Termin „antysemityzm” służy do metafizycznej degradacji. Zwalnia
z obowiązku podjęcia dyskusji z osobą, którą tym mianem określono.
Jeżeli uzna się, że ktoś jest diabłem wcielonym to przecież nie można
z nim dyskutować — mówi portalowi wPolityce.pl prof. Jacek Bartyzel, wykładowca Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu.
wPolityce.pl: Czy określenie, którego użył Pan w swoim wpisie na Facebooku nie jest zbyt mocne?
Prof. Jacek Bartyzel: Określenie jest mocne, ale tak się składa, że wypowiedział te słowa Jezus Chrystus. Nie widzę tutaj żadnego uchybienia
„Gazeta Wyborcza” zarzuca panu antysemityzm. Jest pan antysemitą?
Chciałbym się dowiedzieć co to znaczy być antysemitą. Bo nie wiem, co to słowo oznacza.
Ale „Gazeta Wyborcza” wie, że jest pan antysemitą.
„Gazeta
Wyborcza” może wiedzieć, ale ja tej wiedzy, nazwijmy ją talmudyczną,
nie posiadam. Pojęcie antysemityzmu jest tak nieokreślone, że każdy może
sobie włożyć w nie, to co mu się podoba. Załóżmy, że na poziomie
elementarnym jest to jakaś niechęć do Żydów. Ale kto powiedział,
że do Żydów nie można nie czuć niechęci? Można ja przecież czuć
do Polaków, Niemców, Francuzów. I nic się z tego powodu nie dzieje.
Dlaczego akurat Żydów trzeba kochać? Tego nikt nie zdołał wyjaśnić.
A co z Żydami, którzy czują niechęć do Żydów czy do Izraela? Też są antysemitami?
A czy
mało jest Polaków, którzy czują niechęć do Polski? Są tacy. Roger
Scruton rozpowszechnił pojęcie „ojkofobii”, czyli niechęci do własnego
gniazda. Dlaczego akurat Żydzi mieliby być wolni od tej, dosyć
pospolitej przypadłości?
Adolf Nowaczyński
przed wojną mówił, że są dwa antysemityzmy, polski i żydowski. Polski
antysemityzm polega na tym, że Polacy nie lubią Żydów z różnych powodów.
Ale kiedy zapyta się Polaka o konkretnego Żyda to słyszymy – ten
to wyjątkowo porządny człowiek. I to samo słyszymy, kiedy spytamy Polaka
o każdego kolejnego Żyda. Natomiast jak zapytają Żyda o Żydów
to usłyszymy – jesteśmy genialnym narodem, który dał tak wiele dobrego
ludzkości. Ale kiedy ktoś zapyta Żyda co sądzi o konkurencie
mieszkającym po drugiej stronie ulicy, usłyszy: niech pan mi nie mówi
o tym łajdaku! To jest kwestia, w której łatwo wypowiada się pewne
generalne i ogólne sądy. Natomiast u nas, Polaków i ogólnie
u chrześcijan dominuje personalistyczne podejście. Jeżeli nawet
wypowiadamy sąd ogólny to mamy na myśli pewien sąd statystyczny.
Widzimy, że jakaś grupa etniczna, rasowa czy też inna jest nam
niechętna. Dowodów na to akurat mamy całą masę. Natomiast jeżeli chodzi
o konkretnych ludzi to dokonujemy oceny na podstawie rzeczywistej
wartości człowieka. Na podstawie oceny jego działań.
Wydaje się, że „antysemityzm” jest największą pałką z arsenału politycznej poprawności?
Zaczyna
z nim rywalizować „homofobia”. Ale rzeczywiście chyba to, co się
określa mianem „antysemityzmu”, nazwijmy to roboczo zakazem wypowiadania
jakichkolwiek krytycznych uwag o Żydach został takim świeckim dogmatem
w religii poprawności politycznej. Ma on mieć moc taką, że właściwie
ktoś, kto jest zidentyfikowany jako antysemita, ten właściwie podlega
czemuś co może być odpowiednikiem klątwy i anatemy. Powinien w ogóle
przestać istnieć w wymiarze publicznym. Można go też zupełnie bezkarnie
opluwać. To nawet jest traktowane jako czyn pozytywny.
„Antysemityzm” to doskonały argument do uciszania niewygodnych dyskutantów.
Tak.
Termin „antysemityzm” służy do metafizycznej degradacji. Zwalnia
z obowiązku podjęcia dyskusji z osobą, którą tym mianem określono.
Jeżeli uzna się, że ktoś jest diabłem wcielonym to przecież nie można
z nim dyskutować.
„Gazeta Wyborcza” pisze, że do rektora Uniwersytetu Mikołaja Kopernika trafiło pismo z żądaniem ukarania pana. Dokument rzeczywiście już dotarł do władz uczelni?
Nie mam pojęcia. Nie jestem jego adresatem. Pismo zostało wysłane
do Jego Magnificencji. Jeżeli będzie coś się działo w tej sprawie,
pewnie się o tym dowiem. Na razie wiem tylko tyle, że pan, który
przedstawia się jako dziennikarz i profesor uczelni, której skrótu nazwy
nie potrafię rozszyfrować, odegrał rolę sykofanta. Nie wiem czy to jest
jakaś Wyższa Szkoła Drutowania Garnków czy coś innego. Sykofant
w starożytnych Atenach był publicznym donosicielem. Donosił
na nieprawomyślnych obywateli szkodzących demokracji. Jak widać jest
kategoria ludzi, którzy uważają, że donoszenie jest cnotą. Przypomina
mi się tutaj myśl, którą wypowiedział jeden z wybitnych filozofów
polityki, zresztą żydowskiego pochodzenia, Leo Strauss. Powiedział,
że nie można utożsamiać między sobą państw, które mają radykalne
sprzeczne ustroje, oparte na przeciwstawnych zasadach, nawet jeżeli się
tak samo nazywają. Nie można utożsamiać dwóch państw jeżeli występują
w nich zupełnie sprzeczne wyobrażenia o tym co jest, a co nie jest cnotą
polityczną. Na utożsamianie nie pozwala nawet ciągłość terytorialna.
Nie można więc stawiać znaku tożsamości pomiędzy Polską a PRL. Leo
Strauss zapewne miał na myśli Związek Sowiecki. Słynny był Pawka
Korczagin, który doniósł na rodziców. Jeżeli w jakimś państwie
donosicielstwo jest uznawane za cnotę polityczną to jest oczywiste,
że to państwo jest czymś zupełnie różnym niż państwo, w którym
donosicielstwo jest godne pogardy i uważane za rzecz hańbiącą. Nawet
jeżeli te państwa mają te same nazwy i istnieją na tym samym terytorium.
Pomiędzy mną a panem, zdaje się Adamem Leszczyńskim istnieje właśnie
taka aksjologiczna przepaść (śmiech). Podejrzewam, że poglądy pana
Leszczyńskiego są mi obce. Nie czytałem nic z jego tekstów, ale
przypuszczam, że ma radykalnie przeciwstawne poglądy, które mogą budzić
moje oburzenie. Ale nie przyszłoby mi do głowy, żeby do rektora jego
uczelni skierować wniosek o wszczęcie postępowania dyscyplinarnego
przeciwko niemu. Nie zrobię tego, bo brzydzę się delatorstwem
czy sykofanctwem.
Donoszenie w żadnym normalnym ustroju politycznym nigdy nie było uznawane za coś pozytywnego.
Tak, a systemy, które uznawały za delatorstwo za coś pozytywnego raczej nie cieszą się dobrą reputacją.
Not. ems
Za: https://wpolityce.pl/polityka/435454-prof-bartyzel-odpowiada-gw-brzydze-sie-donosicielstwem