NA WŁASNE OCZY
Powyższej wiedzy nie wyssałam sobie z palca. Przed laty, jeszcze jako studentka, z ciekawości i niejako w ramach infiltracji przeniknęłam do środowiska, którego zadaniem jest mieszanie w innych państwach. Wystarczyło, że zostałam uczestnikiem pewnego kursu oraz wolontariuszką pewnej organizacji, aby rozeznać co kombinuje sprzedajne towarzystwo za forsę płynącą z Zachodu.
Przechodząc do konkretów, w 2006 roku byłam słuchaczem Akademii Młodych Dyplomatów, organizowanej przez Europejską Akademię Dyplomacji (wcześniej Stowarzyszenie Forum Młodych Dyplomatów) oraz Fundację im. Kazimierza Pułaskiego.
Według oficjalnej informacji AMD to «pogram niezależnej szkoły dyplomacji, prowadzonej przez organizację pozarządową dla kandydatów z różnych państw, chcących przygotować się do przyszłej pracy w służbie dyplomatycznej lub konsularnej».
Od środka zobaczyłam, że z niezależnością nie ma to nic wspólnego, a zamiast uczyć prawdziwej dyplomacji – która oznacza „umiejętność zachowania się w trudnej sytuacji tak, aby nikogo nie urazić i osiągnąć zamierzony cel” – przeszkalano tam ludzi np. do obalania władzy u sąsiadów. Oczywiście robiono to dość subtelnie, np. pod przykrywką niewinnie brzmiącego wydarzenia, któremu miałam okazję przyjrzeć się nieco bliżej.
Będąc słuchaczem Akademii zgłosiłam się jako wolontariuszka do pomocy przy obsłudze międzynarodowej konferencji „Warsaw Regional NGO’s Congress on Civil Society Involvement in Building Democracy” (24-25 marca 2006 rok) organizowanej przy współpracy i pod auspicjami Rady Europy. Dzień wcześniej, 23 marca 2006 roku, FMD otrzymało status organizacji partnerskiej Rady Europy. Przypadek?
Nie sądzę, by był to zbieg okoliczności, że wydarzenie odbyło się tuż po wyborach prezydenckich na Białorusi, które oczywiście wygrał Aleksandr Łukaszenka. Warszawska konferencja miała najwyraźniej między innymi stanowić formę szczekaczki wymierzonej w białoruskiego przywódcę.
Organizatorzy ogłosili, że podczas kongresu «potępiono dyktaturę na Białorusi» oraz «wezwano rządy i społeczność międzynarodową do współpracy z siłami demokratycznymi na Białorusi». Delegaci wzięli również udział w demonstracji zorganizowanej w Warszawie «mającej na celu wsparcie białoruskich sił demokratycznych» [czytaj: podżegali do zdrady i odpalenia kolorowej rewolucji].
Doświadczyłam właśnie déjà vu, gdyż przy okazji najnowszej uchwały Senatu RP, przeczytałam komunikat, z którego wynika, że senatorowie są otwarci na rozmowy z białoruskimi zdrajcami własnego kraju. Najwyraźniej tylko z takimi mogą znaleźć wspólny język. W uchwale ujęli to następująco:
«Deklarujemy gotowość do współpracy z reprezentantami społeczeństwa obywatelskiego Białorusi, w szczególności z Radą Koordynacyjną do spraw Przekazania Władzy w Białorusi, którą traktujemy jako białoruski parlament na emigracji».
OLAĆ DEMOKRACJĘ!
Osobiście nie jestem fanką demokracji, więc zawsze mnie dziwiło organizowanie wyborów wśród Białorusinów. Po co to komu? Przecież państwo białoruskie pod rządami Łukaszenki funkcjonuje nieźle i jest bardzo bezpieczne, co także widziałam na własne oczy.
Podobnie w tej kwestii myśli Janusz Korwin-Mikke, który na platformie X celnie podsumował białoruski spektakl z wyborami.
«(…) Prezydent Białorusi powiedział, że lepsza białoruska dyktatura, niż ukraińska d***kracja. Święta prawda! Tylko dlaczego WEkscelencja co kilka lat urządza wyborcze szopki, składając tym samym hołd bożkowi d***kracji i pozwalając wszelakim warchołom na prowadzenie „agitacji wyborczej” czyli anty-rządowej demagogii? Jak się powiedziało A, to trzeba powiedzieć B.
Niech WEkscelencja odwoła wybory, ogłosi się dożywotnim Dyktatorem – a jeszcze lepiej: Regentem WX Białoruskiego. Dziedzicznego. I tak rosyjscy politolodzy uważają WEkscelencję za Litwiniuka, czyli przedstawiciela WX Litewskiego. I wtedy nikt nie będzie miał pretensji – gdyż z Prawdą ciężko się walczy. I łatwiej będzie bronić się przed zakusami Rosji – bo kto się zgodzi przyłączyć Rosję do Wielkiego Księstwa? (…)».
Swoją drogą, niedawno Duda znowu udowodnił, że nie ma pojęcia o zasadach dyplomacji. Nie stanął do wspólnego zdjęcia na szczycie klimatycznym w Azerbejdżanie, który zgromadził przywódców z wielu państw świata. Powód? Nie chciał być na fotografii z Łukaszenką.
Zdumiewające, że prezydentowi Polski przeszkadza dyktator zza miedzy, który wsadził za kratki towarzystwo podżegające do obalenia władzy. Tymczasem nie przeszkadza mu przywódca państwa okupującego Palestynę, który jest odpowiedzialny za zamordowanie kilkudziesięciu tysięcy niewinnych mieszkańców Strefy Gazy.
Andrzej Duda nie chce podać ręki prezydentowi sąsiedniej Białorusi, który nieprzerwanie wyraża gotowość do wznowienia dialogu z Polską (co byłoby z korzyścią dla Polski). Jednocześnie ten sam Andrzej Duda publicznie zadeklarował parasol ochronny dla premiera Izraela Binjamina Netanjahu, który jest ścigany za zbrodnie wojenne i zbrodnie przeciwko ludzkości.
Czy potrzeba bardziej dobitnych dowodów na to, że Polską nie rządzą Polacy?
Za: piwar.info/polskojezyczni-szczekacze-vs-wybory-prezydenckie-na-bialorusi/