Jeśli potwierdzą się plotki o starcie Grzegorza Brauna w wyborach prezydenckich (już się potwierdziły - przyp. Redakcji Rexbloga) , to DALEKO BARDZIEJ WAŻNIEJSZE (!!!) będzie nie to, by Karol Nawrocki zwyciężył w drugiej turze z Rafałem Trzaskowskim (bo nie oszukujmy się, najprawdopodobniej to właśnie ci dwaj kandydaci się w niej zmierzą) – choć oczywiście wygrana Trzaskowskiego byłaby dla Polski NIESZCZĘŚCIEM i powinno się podjąć wszelkie starania, by do niej nie dopuścić! – lecz by Braun osiągnął LEPSZY WYNIK od Sławomira Mentzena!
Jako się rzekło, zwycięstwo Trzaskowskiego będzie dla Polski nieszczęściem, lecz (może jestem tu zbytnim optymistą, zobaczymy…) sądzę, że jako Polacy mimo wszystko jakoś sobie z nim poradzimy i go przeżyjemy (tzn. mam na myśli to, że ten facet primo totalnie się skompromituje swoją indolencją podczas sprawowania urzędu prezydenta kraju i secundo, inicjując i popierając tak skrajnie progresywne działania doprowadzi do wzburzenia i oporu społecznego, przez co na drugą kadencję będzie zwyczajnie niewybieralny i kolejne wybory przegra z kretesem)
Jednakże lepszy wynik Memcena od Brauna będzie dla polskiej prawicy (i oczywiście tym samym Polski jako takiej dosłownie PRAWDZIWĄ TRAGEDIĄ!
Pozwoli bowiem zabetonować, „zalegitymizować” i „usprawiedliwić” obecny haniebny kurs Konfederacji, czyli „dryf ku centrum” – przez co w zasadzie przestała być ona siłą kontrrewolucyjną i tym samym nie służy już Polsce, lecz stała się siłą dla ojczyzny wręcz szkodliwą (gdyż dryfując w stronę demoliberalnego systemu tym samym utwierdza go, wzmacnia, legitymizuje i po prostu staje się jego częścią…).
Natomiast przeskoczenie „człowieka zwanego Memem” przez Brauna przyniosłoby dla polskiej prawicy skutki prawdziwie ozdrowieńcze!
Pozwoliłoby te niszczące, memceńskie centrowe trendy zatrzymać i odwrócić oraz uczyniło z Konfederacji siłę na nowo wyraziście prawicową (i wprost antyunijną). W takim wypadku, wobec jednoznacznego „wskazania elektoratu” i „werdyktu (konfederackiego) ludu” (którym wszak non stop wyciera sobie gębę powołując się non stop na te całe „badania fokusowe” – lol xD) Memcen (gdyby miał w sobie trochę honoru) musiałby zrezygnować z szefowania Nowej Nadziei, do której powróciłby Korwin (choć może, ze względu na wiek, już raczej jako „tylko” prezes honorowy, niźli „zwykły”) oraz zasiadania w „Radzie Liderów” Konfederacji (a jeśli nie satysfakcjonowałoby go bycie „zwykłym” posłem, to wręcz wyłączyć się z polityki jako takiej, sama zaś Nowa Nadzieja, jakkolwiek to nie jest i nie będzie braunowa Korona, to jednak pod wodzą jakiegoś nowego, „kumatego” prezesa też mogłaby zacząć przejawiać ideowy rigcz, jak (pomijając gospodarczy liberalizm, który jest oczywiście immanentną cechą tej formacji) w czasach korwinowych, kiedy to otwarcie głosiła sensowne poglądy geopolityczne, społeczne i obyczajowe (choć rzecz jasna pod inną, wcześniejszą nazwą, jako KORWiN).
Do tego Ruch Narodowy też musiałby się dostosować do tej fali i plastelinowego Bosaka mógłby zastąpić co by nie mówić bardziej sensowny ideowo, niedawno „ożywiony” Winnicki. A pomijając już wszystko inne, za „wizerunkową reprezentantkę Konfederacji” (jak sama zresztą o sobie mawia) robiłaby nie jakaś karyna Zajączkowska, lecz dystyngowana, taktowna i umiejąca się zachować w każdej sytuacji Marta Czech… A choćby dla tego jednego powodu byłoby warto, żeby rozpisany tu scenariusz ziścił się, tzn. Braun ostatecznie w prezydenckim wyścigu wystartował, „przeskoczył” Memcena, a najlepiej jeszcze, by zdobył wynik dwucyfrowy!
Za: facebook.com