Tadeusza Kościuszkę hołubiono w
Polsce praktycznie zawsze. Doceniało go społeczeństwo w XIX wieku, wzór
widziały w nim elity II Rzeczypospolitej, w PRL dowódca widniał na
banknotach, a kult nie zamarł i w III RP. Zadziwiająca zgodność i
łatwość z jaką akceptuje się ów „kanon patriotycznych cnót” jest co
najmniej zastanawiająca. Czy na pewno naczelnik insurekcji z roku 1794
to postać krystaliczna?
Tadeusz Kościuszko zmarł dokładnie 200 lat temu, 15 października roku
1817 w szwajcarskiej Solurze w chwili, gdy nad Wisłą istniało od
kilkunastu miesięcy Królestwo Polskie, organizm (wtedy jeszcze)
stosunkowo niezależny od caratu, z którym związany był unią personalną.
Mimo tego naczelnik insurekcji kościuszkowskiej (czyli de facto dowódca w wojnie polsko-rosyjskiej) już od dłuższego czasu przebywał na emigracji.
Wojskowy dowódca nie chciał bowiem firmować swoim nazwiskiem
Kongresówki, podobnie jak nie popierał wcześniejszego
quasi-niepodległego tworu państwowego, stworzonego przez zrewoltowanych
Francuzów i ich wodza Napoleona Bonapartego, Księstwa Warszawskiego. A
ewentualne poparcie projektu przez Kościuszkę znaczyło wiele, gdyż przez
dekady publicznej (głównie wojskowej) aktywności, jego nazwisko zaczęło
być znane, a sam dowódca szybko, jeszcze za życia, stał się swego
rodzaju „autorytetem moralnym”.
W dystansie do poczynań Napoleona nie chodziło jednak Najwyższemu
Naczelnikowi Siły Zbrojnej Narodowej o niechęć do niesionych na
francuskich bagnetach ideałów rewolucyjnych, a o brak jednoznacznego
poparcia przez Cesarza Francuzów sprawy polskiej. Gdyby taki gest został
wykonany, to radykalizm Paryża nie stanowiłby dla Kościuszki żadnego
problemu. Problemem byłaby raczej… niedostateczna rewolucyjność
Napoleona. Polski dowódca uważał go za grabarza republiki, czyli
człowieka o zbyt… zachowawczych przekonaniach.
W ten sposób dochodzimy do zasadniczego punktu ideologicznej
biografii Tadeusza Kościuszki. Swój polski patriotyzm naczelnik złączył z
postępowymi „wartościami” do tego stopnia, że za postać godną
naśladowania można go uznać wyłącznie zakładając rewolucyjne okulary.
Właśnie ta opcja ideowa była Kościuszce zdecydowanie najbliższa.
Walczył bowiem – i nikt tego nie podważa – o Polskę niepodległą (kwestia
słuszności podejmowanych decyzji i działań to wątek odrębny). Była to
jednak Polska konkretnie sprofilowana ideologicznie. Nie było w
„Rzeczpospolitej marzeń” naczelnika miejsca ani na monarchę ani realny
wpływ Kościoła katolickiego na sprawy społeczne.
„Albowiem wszelkie ciało udzielne w narodzie będzie działało przeciw
poczynaniom rządu, przy którym będą istniały utajone rewolty,
konspiracje, w które niestety obfituje historia; nie można spodziewać
się, że zmienią postępowanie, gdyż w ich interesie leży istotnie
fascynowanie oczu ludu kłamstwem, strachem przed piekłem, dziwacznymi
dogmatami i abstrakcyjnymi czy też niezrozumiałymi ideami teologii” –
pisał Tadeusz Kościuszko w liście do księcia Adama Czartoryskiego w roku
1814 uznając prawdy głoszone przez duchowych za kłamstwo, dogmaty za
dziwactwo, a mówienie o rzeczach ostatecznych za straszenie chłopów w
celu manipulowania tą grupą społeczną. Stąd bardzo blisko do Marksowej
tezy o religii jako opium dla ludu, przetłumaczonej później przez Lenina
na warunki rosyjskie jako „religia to gorzałka dla ludu”.
Można próbować twierdzić, że negatywny stosunek naczelnika do
Kościoła katolickiego był charakterystyczny dla poglądów wyrażanych
przezeń w ostatnich latach życia. Nie ma jednak dowodów, że Kościuszko
dokonał wolty ideowej, a wcześniej, w chwili gdy na polu bitwy walczył o
Polskę, doceniał społeczną rolę Kościoła.
Był on bowiem dzieckiem swoich czasów w wielu aspektach, także w
wymiarze ideologicznym. Można by nawet zaryzykować stwierdzenie, że
Tadeusz Kościuszko i oświeceniowe paradygmaty to niemal jedność: to co
bowiem głosili ówcześni filozofowie, naczelnik będący bohaterem pokoleń
Polaków, próbował wcielać w życie. Dowiódł tego bijąc się za swoje
ideały nie tylko w kraju, ale i za granicą. Jako żołnierz służył bowiem w
tworzących się właśnie republikańskich Stanach Zjednoczonych, a za
walkę o oświeceniowo rozumianą wolność otrzymał od Francji (rewolucyjnej
oczywiście) tytuł Obywatela Francji.
Uwagę w tym kontekście przyciąga również moment wybuchu insurekcji
kościuszkowskiej. Powstanie rozpoczęło się w marcu roku 1794, w chwili,
gdy jego przygotowanie pozostawiało wiele do życzenia. W tym czasie
rewolucyjna Francja toczyła wojny z europejską koalicją, skonsolidowaną
po ścięciu w roku 1793 Ludwika XVI. Paryż bez trudu można wskazać jako
ośrodek zainteresowany zaangażowaniem mocarstw Europy Środkowej (Rosji,
Austrii i Prus) w sprawy polskie. Kościuszko natomiast już w roku 1793
przebywał z tajną misją we Francji z zadaniem zaprezentowania planu
wzniecenia nad Wisłą powstania. Ostatecznie rewolucyjne władze nic
Polakom nie obiecały, ale jednocześnie zachęcały do walki.
Kościuszko jednak nie tylko walczył z bronią w ręku o realizację
swoich poglądów. Również pouczał niezbyt wolnościowych, jego zdaniem,
liderów tworzącego się państwa amerykańskiego. Sugerował, by Indianom i
niewolnikom (głównie murzyńskim) nadać prawa, jakimi chciałby obdarować
chłopów w Polsce swoich marzeń. Z kolei w chwili, gdy naczelnik miał
największy wpływ na Rzeczpospolitą – podczas insurekcji – próbował
głębiej zintegrować kolejną „wykluczoną” grupę, innych przedstawicieli
„proletariatu” owego czasu – Żydów (poprzez utworzenie Pułku
Lekkokonnego Starozakonnego).
Czy więc w tej etnicznej i (mówiąc językiem marksizmu) klasowej
wrażliwości kryje się tajemnica sukcesu Tadeusza Kościuszki, bohatera
Polski i Polaków w różnych sytuacjach politycznych?
Odpowiedź ta z pewnością nie jest kompletna, gdyż wiedza o poglądach
naczelnika insurekcji z roku 1794 w całości społeczeństwa ma znamiona
szczątkowej. Niewątpliwie jednak narodowe elity zawsze miały świadomość
lewicowości bohatera. Skoro więc dowódca mógł być czczony w każdym
ustroju i sytuacji społecznej (np. w Rzeczypospolitej Krakowskiej,
organizmie o ustroju mieszczańsko-elitarystycznym, w którym to usypano
Kościuszce w Krakowie kopiec), to najwyraźniej jego przekonania nie
stanowiły problemu.
Świadczy to o dwóch smutnych, z punktu widzenia katolika i
konserwatysty, prawdach. Po pierwsze wielu wpływowych intelektualistów i
działaczy patriotycznych stawiało i wciąż stawia walkę
niepodległościową wyżej od zasad duchowych, albo przynajmniej bez
problemu akceptuje antyklerykalne poglądy, jakich przedstawicielem był
Kościuszko.
Po drugie polski patriotyzm, za sprawą różnych wydarzeń historycznych
z końca XVIII wieku, gdy Rzeczypospolita upadła w trakcie próby
reformowania państwa w duchu oświeceniowym, dość silnie zespoił się z
niektórymi doktrynami politycznymi dominującymi w epoce oświecenia.
Klasycznym przykładem tego jest republikanizm, wyznawany także przez
Tadeusza Kościuszkę. Umiłowanie takiej formy rządów zawładnęło sercami
zarówno XIX-wiecznych liderów ruchu niepodległościowego jak i – w
jeszcze większym stopniu – dzisiejszymi przedstawicielami tzw. obozu
patriotycznego. Bez większych zastrzeżeń akceptują oni cały bagaż
ideologiczny naczelnika insurekcji z roku 1794, chociaż jest on w
niemałym stopniu sprzeczny z zasadami katolickimi, do których się
odwołują.
„Patrz Kościuszko na nas z nieba” – pisał romantyczny poeta Rajnold
Suchodolski, najbardziej znany ze śpiewanego dzisiaj wiersza „Witaj
majowa jutrzenko” o konstytucji 3 maja. Oczywiście nie znamy
pośmiertnych losów duszy Naczelnika, jak najsprawiedliwszy Sędzia – Pan
Bóg. Nie znał też losów dowódcy jego piewca – Suchodolski. Jako katolicy
mamy obowiązek modlić się za każdego zmarłego, w tym za duszę Tadeusza
Kościuszki. Nie uniemożliwia nam to jednak dokonania, opartej na
dostępnej wiedzy historycznej, analizy poglądów i dokonań naczelnika. A
bezapelacyjnie stwierdzić należy, że nie wpisują się one w kanon
katolickiej wizji państwa oraz społeczeństwa.
Dlatego też dzisiaj, 200. lat po śmierci Kościuszki, trzeba poważnie
zastanowić się nad dalszym propagowaniem kultu rewolucjonisty. Polsce i
Polakom przyda się głęboka refleksja i gruntowny przegląd kanonu
„narodowych bohaterów”, a naczelnikowi insurekcji z roku 1794 od
szkolnych akademii, wierszyków i sejmowych braw na pewno bardziej
potrzebna jest modlitwa.
Michał Wałach