PREZENTUJEMY NIEPUBLIKOWANY
DOTYCHCZAS, TEKST AUTORSTWA ROMANA DMOWSKIEGO POŚWIĘCONEGO UKRAINIE.
MATERIAŁ POCHODZI Z ARCHIWUM MINISTERSTWA SPRAW WEWNĘTRZNYCH I
ADMINISTRACJI
- Wyzwolenie narodowości
Jednym z ważniejszych zagadnień naszej polityki zarówno wewnętrznej,
jak i zewnętrznej – jest kwestia ukraińska. Pojmuje się ją powszechnie
jako jedną z kwestii narodowości, które się obudziły do samoistnego
życia w dziewiętnastym stuleciu, podniosły swą mowę z narzecza ludowego
do godności języka literackiego, a w końcu osiągnęły niezawisły byt
państwowy. W tym pojęciu, na mapie Europy – zjawienie się odrębnego
państwa ukraińskiego – jest tylko kwestią czasu i to niedalekiego.
Jest to pojęcie zbyt proste. Kwestia ukraińska w obecnej swojej
postaci daleko wykracza poza granice miejscowego zagadnienia
narodowości: jako kwestia narodowości – jest ona o wiele mniej
interesująca i mniej doniosła, niż jako zagadnienie
gospodarczo-polityczne, od którego rozwiązania zależą wielkie rzeczy w
przyszłym układzie sił nie tylko Europy, ale całego świata. To jej
znaczenie trzeba przede wszystkim rozumieć, ażeby móc w niej zająć
jakiekolwiek świadome własnych celów stanowisko. Nie licząca się z nim
polityka ukraińska będzie niepoczytalną.
O kwestiach narodowości, których cały szereg historia dziewiętnastego
i początku dwudziestego stulecia wysunęła i rozwiązała, trzeba w ogóle
powiedzieć, że nie są one ani tak proste, ani tak podobne wszystkie do
siebie, jak to się przy powierzchownym patrzeniu wydaje.
Klasyczny przykład odrodzenia narodowego i wzór dla innych
narodowości przedstawiali Czesi. W kraju, w którym tylko lud wiejski
mówił po czesku, a wszystkie inne warstwy były niemieckie, rozpoczął się
w początku XIX w. ruch narodowy czeski, który wykształcił sobie język
literacki i stworzył w nim bogate piśmiennictwo, szczycące się
szeregiem dużej miary poetów i uczonych; zorganizował się świetnie w
dziedzinie gospodarczej, osiągnął przewagę w wytwórczości kraju, na tej
drodze zdobył miasta i wytworzył przewodnie warstwy społeczne;
zorganizował się sprawnie do walki o swe prawa i interesy i poprowadził
niezwykle energiczną, świadomą swych celów politykę, która dała
Czechom pierwszorzędną rolę w monarchii habsburskiej; wreszcie przy
rozbiorze tej monarchii nie tylko zdobył dla Czech niezawisły byt
państwowy, ale osiągnął przyłączenie do nich Słowacczyzny, Rusi
Węgierskiej i części ziem polskich.
Taka wszakże imponująca historia odrodzenia zniszczonego nie tylko
politycznie, ale i cywilizacyjnie narodu jest wyjątkowa. Drugiego
podobnego przykładu nie znajdziemy. Zrozumieć ją można tylko
przypomniawszy sobie, że Czesi jako naród samoistny, mieli długą,
prawie tysiącletnią historię, że cywilizacja czeska została zniszczona
dopiero w XVII stuleciu, że jeszcze w wieku szesnastym, w złotym wieku
naszej cywilizacji, pisarze nasi stwierdzali, że język czeski, jako
starszy cywilizacyjnie, jest bogatszy i wyżej rozwinięty od polskiego.
Taka długa i tak niedawno przerwana tradycja własnego, i to wysokiego
życia cywilizacyjnego, której inne budzące się narodowości nie miały,
dała czeskiemu ruchowi narodowemu treść bogatą i stała się główną
podstawą jego potęgi.
W nawiasie trzeba dodać, że Czesi swego czasu odegrali dużą rolę w
walce z Rzymem, biorąc wybitny udział w reformacji i w stojących za nią
tajnych związkach. Tradycję tych związków politycy czescy odnowili w
ostatnich czasach, co im dało ścisłe stosunki z wpływowymi żywiołami w
Europie i Ameryce, oraz energiczne poparcie ich sprawy przez tajne
organizacje. Odbiło się to jednak silnie na ich młodym państwie i na
duchu jego polityki, i przyszłość dopiero pokaże, czy nie pociągnie to
za sobą wielkich dla niego trudności.
Sprawa narodowości wyrosła zarówno wśród ludów odradzających się
narodowo, jak w opinii publicznej Europy, pod wpływem trzech głównie
czynników: 1) rewolucji francuskiej, która wyprowadziła na widownię
dziejów naród, istniejący niezależnie od państwa i biorący w swe ręce
władzę nad państwem; 2) zajmującej w pierwszej połowie XIX w. uwagę
całej Europy sprawy polskiej, sprawy narodu historycznego,
cywilizacyjnie samodzielnego i posiadającego bogatą ideologię
polityczną, a pozbawionego własnego państwa; wreszcie 3) romantyzmu w
literaturze, zwracającego się ku bogactwu duchowemu własnej rasy,
wynoszącego wartość tradycji ludowej jako źródła poetyckiego natchnienia
i duchowej siły narodu.
Jednakże nie można powiedzieć, żeby z tych źródeł wyrosły
spontaniczny ruch narodowości był główną przyczyną ich emancypacji, ich,
że tak powiemy, politycznej kariery.
Z chwilą, kiedy idea narodowości zdobyła sobie swe stanowisko w
Europie XIX w., dyplomacja wielkich mocarstw zrozumiała, że w wielu
wypadkach można ją znakomicie wyzyskać w walce z przeciwnikiem.
Wyzyskano też ją przede wszystkim w kwestii wschodniej, przeciw Turcji.
Narody bałkańskie zawdzięczały swoje wyzwolenie przede wszystkim temu,
że potężne państwa dążyły do zniszczenia stanowiska Turcji w Europie.
Mocarstwa, które rozebrały Polskę spostrzegły też w XIX w., że budząc
kwestię narodowości na obszarze dawnej Rzeczypospolitej można ogromnie
osłabić Polaków i potężnie zredukować obszar narodowy polski. Zaczęły
one wytwarzać ruchy narodowości planowo, własnymi środkami.
Klasyczny w tym względzie przykład stanowią początki ruchu
litewskiego. Po stłumieniu powstania [18]63-4 r. słynny Milutinowski
plan organizacji oświaty w Królestwie Kongresowym miał na celu wydobycie
spod wpływu polskiego wszystkich możliwych żywiołów w kraju, wszystkiej
ludności mówiącej po rusku, po litewsku, nawet po niemiecku i po
żydowsku. Do tego prowadziło grupowanie tych żywiołów w oddzielnych
możliwie szkołach średnich, które zresztą wszystkie były rosyjskie.
W tym planie gimnazjum w Mariampolu przeznaczone zostało dla synów
mówiących po litewsku włościan północnej części guberni suwalskiej.
Istniejąca w szkołach dla Polaków dodatkowa nauka języka polskiego, w
tej szkole została zastąpiona przez naukę języka litewskiego, którego
pierwsze podręczniki zostały opracowane na rozkaz rządu. Następnie
utworzono przy uniwersytecie moskiewskim dziesięć stypendiów dla
Litwinów, wychowańców gimnazjum mariampolskiego. Wszyscy pierwsi
działacze narodowi litewscy wyszli z owych stypendystów. Znacznie
później dopiero (już bez poparcia i wbrew widokom rządu rosyjskiego)
przenieśli oni ruch z Królestwa do Kowna, propagując go przede wszystkim
w seminariach duchownych.
Austria wcześniej już to samo mniej więcej robiła wśród ludności ruskiej we wschodniej Galicji.
Prusy w swoim czasie nawet próbowały w swej statystyce urzędowej
opatentować wynalazek narodowości kaszubskiej i mazurskiej; wynalazku
tego wszakże w następstwie się zrzekły.
Na każdą tedy kwestię narodowości trzeba patrzeć z dwóch punktów
widzenia: 1) co dana narodowość przedstawia jako odrębna jednostka
etniczna, pod względem językowym, cywilizacyjnym, tradycji
historycznych? jaka jest jej spójność? i 2) kto, przeciw komu, w jakim
celu dąży do jej zorganizowania w nowe państwo?
Z obu tych punktów widzenia kwestia ukraińska przedstawia się jako
przedmiot bardzo skomplikowany, a tym samym bardzo interesujący.
II. Ukraina jako narodowość
Wyraz “Ukraina”, który do niedawna jeszcze oznaczał ziemie kresowe
na południowym wschodzie Polski, w języku politycznym ostatnich czasów
przybrał nowe znaczenie. W dzisiejszym postawieniu kwestii ukraińskiej
przez Ukrainę rozumie się cały obszar, którego ludność mówi w większości
narzeczami małoruskimi, obszar, na którym mieszka blisko pięćdziesiąt
milionów ludzi.
Narzecza wschodniosłowiańskie, zwane ruskimi, z początku mało się
między sobą różniące, liczebnie się bardzo rozrosły przez kolonizację
słabo zaludnionych obszarów od Karpat aż do Pacyfiku, i przez asymilację
ich ludności. Wyraźne zróżnicowanie ich na odłamy wielko- i małoruski –
dodać jeszcze trzeba trzeci, białoruski – nastąpiło dopiero po
zniszczeniu i spustoszeniu Wielkiego Księstwa Kijowskiego przez
koczowniczych Połowców. Język wielkoruski, rosyjski kształtował się na
leśnym obszarze między Wołgą i Oką, na którym osadnicy słowiańscy
zlewali się stopniowo ze szczepami fińskimi i który przez dwa stulecia
pozostawał pod jarzmem mongolskim. Stał się on językiem państwa
moskiewskiego, późniejszej Rosji, i wydał wielką, bogatą i oryginalną
literaturę.
Natomiast mowa małoruska stała się mową południowego zachodu, który
wchodził coraz bardziej w sferę panowania polskiego. Była ona mową
Podkarpacia, które przez krótki czas tworzyło własne państwo, Królestwo
Halickie, oraz mową osadników posuwających się pod osłoną potęgi
polskiej coraz głębiej w step, coraz dalej na wschód, za Dniepr, od
Czerwonej Rusi przez Podole, Kijowszczyznę, województwo czernihowskie i
połtawskie, i wchłaniających w siebie żywioły stepowe. Po utracie tych
województw przez Polskę i następnie po rozbiorze Polski posuwanie się
tych osadników na wschód, poza Don, i na południe, ku Morzu Czarnemu,
nie ustało i nie ustało dalsze szerzenie się mowy małoruskiej. Stąd
olbrzymi obszar, jaki ona obecnie zajmuje.
Ludność małoruska różni się od wielkoruskiej nie tylko mową. Już sam
fakt, że ostatnia kolonizowała obszary leśne i mieszała się ze szczepami
fińskimi, gdy pierwsza szerzyła się na stepie, wchłaniając w siebie
jego wędrownych mieszkańców, musiał wytworzyć dużą różnicę. Jeszcze
większa wynikła z różnicy w losach dziejowych. Gdy tamta, pozostając
długo w sferze panowania mongolskiego, urabiała się pod jego wpływami,
ta uległa silniejszym lub słabszym wpływom zachodnim, polskim, a nawet
w znacznej swej części przez unię kościelną wciągnięta została w sferę
wpływu Kościoła Rzymskiego. Można nawet powiedzieć, że różnice
charakteru, psychologii są większe, niż różnice mowy.
Trzeba wszakże stwierdzić, że pomiędzy poszczególnymi ziemiami, na
których rozbrzmiewa mowa małoruska, a jak dziś się mówi ukraińska,
istnieją ogromne różnice warunków przyrodzonych i większe jeszcze
różnice w losach dziejowych. Zaczynając od ziem podkarpackich, które
już blisko tysiąc lat temu należały do Polski, a od Kazimierza Wielkiego
do pierwszego rozbioru bez przerwy stanowiły integralną część Korony,
które wreszcie nigdy nie były pod panowaniem rosyjskim, a kończąc na
pobrzeżu czarnomorskim i późno kolonizowanych ziemiach na wschód od
Połtawszczyzny, które nigdy nie widziały panowania polskiego, można
podzielić obszar mowy małoruskiej na jakie siedem czy osiem odrębnych
całości, z których każda miała inną historię. Stąd głębokie różnice
duchowe, kulturalne i polityczne między poszczególnymi odłamami ludności
mówiącej po małorusku, i ogromnie ubogi zapas tego, co jest wszystkim
odłamom wspólne.
Kwestia ukraińska stoi w przeciwieństwie do kwestii wszystkich innych
odradzających się narodowości. Tam w każdym wypadku jest to sprawa paru
lub kilku milionów ludności względnie jednolitej, gdy tu chodzi o
dziesiątki milionów, za to rozpadające się na bardzo różnorodne grupy
terytorialne. Przy tej różnorodności mówić o istnieniu narodu
ukraińskiego można tylko z wielką licencją.
Niemniej przeto sam fakt istnienia ludu odcinającego się wyraźnie od
sąsiednich lub zamieszkujących z nim te same ziemie mową, zwyczajami,
charakterem, wreszcie religią lub obrządkiem, już rodzi kwestię, która w
sprzyjających warunkach zjawia się na terenie politycznym, bądź na
skutek dążeń działaczy wychodzących z tego ludu, bądź też przez
machinację państw usiłujących wygrać ją w swoim interesie. To było
nieuniknione i na obszarze mowy małoruskiej.
Kwestia narodziła się jednocześnie, w połowie dziewiętnastego stulecia, w dwóch odległych od siebie punktach.
Ruch samorzutny, podjęty przez ludzi czystych i bezinteresownych,
szukających odrębnego kulturalno-literackiego wyrazu dla odrębnego ducha
swego ludu, zjawił się w tym czasie na Ukrainie Zadnieprzańskiej.
Głównym jego przedstawicielem był poeta Szewczenko.
Nie było to przypadkiem, że kolebką jego była ta właśnie ziemia.
Dawne województwa czernihowskie i połtawskie to była najbardziej stylowa
Ukraina, najpiękniejsza rasowo i najbujniejsza duchowo. Ta ziemia
wydała w pierwszej połowie XIX stulecia wielkiego pisarza Hohola
(Gogola), który, choć pisał po rosyjsku, wyrażał w swej twórczości ducha
Ukrainy. Ona też pozostała ogniskiem ruchu ukraińskiego w państwie
rosyjskim.
Rząd rosyjski nie stawiał przeszkód tej pracy
kulturalno-literackiej, aczkolwiek patrzył na nią niezbyt chętnym
okiem. Traktował on ten ruch jako regionalistyczny. Natomiast Polacy, ze
zrozumiałych względów, darzyli go sympatią oraz zachęcali do
przekształcenia się na polityczny. Ich pragnieniem było wygrać go
przeciw Rosji. Było to dążenie całkiem logiczne. W państwie, w którym
żywioł rosyjski usiłował zalać wszystko, należało dla własnej obrony
podsycać wszelkie dążenia do narodowego przeciwstawienia się Rosji.
Zaczynając od powstania [18]63 r., na którego sztandarach obok Orła i
Pogoni umieszczono św. Michała, a kończąc na Dumie rosyjskiej, w
której za przykładem Koła Polskiego powstała autonomiczna grupa
ukraińska, stale istnieje pewien związek sympatii między polityką polską
w państwie rosyjskim a ruchem ukraińskim.
Drugim punktem, w którym kwestia się zjawia, jest zabór austriacki,
Wschodnia Galicja. Tam początki są całkiem inne. Tam rząd austriacki
wytwarza kwestię ruską w celu osłabienia Polaków. Jak mówiono w
Galicji, „hrabia Stadion wynalazł Rusinów”. Stąd kwestia tego ruchu
stanęła tam od razu jako kwestia polityczna, praca zaś nad odrodzeniem
kulturalnym była traktowana raczej jako zabieg pomocniczy do polityki.
Była to kwestia czysto miejscowa, kwestia państwa austriackiego, obejmująca wschodnią Galicję i północną Bukowinę, Rusini (Ruthenen)
stali się prawno-politycznie jedną z narodowości austriackich. Nie
wszyscy się za takich uznali: obok nielicznych żywiołów, uważających się
za Polaków (gente Ruthenus, natione Polonus), silny odłam
(starorusini) uważał się za Rosjan i posługiwał się w życiu kulturalnym
językiem rosyjskim, uważając mowę małoruską jedynie za gwarę ludową. Ten
kierunek był podsycany i zasilany przez Rosję, która aż do wojny 1914
r. patrzyła na Galicję Wschodnią jako na przyszłą swą zdobycz.
Dopiero pod koniec ubiegłego stulecia zaczęto mówić o narodowości
„ukraińskiej”, zaludniającej zarówno Galicję Wschodnią, jak południe
państwa rosyjskiego, i zjawiła się kwestia „ukraińska” jako zagadnienie
przyszłości politycznej ziem przez tę narodowość zaludnionych. Od tego
czasu w austriackim języku politycznym wyraz „Rusini” szybko jest
wypierany przez nowy termin „Ukraińcy”.
III. Ukraina w polityce niemieckiej
Łatwość, z jaką sfery polityczne wiedeńskie z miejscowego, wąskiego pojęcia Rusinów (Ruthenen)
przeskoczyły na szerokie pojęcie Ukraińców i wewnętrzną austriacką
kwestię ruską zamieniły na międzynarodową ukraińską, była zadziwiająca.
Byłaby ona wprost niezrozumiałą, gdyby nie głęboka zmiana, która zaszła
współcześnie, pod koniec ubiegłego stulecia w położeniu monarchii
habsburskiej.
Związane od kilkunastu lat z Niemcami przymierzem Austro-Węgry
zamieniły pod koniec stulecia to przymierze na związek głębszy,
ściślejszy, prowadzący z jednej strony do tego, żeby Niemcom i Węgrom
monarchii, zagrożonym w swym panowaniu przez inne narodowości, dać
silne oparcie w Niemcach Rzeszy, z drugiej zaś do podporządkowania
dyplomacji austro-węgierskiej polityce zewnętrznej cesarstwa
niemieckiego. Już wtedy dla poruszeń polityki austriackiej, których nie
można było zrozumieć w Wiedniu, znajdowało się wyjaśnienie w Berlinie.
Otóż w owym czasie literatura polityczna wszechniemiecka zaczęła się
żywo zajmować wypracowywaniem koncepcji nowego państwa — Wielkiej
Ukrainy. Jednocześnie utworzono konsulat niemiecki we Lwowie, nie dla
obywateli niemieckich, których we wschodniej Galicji właściwie nie było,
ale do współpracy politycznej z Ukraińcami, co zresztą publicznie
zostało ujawnione.
Ujawniono też żywą akcję na terenie spraw ruskich Związku Obrony Kresów Wschodnich (Ostmarkenverein), założonego w Niemczech do walki z polskością.
Okazało się, że z chwilą zamiany kwestii na ukraińską środek
ciężkości polityki w tej kwestii przeniósł się z Wiednia do Berlina.
Pytanie teraz, dlaczego Niemcy, nie posiadające ludności ruskiej w
swym państwie, tak żywo się tą kwestią zajęły. Nie mogła to być
idealistyczna, bezinteresowna chęć popierania odradzającej się
narodowości, ile że zainteresowanie kwestią wychodziło od rządu i od
sfer reprezentujących zaborczą politykę niemiecką. Było to wygrywanie
kwestii w interesach niemieckich. Przeciw komu?
W okresie poprzedzającym wojnę światową Niemcy patrzyły na Rosję jako
na pole swej eksploatacji ekonomicznej i sferę swych wpływów
politycznych. Nawet poza granicami Niemiec czasami traktowano Rosję jako
część szerszego imperium niemieckiego. Z tego stanowiska dążyli oni do
osłabienia jej zarówno politycznego, jak gospodarczego: chodziło im o
to, żeby nie była ona zdolna do przeciwstawienia się im na żadnym polu.
Pod koniec właśnie ubiegłego stulecia Rosja, która głównie bogactwo
ziem małoruskich widziała w ich niesłychanie urodzajnym czarnoziemie,
zaczęła energicznie eksploatować znajdujące się tam obficie pokłady
żelaza i węgla kamiennego i na nich budować swój własny przemysł,
obliczony nie tylko na zapotrzebowanie krajowe, ale i na obce rynki
wschodnie. Dla Niemiec oznaczało to nie tylko zmniejszenie w
przyszłości rynku rosyjskiego dla ich wwozu, ale także nowe
współzawodnictwo na rynkach azjatyckich.
Z drugiej strony, Niemcy pod koniec ubiegłego stulecia umocniły się w
Turcji i zaczęły prowadzić dzieło całkowitego jej opanowania. Tu wielką
przeszkodą dla nich była pozycja Rosji na Morzu Czarnym i dostęp jej do
Bałkanów.
Wszystkie te niebezpieczeństwa i te trudności usuwał śmiały pomysł
utworzenia niepodległej, wielkiej Ukrainy. Nadto, uważawszy słabość
kulturalno-narodową żywiołu ukraińskiego, jego niejednolitość, obecność
na pobrzeżu morskim różnorodnych żywiołów etnicznych, nic wspólnego nie
mających z ukrainizmem, obfitość w kraju ludności żydowskiej, wreszcie
dość znaczną ilość osadników niemieckich (w Chersońszczyźnie i na
Krymie) — można było mieć pewność, że nowe państwo uda się wziąć pod
silny wpływ niemiecki, ująć w ręce niemieckie jego eksploatację i
całkowicie pokierować jego polityką. Niepodległa Ukraina zapowiadała się
jako gospodarcza i polityczna filia Niemiec.
Natomiast Rosja bez Ukrainy, pozbawiona jej zboża, jej węgla i żelaza
pozostałaby państwem wielkim terytorialnie, ale niesłychanie słabym
gospodarczo, nie mającym żadnych widoków na gospodarczą samodzielność,
skazanym na wieczną zależność od Niemiec. Odcięta zaś od Morza Czarnego
i od Bałkanów, przestałaby wchodzić w rachubę w sprawach Turcji i
państw bałkańskich. Teren ten pozostałby całkowicie domeną Niemiec i ich
pomocnicy, monarchii habsburskiej.
Z punktu widzenia celów polityki niemieckiej względem Rosji
największym niewątpliwie dziełem tej polityki byłaby wielka Ukraina.
Był wszakże jeszcze ktoś, przeciw komu Niemcy uważały plan ukraiński za zbawienny.
Gdy kwestia polska w drugiej połowie XIX w. zeszła z porządku
dziennego spraw międzynarodowych i zamieniła się w wewnętrzną kwestię
trzech mocarstw rozbiorczych, polityka niemiecka była jedyną, która
miała otwarte oczy na całość tej kwestii. Nie podzielała ona optymizmu
Rosji i Austrii i nie przestała się obawiać powrotu tej kwestii na grunt
międzynarodowy. Nie ukrywał tego Bismarck, a i Bülow otwarcie mówił, że
Niemcy walczą nie tylko ze swymi Polakami, lecz z całym narodem
polskim.
Niemcy rozumieli, iż odbywający się szybko postęp ich polityki na
terenie światowym prowadzi do wielkiego konfliktu. Chwile zaś wielkich
starć między mocarstwami mają to do siebie, że wtedy tłumione w czasie
pokoju kwestie wdzierają się na teren międzynarodowy. Kwestia polska nie
była tak zduszona, żeby już nigdy wypłynąć nie mogła; przeciwnie pod
koniec XIX stulecia rozpoczął się w Polsce ruch odrodzenia
politycznego, tworzył się we wszystkich trzech zaborach jeden wielki
obóz narodowy, świadczący, że nowe pokolenia polskie czegoś się
nauczyły, przemawiający językiem naprawdę politycznym, którego od dawna
już w Polsce nie słyszano.
Wystąpienie Polski na widownię międzynarodową, jako wielkiego narodu,
byłoby dla polityki niemieckiej wielką klęską. Jeżeli nie można było
tego narodu zniszczyć, trzeba go było zrobić małym. Na to zaś
najprostszym sposobem było stworzenie państwa ukraińskiego i
posunięcie jego granic w głąb ziem polskich tak daleko, jak daleko
sięgają dźwięki mowy ruskiej.
Plan ukraiński tedy był sposobem zadania potężnego ciosu jednocześnie Rosji i Polsce.
Ten plan na papierze urzeczywistniono. Tym papierem był traktat podpisany w r. 1918 w Brześciu Litewskim przez skleconą ad hoc delegację
Rzeczypospolitej Ukraińskiej z jednej strony, przez Niemcy,
Austro-Węgry, Turcję i Bułgarię z drugiej. Pozostał on na papierze, bo
potężne do niedawna Niemcy w owej chwili zdolne były już tylko papiery
podpisywać.
Pozostał on jako testament cesarskich Niemiec, w trudnej powojennej dobie czekający na wykonawców.
IV. Ukraina w polityce światowej
Po rewolucji rosyjskiej kwestia ukraińska weszła w nową fazę. Przy
ustroju federalistycznym państwa sowieckiego, ta część jego terytorium,
na której większość ludności używa mowy małoruskiej została republiką
ukraińską, ze spornym zakresem samodzielności i z urzędowym językiem
ukraińskim.
Jednocześnie, po odbudowaniu Polski na skutek wojny światowej część
ziem dawnej Rzeczypospolitej z ludnością mowy ruskiej, a wśród nich
dawna Galicja Wschodnia, będąca ważnym ogniskiem ruchu ukraińskiego,
weszła w skład naszego państwa.
W tym stanie rzeczy kwestia ukraińska nie została uznana za
rozstrzygniętą ani przez Ukraińców, ani przez te czynniki, które się ich
sprawą z tych czy innych względów opiekowały. Fermentacja na jej
gruncie nie ustała i nie ustały zabiegi, skierowane ku oderwaniu ziem
ruskich zarówno od Rosji sowieckiej, jak od Polski. Te zabiegi wywołały
nawet słynną wyprawę na Kijów ze strony polskiej w 1920 r., której
powody i cele polityczne nie zostały dotychczas należycie wyjaśnione.
Nie zmieniła ona nic zasadniczo w stanie kwestii ukraińskiej, tylko
tyle, że pokój ryski, który po niej nastąpił, ustalił granice Ukrainy
sowieckiej na zachodzie, usuwając Polskę ze znacznej części terytorium,
które przedtem siłą faktu zajmowała.
W tych pierwszych latach po wojnie światowej i rewolucji rosyjskiej
nie przewidywano jeszcze, że kwestia ukraińska w krótkim czasie nabierze
znaczenia światowego.
Jak już wszyscy dziś wiedzą, wojna 1914–18 r., która we wschodniej
Europie sprowadziła przede wszystkim głębokie przewroty polityczne, dla
pozostałego świata, a zwłaszcza dla zachodniej Europy, stała się wielkim
przewrotem ekonomicznym. Tę rolę odegrała ona nie tylko przez to, że
zniszczyła znaczną część bogactwa narodów i zdezorganizowała istniejący
przed nią układ stosunków gospodarczych, ale także, i to w większej o
wiele mierze, iż znakomicie przyśpieszyła postępujący już przed nią
proces, który polega przede wszystkim na decentralizacji przemysłowej
świata. Ten proces niesie katastrofę państwom, w których przemysł
dotychczas się centralizował.
Te skutki wojny, nie docenione z początku należycie – zdawało się
bowiem, że niedomagania gospodarcze są tylko czasowe – dają się czuć
coraz silniej, im dalej jesteśmy od wojny. Coraz widoczniejsze jest, iż
rządy państw nie są zdolne na nie zaradzić, i sfery bezpośrednio
zainteresowane, przedstawiciele wielkiego kapitału, wykazują coraz
większą energię i coraz większą pomysłowość w szukaniu środków ratunku.
Ulubioną ideą, nad którą pracuje dziś wiele tęgich umysłów, nie tyle
politycznych, ile finansowych, jest dystrybucja, na drodze umowy
pokojowej, wytwórczości pomiędzy państwami świata, prowadząca do tego,
żeby jedne pozostały producentami, inne zaś zgodziły się pozostać
konsumentami tego czy innego towaru. Ten, kto by z konsumenta chciał
zaawansować na producenta, byłby uznany za wroga ustalonego porządku na
świecie. Chodzi o to, żeby przodujące dziś gospodarczo i politycznie
państwa, produkujące coraz drożej, były zabezpieczone od
współzawodnictwa innych państw, które mogąc wytwarzać taniej, zaczęły
rozwijać swój przemysł w ostatnich czasach.
Urzeczywistnienie wszakże tej niepospolitej idei, pomimo istnienia
Ligi Narodów i całego szeregu innych pomocy, nie jest łatwe. Za jedną z
największych przeszkód stojących mu na drodze, uważana jest sowiecka
Rosja. Wyraźnie drwi sobie ona z wysiłków kapitalistycznej Europy i
Ameryki ku ratowaniu ustalonego porządku handlowego na świecie, jak o
tym świadczy chociażby ostatnia mowa Stalina w Moskwie. Te drwiny
mogłyby pozostać słowami bez treści, gdyby Rosja została pozbawiona
węgla i żelaza, które posiada w obfitości właśnie na terytorium
ukraińskim. Oderwanie tedy Ukrainy od Rosji byłoby wyrwaniem jej zębów,
zabezpieczeniem się od jej współzawodnictwa i skazaniem jej na rolę.
wiecznego konsumenta wytworów obcego przemysłu.
W związku z tamtą pierwszorzędne miejsce na porządku dziennym spraw światowych zajmuje dziś druga wielka idea.
Znaczenie, jakie dziś zdobył automobil i aeroplan w pokoju i w
wojnie, oraz coraz szersze zastosowanie motorów naftowych, przede
wszystkim na okrętach, sprawiło, że skromna do niedawna nafta wysunęła
się na czoło surowców wydobywanych z wnętrza ziemi. Jeżeli państwa,
panujące dotychczas w układzie gospodarczym świata, zdołają skupić w
swych rękach wszystką, albo prawie wszystką naftę, panowanie ich mogłoby
być zabezpieczone na długo, o ile, ma się rozumieć, jaki przewrót
techniczny nie odebrałby nafcie jej dzisiejszego znaczenia.
Stąd idea podzielenia świata na skombinowanych między sobą
nielicznych posiadaczy nafty, tym samym uprzywilejowanych, i na
upośledzoną resztę, która to cenne paliwo może otrzymywać tylko od
tamtych, albo nie otrzymywać wcale, np. w razie wojny.
Nawet ta skromna ilość nafty, która znajduje się na naszym
Podkarpaciu, była główną przeszkodą w załatwieniu sprawy wschodniej
Galicji na konferencji pokojowej.
Przeważna ilość znanej dziś nafty znajduje się w Ameryce. Stany
Zjednoczone produkują przeszło 69% wszystkiej nafty na świecie. Poza tym
drugie miejsce w produkcji światowej zajmuje Wenezuela, czwarte
Meksyk, wreszcie spore ilości wytwarzają Kolumbia, Peru i Argentyna. Na
tej wszystkiej nafcie spoczywa lub ma nadzieję spocząć ręka
amerykańska.
W naszym starym świecie naftę posiada w mniejszych ilościach Europa
(przede wszystkim Rumunia, potem Polska) i Azja. Persja (eksploatacja
głównie w angielskich rękach) zajmuje piąte miejsce w produkcji świata,
Indie Holenderskie – siódme, mniejsze ilości wydobywane są w Indiach
Brytyjskich, w Japonii i w Chinach. W ostatnich latach Anglicy odkryli
naftę w Iraku i rozpoczęli jej eksploatację.
Najbogatsze wszakże źródła nafty w starym świecie, przedstawiające
blisko połowę produkcji całej Europy i Azji, a mogące produkować
znacznie więcej, znajdują się na Kaukazie (Baku). Dzięki nim Rosja
zajmuje dziś trzecie miejsce w świecie w produkcji nafty.
Tym sposobem druga wielka idea dzisiejszego programu urządzenia świata rozbija się o Rosję sowiecką.
Ukraina nie posiada nafty – mogłaby jej mieć trochę, gdyby do niej
zostały przyłączone ziemie polskie z Drohobyczem i Borysławiem – ale,
jeżeli dość szeroko pojąć jej obszar, sięgnąć aż do Morza Kaspijskiego,
jak to się zaczyna robić, wtedy oderwanie Ukrainy od Rosji pociąga za
sobą odcięcie ostatniej od Kaukazu i wyzwolenie nafty kaukaskiej spod
jej panowania.
To wiąże kwestię ukraińską z najbardziej aktualną dziś kwestią światową – kwestią nafty.
V. Perspektywy państwa ukraińskiego
Kwestii tedy ukraińskiej nie można tak traktować, jak się traktuje
kwestię pierwszej lepszej narodowości, obudzonej do życia politycznego w
XIX stuleciu. Znaczeniem swoim przerasta ona wszystkie inne ze
względu na liczbę ludności mówiącej po małorusku, jak na rolę obszaru
przez nią zajmowanego i jego bogactw naturalnych w zagadnieniach
polityki światowej.
Już pod koniec ubiegłego stulecia zajęła ona poczesne miejsce w
planach polityki Niemiec, pod których patronatem została tak szeroko
postawiona. Odbudowanie państwa polskiego nie zmniejszyło, ale raczej
zwiększyło jej znaczenie w widokach polityki niemieckiej: z jej
rozwiązaniem wiążą się nadzieje na zmianę granicy niemiecko-polskiej i
na zredukowanie Polski do obszaru, na którym byłaby państewkiem nic nie
znaczącym, od Niemiec całkowicie uzależnionym. Ekonomiczna zaś strona
kwestii tak wielką rolę grająca w widokach mocarstwa Hohenzollernów,
dla dzisiejszych Niemiec, przy ich potężnych trudnościach gospodarczych,
jest jeszcze donioślejsza. Niewątpliwie miał ją między innymi na myśli
szef rządu niemieckiego, gdy niedawno w swej mowie wskazywał główne
źródło finansowych i gospodarczych kłopotów niemieckich w układzie
rzeczy politycznych na wschód od Niemiec.
W ostatnich latach, dzięki węglowi i żelazu Zagłębia Donieckiego oraz
nafcie kaukaskiej, Ukraina stała się przedmiotem żywego zainteresowania
przedstawicieli kapitału europejskiego i amerykańskiego i zajęła
miejsce w ich planach gospodarczego i politycznego urządzenia świata na
najbliższą przyszłość.
Do tego trzeba dodać – co nie jest wcale najmniej znaczącym – rolę,
jaką Ukraina obok Polski odgrywa w zagadnieniach polityki żydowskiej.
Dzięki temu i dzięki szeregowi jeszcze innych pomniejszych przyczyn,
jak interesy dawnych wierzycieli Rosji oraz tych, których majątki
przemysłowe i rolne pozostały na terytorium obecnej Ukrainy sowieckiej,
wreszcie nadzieje pewnych sfer katolickich na zaprowadzenie unii
kościelnej na Ukrainie, o kwestii ukraińskiej nie można powiedzieć, żeby
cierpiała na brak sympatii w świecie.
Na pewno też, o ile by doszło do oderwania Ukrainy od Rosji, potężne
sfery użyłyby wszelkich swoich wpływów i środków na to, ażeby rzecz się
nie zakończyła utworzeniem jakiegoś względnie małego państewka. Tylko
wielka, możliwie największa Ukraina mogłaby prowadzić do rozwiązania
tych zagadnień, które nadały kwestii ukraińskiej tak szerokie znaczenie.
Ukraina, oderwana od Rosji, zrobiłaby wielką karierę. Czy zrobiliby ją Ukraińcy?…
Młode, budzące się do roli dziejowej narodowości, skutkiem ubogiego
zapasu tych tradycji, pojęć, uczuć i instynktów, które tworzą z gromady
ludzkiej naród, oraz skutkiem braku doświadczenia politycznego i
wyćwiczenia w rządzeniu własnym krajem, dochodząc do samodzielnego bytu
państwowego, stają oko w oko z trudnościami, z którymi nie zawsze sobie
umieją radzić. Nawet my, którzy nie przestaliśmy być wielkim narodem
historycznym, na skutek względnie krótkiej przerwy w naszym bycie
państwowym, po odbudowaniu państwa wykazaliśmy wielki brak doświadczenia
i wielką nieudolność w uporaniu się z zadaniami, które na nas spadły.
Na szczęście, zazwyczaj nieliczne i zajmujące niewielki obszar, tworzą
one małe państewka, w których mają do rozwiązania zagadnienia mniejszego
kalibru.
Ukraina wszakże to nie jest jakaś Litwa Kowieńska z dwoma i pół
milionami mieszkańców, w której najtrudniejsze zagadnienia tkwią w jej
finansach i dają się rozwiązywać na razie przez wyprzedawanie z góry
poręb leśnych.
Ukraina stanęłaby od pierwszej chwili wobec wielkich zagadnień
wielkiego państwa. Przede wszystkim stosunek do Rosji. Rosjanie
musieliby być najniedołężniejszym w świecie narodem, żeby łatwo pogodzić
się z utratą olbrzymiego obszaru, na którym znajdują się ich
najurodzajniejsze ziemie, ich węgiel i żelazo, który stanowi o ich
posiadaniu nafty i o ich dostępie do Morza Czarnego. Następnie
eksploatacja tego węgla i żelaza z wszystkimi jej konsekwencjami w
ustroju i w życiu gospodarczym kraju. Wielkie zagadnienie przedstawia
pobrzeże czarnomorskie, etnicznie nie będące ukraińskim, stosunek do
ziem dońskich, do nieukraińskiego Krymu, a nawet do Kaukazu. Naród
rosyjski, ze swymi tradycjami historycznymi, z wybitnymi instynktami
państwowymi, stopniowo do uporania się z tymi zagadnieniami dochodził i
na swój sposób je rozwiązywał. Nowy naród ukraiński musiałby od razu
znaleźć swoje sposoby sprostania tym wszystkim zadaniom i niezawodnie
dowiedziałby się, że jest to nad jego siły.
Co prawda, znaleźliby się tacy, którzy by się tym zajęli, ale tu właśnie występuje tragedia.
Nie ma siły ludzkiej, zdolnej przeszkodzić temu, ażeby oderwana od
Rosji i przekształcona na niezawisłe państwo Ukraina stała się
zbiegowiskiem aferzystów całego świata, którym dziś bardzo ciasno jest
we własnych krajach, kapitalistów i poszukiwaczy kapitału,
organizatorów przemysłu, techników i kupców, spekulantów i intrygantów,
rzezimieszków i organizatorów wszelkiego gatunku prostytucji: Niemcom,
Francuzom, Belgom, Włochom, Anglikom i Amerykanom pośpieszyliby z pomocą
miejscowi lub pobliscy Rosjanie, Polacy, Ormianie, Grecy, wreszcie
najliczniejsi i najważniejsi ze wszystkich Żydzi. Zebrałaby się tu cała
swoista Liga Narodów…
Te wszystkie żywioły przy udziale sprytniejszych, bardziej biegłych w
interesach Ukraińców, wytworzyłyby przewodnią warstwę, elitę kraju.
Byłaby to wszakże szczególna elita, bo chyba żaden kraj nie mógłby
poszczycić się tak bogatą kolekcją międzynarodowych kanalii.
Ukraina stałaby się wrzodem na ciele Europy; ludzie zaś marzący o
wytworzeniu kulturalnego, zdrowego i silnego narodu ukraińskiego,
dojrzewającego we własnym państwie, przekonaliby się, że zamiast
własnego państwa, mają międzynarodowe przedsiębiorstwo, a zamiast
zdrowego rozwoju, szybki postęp rozkładu i zgnilizny.
Ten, kto przypuszcza, że przy położeniu geograficznym Ukrainy i jej
obszarze, przy stanie, w jakim znajduje się żywioł ukraiński, przy jego
zasobach duchowych i materialnych, wreszcie przy tej roli, jaką posiada
kwestia ukraińska w dzisiejszym położeniu gospodarczym i politycznym
świata, mogłoby być inaczej – nie ma za grosz wyobraźni.
Kwestia ukraińska ma rozmaitych orędowników, zarówno na samej
Ukrainie, jak poza jej granicami. Między ostatnimi zwłaszcza jest wielu
takich, którzy dobrze wiedzą, do czego idą. Są wszakże i tacy, którzy
rozwiązanie tej kwestii przez oderwanie Ukrainy od Rosji przedstawiają
sobie bardzo sielankowo. Ci naiwni najlepiej by zrobili, trzymając ręce
od niej z daleka.
VI. Rosja i Ukraina
Z tego, co tu powiedziano o kwestii ukraińskiej nie wynika, ażeby lud
ukraiński i wszystko, co z niego wychodzi dążyło do oderwania się od
Rosji.
Co do ludu, trzeba powiedzieć, że przy poziomie kultury, na którym
znajduje się ludność tej części Europy, jedyną prawie jej troską są jej
sprawy gospodarcze, a stosunek jej do państwa zależy od sposobu
traktowania tych spraw przez władzę państwową. Zresztą, nawet w
najbardziej cywilizowanych krajach, dążenia polityczne narodu są przede
wszystkim dążeniami jego warstw oświeconych.
Gdy chodzi o inteligencję, wychodzącą z ludu małoruskiego na południu
Rosji, to niemała jej część uważa się po prostu za Rosjan: nie tylko
zaspakaja w języku rosyjskim swe potrzeby kulturalne, ale posiada
rosyjską ideologię polityczną: na mowę zaś małoruską patrzy jako na
narzecze rosyjskie. Inni – a tych liczba dziś szybko rośnie – uważają
się za Ukraińców, dążą do rozwinięcia ukraińskiego języka literackiego i
bronią jego praw urzędowych, ale w większości uważają Ukrainę za
integralną część państwa rosyjskiego. Stosunek do obecnej Rosji zależy
od tego, kto jest bolszewikiem, a kto nim być nie chce, lub ma do tego
drogę przeciętą.
Gdy chodzi o Rosjan, to z wyjątkiem chyba samobójczych doktrynerów,
nie ma wśród nich takich, którzy by przyznawali Ukrainie prawo do
oderwania się od Rosji i utworzenia własnego, niezawisłego od niej
państwa. Jedni uważają ludność małoruską za takich samych Rosjan jak
oni; drudzy patrzą przyjaźnie na kultywowanie przez nią swego języka
literackiego; trzeci wreszcie przyznają jej prawo do takiego, czy innego
stopnia odrębności politycznej, ale wszyscy uważają Ukrainę za część
państwa rosyjskiego, na zawsze z nim związaną.
Nie znaczy to, żeby kwestia ukraińska, przy wszystkich czynnikach,
które ją tworzą i popierają, nie była dla Rosji kwestią poważną i
niebezpieczną.
Ukraina, jako najpoważniejsza pod względem gospodarczym część
państwa rosyjskiego, jest ziemią, od której zależy cały jego rozwój w
przyszłości. Nie mniejsze znaczenie ma posiadanie jej w wojnie.
Obecna Rosja sowiecka, tak samo jak dawna Rosja carska, jest
najbardziej militarnym państwem na świecie. Na jej armię często się
patrzy przede wszystkim jako na Armię Czerwoną, przeznaczoną do
współdziałania z rewolucją światową. Zdaje się, że sam rząd sowiecki
lubi, żeby tak się na jego militaryzm zapatrywano. Tymczasem, gdy się
bliżej rzeczom przyjrzymy, musimy stwierdzić, że to jest przede
wszystkim armia rosyjska, której istnienie i rozmiary wywołane są
potrzebą utrzymania całości państwa i obrony jego granic.
W rozmaitych swych częściach Rosja jest zagrożona powstaniami.
Niedawno widzieliśmy powstanie w Azerbejdżanie, kraju z ludnością
właściwie turecką. Było to powstanie nie pierwsze i nie ostatnie.
Azerbejdżan to Baku, a Baku to nafta; nafta zaś dzisiaj, o ile nie
znajduje się w rękach angielskich lub amerykańskich, nabiera własności
silnego fermentu politycznego. Coraz częściej w ślad za nią ukazuje się
na powierzchni ziemi inny dziwny płyn – krew.
Nawiasem mówiąc, obok Amerykanów i Anglików, są i inne narody, a
przede wszystkim Niemcy, które uważają, że umiałyby sobie z naftą
poradzić.
Z tymi szczególnymi właściwościami nafty spotykamy się i my na
naszym Podkarpaciu, gdzie ferment polityczny jest bardzo silny w
stosunku do ilości nafty. Na tym terenie naftowym mamy do czynienia z
zagranicznymi przedsiębiorcami, nie tylko przemysłowymi, ale i
politycznymi: ci, tak samo jak tamci, ożywiają ruch przy pomocy obcego
kapitału.
Zresztą, nie tylko naftowy Azerbejdżan gotów jest w sprzyjających
okolicznościach przyprawić Rosję sowiecką o niemałe trudności
wewnętrzne.
Sprawa obrony granic przed wrogiem zewnętrznym najpoważniej się
przedstawia na Dalekim Wschodzie, w dalszej zaś przyszłości zapowiada
się groźnie. Nawiązany z Chinami kontakt, bez porównania bliższy, niż
to było za carskiej Rosji, nie pozwala już w sprawach chińskich na
zastój: trzeba albo robić bolszewizm w Chinach, albo z Chinami wojować. Z
chwilą, kiedy Kuomintang, czy jakikolwiek inny rząd chiński, poradzi
sobie na wewnątrz ze swoimi komunistami, zacznie on niewątpliwie
naciskać na Rosję, ażeby ją wyprzeć z jej stanowisk na Dalekim
Wschodzie. Sowiety, zdaje się, dobrze to rozumieją: stąd Chiny zajmują
pierwsze miejsce wśród ich zainteresowań.
Nie tu miejsce na dłuższe zatrzymywanie się nad Chinami. Wystarczy
tylko wskazać przede wszystkim, że Chińczycy, mając kraj najbardziej
przeludniony na świecie, należą do najenergiczniejszych kolonizatorów.
Ta energia ich wzmogła się ostatnimi czasy: w ostatnich wprost kilku
latach posunęli oni kolonizację tzw. Wewnętrznej Mongolii – co dla Rosji
nie jest obojętne – tak znakomicie, że zamieniła się ona w kraj
chiński. Jeszcze ważniejsze dla Rosji jest, że to samo się robi w
Mandżurii.
Rosja sowiecka już miała niedawno ostry konflikt z Chinami w
Mandżurii i na nowy w krótkim czasie musi być przygotowana. Wojna zaś z
Chinami coraz mniej zapowiada się jako zabawka, nie tylko dlatego, że
przyswajają one sobie europejską sztukę wojenną i ćwiczą się wojskowo w
swych wojnach domowych, ale także, i to przede wszystkim, ze względu na
ich ewolucję gospodarczo-techniczną ostatnich czasów.
Chiny są wielkim krajem rolniczym. Są jednak również i były zawsze
wielkim krajem przemysłowym. Tylko, odcięte od świata, zapatrzone w
siebie, ugrzęzły w starych chińskich metodach produkcji. Obecnie
przechodzą one z ogromną szybkością na metody europejskie. Mając
wszystkie najważniejsze surowce w wielkiej ilości, w coraz szerszym
zakresie przerabiają w zbudowanych według ostatnich wymagań techniki
europejskiej fabrykach ziarno na mąkę, włókno bawełniane i jedwabne na
tkaninę, rudę na żelazo i stal, piasek na szkło itd. Ułatwia im to fakt,
że są jednym z najbogatszych w węgiel krajów na świecie.
Wojna tedy z Chinami będzie coraz bardziej wojną z państwem przemysłowym, a to brzmi bardzo poważnie.
Gdyby Rosja została pozbawiona Ukrainy, a przez to węgla, żelaza i
nafty została pozbawiona – jej widoki na przeciwstawienie się Chinom w
wojnie stałyby się wkrótce znikome. Historia bliskiej przyszłości byłaby
historią posuwania się państwowego i kolonizacji chińskiej ku
Bajkałowi, a potem niezawodnie dalej. Byłaby to zguba Rosji, z punktu
widzenia niejednej polityki pożądana. Przyszedłby wszakże czas, i to
może dość rychło, kiedy narody europejskie spostrzegłyby i nawet
odczuły, że Chiny są za blisko.
To położenie sprawia, że Rosja, jakikolwiek rząd w niej będzie
rządził, musi bronić Ukrainy jako swej ziemi, do ostatniego tchu, w
poczuciu, że strata jej byłaby dla niej ciosem śmiertelnym.
VII. Widoki realizacji
Przy całym znaczeniu Ukrainy dla Rosji i przy najdalej idącej
gotowości Rosji do jej obrony, wreszcie przy całym militaryzmie tejże
Rosji, można sobie wyobrazić oderwanie od niej tego cennego kraju. Siła
militarna Rosji nie wystarczyłaby na prowadzenie pomyślnej wojny
jednocześnie na dwóch frontach, i silne natarcie na nią z zachodu w
razie jej wojny na Dalekim Wschodzie, która nawet w bliskiej
przyszłości jest bardzo możliwa, musiałoby się dla niej skończyć
fatalnie. Wtedy program ukraiński mógłby się stać rzeczywistością.
Na to wszakże, ażeby mogło nastąpić zajęcie Ukrainy przez
nieprzyjaciela, tym nieprzyjacielem musi być Polska i Rumunia. Żeby
największe potęgi świata chciały oderwać Ukrainę od Rosji i gotowe były
na to wiele poświęcić, ich chęci pozostaną tylko dobrymi chęciami,
jeżeli głównymi wykonawcami ich woli nie będą Polacy i Rumuni, a
przynajmniej sami Polacy.
Tu dopiero występuje cała trudność realizacji programu ukraińskiego.
Rumuni dobrze rozumieją, że za budowanie państwa ukraińskiego
zapłaciliby co najmniej Besarabią. Wiedzą oni dobrze, iż wszelkie
apetyty na Besarabię, które się ujawniają od czasu do czasu ze strony
Sowietów, mają swoje źródło nie w Moskwie, ale w Charkowie i Kijowie.
Gdyby nie hamulec moskiewski, sytuacja w tej sprawie byłaby o wiele
ostrzejsza. Dla Rumunii bezpieczniej jest mieć za sąsiada wielkie
państwo, którego polityka z musu przenosi swój środek ciężkości coraz
bardziej do Azji, niż państwo mniejsze, które ześrodkuje swe interesy
nad Morzem Czarnym. Stąd obudzenie w Rumunii zapału do odrywania Ukrainy
od Rosji nie jest rzeczą łatwą.
Jeszcze ważniejsza w tej sprawie jest sytuacja, nie chcemy powiedzieć
polityka, Polski. Jedno bowiem z największych nieszczęść Polski tkwi w
tym, że dziesięciolecie, które upłynęło od jej odbudowania, nie
wystarczyło jej do wytworzenia programu wyraźnej, konsekwentnej polityki
państwowej, odpowiadającego jej położeniu i jej interesom. Jej
rozdwojenie polityczne, które wystąpiło tak jaskrawo podczas wojny
światowej, nie skończyło się jeszcze, aczkolwiek zbliża się szybkimi
krokami ku końcowi. Polityczny absurd, który polegał na związaniu się z
państwami centralnymi i na nagięciu całego programu polityki polskiej
do ich widoków, nie zlikwidował się od razu. Obóz, który ten absurd
reprezentował, związał ze sobą na gruncie polityki wewnętrznej
różnorodne żywioły, które mu dały poparcie w sprawach polityki
zagranicznej, nie rozumiejąc ich lub uważając je za mniej ważne. To mu
dało siły do narzucenia krajowi swej polityki zewnętrznej, w której nie
wiadomo, co było świadomym programem, a co po prostu przyzwyczajeniem z
ubiegłych czasów, od którego nieruchawa myśl uwolnić się nie umiała.
Stąd w polityce państwa polskiego widzimy ciągły opór przeciw temu,
co się narzucało, co wynikało z logiki położenia, ciągłe próby
wykolejenia jej, nawrócenia jej na drogi, po których szła dawniej w
związku z państwami centralnymi. Odbiło się to fatalnie na pozycji
międzynarodowej państwa polskiego i nawet wywarło ujemny wpływ na
politykę naszego sojusznika, Francji.
Na szczęście, doświadczenie dziesięciu lat i dojrzewanie polityczne
żywiołów, które do niedawna dla spraw polityki zewnętrznej nie miały
komórek w mózgu, sprawia, że myśl polska szybko się w tych sprawach
ujednostajnia; na szczęście, powiadamy, bo żadne państwo dwóch
kierunków polityki zewnętrznej długo nie zniesie, i prędzej czy później
za taki luksus drogo musi zapłacić.
I w stosunku do zagadnienia ukraińskiego opinia polska bliska jest zupełnego ujednostajnienia.
Położenie nasze w tej sprawie jest bardzo wyraźne. Choćbyśmy mieli
najmętniejsze pojęcie o dążeniach ukraińskich, to przecie posiadamy
pisany dokument, będący oficjalnym programem państwa ukraińskiego. Jest
nim traktat brzeski. Konspirujący z naszymi konspiratorami Ukraińcy
mogą nawet szczerze dziś deklarować wiele rzeczy, ale zdrowo myśląca
polityka nie może się przecie opierać na deklaracjach pojedynczych ludzi
czy organizacji, czy nawet urzędowych przedstawicieli całego narodu.
Musi ona patrzeć przede wszystkim na to, co tkwi w instynktach, w
dążeniach ludów i w logice rzeczy. Jakiekolwiek byłoby państwo
ukraińskie, zawsze musiałoby ono dążyć do objęcia wszystkich ziem, na
których rozbrzmiewa mowa ruska. Musiałoby dążyć nie tylko dlatego, że
takie są aspiracje ruchu ukraińskiego, ale także dlatego, że chcąc się
ostać wobec Rosji, która by się nigdy z jego istnieniem nie pogodziła,
musiałoby być jak największym i posiadać jak najliczniejszą armię.
Polska tedy o wiele większą od Rumunii zapłaciłaby cenę za zbudowanie państwa ukraińskiego.
To wszakże jest tylko jedna strona rzeczy.
Niepodległa Ukraina byłaby państwem, w którym dominowałyby wpływy
niemieckie. Tak by było nie tylko dlatego, że dzisiaj działacze
ukraińscy konspirują z Niemcami i mają ich poparcie; i nie tylko
dlatego, że o tym marzą Niemcy i że mają na obszarze ukraińskim Niemców
i Żydów, którzy byliby dla nich oparciem; ale także, i to przede
wszystkim, dlatego, że całkowite zrealizowanie programu ukraińskiego
kosztem Rosji, Polski i Rumunii, ma naturalnego, najpewniejszego
protektora w Niemczech i musi Ukraińców wiązać z nimi. Polska przy
istnieniu państwa ukraińskiego, znalazłaby się między Niemcami a sferą
wpływów niemieckich, można powiedzieć, niemieckim protektoratem. Nie ma
potrzeby unaoczniać, jakby wtedy wyglądała.
Wreszcie, jak to wyżej powiedzieliśmy, zbudowana dziś wielka Ukraina
nie byłaby w swych kierowniczych żywiołach tak bardzo ukraińska i nie
przedstawiałaby na wewnątrz stosunków zdrowych. To byłby naprawdę wrzód
na ciele Europy, którego sąsiedztwo byłoby dla nas fatalne.
Dla narodu, zwłaszcza dla narodu jak nasz młodego, który musi się
jeszcze wychować do swych przeznaczeń, lepiej mieć za sąsiada państwo
potężne, choćby nawet bardzo obce i bardzo wrogie, niż międzynarodowy
dom publiczny.
Z tych wszystkich względów program niepodległej Ukrainy nie może
liczyć na to, żeby Polska za nim stanęła, a tym mniej, żeby zań krew
przelewała. I to polska opinia publiczna już dziś bardzo dobrze
rozumie.
My możemy być niezadowoleni z linii granicznej pokoju ryskiego, ale to nie odgrywa w naszej polityce wielkiej roli.
Możemy żałować i niewątpliwie serdecznie żałujemy naszych rodaków,
którzy nawet w większych skupieniach dziś żyją w granicach Ukrainy
sowieckiej, i dobra polskiego, które inni tam pozostawili, ale te
uczucia nie mogą nas wykoleić z drogi, którą nam dyktuje dobro Polski
jako całości, i jej przyszłości.
Możemy nawet współczuć wierzycielom francuskim Rosji, ale im powiemy,
że ich rewindykacje, chociaż najbardziej uprawnione, nic nie mają
wspólnego z wielkimi celami nie tylko Polski, ale i Francji.
Zdaje się, że na kwestię ukraińską w naszej polityce zewnętrznej już niema miejsca.
Tym samym, wobec naszej pozycji jako sąsiada Rosji, a w szczególności
Ukrainy sowieckiej, realizacja programu ukraińskiego przedstawia się
więcej, niż wątpliwie.
***
Ostateczne wykreślenie kwestii ukraińskiej z programu naszej
polityki zewnętrznej pociągnie za sobą dla naszego państwa jeden przede
wszystkim doniosły skutek. Ustali się traktowanie kwestii ruskiej w
państwie polskim jako jego kwestii wewnętrznej, i tylko wewnętrznej.
Zniknie pokusa do podpalania swego domu po to, żeby się od niego zajął
dom sąsiada.
Tekst pochodzi z 1930 roku.
Źródło: Archiwum MSWiA, sygn. K-458.
Udostępnił: Jan Stec
Za: geopolityka.net/roman-dmowski-kwestia-ukrainska