Stosunki polsko-izraelskie, a ściślej 
mówiąc polsko-żydowskie, są dziś niczym przysłowiowy gorący ziemniak 
szybko podawany z rąk do rąk i nie wzbudzający wśród większości Polaków 
głębszej refleksji. Owszem, wiele mówi się o żydowskich roszczeniach 
majątkowych i oskarżeniach o rzekome zbrodnie wojenne, ale mało kto 
stara się przeniknąć rzeczywisty sens tej antypolskiej narracji, która 
nad Wisłą powszechnie sprowadzana jest wyłącznie do wymiaru finansowego.
 Czy słusznie?
Wiele wskazuje na to, że żydowski 
„pomysł na Polskę” jest wielowymiarowy i trudno go zrozumieć bez 
znajomości długotrwałego procesu lokowania państwa Izrael w Palestynie. 
Wieloletni racjonalny wysiłek organizacji syjonistycznych, jego 
intensywność i różnokierunkowość, wsparty osobistym poświęceniem kilku 
żydowskich pokoleń, dokonał dzieła powszechnie uważanego za nierealne. 
Mówiąc krótko: Żydzi już raz skutecznie dokonali kolonizacji terenu 
sobie wrogiego. Czy dzisiaj wykorzystują te doświadczenia w 
podporządkowaniu sobie Polski i uzyskaniu w naszym kraju 
uprzywilejowanego statusu?
Doświadczeni obserwatorzy wskazują na 
wiele niepokojących sygnałów płynących z różnych obszarów naszej 
polskiej rzeczywistości. Nikt nawet nie stara się odpowiadać na stawiane
 przez nich pytania. Jakie cele realizuje Polski Fundusz Rozwoju, 
skupujący akcje w branżach strategicznych, np. wodociągach, a działający
 poprzez tzw. partnerstwo publiczno-prywatne z izraelskimi biznesmenami?
 Po co izraelski kapitał wykupił około 700 ha ziemi w okolicach 
Mszczonowa, skoro jego głośna inwestycja, czyli wodny Park of Poland, 
znajdzie się tylko na dziesiątej części tej powierzchni? Czy 
przedsięwzięcie to ma jakiś związek z mającym powstać kilkanaście 
kilometrów od niego Centralnym Portem Komunikacyjnym? I wreszcie: czy 
Muzeum Żydów Polskich Polin ma (ma mieć) status eksterytorialności? 
Pytań o podobnej wadze możemy mnożyć, a odpowiedzi wciąż brak.
Emocji przybywa, gdy uświadomimy sobie, 
że narracja rodzimych elit politycznych coraz nachalniej przekonuje już 
nie tylko o wspólnym polsko-żydowskim dziedzictwie, ale mówi wręcz o 
współgospodarowaniu państwem! Wiem, że na tę chwilę trudno to wszystko 
sobie Polakom wyobrazić, ale wiele wskazuje na to, że precedens 
palestyński naprawdę może u nas znaleźć powtórną realizację. By tak się 
stało, potrzebny jest silny wstrząs, zarówno opinią światową, jak i 
polską. Takim wstrząsem mogą okazać się wyniki ekshumacji w Jedwabnem.
Niemiecka zbrodnia wojenna w Jedwabnem 
często wykorzystywana jest przez stronę żydowską do rzucania 
bezpodstawnych oskarżeń na Polaków, stąd wielu rodaków ze złością i 
niedowierzaniem przyjęło przerwanie prowadzonych tam prac 
ekshumacyjnych. Pojawiło się wówczas przekonanie, że Żydzi wpłynęli na 
polski rząd z obawy przed ujawnieniem niemieckiego sprawstwa tej zbrodni
 i oczyszczeniem Polaków z zarzutów. Czy aby na pewno taki był powód 
niedokończenia ekshumacji?
Prakseologia uczy, że każde działanie 
powinno być podjęte w okolicznościach jak najbardziej sprzyjających jego
 powodzeniu. Znalezienie dowodów wskazujących na polskie uczestnictwo w 
zbrodni w Jedwabnem jeszcze kilkanaście lat temu wiele by stronie 
żydowskiej nie dało. Dziś jest zupełnie inaczej. Żydzi zdobyli przez te 
lata w Polsce tyle przyczółków władzy, że wraz z presją światowej opinii
 publicznej i rządu USA mogliby wymóc na nas niespotykaną dotąd formę 
ekspiacji, polegającą na uzyskaniu przez nich szczególnego statusu w 
naszym państwie. Pamiętajmy przy tym, że o taki status bezskutecznie 
zabiegali w 1918 roku.
Mrzonki? Nie istnieją żadne dowody 
wskazujące na Polaków jako sprawców mordu? A jaki problem, by takowe 
„się znalazły”? Przecież ewentualna ekshumacja odbywać się będzie pod 
szczególną „opieką” służb izraelskich i amerykańskich, czyli Mossadu i 
wszystkich innych „literek” sił wywiadowczo-przemocowych, a do opłotków 
Jedwabnego nie zbliży się nikt, kto nie będzie posiadał wystawionej 
przez nich przepustki. W takich oto komfortowych warunkach „archeolodzy”
 z komisji ekshumacyjnej znajdą wszystko, co znaleźć zechcą, nawet 
dowody osobiste autora tych słów i ich czytelników! Prawda, jakie to 
proste?
Trzeba podkreślić, że sami wykuwamy tu 
swój los. Polska opinia publiczna głośno domaga się wznowienia 
ekshumacji, nie zdając sobie sprawy, że sama kładzie głowę pod katowski 
topór. Jakiś czas temu prominentny prof. Jan Żaryn zapowiedział, że 
trzeba poprosić stronę żydowską o zgodę (sic!) na dokończenie prac w 
Jedwabnem. Maszyna ruszyła…
Jakie kroki w tej nadzwyczaj 
niekorzystnej sytuacji może podjąć żywioł polski? Musimy zadbać o pełną 
transparentność prac komisji ekshumacyjnej. Niech dołączą do niej 
mężowie społecznego zaufania wytypowani przez niezależne środowiska 
patriotyczne i posiadają niczym nieskrępowany dostęp do wszystkich jej 
prac. Tylko oni mogą zapobiec wielce prawdopodobnemu zafałszowaniu 
wyników prac komisji i jej końcowego raportu.
A co jeśli środowiska patriotyczne nie 
uzyskają dostępu do prac w Jedwabnem? Otrzymamy w ten sposób pretekst do
 ewentualnego zakwestionowania rzetelności raportu komisji i podważenia 
jego wyników. Ważne, byśmy potrafili strategicznie wykorzystać atuty, 
które jeszcze trzymamy w garści. Nie ma już ich za wiele, ale uczyńmy w 
końcu z nich pożytek.