W środę, 3 kwietnia, trwała w Warszawie manifestacja rolników
organizowana przez ruch Agro Unia. Protestujący przemierzyli trasę od placu Zawiszy do
ronda Dmowskiego, a potem przeszli pod Sejm. Akcja trwała od 8 rano do
około 16.
- Manifestacja jest całkowicie legalna. Ma pokojowy charakter.
Będziemy maszerować, mamy transparenty, syreny strażackie. Będziemy
słyszalni, chcemy, by o naszych problemach dowiedziało się jak najwięcej
mieszkańców kraju. Liczymy na rozmowy, także na to, że ktoś z
rządzących do nas wyjdzie - mówi Marta Przybyś, sadownik i lider Agro
Unii w Świętokrzyskiem. - Zaczniemy protest na placu Zawiszy, następnie
przejdziemy na rondo Dmowskiego. Demonstracja potrwa do 15, 16.
Przemarsz z placu Zawiszy planowany jest około 13 Alejami Jerozolimskimi
w kierunku centrum, na rondo Dmowskiego.
W sumie z całego kraju przyjedzie około półtora tysiąca rolników.
Jak nam przekazywała przed protestem Marta Przybyś, rolnicy czują się
rozgoryczeni, że zamiata się ich problemy pod dywan i do opinii
publicznej rządzący wraz z ministrem rolnictwa podają informację, że
rolnictwo ma się dobrze. - Jeżeli nie rozwiąże władza naszych problemów,
to upadniemy, zbankrutujemy - zaznacza. Przypomnijmy, że Agro Unia
walczy przede wszystkim o znakowanie krajowej żywności polską flagą i
wprowadzenie przepisów gwarantujących 51 procent produktów polskich na
półkach sklepów wielkopowierzchniowych. Ponadto domaga się audytu
związków, firm i organizacji rolniczych i wprowadzenia embarga na węgiel
z Rosji do Polski.
Protestowi nadano hasło "Manifestacja poparcia strajkujących rolników",
Agro Unia zachęca do przyłączenia się do akcji mieszkańców Warszawy i
rozmów.
Akcję zabezpieczają policjanci.
Po godzinie 8.30 do rolników na placu Zawiszy dołączyła grupa
taksówkarzy. Oni z kolei protestują przeciwko nielegalnym przejazdom.
Rolnicy maszerują wokół ronda na placu Zawiszy. Czarną trumnę, na której
położyli flagę Polski, ustawili przy podeście, umieszczono na niej
klepsydrę z napisem "Polskie Rolnictwo"
- Dziś wiemy, że około 300 gospodarstw w Polsce zostało zamkniętych
niezgodnie z prawem - mówił głośno Michał Kołodziejczak, lider ruchu
Agro Unia w kraju. - Dziś niektórzy cieszą się, że nastał lepszy czas,
ale co z tymi, którzy nie dotrwali. Są z nami producenci owoców,
truskawek, malin, którzy już w obawie patrzą na nadchodzący sezon. To,
co dziś pokazujemy, jest odpowiednią symboliką, by ukazać, jak małej
grupy ludzi potrzebna, by dużej rzeszy lekko przeszkodzić. My w
Warszawie nie będziemy przeszkadzać nie wiadomo jak długo, wychodząc na
przeciw prośbom Urzędu Miasta, nie będziemy protestować do 18,
zakończymy wcześniej. A już o 10 wyślemy głos w wielu miejscach w
Warszawie. O 10 zawyją syreny, będzie to głos rozpaczy, ostatni krzyk
polskiej wsi. Dziś zmagamy się z problemami rolnictwa, bardzo często to
źle zorganizowany handel i błędna polityka. Jest nas maksymalnie
najmniej, by symbolicznie pokazać, jak zostaliśmy odcięci od rynków
zbytu. Tak jak zostało odcięte jedno miejsce w Warszawie, tak nam
odcinają jeden bądź dwa rynki zbytu, a dodatkowo nie wprowadzając
odpowiednich reguł handlu. My, polscy rolnicy, zostaliśmy w pewien
sposób sprzedani biznesowi zagranicznemu - wyjaśniał Michał
Kołodziejczak. Lider Agro Unii domaga się dymisji ministra rolnictwa
Jana Krzysztofa Ardanowskiego.
Marta Przybyś, sadownik z powiatu sandomierskiego i liderka Agro Unii w
Świętokrzyskiem, przypomniała historię programu stabilizacji cen jabłek,
zwanego potocznie skupem interwencyjnym, zainicjowanego przez ministra
rolnictwa, a realizowanego przez spółkę Eskimos. - Ludzie, którzy po 15
grudnia oddali jabłka, nie dostali do dziś pieniędzy. Najpierw minister
zachęcał, namawiał, a potem w końcu listopada przestał się przyznawać do
tego programu, do współpracy ze spółką Eskimos. Dzwoniąc do
ministerstwa, słyszę, że problem to mają sadownicy i firmy skupujące,
nie minister, nie Eskimos, nie KOWR [Krajowy Ośrodek Wsparcia Rolnictwa
udzielił gwarancji kredytowej spółce Eskimos, kredytu udzielił BOŚ
Bank]. Minister robi wielki szum, bo wysypaliśmy cztery big bagi [duże
torby o ładowności około tony - red.] jabłek, a nikt nie zajął się tym,
że w sadach zostały owoce. Nie tylko jabłka, także owoce miękkie. Teraz
zaczynamy nowy sezon prac i nie mamy za co kupić środków, wykonać
zabiegów. Z czego mam żyć, z czego mamy utrzymać gospodarstwa i rodziny.
Nie chcemy pieniędzy, chcemy być traktowani, jak normalni ludzie i
chcemy mieć możliwość normalnego życia i funkcjonowania, a do tego
potrzebne nam są odpowiednie przepisy - mówiła Marta Przybyś do
zebranych.
O godzinie 10 zawyły syreny w całej stolicy. -To głos rozpaczy,
ostatni krzyk polskiej wsi - mówił Michał Kołodziejczak.
O godzinie 12 rolnicy maszerowali przez Warszawę na rondo Dmowskiego.
Nieśli trumnę, flagi Polski, transparenty z hasłami: "Bez polskiej
żywności nie ma suwerenności", "Stop niemieckiemu dumpingowi",
"Wstrzymać import starego mięsa z Niemiec i Danii". Słychać syreny i
pieśni patriotyczne.
Liczni przechodzący obok mieszkańcy ich pozdrawiali, robili im zdjęcia,
filmowali.
Na rondo Dmowskiego rolnicy dotarli o godzinie 13.
Michał Kołodziejczak zwrócił uwagę na potrzeby zmian w rządzie,
zaapelował o zmianę na fotelu ministra rolnictwa i wprowadzenie
odpowiednich przepisów dotyczących handlu. Zaznaczył, że ma nadzieję, że
w tym roku nie wleją się do Polski owoce miękkie zza granicy. -
Importujemy coraz więcej produktów z Ukrainy, w imię czego? W imię czego
mamy być parobkami Polski i całego świata? I w imię czego mamy
sprzedawać nasze produkty za grosze, a zagraniczne korporacje będą
sprzedawały za kilka albo kilkanaście złotych, tylko dlatego że mają
dostęp do rynku, który został im dany przez rządzących miastami - mówił
lider Agro Unii. - My na to nie pozwolimy. Polski rolnik walczył wieki
temu, i będzie walczył dziś. Ci, którzy nazywają nas tymi, którzy
wychodzą na barykady by zrobić interes polityczny, po prostu mierzą
swoją miarą, nie dajmy się zwariować - zaznaczył. Podkreślił, że nie
walczą o pomoc w formie pieniędzy, ale o wprowadzenie przepisów, które
pozwolą na sprzedaż produktów i utrzymanie dochodowości gospodarstwa.
Przed godziną 14 manifestujący rozpoczęli marsz pod Sejm. Szli już
chodnikiem. Przed 15 osiągnęli cel trasy, ale po chwili ruszyli dalej.
Cały czas wyły syreny.
Przed 16 znajdowali się przed Ministerstwem Rolnictwa i Rozwoju Wsi.
Chcieli wejść do środka, by porozmawiać z ministrem rolnictwa. Budynek
został otoczony przez policję.
Akcję manifestacyjną kończą około godziny 16 syreny oraz płynąca z
głośników "Rota", którą Agro Unia przyjęła za hymn.
- Idziemy godnie z podniesioną głową. Takiemu rozbijaniu naszej grupy
mówimy "nie". Nie tak dawno policjanci strajkowali , w pewien sposób
zaszantażowali kraj i osiągnęli swój cel. My nikogo nie szantażujemy,
takie siłowe rozbijanie jeszcze bardziej nas zjednoczy. Chcemy
dowiedzieć się kilku rzeczy i wpłynąć na politykę, która decyduje o
naszej przyszłości. Po wysłuchaniu "Roty" będziemy dalej szli skupieni,
nie damy się rozbić - finiszuje Michał Kołodziejczak środową
manifestację.
- Przed ministerstwem rolnictwa wynegocjowaliśmy, by wpuścili nas
do środka budynku. Zgodzili się na dwie osoby z Agro Unii i dwóch
dziennikarzy Polsatu. Z ruchu byłam ja i Michał Kołodziejczak. Najpierw
była mowa, że minister jest, a w środku okazało się, że go nie ma -
dodawała Marta Przybyś. - Chcieliśmy się dowiedzieć, jak wygląda kwestia
zrealizowania naszych postulatów, przepisów, nad którymi ministerstwo
ponoć pracuje. Ale usłyszeliśmy, że ministra nie ma, prawdopodobnie jest
w Sejmie, zostanie tam do późnych godzin. Mimo zapewnień, że chce z
nami rozmawiać, minister do nas nie wyszedł. Brakuje tej satysfakcji,
kiedy nie udało się z władzami spotkać. Czujemy się zlekceważeni.
Rozpacz wśród rolników jest już tak duża, że liczni chcieli zostać pod
ministerstwem i czekać na powrót szefa resortu.
Za: https://echodnia.eu/swietokrzyskie/protest-rolnikow-w-warszawie-3042019-w-manifestacji-okolo-30-rolnikow-ze-swietokrzyskiego/ar/c8-14019385