W zasadzie o co chodzi z tymi mężami? Przecież się starają. Nie można ich tak ostro oceniać.
Cóż jednak poradzić, skoro prawie cała
populacja mężów współczesnych i cywilizowanych uważa pracę zawodową
swoich małżonek nie tylko za rzecz normalną ale pożądaną, a nawet
konieczną.
Jako obrońcy sakramentalnego związku małżeńskiego pochylmy się nad funkcjami męża i żony.
Żona z natury jest sercem i mózgiem
rodziny. Ona łączy wszystkie wątki duchowe, uczuciowe, materialne. Jest
ozdobą domu. Rozkwita w warunkach, jakie są jej naturalnym dominium. Mąż
jako głowa rodziny opiera swoje panowanie na zasadzie służby i
poświęcenia. Każde panowanie w duchu katolickim oznacza służbę.
Panowanie męża i poddanie żony to subtelna rzeczywistość, którą można
zrozumieć wyłącznie na gruncie miłości. Kalkulacje stricte rozumowe
prowadzą na manowce. Stąd biorą się prymitywne współczesne reakcje na
uświęconą hierarchię rodziny. Jedynym kryterium owoców dobrego
małżeństwa jest wierność i miłość, a przede wszystkim dzieci wychowane
na chwałę Bożą.
Panowanie męża, tak jak w rodzinie
królewskiej (bo rodzina jest małym królestwem) wymaga najwyższego
szacunku, a kiedy zajdzie potrzeba, bezwzględnej obrony czci królowej
czyli żony. Bez tego królestwo się chwieje, a nierzadko upada.
Patrząc na współczesne rodziny, trzeba zadać kilka pytań.
Mężowie! Jak chcecie bronić czci swoich
żon, skoro zmuszone są przebywać w obcym środowisku pracy? Jak chcecie
bronić czci swoich żon, skoro poddane są obcym mężczyznom lub kobietom,
swoim zwierzchnikom? Jak chcecie bronić czci swoich żon, skoro zmuszone
są do pracy, wyjazdów, zadań stawianych przez obcych ludzi? Jak chcecie
bronić czci swoich żon, skoro otoczone są przez przypadkowych ludzi,
często bez kultury i zasad? Jak żona ma wypełnić swoje naturalne i
święte funkcje, skoro jej nie ma w domu, a jej serce jest zaśmiecone
sprawami „zawodowymi”?
A może nie chcecie bronić jej czci, nie zależy wam na tym?
Nie w tym rzecz. Po prostu nie
pomyśleliście o tym. Nie wydaje się to być problemem dla was. Poza tym
żony same chcą pracować. Tak zostaliśmy wyhodowani, wytresowani od
najmłodszych (przed)szkolnych lat i tak nam z tym dobrze. Przynajmniej
na zewnątrz, bo wewnątrz rozgrywają się dramaty. Szczególnie w sercach
niewiast rodzi się bunt i rozgoryczenie. Nie da się z serca wyrzucić
naturalnego porządku, można go tłumić i dusić, zawsze z opłakanym
skutkiem. Nawet jeśli małżeństwo dotrwa do spokojnej przystani, to co z
drugim, ważniejszym kryterium. Co z dziećmi? Ileż to wokół nas
poczciwych małżeństw, a ich dzieci zupełnie pogubione w życiu.
I znów wracamy do męża, a raczej do ojca.
Jeśli nie zadbałeś o żonę, to tym bardziej
nie zadbasz i nie wychowasz córki. Już od najmłodszych lat będzie
tresowana w koedukacyjnym, (przed)szkolnym systemie do konkurowania z
chłopcami. Za cel swego kształcenia, a może istnienia, uzna zdobycie
dobrze płatnej posady. Bo przecież mama zarabia, a i tak w domu ciągle
czegoś brakuje. Utwierdzi ją w tym mama, i babcia, i sąsiadka. Piszą o
tym w gazecie, mówią w TV. Ucz się córeczko, bo gdzie później znajdziesz
pracę? To szczyt „mądrości” nam współczesnych. Czyli co, nie uczyć się?
Ależ uczyć się, by być mądrą żoną i matką. Wątpliwe jednak, czy szkolne
uczenie takiej mądrości sprzyja, ale to temat na inną refleksję.
W powietrzu wisi miażdżący argument.
Ba, nawet napisany już powyżej. Mama
zarabia, a i tak w domu ciągle czegoś brakuje. No i co?! Jak utrzymać
rodzinę? Kto odpowie na to pytanie?
Odpowiedź jest prosta. Spraw rodziny nie
rozważamy z kalkulatorem w ręku tylko z rękami złożonymi do modlitwy.
Bez wiary nie damy rady. Nawet wiara jak drobina piasku wystarczy, by
poruszyć górę. Wiara da nam siłę, by zrozumieć, że jeśli sprawy
zaczniemy układać po Bożemu, to nie ma takiej mocy, by nas złamać. Wiara
umocniona pokorą, ufnością i męstwem. Łaska Boża da nam skrzydła orła i
siłę lwa. To nie przenośnia ale rzeczywistość. To nie atrybuty chwały
ale narzędzia do walki, bo będziesz ją toczył nieustannie. Będą i pot, i
ból, i łzy i zwątpienia, ale życie wróci na właściwy tor. Poczujesz
jego prawdziwy a nie plastikowy smak. Wyobraź sobie taką chwilę, mówisz
do żony: „Kochanie, ja będę utrzymywał dom. Chcę, żebyś wróciła do domu i
zajęła się dziećmi. Z pomocą Bożą wytrwamy.” Nie zapomnij o drobiazgach
jak bukiet róż, gustowna sukienka i/lub pierścionek. Królowa zasługuje
również na taką adorację i to nie jednorazowo. Przy okazji i ty stajesz
się prawdziwym monarchą, głową królestwa swojej rodziny. W tej
hierarchii ciąży na tobie ogromna odpowiedzialność. Przed tobą trudy i
cierpienia, ale twój ciężar pomagają nieść aniołowie. Przed tobą
prawdziwa walka, obrona rodziny. To współczesna Jerozolima, której mury
atakuje zaciekle kudłata zgraja. Walcz i zwyciężaj, po to się
narodziłeś.
A w końcu przyjdzie taki dzień, w którym
zdamy sprawę z naszego życia. I powiesz: bieg ukończyłem, wiary
ustrzegłem. Za mną idą moja żona i dzieci.
Rubinowicz
sierpień 2009
Za: http://www.rubinowicz.com/post/kandydaci-na-monarchow-gdzie-ci-mezowie-83/