Czym jest kapitalizm? Można go różnie określać, np. ustrojem społeczno-politycznym, ustrojem gospodarczym, metodą ekonomiczną, czy też metodą finansową. Każda z tych odpowiedzi jest prawidłowa, gdyż kapitalizm wszystkie je w sobie zawiera. Ja jednak – orientowany na sprawiedliwość, na kulturę osobistą ludzi, na dobro wspólne Narodu i potęgi Ojczyzny, jak też i na życie religijne – mam swoją definicję tego potwora. Otóż uważam, że: patrząc od strony ekonomicznej, jest to system (metoda) wyzysku (czyt: kradzieży i rabunku) ludzi pracujących wytwórczo, faktycznych dostarczycieli dóbr do skarbca społecznego, przez nielicznych łotrów-złodziei (w tym głównie lichwiarzy); oceniając od strony społecznej i tzw. kultury bycia ludzi, tożsamej z etyką, jest to niszczyciel wszystkiego co dobre i szlachetne w człowieku, a zwłaszcza życzliwości wzajemnej w relacjach międzyosobowych, co w konsekwencji oznacza atomizację społeczeństw i ich motłochowienie; dla katolików, uleganie tej degradacji etycznej w prostej linii oznacza utratę więzi z Bogiem, czyli apostazję; ostatnim skutkiem jest utrata siły społecznej, czyli politycznej przez Naród, gdzie ludzie stają się wręcz zakładnikami i niewolnikami swego państwa, które jest wobec nich tzw. silnym państwem, a które równocześnie jest całkowicie powolne i wręcz własnością oraz narzędziem elity kapitalistycznej, a mówiąc wprost międzynarodowej finansjery.
A więc, niejako na własne życzenie, tak a nie inaczej głosując od ponad 30 lat, pozwalamy na zniewalanie siebie, nie tylko ekonomiczne, na niszczenie swej kultury i tożsamości narodowej, na upadek cywilizacyjny, tak, że stajemy się zbiorowiskiem egoistów i hedonistów, gdzie każdy myśli tylko o sobie (a co jest zasadą życia ludzi tworzących motłoch), a nawet w coraz większym stopniu dziczejemy. Prawie nikt nie zauważa, ani tego, że musi być ktoś, czyli jakieś „koła” zła, kto ma to za cel i ku jego realizacji świadomie dąży, ani nie dostrzega metody, jaką te łotry nad łotrami się posługują. A głównym narzędziem i bronią barbarzyńców jest właśnie kapitalizm. Twierdzę to ze stuprocentową pewnością i pełną odpowiedzialnością za słowa. Dlatego, bez skierowania przez uczciwych ludzi ataku na te narzędzie zła i zniszczenia go, a pozostawieniu go niejako z boku, wszelkie inne środki zaradcze, np. inicjatywy polityczne, nawet te czynione w dobrej wierze, pozostaną nieskuteczne. Żyjąc w warunkach kapitalistycznych można co najwyżej próbować opóźniać upadek swojego Narodu i cywilizacji, np. w miarę możliwości izolując się przed tym zdziczeniem i skupiać się, przynajmniej na małą skalę, na różnych polach walki, ale nie da się w warunkach kapitalistycznych prowadzić skutecznej ofensywy ku dobremu i sprawiedliwemu.
Kapitalizm ograniczony do metody ekonomicznej (finansowej) z samej swej zasady działania w skutkach przynosi ciągle pogłębiającą się nierówność (a raczej przepaść…) zarobkową. W wyniku ciągle narastającego zadłużania społeczeństwa oraz całych państw, a także postępującej nieustannie monopolizacji wszystkiego - produkcji handlu oraz własności, tak nieruchomości jak i środków produkcji – ciągle traci wartość wytwórcza praca ludzi, na rzecz różnych form złodziejstwa, w tym także defraudacji i hochsztaplerstwa. Oznacza to niesprawiedliwość wymienną (czyli transakcyjną), gdyż sprzedawana praca (zarobki) ma zaniżoną i ciągle zaniżaną wartość. To zaś pogłębia dystans majątkowy (własnościowy) pomiędzy uczciwą pracowitością a wyzyskiem – co nazwiemy nieustannie pogłębiającą się niesprawiedliwością ekonomiczną. Następnie, te zjawiska przekładają się na niesprawiedliwość społeczną, zawierającą w sobie te przedstawione właśnie negatywy, plus rosnące wpływy polityczne osób będących operatorami kapitalizmu i zarazem jego beneficjentami. One zaś na powrót oddziałują ku dalszemu pogłębianiu się niesprawiedliwości wymienną i ekonomicznej.
Zasadnicze zło metody kapitalistycznej polega na podporządkowaniu tego co dobre, a więc pracy ludzi, złodziejstwu. Tylko jak to się odbywa? Współcześnie życie we wspólnotach polega na wymianie wzajemnej dóbr, np. swej pracy i jej owoców; ta zaś wymiana ma formę transakcyjną, którą nazywamy rynkiem. Rynek to po prostu suma transakcji - w danym czasie i miejscu, np. w Polsce, czy na świecie. Najczęściej pośrednikiem w tej wymianie jest pieniądz. Otóż to podporządkowanie dobra złu polega właśnie na tym, że rzecz dobra, jaką są transakcje, jest na służbie złodziejstwa i rabunku. Natomiast pieniądz, który w prawidłowej swej funkcji jest środkiem wymiany, mającym ją ułatwiać, w kapitaliźmie jest narzędziem do przenoszenia własności ludzi w łapy złodziejskie, co następnie dalej się przenosi na wcześniej wyliczone problemy społeczno-polityczne.
Nadmieniam, że w pieniądzu drzemią też inne możności, takie, że można go używać nie tylko do opisywanego złodziejstwa, ale też i do działań w przeciwną stronę – ku postępującej sprawiedliwości wymiennej (transakcyjnej) oraz ekonomicznej (majątkowej).
Duża ilość transakcji, równająca się szybkiemu krążeniu pieniądza, sprawia, że wpływy (ingerencje) w którąś cześć rynku jednych podmiotów, zwłaszcza znaczne, zarówno tych złych jak i dobrych, roznoszą się po całości, dotykając pośrednio prawie wszystkich innych podmiotów. Łatwiej będzie wytłumaczyć to zjawisko na przykładzie. Otóż jeśli jakiś złodziej ukradnie komuś pewną sumę pieniędzy, to bezpośrednio zaszkodzi okradzionemu, ten następnie o tę sumę mniej kupi rzeczy od innych, nie dając im zarobić, ci zaś mniej dadzą zarobić innym… Ale złodziej z kolei, wydając ukradziony pieniądz, da komuś zarobić, ten komuś następnemu… Nastąpiło tylko pewne punktowe, miejscowe przetasowanie – jedni stracili a inni zyskali – ale dla całości wymiany rynkowej nie miało to znaczenia. Sytuacja będzie wyglądać zasadniczo inaczej, gorzej, gdy coraz więcej (większy procent) wyemitowanego pieniądza posłuży nieustannemu kapitalizowaniu go przez silne nieuczciwe podmioty, zgodnie z popularnym powiedzeniem „pieniądz robi pieniądz” - a który „nie rodzi”, jak uważają ludzie uczciwi.
Zwracam uwagę, że słowo „kapitał” oznacza środek przynoszący korzyści, czyli środek osiągania zarobku i słowo to jest neutralne moralnie. Dla przykładu, nasze zdolności i umiejętności są kapitałem, który zamienimy na pieniądz (spieniężymy), by mieć środki na życie; dla rolnika kapitałem będzie jego gospodarstwo rolne, każda firma jest kapitałem dla właścicieli. Ale słowo kapitał można różnie rozumieć, w zależności od celu który ktoś chce osiągnąć.
Można by powiedzieć, że lichwa jest synonimem kapitalizmu, zaś kapitalistyczna bankowość pompą ssąco tłoczącą pieniądz, a wraz z nim przepływa własność z rąk uczciwych w złodziejskie. Pieniądz jako kapitał „pożyczony” na procent – a tak naprawdę to sprzedany, gdyż sprzedawany jest użytek pieniądza za inny pieniądz, czyli za procent (lichwę) – za pewien czas przyniesie dochód, który lichwiarze znów pożyczają na procent, i tak bez końca… Są to procenty od procentów – czyli lichwa właściwa. Wszystkiego wyemitowanego pieniądza wcale nie ma dużo w obiegu, względem sumarycznej wartości transakcji zawieranych każdego dnia, miesiąca… On po prostu krąży z jednych rąk do drugich, będąc nieustannie zamiennikiem (ekwiwalentem) sprzedanych dóbr, za który można teraz nabyć inne potrzebne dobra. A ponieważ, w stosunku do wartości sumarycznej transakcji, pieniądza wyemitowanego jest stosunkowo mało, to jeśli jest on przeznaczany do czegoś innego, niż tylko środek wymiany, ułatwiający ją, to wtenczas następuje zakłócanie procesu wymiany dóbr. Na przykład, jeśli coraz więcej pieniądza jest przeznaczanego do hazardu (giełda, bukmacherka, itp.), wtedy w skutkach przyniesie to to samo, co by zmniejszać emisję pieniądza. To zaś oznaczałoby kryzys rynku. Największe wypaczenie roli pieniądza, niszczące sprawiedliwość wymienną i ekonomiczną, jest przeznaczanie go do lichwiarstwa. Wpłacanie pieniądza jako lichwy jest nie czym innym, jak zbieraniem go z rynku, czyli od podmiotów. Dłużnicy tylko wpłacają do banków procenty (lichwę), ale wtedy nie dają komuś zarobić, ten ktoś następnemu nie da zarobić… I tak to się rozkłada na ogół. Udzielając kolejnych kredytów, banki na powrót wpuszczają w rynek ten pieniądz-zysk lichwiarski, gdyż zakupy za kredyt stwarzają taki sam popyt, co i za pieniądz własny, więc rynek funkcjonuje pozornie normalnie. Zatem zyski lichwiarskie zaniżają wartości rzeczy, zwłaszcza pracy, wobec pieniądza, który wtedy jakby drożeje względem tychże, a którego mają coraz więcej lichwiarze. Najgorzej jest jednak, jeśli wpłacanej ogólnej sumy lichwy nieustannie przybywa, gdyż wtenczas ubywa pieniądza w rynku do wymiany rzeczy. To zaś oznacza kryzys, a szczególnie w rynkach uczciwej pracy ludzkiej. Tak że, z czasem coraz więcej pieniądza przepływa pomiędzy dłużnikami a bankami, a tylko w międzyczasie, niejako pomocniczo, służy ludziom do wymiany. W lichwiarskim kapitaliźmie nieustannie przybywa tych zysków z odsetek, a ciągle traci wartość praca. Równocześnie zyski te zawyżają ceny wytwarzanych dóbr. Oczywiście, w kapitaliźmie, równolegle do tych niekorzystnych dla ludzi pracy zjawisk, nieustannie pogłębia się zadłużenie, tak ludności, jak i całych państw.
Ten ciągły regres w rynkach, wspomagany odpowiednim ustawodawstwem, powoduje, że łatwiej mają zyskiwać monopole, znów kosztem pracowników oraz małych firm. Wszystko to przenosi się również na emerytury i renty – zaniżając je. Jest to też swego rodzaju lichwą. Następnie takowa sytuacja rynkowa wręcz wymusza defraudacje i hochsztaplerstwa. A jeśli i tegoż złodziejstwa przybywa to jeszcze dodatkowo rabowani są uczciwi ludzie pracy. Summa summarum następuje stopniowo totalne zniewolenie, zaś skrajna bieda jest łagodzona jałmużnami przyznawanymi przez państwo, co skutecznie neutralizuje ewentualne wybuchy niezadowolenia.
Ostatnim z głównych kapitalistycznych uderzeń w ludzi pracy, niejako gwoździem do trumny, jest odpowiedni system fiskalny. Niektóre z rodzajów podatków są same z się podatkami niesprawiedliwymi. Najgorsze z nich najmocniej uderzają w zarabiających poniżej średniej, a takich jest najwięcej - są to podatki pogłówne, obciążające każdego po równo, niezależnie od wysokości dochodów. Tych jednak państwa kapitalistyczne nie wprowadzają, gdyż ich nonsens sprawiedliwościowy jest dla każdego łatwo zauważalny. Jednakże niemal tak samo, a przy tym niezauważalnie dla prawie każdego, oddziałują podatki pośrednie, np. VAT, które są ukryte w cenach wszystkiego. Dla przykładu, paliwo każdy kupuje, i płaci te podatki, niezależnie od wysokości swych zarobków, np. by dojechać do pracy. Biedniejsi większość swych dochodów przeznaczają na podstawowe utrzymanie, co oznacza, że cały ich zarobek jest opodatkowany pośrednio, co nie dotyczy bogatszych, którzy znaczna część dochodów oszczędzają, lub lokują w jakieś interesy. Dość powiedzieć, że aktualnie w Polsce ok 85 % podatkowych wpływów do budżetu państwa pochodzi z podatków pośrednich, z tym, że niektóre z nich dla niepoznaki są nazywane „opłatami”. Ale zło kapitalistycznego systemu podatkowego polega nie tylko na dużej przewadze opodatkowania pośredniego, lecz również i na tym, że opodatkowanie społeczeństwa jest bardzo wysokie, zaś jeszcze ważniejszą – i co za tym idzie skuteczniejszą w dziele zniewalania ludzi - specyfikacją, jest to, że to horrendalnie wysokie opodatkowanie jeszcze nieustannie wzrasta. Trzeba też dodać, ze system fiskalny jest bardzo skomplikowany, do tego ciągle gmatwany, co, z jednej strony, pomaga unikać podatków molochom gospodarczym, a równocześnie umożliwia wyłudzenia VAT-u, w skali roku liczone w miliardach złotych.
Wyliczywszy te wszystkie sposoby kradzieży i rabunku, w ostatecznym rozrachunku, moim zdaniem, zarobki ludzi pracy, jak również emerytury i renty, mają co najmniej trzykrotnie zaniżoną wartość.