Cytaty

INTEGRALNY RZYMSKI KATOLICYZM * NACJONALIZM INTEGRALNY * NARODOWY SOLIDARYZM * UNIWERSALIZM * REWOLUCJA KONSERWATYWNA * EUROPA WOLNYCH NARODÓW

PRZECIWKO KOMUNIZMOWI I KAPITALIZMOWI! ZA NARODOWYM SOLIDARYZMEM PAŃSTWA!

PORTAL PUBLICYSTYCZNY FRONTU REX - RNR

Codziennik internetowy (wydarzenia - relacje - artykuły)

„Pro Fide, Rege et Patria” – „Za Wiarę, Króla i Ojczyznę”

PRZEŁOM NARODOWY - jest to projekt polityczny łączący w sobie ideę hierarchiczną z myślą narodową w duchu rzymskiego katolicyzmu, dążący do zmiany obecnego Systemu politycznego w sposób radykalny i trwały

środa, 28 sierpnia 2019

Liberalizm - ideologia podludzi



     W wydanej w 1945 r. powieści „L’âge de raison” Jean-Paul Sartre zawarł znamienne zdanie „człowiek jest więzieniem pozbawionym murów”. Francuski filozof miał tu na myśli człowieka jako jednostkę, tak więc definicję człowieka, którą posługują się liberałowie. Jednostka jest podstawowym podmiotem politycznym liberalizmu, analogicznie jak klasa jest takim podmiotem w socjalizmie, a naród – w nacjonalizmie.

Ontologia i aksjologia liberalizmu
Jednostkę liberałowie definiują przez pryzmat jej wolności negatywnej, to znaczy „wolności od”. Wybitny liberalny filozof, Isaiah Berlin w swym znanym eseju „Dwie koncepcje wolności” (1958) utożsamił ją z „wolnością nowożytnych”, przeciwstawiając ją „wolności pozytywnej”, to znaczy „wolności do”, utożsamionej z kolei z „wolnością starożytnych”. Berlin krytykował „wolność pozytywną”, jako grożącą zamaskowanym totalitaryzmem. Według niego, w wolnym społeczeństwie to jednostka miała samodzielnie wybrać, dla jakiego celu użyć swej wolności. Kwestia ta miała pozostać w gestii indywidualnego osądu jednostki, zaś poza gestią władz i autorytetów publicznych.
Konsekwentnie, liberalna „wolność negatywna” to wolność jednostki od kontroli władz publicznych nad gospodarką, polityką i społeczeństwem obywatelskim; wolność jednostki od dogmatów religijnych i przesądów moralności, kultury i tradycji; wolność jednostki od wszelkiej przestrzeni publicznej i obszarów wspólnotowej odpowiedzialności; wolność jednostki od redystrybucji w obrębie danej wspólnoty zarówno dóbr materialnych jak i niematerialnych (jak ujął to francuski liberalny politolog Philippe Nemo: „wszelka społeczna sprawiedliwość jest głęboko niemoralna”); wolność jednostki od tożsamości etnicznej i wszelkich innych tożsamości zbiorowych (historycznych, zawodowych, rodowych, religijnych itp.).
Liberałowie jednostkę czynią miarą wszechrzeczy; wierzą w święty charakter własności prywatnej; za moralne prawo społeczeństwa uznają równość szans; wierzą w kontraktowy charakter wszelkich instytucji politycznych i społecznych; sprzeciwiają się istnieniu autorytetów społecznych, politycznych i religijnych które miałyby być piastunami ponadjednostkowych prawd; żądają podziału władzy politycznej pomiędzy różne instytucje i mechanizmów ich kontroli przez społeczeństwo obywatelskie; pragną powstania globalnego społeczeństwa obywatelskiego wolnego od partykularnych tożsamości etnicznych, religijnych, historycznych; uważają, że relacje rynkowe tworzą wzór który powinien być odzwierciedlony także na polu życia społecznego, relacji małżeńskich i rodzinnych, mechanizmów politycznych, wierzeń religijnych itp; uważają zachodni liberalny typ cywilizacji i zachodnią drogę rozwoju historycznego za uniwersalny wzór i standard, któremu prędzej czy później poddać się będą musiały wszystkie inne ludy na świecie.

Rzeczywistość państw „realnego (demo)liberalizmu”
Liberalna jednostka to zatem człowiek wyzwolony od wszelkich tożsamości i z wszelkich kręgów przynależności. Człowiek liberalny to „człowiek bez właściwości” (Musil), który szybko staje się „człowiekiem jednowymiarowym” (Marcuse). Społeczeństwo liberalne to „samotny tłum” (Riesman), czyli horda izolowanych od siebie i zarazem wewnętrznie zuniformizowanych jednostek. Społeczeństwo liberalne nie jest organizmem, lecz artefaktem. Jest stworzone sztucznie i ma sztuczny charakter. Powstaje drogą rozerwania naturalnych więzów i wyrugowania naturalnych tożsamości społeczeństwa organicznego, a następnie stłoczenia pozostałych w ten sposób jednostek w anonimową masę. Pozostawiona samej sobie, wobec potężnych sił bezosobowego rynku, bezosobowego prawa, oraz bezosobowych mas społecznych, jednostka staje się w ustroju liberalnym „człowiekiem zewnątrzsterownym”(Riesman).
Liberalizm tworzy „cywilizację represywną” (Marcuse), w której ludzką osobowość, obok uruchamianego też w sytuacjach granicznych przymusu fizycznego, tłamsi się przede wszystkim poprzez podporządkowanie sfery ludzkiego myślenia, kapitalistyczną produkcję, technikę oraz agresywne kreowanie potrzeb. Podporządkowanie sfery ludzkiego myślenia odbywa się przy użyciu intensywnie oddziałujących środków masowego przekazu, które są w stanie zawładnąć nią niemal doszczętnie, nadając irracjonalnej demoliberalnej rzeczywistości pozory racjonalności. W ramach kapitalistycznej produkcji, absolutyzuje się wartość kariery, wydajności i zysku, kosztem twórczości uruchamiającej głębsze pokłady ludzkiej kreatywności i osobowej podmiotowości. Przy pomocy techniki, represywna cywilizacja kapitalistyczna wywołuje nienaturalną fascynację dobrami materialnymi i rozmaitymi „gadżetami”. Rozrywka w kapitalizmie odwołuje się do tych bodźców, które nie pobudzają człowieka do wysiłku i formowania siebie oraz świata wokół siebie, więżąc go miast tego w stanie apatii i otępiałej bierności.
„Współczesne społeczeństwo jest represywne we wszystkich swoich aspektach. (…) nawet komfort, nawet prosperity, nawet rzekome wolności polityczne i moralne są wykorzystywane w represywnych celach” pisze Herbert Marcuse. By społeczeństwo nie odczuwało represywności systemu demoliberalnego, poprzez kapitalizm kieruje się jego uwagę ku potrzebom agresywnym. Są to potrzeby irracjonalne, wywoływane sztucznie, w celu odwiedzenia jednostki od krytyki panującego reżymu i narzucające jej pozornie wygodną i zracjonalizowaną demokratyczną niewolę. Potrzeby agresywne kreowane są przez kapitalizm, by przekształcić ludzi w pozbawionych potencjału twórczego i zdolności krytycznego myślenia „ejolów” (Wells). Służy temu presja na osiedlanie się w anonimowych, dużych miastach; wielogodzinne oglądanie telewizji i marnowanie czasu na internetowych serwisach społecznościowych; kupowanie samochodu i regularne zmienianie jego modelu – podobnie jak telefonu komórkowego, komputera i telewizora; komercyjna turystyka i moda.
Ujednolicane przez kapitalizm potrzeby powodują zintegrowanie człowieka z systemem demoliberalnej cywilizacji represywnej. Nie jest on w stanie ocenić prawidłowo swoich potrzeb, ani całej rzeczywistości społecznej, ponieważ jego osobową podmiotowość tłamsi fałszywa świadomość narzucona przez kapitalizm i konsumpcjonizm. Społeczeństwo demoliberalne jest społeczeństwem o charakterze nienaturalnym i antyintelektualnym. Tworzą je zuniformizowane wewnętrznie liberalne jednostki, które wszystkie myślą tak samo i mają identyczne potrzeby, będąc niewolnikami poprawności politycznej i zglobalizowanego kapitalistycznego rynku. Miraż materialnego dobrobytu odbiera liberalnym jednostkom osobową podmiotowość i pozbawia je krytycyzmu wobec narzuconego demoliberalnego Systemu. Liberalna jednostka to człowiek jednowymiarowy, nie potrafiący odróżnić prawdy od fałszu, przyjmujący mistyfikacje za rzeczywistość, nieświadomy swoich faktycznych racji i interesów (etnicznych, ekonomicznych etc.). Jego myślenie przesycone jest konformizmem, oportunizmem i inercyjnością, co służy podtrzymywaniu demoliberalnej cywilizacji represywnej.
Kłamstwo demoliberalnej cywilizacji represywnej wyraża się w kapitalistycznym micie „klasy średniej”, w której ramach ma dojść do powszechnej społecznej uniformizacji. Pochłanianie kolejnych grup społecznych przez „klasę średnią” nie wyraża się jednak poprzez deproletaryzację i upowszechnienie własności. Współczesnej kapitalistycznej „klasy średniej” nie należy rozumieć na sposób arystotelesowski; jej cechą nie jest praca na swoim i konsumpcja na miarę potrzeb. „Klasa średnia” to fenomen mentalny, wyrażający się w upowszechnieniu kapitalistycznych wzorców konsumpcji i demoliberalnych postaw. Różnice majątkowe w ramach kapitalizmu nie zanikają, lecz narastają. Kominy płacowe wyłączonej spod jakiejkolwiek odpowiedzialności „klasy menedżerskiej” (Burnham) osiągają niebotyczną wysokość. Jej członkowie czytają jednak te same gazety, oglądają te same programy w telewizji, odwiedzają te same miejsca wypoczynku, korzystają z tych samych portali społecznościowych i stosują się do tej samej mody, co zarządzany przez nich korporacyjny proletariat w białych kołnierzykach. Asymilacja kolejnych grup do „klasy średniej” wskazuje więc nie na zanik sprzeczności klasowych, ale na dystrybucję przez kapitalizm wykreowanych sztucznie potrzeb i zadowolenia wśród szerokich mas społecznych, co służy legitymizacji i podtrzymaniu Systemu.
Potrzeby w demoliberalnej cywilizacji represywnej są kreowane sztucznie, nienaturalne i fikcyjne. Podporządkowują człowieka ocenom narzucanym mu przez społeczeństwo w formie mody i poprawności politycznej, oraz rozbudowanej do monstrualnych rozmiarów reklamie. Narzucane przez reklamę i popkulturę agresywne potrzeby rodzą w człowieku wynikające z niespełnienia poczucie frustracji. Zadowolenie ze złudnego dobrobytu, strach przed jego utratą i życiowy konformizm narzucany przez demoliberalne społeczeństwo masowe powstrzymują jednostkę przed krytyką Systemu i jego odrzuceniem. Otumanione fałszywą świadomością liberalne jednostki nie odróżniają co jest prawdą, a co fałszem. Ich wynikająca z niespełnienia w konsumpcyjnym kapitalizmie życiowa frustracja znajduje ujście w bezwzględnym rynkowym egoizmie, chciwości, pogardzie dla ubogich, nienawiści do niechcących podążać kapitalistyczną drogą rozwoju (np. muzułmanów) i napiętnowanych jako tacy przez rządzący establishment, a także w nerwicach, chorobach cywilizacyjnych, kompulsywnych aktach rozpusty etc.
Język demoliberalnej polityki, wbrew demagogii liberałów, nie jest narzędziem komunikowania prawdy i środkiem racjonalnej dyskusji, lecz stał się instrumentem narzucania jednostkom przez rządzącą demoliberalną oligarchię pożądanego przez nią systemu wartości i poprawności politycznej. Demoliberalna polityka splata się z biznesem i rozrywką, przenikana jest przez świat finansów i popkulturę, co tworzy zawikłane i trudne do jednoznacznego zidentyfikowania zależności. Manipulacyjny charakter demoliberalnej polityki odzwierciedla się w języku, którym posługuje się rządząca oligarchia demoliberalna i wysługujący się jej dziennikarze. Społeczeństwo demoliberalne to „społeczeństwo spektaklu” (Debord), gdzie oligarchia, środki masowego przekazu i popkultura tworzą teatr złudzeń, narzucając ludziom fałszywą świadomość, uniemożliwiającą im rozpoznanie opresyjności Systemu i jego odrzucenie, lecz skłaniającą do identyfikacji z nim. Demoliberalna polityka konserwuje zatem System, który cechuje się konsumpcjonistycznym totalitaryzmem, antyintelektualnym konformizmem, kapitalistycznym złodziejstwem i marnotrawstwem. Proces podejmowania decyzji w demoliberalnych systemach politycznych charakteryzują oligarchizacja i technokratyzacja, czyniące przedstawicielską demokrację parlamentarną pustym frazesem.
Środki masowego przekazu stanowią jeden z najważniejszych instrumentów władzy demoliberalnej oligarchii. Tworzą one w umysłach odbiorców zdeformowane wyobrażanie rzeczywistości, ich samych, oraz ich potrzeb. Odpowiadają potrzebom demoliberalnej ideologii, poprawności politycznej i popkultury, nie zaś kształtują osobową podmiotowość człowieka i zdolność do krytycznego myślenia i selekcji informacji. Centralizacja i oligarchizacja środków masowego przekazu na szczeblu narodowym i globalnym sprzyja tłamszeniu organicznych tożsamości regionalnych. Skupienie władzy nad nimi w rękach kilku anonimowych kapitalistycznych koncernów sprawia, że zachowana zostaje ideologiczna i informacyjna jednolitość przekazu w duchu demoliberalnej poprawności politycznej. Środki masowego przekazu narzucają sztuczne potrzeby i sposoby ich zaspokajania. Kształtują odpowiadające kapitałowi preferencje konsumpcyjne, wytłumiając w swoim przekazie treści sprzyjające budowaniu osobowej podmiotowości człowieka i zakorzenianiu go w rodzimej dla niego kulturze. Wszelkie formy zubożenia duchowego, płytkiego kapitalistycznego konsumpcjonizmu, modniarstwa i patologicznej chciwości przedstawiają jako przejawy tego, co postępowe, rozumne i społecznie niezbędne (doktryna TINA-y M. Thatcher).

Liberalizm jako ideologia podludzi
Niczym nie ograniczana „wolność negatywna”, którą mamią nas liberałowie, przybiera więc w rzeczywistości zasięg mikroskopijny, będąc ograniczana niemal do zera przez presję anonimowego rynku, zmuszających do konformizmu mas (Ortega y Gasset), środki masowego przekazu, popkulturę i reklamę, a także manipulacje sprzężonych ze sobą w jedną oligarchiczną całość finansistów i polityków. „Wolność negatywna” w zrealizowanej liberalnej utopii kapitalizmu i demokracji przedstawicielskiej staje się fikcją, okazuje wielkim liberalnym kłamstwem. Liberalnej jednostce zezwala się na „wolność od”, ponieważ rzeczywisty użytek jaki może ona z niej zrobić jest skrajnie zawężony ograniczeniami jej własnej jednostkowej natury oraz minimalnym zakresem spraw nad którymi sprawuje ona bezpośrednią kontrolę. Liberalizm to ideologia totalitarna, w ramach której nie toleruje się ani prawdziwej osobowej indywidualności, ani prawdziwej woli mocy.
Liberalizm to doktryna człowieka miernego, uśrednionego i byle jakiego. Liberalna jednostka zawsze jest miernotą, społecznym konformistą i interesownym oportunistą. Zawsze ulega wyjaławiającej duchowo i intelektualnie presji tłumu (Le Bon), mody, popkultury i poprawności politycznej. Nieprzypadkowo liberałowie to zawsze ludzie przeciętni, banalni, nudni i szarzy. Wszyscy noszą takie same garnitury i wiążą sobie takie same muszki pod szyją, wszyscy powtarzają te same wolnorynkowe frazesy, horyzonty intelektualne żadnego nie wykraczają poza liberalną ideologię atlantyzmu. Myślą to samo, mówią to samo, wyglądają tak samo, zachowują się tak samo, ubierają się tak samo, czytają to samo, kupują to samo, pracują w tych samych miejscach. Myślą o sobie jako o wybitnych indywidualnościach, a są tylko niewyróżniającymi się trybikami w machinie globalnego kapitalizmu, częścią niezróżnicowanej wewnętrznie postmodernistycznej masy społecznej, beczącym na komendę stadem demoliberalnych owiec (Orwell).
Liberalna jednostka jest istotą słabą, nie jest już osobą, tak więc człowiekiem w pełnym tego słowa znaczeniu, lecz raczej demoliberalnym „ostatnim człowiekiem” (Nietzsche) – pogrążonym w konsumpcjonizmie, pracoholizmie, ekonomizmie, niezdolnym już do myślenia ani do twórczości. Liberalnej jednostce można dać „wolność od”, pozwalając jej by wykorzystała ją w dowolny sposób, ponieważ jest jasne, że tak naprawdę nie będzie mogła z tą wolnością nic zrobić. Człowiek wykorzeniony i wyrwany z kręgów społecznej przynależności, stając się liberalną jednostką, tak więc społecznym atomem, staje się człowiekiem słabym. Liberalizm to ideologia ludzi słabych i małych. Nie głosi tak naprawdę „praw człowieka”, lecz „prawa małego człowieka”. Jest doktryną resentymentu zwróconą przeciw temu, co wzniosłe i piękne. W demoliberalizmie i kapitalizmie toleruje się jedynie to, co byle jakie, zwalczając wszystko to, co niepowtarzalne i wyjątkowe. Demoliberalizm i kapitalizm to doktryna przesyconych zawiścią miernot.

„Jednostka jest tym, co przezwyciężone być musi”
To, co w człowieku wzniosłe i szlachetne, pobudzić można odrzucając demoliberalizm i kapitalizm wraz z ich koncepcją jednostki. Do takich właśnie wniosków prowadzi przytoczone na początku zdanie Jeana-Paula Sartre’a, który jako filozof jednostki był też filozofem rozpaczy, zdając sobie sprawę z pustki i beznadziei niesionej przez liberalny i kapitalistyczny indywidualizm. Polska doktryna tożsamościowa to doktryna człowieka wielkiego (homo maximus), którego osobowa indywidualność i podmiotowość ulegają rozbudzeniu i zyskują możliwość realizacji we wspólnocie i w zakorzenieniu. Człowiek staje się podmiotową i twórczą osobą w rodzinie, w etnosie, w kulturze, w tradycji, w ziemi ojczystej, w każdego rodzaju naturalnym kontekście społecznym, przestrzennym i ideowym, w jaki wrasta. Jego wola mocy realizuje się w Imperium, będącym najwyższą kulminacją polityczności oraz najwyższym dostępnym człowiekowi poziomem politycznego zorganizowania.
Nieprzypadkowo osoby w mniejszym czy większym stopniu zbliżające się do doktryny tożsamościowej, będąc nieprzejednanymi wrogami indywidualizmu, są zarazem wybitnymi indywidualnościami i bardzo wyrazistymi osobowościami, niejednokrotnie nie mogącymi się odnaleźć nawet w kilkunastoosobowych grupkach. O jednym z takich myślicieli czytamy: „Droga polityczna (Ernsta) Jüngera wiedzie przez coraz mniejsze grupy i grupki, przez coraz bardziej izolowane, o coraz mniejszym czytelniczym zasięgu czasopisma aż po kółka politycznych ideologów wiodących w berlińskich mansardach i hamburskich piwnicach niekończące się, gorączkowe dyskusje o wszystkim. Późniejszy autor ‚Subtelnych łowów’ należy wówczas do najbardziej radykalnego skrzydła prawicowej opozycji, do ‚trockistów’ prawicy, frondystów z tradycyjnego, mieszczańskiego nacjonalizmu, ale nawet w ramach tych prawicowych sekt zawsze należy do mniejszości pozostając samotnikiem, outsiderem, indywidualistą głoszącym ‚anarchię z prawa’, chodzącym zawsze własnymi ścieżkami i krążącym w ‚czystej stratosferze idei’. Jest ‚radykalnym radykałem’, bezkompromisowym politycznym purytaninem, lancknechtem ducha, ascetycznym wojownikiem idei odrzucającym jakąkolwiek więź z istniejącym systemem parlamentarnej demokracji”. Inny z nich, kolumbijski reakcjonista Nicolás Gómez Dávila mawiał że „Kontrrewolucję trzeba robić samemu. Gdzie dwóch, tam zdrada”.
Liberalna „wolność negatywna” to zatem kłamstwo a liberalny indywidualizm to więzienie ludzkiego ducha. Polska doktryna tożsamościowa chce wyprowadzić człowieka poza mury liberalnego więzienia. Jednostka jest tym, co chcemy przezwyciężyć. Chcemy wywieść człowieka z niewoli solipsystycznego indywidualizmu na świat zewnętrzny; ku wspólnocie, ku religii, ku zakorzenianiu w przestrzeni. Nie chcemy jałowego miotania się wokół tego, co podsuwa nam demoliberalna i kapitalistyczna oligarchia, co zaś okazuje się ostatecznie dla wielkości człowieka pozbawione znaczenia. Nie chcemy indywidualizmu, lecz indywiduacji. Chcemy uznania jedynego naturalnego prawa człowieka, jakim jest prawo do bycia sobą, tak więc „prawo do różnienia się” (de Benoist) i do „realizacji swojej przyrodzonej natury” (Evola). Być sobą, to mieć własną tożsamość, dynamicznie kształtowaną w relacji z jej naturalnym kontekstem społecznym i środowiskowym.
Oznacza to „być w konkretnej przestrzeni” oraz „być w konkretnym czasie” (Heidegger). XIX-wieczny francuski kontrrewolucjonista, Joseph de Maistre napisał „Otóż, nie ma wcale człowieka na świecie. Widziałem w swoim życiu Francuzów, Włochów, Rosjan, etc. Wiem nawet, dzięki Montesquieu, że można być Persem; ale co do człowieka, oświadczam, że nie spotkałem go w życiu; jeśli istnieje, to nic o tym nie wiem”. Liberalna jednostka to abstrakt, który nie istnieje. Sztuczny twór liberalnych ideologów sprokurowany na potrzeby kapitalistów i globalistycznej oligarchii. Jednostki nie ma, są tylko konkretne ludy. Każdy we właściwej mu tradycji, kulturze, przestrzeni, czasie. Każdy jako odrębna i niepowtarzalna wspólnota. Na gruncie polskiej doktryny tożsamościowej postulujemy uwolnienie ludów od tyranii demoliberalizmu i kapitalizmu, by mogły znów stać się sobą. Chcemy, by człowiek odzyskał swoją przyrodzoną osobową naturę, by odzyskał swą ludzką twarz, by napełniony pasjonarnością, w pełni realizował potencjał swojego człowieczeństwa – poza liberalizmem i poza indywidualizmem.

Ronald Lasecki