Od kilku dni mierzę się z falą hejtu i zarzutów, że „rozbijam polską prawicę”. Że rzekomo zrażam do siebie wyborców Nowej Nadziei i Ruchu Narodowego. Zatrzymajmy się na moment i spróbujmy spojrzeć na to uczciwie, bez emocjonalnej mgły.
To nie ja rozpocząłem ten podział.
Podział zaczął się w chwili, gdy odsunięto Grzegorza Brauna i Janusza Korwin-Mikkego — ludzi, którzy byli kręgosłupem ideowym i sercem tego środowiska. Bez kręgosłupa nie da się stać. Bez serca nie da się porywać ludzi. Śmiem zauważyć więc , że to wy zraziliście do siebie wyborców Brauna i Korwina.
Powiedzmy to jasno, bo udawanie, że tego nie widać, jest dziecinne:
Braun to nie jest polityk „do zaakceptowania”.
Braun to jest polityk, za którym się idzie.
Nie dla sondaży. Nie dla kariery. Z przekonania.
Korwin i Braun byli osią ideową — niewygodną, nieoszlifowaną, czasem drażniącą, ale prawdziwą. To oni nadawali sens. Gdy się ich usunęło, w ich miejsce weszła kalkulacja, marketing, „centrum”, „umiarkowanie”. A centrum nigdy nie tworzy historii. Centrum tylko ją komentuje.
Ironia losu polega na tym, że dziś mówi się o „rozbijaniu prawicy”, podczas gdy wyborców Grzegorza Brauna jest więcej niż wyborców Nowej Nadziei i Ruchu Narodowego razem wziętych. To nie jest opinia — to jest fakt, który coraz trudniej ukrywać.
I teraz rzecz najważniejsza:
nie mam intencji dzielić.
Ja chcę łączyć, ale nie na zasadzie fikcji, tylko na zasadzie prawdy i hierarchii siły.
Historia Polski daje nam tu jasną lekcję.
W czasach największej potęgi Rzeczypospolitej były sojusze, ale były to sojusze skupione wokół silnego ośrodka, wokół wyraźnego przywództwa. Tak buduje się wielkie rzeczy: wokół osi, a nie wokół kompromisu bez kręgosłupa.
Dlatego mówię wprost:
jest dziś jeden naturalny lider prawicy — Grzegorz Braun.
I to jest szansa, nie zagrożenie, dla Ruchu Narodowego i Nowej Nadziei. Szansa na pokojowe, uczciwe zjednoczenie pod jedną nazwą — Konfederacji Korony Polskiej. Pod jedną flagą. Jednym kierunkiem. Jednym sercem.
Jeżeli ta szansa zostanie odrzucona, pozwolę sobie — świadomie — zabawić się w proroka:
w 2027 roku tzw. neokonfederacja nie przekroczy 5% progu wyborczego. Nie z powodu spisku. Nie z powodu hejtu. Tylko dlatego, że zaufanie raz utracone bardzo trudno odzyskać.
To nie jest ultimatum.
To jest diagnoza.
Polityki nie da się prowadzić bez kręgosłupa.
Nie da się jej prowadzić bez serca.
A kręgosłup i serce tej formacji nazywają się: Korwin i Braun.
Reszta to tylko mięśnie — mogą być silne, ale bez osi ciało się przewraca.
Jeżeli naprawdę chodzi o Polskę, a nie o szyldy i ambicje — czas wrócić do prawdy.
Bo historia zawsze nagradza autentyczność.
A koniunkturę — zawsze rozlicza.
Na marginesie – nie jestem politykiem.
Jestem zwykłym obywatelem i uważnym obserwatorem rzeczywistości. To, co piszę, to moja osobista opinia, wynikająca z obserwacji, rozmów i tego, co widzę od lat w polskiej polityce.
Być może tylko ja widzę to w ten sposób.
A być może jest więcej osób, które czują podobnie, ale dotąd milczały.
Jeśli ktoś z Was patrzy na tę sytuację podobnie jak ja — zapraszam do spokojnej, rzeczowej dyskusji w komentarzach.
Bez krzyku. Bez hejtu. Z troski o Polskę.