Stan wojenny był
złem, który według dokumentów znalezionych w rosyjskich archiwach przez
dysydenta Władimira Bukowskiego, stanowił inicjatywę Wojciecha
Jaruzelskiego i nie wynikał z zagrożenia inwazją wojsk sowieckich na
Polskę, lecz stał się zbrojnym wystąpieniem krajowych sił przemocy
komunistycznej, które bały się utraty swej władzy. Sama logika
podpowiada, że sytuacja międzynarodowa ZSRR – zaostrzanie się konfliktów
z USA i niosąca ogromne problemy okupacja Afganistanu - nie pozwalała
mu na otwieranie kolejnego frontu walki z Zachodem i podejmowanie ryzyka
militarnej rozprawy z zawsze nieobliczalnymi Polakami. Najlepiej
rozumiał to szef KGB i stosunkowo krótkotrwały sekretarz generalny
KPZR(listopad 1982 - luty 1984) Jurij Andropow, który stwierdził, że
lepiej stracić Polskę niż cały obóz socjalistyczny i sam Związek
Sowiecki. To Andropow opracował ogólny plan pokojowych zmian zwanych
„pierestrojką” i wyznaczył do ich realizacji Michaiła Gorbaczowa, co
przyniosło miękkie przejście z systemu komunistycznego do kapitalizmu w
samym ZSRR i większości państw tzw. demokracji ludowej w Europie.
Oczywiście było to dużej mierze wielkie złodziejstwo i ukartowana
demoralizacja głównie rosyjskiego narodu , ale systemowo zakończyło
definitywnie erę marksizmu-leninizmu w jego skrajnie ekspansjonistycznej
postaci.
Jaruzelski posiadał w
tych latach dyktatorską władzę, Sowieci mieli własne problemy i nie
zawracali sobie nim głowy. Mógł on śmiało pójść drogą
ekonomiczno-narodowej kontrrewolucji generała Augusto Pinocheta i
wykorzystać okres swego panowania do wprowadzenia gospodarki rynkowej
typu autorytarnego z kontrolą narodową nad systemem finansowym i
strategicznymi dziedzinami przemysłu. Tu nie chodziło najbardziej o to,
że Jaruzelski prowadził politykę ograniczonego terroru i kneblował
opozycję. Niekiedy dla ratowania państwa i substancji narodowej, tak
trzeba robić, co udowodnił wymieniony Pinochet lub wcześnie generał
Francisco Franco. Jednak u Jaruzelskiego zdławienie anarchistycznej i
trockistowskiej w pewnym fragmencie Solidarności, nie miało na celu
uporządkowania sytuacji w kraju, wzmocnienia autorytetu władzy i
wreszcie przeprowadzenia niezbędnych reform o charakterze
narodowo-wolnorynkowym. Jaruzelski był przykładem – jak niegdyś
Piłsudski – dyktatora anachronizmu. Z bezsensownym uporem bronił
„zdobyczy socjalizmu”, podkreślając to prawie w każdym przemówieniu, nie
usprawniał w żaden sposób aparatu rządzenia, jak i gospodarki, tkwił w
hasłach marksistowsko-leninowskich, pogłębiał pustkę ideowego życia
Polaków, którzy socjalizm i propagandę PRL-u już dawno odrzucili. W
okresie swego panowania, Jaruzelski cofnął praktycznie Polskę pod
względem wolności politycznych i poziomu życia do czasów
„średnio-późnego” Gomułki, bo Gierek był przy nich obu „wolnościowcem”
pełną gębą – biorąc pod uwagę uwarunkowania realnego socjalizmu i przez
pewien czas zapewnił nawet społeczeństwu namiastkę dobrobytu. Trzeba też
oddać sprawiedliwość Gomułce, który odznaczał się myśleniem
państwowo-narodowym(jak na komunistę) i potrafił broniąc polskich
interesów, wdawać się w ostre spory z Moskwą, rodzimymi syjonistami oraz
germanofilami, doprowadzając do uznania polskich granic zachodnich
przez Republikę Federalną Niemiec. Jaruzelski takich cech nie posiadał.
Jaruzelskiemu
beznadziejna odbudowa komunizmu, zajęła czas do połowy lat 80. XX wieku.
Dopiero pojawiający się błyskawicznie na horyzoncie krach
socjalistycznych złudzeń na światową skalę i zagrożenie swojej pozycji
wszechwładnych panów w państwie, obudził(na nieszczęście Polski)
wyższych aparatczyków PZPR z błogiego snu. Jaruzelski wyznaczył resort
Kiszczaka do podjęcia wstępnych rozmów z przefiltrowaną pod względem
braku sympatii do idei narodowej i chętną kosmopolityzmowi „opozycją”.
Nadawali się ku temu wspaniale KOR-owcy i ich desant pseudozwiązkowy z
Wałęsą na czele, posiadający dodatkowo znakomite notowania wśród
soc-liberałów i syjonistów na Zachodzie. To oni – z rekomendacji
Michnika, Wałęsy i reszty – uznali ekipę Jaruzelskiego za swych
„polskich” sojuszników, którzy nie pozwolą w porozumieniu z KOR-owcami
odrodzić Polski Suwerennej i Narodowej. Sam Jaruzelski zdobył specjalnie
uznanie brytyjskiego potentata wydawniczego,antypolskiego Żyda i
hochsztaplera finansowego Roberta Maxwella-Hocha, który wydawał książki z
jego przemówieniami i „wiekopomnymi” przemyśleniami(Maxwell-Hoch zginął
w tajemniczych okolicznościach w 1991 r. i został pochowany za zasługi
dla Izraela na Górze Oliwnej). Tym sposobem kształtował się Okrągły Stół
– druga zbrodnia Jaruzela, być może gorsza od stanu wojennego. Nad
przyszłością naszego kraju radzili przy tym meblu prymusi
filosemicko-socliberalnego postępu z obu stron. Frakcja liberałów z PZPR
i pogrobowcy KOR, stworzyli de facto wizję III Rzeczypospolitej
Żydowskiej, w której przymusowo będziemy żyć nie wiadomo jak długo .
Wszystkim u zarania kierował Jaruzelski, jako dyktator schyłkowego
PRL-u. Gdyby chciał Okrągłego Stołu w składzie - frakcja narodowa w
PZPR, organizacje koncesjonowanych, nacjonalizujących katolików i
opozycja endecko-narodowo-radykalna, to tak by się stało, tym bardziej,
iż te siły polityczne rozumiały konieczność współpracy z Rosją, która
odrzucając komunizm, stawała się wrogiem światowego żydostwa. Ale
Jaruzel siedział już w kieszeni zachodniego syjonizmu oraz
soc-liberalizmu i promował agentów tych ideologii w PZPR i w „opozycji
demokratycznej”, przygotowując ich do zbliżającego się rządzenia
państwem i począł wykonywać zachodnie dyrektywy niszczenia polskiego
kapitału i gospodarki, co rozpoczęło się na dobre za premierostwa
Mieczysława Rakowskiego.
Jeśli sądzimy
Wojciecha Jaruzelskiego za stan wojenny, to trudno zapomnieć mu
ukoronowania tego aktu zdrady narodowej poprzez oddanie władzy
syjonistycznej klice KOR-u, która od początku powołania rządu Tadeusza
Mazowieckiego podjęła oficjalne działania na rzecz unicestwiania kultury
narodu i nadawania jej żydowskiego charakteru oraz realizacji planu
wykończenia rodzimej ekonomi według wytycznych programu
Sachs-Balcerowicz.. Wielki był w tej antypolskiej operacji udział
Jaruzelskiego i wielka jego wina, przy której blednie nawet sam stan
wojenny.
ROBERT LARKOWSKI