędzy przez Amber Gold było możliwe m.in. dzięki zaniechaniom ze strony instytucji publicznych, prokuratury, Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów, ABW, CBŚ i sądów, którym nie przeszkadzał kryminalista gospodarczy jako prezes spółki. Działająca od ponad dwu lat sejmowa komisja śledcza pokazała, że nie ma woli, aby cokolwiek wyjaśniać. Gdy w trakcie prac wyszło, że działania specjalnej grupy śledczej w sprawie Amber Gold przerwał płk Jacek Gawryszewski, były wiceszef ABW, nikt nie podążył tym tropem. Dlaczego? Otóż nadzorował on cały pion operacyjno-śledczy ABW, także śledztwo w sprawie tzw. afery podsłuchowej (czyli kto pomagał kelnerom nagrywać i dystrybuować taśmy polityków PO). Po zmianie władz płk Gawryszewski dość nieoczekiwanie pozostał na swoim stanowisku, aby później dostać od PiS prestiżową fuchę ambasadora w Chile.
Równie
trudno wytłumaczyć bierność prokuratury w aferze CIECH. Za kontrolę nad
firmą Kulczyk zapłacił 619 mln zł. Tylko w ciągu dwóch kolejnych lat
firma zarobiła dla nowych właścicieli blisko 940 mln zł. Takich stóp
zwrotu z zainwestowanych pieniędzy się nie spotyka.
Co prawda, w lutym 2018 r. prokuratura zatrzymała i postawiła zarzuty sześciu osobom biorącym udział w tej niekorzystnej dla skarbu państwa transakcji, ale na tym się skończyło. Tymczasem sprawa ta jest banalnie prosta i powinna skończyć się aktem oskarżenia w sądzie maksymalnie w trzy miesiące. Co ważne, skarb państwa powinien się spieszyć, aby móc zmusić nabywcę do zapłaty kwoty, o którą transakcja została zaniżona, lub odzyskać akcje w spółce. Przypomnijmy: z ujawnionych w 2015 r. nagrań Jana Kulczyka z lobbystą Piotrem Wawrzynowiczem wynika, że najbogatszy Polak manipulował przed transakcją rynkiem. Kulczyk przyznaje w tej rozmowie, że „badał grunt” przed transakcją i nie będzie miał konkurentów. Przekonuje, że jeden z najbogatszych Czechów Zdenek Bakala nie będzie z nim licytował, podobnie jak Zbigniew Jakubas i Michał Sołowow. Ten ostatni – wedle słów Kulczyka – miał go zapewniać, że przeciwko niemu nigdy nie wystąpi. Problem w tym, że prawo giełdowe zabrania ustalania z graczami na rynku ich zachowania przed ogłoszeniem wezwania. To niejedyny grzech tej transakcji. Według opublikowanego w grudniu 2015 r. raportu NIK urzędnicy Ministerstwa Skarbu dopuścili się niegospodarności i braku dbałości o interes skarbu państwa. Doradcą, który zaakceptował sprzedaż pakietu kontrolnego w CIECH, była firma ING Securities SA. W tym samym czasie należący do tej samej grupy kapitałowej Otwarty Fundusz Emerytalny ING dokupywał akcje CIECH. Mamy więc do czynienia ze świadomą sprzedażą poniżej ceny rynkowej przez urzędników i uzgadnianiem zachowań na rynku przez nabywcę (czego dowodzą nagrane słowa Kulczyka). Dlaczego śledztwo w tak oczywistej sprawie trwać musi aż trzy lata?
Gdy w USA doszło do największej afery finansowej w historii świata, piramidy Bernarda Madoffa, to od aresztowania go w grudniu 2008 r. do skazania w czerwcu 2009 r. minęło pół roku. A w grę wchodziło wyłudzenie ok. 250 mld zł.
Jedynym „osiągnięciem” rządów „dobrej zmiany” w prokuraturze to postawienie zarzutów i areszt dla sekretarza generalnego PO Stanisława Gawłowskiego.
Brak wyciągania jakichkolwiek konsekwencji wobec wpływowych ludzi biznesu i polityki oznacza, że PiS tak naprawdę żadnej rewolucji moralnej w Polsce nie zrobił. Wciąż jedyni, którzy w naszym kraju mogą ponosić odpowiedzialność za swoje przestępstwa, to ci, którzy są biedni i nic nie znaczą.
Afera z wyłudzaniem podatku VAT, afera hazardowa, afera ze sprzedażą chemicznej firmy CIECH najbogatszemu Polakowi Janowi Kulczykowi poniżej ceny rynkowej, afera Amber Gold, afera z mafią budującą autostrady, która okradała podwykonawców, afera peeselowskiego barona Jana Burego, afera Najwyższej Izby Kontroli (rozdawanie stanowisk poza konkursami), afera z kontraktami gazowymi z Rosją za łapówki i wiele innych.
Mimo zapowiedzi rozliczeń i posiadania pełni władzy w prokuraturze rząd PiS nie wyjaśnił żadnej z nich i nie spróbował nawet ukarać winnych. „939. dzień po słynnym audycie, bez zarzutów, sądu i kary dla bestialskiego i złodziejskiego rządu PO-PSL, pod rządami prawych i sprawiedliwych z PiS” – kpi boleśnie z nieudolności rozliczeń internauta o pseudonimie „Bezczelny Lewak”. Wciąż obowiązuje więc w Polsce zasada, że najważniejsi gracze polityczni nie robią sobie krzywdy. „My nie wsadzamy do więzień was, a wy nas” – głosi to motto III RP. Jeżeli politycy PiS myślą, że dzięki takiej wyrozumiałości po utracie władzy opozycja będzie traktować ich ulgowo, to się grubo myli. Ale wtedy będzie już za późno.
Celowe działanie czy niekompetencja
Głównym pytaniem, które zdają sobie dziś patrioci polscy, patrząc na nieskuteczność prokuratury, jest to, czy mamy do czynienia z celowym działaniem czy też ze zwyczajną niekompetencją. Smutna konstatacja jest taka, że zapewne oba te czynniki odgrywają dużą rolę w bezkarności aferzystów. Najlepiej pokazała to komisja śledcza ds. afery Amber Gold. Przypomnijmy: wielokrotnie skazywany oszust Marcin P. prowadził instytucję parabankową (przyjmował lokaty, udzielał pożyczek) bez zezwoleń. Była to zwykła piramida finansowa. Jak stwierdził w 2013 r. w raporcie Komitet Stabilności Finansowej, wyłudzenie pieniędzy przez Amber Gold było możliwe m.in. dzięki zaniechaniom ze strony instytucji publicznych, prokuratury, Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów, ABW, CBŚ i sądów, którym nie przeszkadzał kryminalista gospodarczy jako prezes spółki. Działająca od ponad dwu lat sejmowa komisja śledcza pokazała, że nie ma woli, aby cokolwiek wyjaśniać. Gdy w trakcie prac wyszło, że działania specjalnej grupy śledczej w sprawie Amber Gold przerwał płk Jacek Gawryszewski, były wiceszef ABW, nikt nie podążył tym tropem. Dlaczego? Otóż nadzorował on cały pion operacyjno-śledczy ABW, także śledztwo w sprawie tzw. afery podsłuchowej (czyli kto pomagał kelnerom nagrywać i dystrybuować taśmy polityków PO). Po zmianie władz płk Gawryszewski dość nieoczekiwanie pozostał na swoim stanowisku, aby później dostać od PiS prestiżową fuchę ambasadora w Chile.
Co prawda, w lutym 2018 r. prokuratura zatrzymała i postawiła zarzuty sześciu osobom biorącym udział w tej niekorzystnej dla skarbu państwa transakcji, ale na tym się skończyło. Tymczasem sprawa ta jest banalnie prosta i powinna skończyć się aktem oskarżenia w sądzie maksymalnie w trzy miesiące. Co ważne, skarb państwa powinien się spieszyć, aby móc zmusić nabywcę do zapłaty kwoty, o którą transakcja została zaniżona, lub odzyskać akcje w spółce. Przypomnijmy: z ujawnionych w 2015 r. nagrań Jana Kulczyka z lobbystą Piotrem Wawrzynowiczem wynika, że najbogatszy Polak manipulował przed transakcją rynkiem. Kulczyk przyznaje w tej rozmowie, że „badał grunt” przed transakcją i nie będzie miał konkurentów. Przekonuje, że jeden z najbogatszych Czechów Zdenek Bakala nie będzie z nim licytował, podobnie jak Zbigniew Jakubas i Michał Sołowow. Ten ostatni – wedle słów Kulczyka – miał go zapewniać, że przeciwko niemu nigdy nie wystąpi. Problem w tym, że prawo giełdowe zabrania ustalania z graczami na rynku ich zachowania przed ogłoszeniem wezwania. To niejedyny grzech tej transakcji. Według opublikowanego w grudniu 2015 r. raportu NIK urzędnicy Ministerstwa Skarbu dopuścili się niegospodarności i braku dbałości o interes skarbu państwa. Doradcą, który zaakceptował sprzedaż pakietu kontrolnego w CIECH, była firma ING Securities SA. W tym samym czasie należący do tej samej grupy kapitałowej Otwarty Fundusz Emerytalny ING dokupywał akcje CIECH. Mamy więc do czynienia ze świadomą sprzedażą poniżej ceny rynkowej przez urzędników i uzgadnianiem zachowań na rynku przez nabywcę (czego dowodzą nagrane słowa Kulczyka). Dlaczego śledztwo w tak oczywistej sprawie trwać musi aż trzy lata?
Gdy w USA doszło do największej afery finansowej w historii świata, piramidy Bernarda Madoffa, to od aresztowania go w grudniu 2008 r. do skazania w czerwcu 2009 r. minęło pół roku. A w grę wchodziło wyłudzenie ok. 250 mld zł.
Jedynym „osiągnięciem” rządów „dobrej zmiany” w prokuraturze to postawienie zarzutów i areszt dla sekretarza generalnego PO Stanisława Gawłowskiego.
Brak wyciągania jakichkolwiek konsekwencji wobec wpływowych ludzi biznesu i polityki oznacza, że PiS tak naprawdę żadnej rewolucji moralnej w Polsce nie zrobił. Wciąż jedyni, którzy w naszym kraju mogą ponosić odpowiedzialność za swoje przestępstwa, to ci, którzy są biedni i nic nie znaczą.