Rok 1944 przyniósł Polakom na Wileńszczyźnie kres okupacji
niemieckiej, ale zarazem początek dłuższej i dla Polaków gorszej –
okupacji rosyjskiej. Byli jednak tacy, którzy przewidywali tragedię,
jaka miała nastąpić. Wśród nich – Zygmunt Szendzielarz „Łupaszka”. Miał
konkretne powody.
31 stycznia żołnierze 5 Brygady Wileńskiej Armii Krajowej stoczyli z
Niemcami pod Worzianami ciężki bój, z którego, mimo przewagi liczebnej
wroga i trudnych warunków, wyszli zwycięską ręką. O tym, że w polskim
oddziale jest wielu rannych, wiedziały stacjonujące nieopodal bandy
sowieckie, które zwęszyły łatwy łup. Być może Rosjanie chcieli powtórzyć
tzw. „mały Katyń”, jaki zgotowali niespełna rok wcześniej pierwszemu
polskiemu oddziałowi partyzanckiemu na Wileńszczyźnie, dowodzonemu przez
Antoniego Burzyńskiego „Kmicica” – który został wymordowany przez bandę
Markowa, a groby polskich żołnierzy do dziś nie zostały odnalezione.
Jednak będących we wsi Radziusze żołnierzy „Łupaszki” nie udało się
zaskoczyć – i sowieckie hordy poniosły klęskę. Pomny tego „Łupaszka” nie
zaufał sowietom w lipcu 1944 r., podczas operacji „Ostra Brama”. Ocalił
dzięki temu życie swoich żołnierzy. Jest to wniosek, którego należy być
pomnym także dzisiaj, zwłaszcza, jeśli się odpowiada za coś więcej niż
tylko własny byt.