W artykule zatytułowanym Trzeba wstać z kolan!,
opublikowanym wkrótce po obchodach stulecia odzyskania przez Polskę
niepodległości, pan Jan Lech Skowera podjął polemikę z panią Agnieszką
Holland – reżyserka nieco wcześniej wezwała do stworzenia na terenie
Polski (bądźmy precyzyjni: prowincji polskiej Unii Europejskiej) państwa
świeckiego1.
Pan Skowera trafnie rozpoznał, że za tym postulatem kryje się dążenie
do likwidacji polskości – wspólnego dzieła Piastów i Kościoła Świętego.
Jednak pomimo zasadniczo słusznej puenty artykułu publicysta „Gazety
Obywatelskiej” w najważniejszej kwestii rozminął się z ponurą
rzeczywistością. Fragment ostatniego akapitu brzmi bowiem: Królestwa już nie mamy, ale pozostał jeszcze jeden filar polskiej państwowości – wiara katolicka.
Niestety, to niczym nieuzasadniony optymizm. Więcej, wyrażana przez
autora cytatu aprobata dla monarchii katolickiej pozostaje w
sprzeczności z nauczaniem wspólnoty religijnej, do której należy,
zdefiniowanym przez Jana XXIII i Pawła VI, a także w deklaracji Dignitatis humanae2.
Podstawowe przesłanie pana Skowery można streścić słowami: na nazwę Polska zasługuje tylko monarchia katolicka3. (W tym miejscu można zapytać: jak z pragnieniem przywrócenia państwa katolickiego pogodzić słynną propozycję pana Skowery z 2016 r., aby na tron Polski wezwać dynastię xiążąt grecko-duńskich,
którzy znani są jako rodzina Windsorów – wyznawców herezji
anglikańskiej pozostających w bliskich relacjach z wolnomularstwem?)
Rozwijając tę myśl już we własnym zakresie i na osobistą
odpowiedzialność, dopowiem, że państwo katolickie to ład ustrojowy, w
którym Bóg w Trójcy Świętej Jedyny jest rozpoznany jako źródło władzy
prawowitej – władzy działającej w taki sposób, aby poddanym ułatwiać, a
nie utrudniać, osiągnięcie zbawienia wiecznego. Państwo uznające
pierwszeństwo i wolność Kościoła, respektujące Jego nauczanie, a
wszystkie sprawy w granicach swoich kompetencyj odnoszące do Prawa
Bożego4. Godnym uwagi wzorem może być w tym kontekście Karta Praw Hiszpanów (Fuero de los Españoles) z 17 lipca 1945 r., a szczególnie jej artykuł szósty5.
Dzisiejsza Polska na pewno nie jest państwem katolickim. Czy jednak w
ogóle po 1989 r. mogła nim się stać, jeśli wziąć pod uwagę obecny stan
Kościoła Świętego? Nie. I to niezależnie od powszechnie
znanych uwarunkowań ideowych, historycznych, geopolitycznych czy
ekonomicznych – przede wszystkim zaś dlatego, że już znacznie wcześniej
Polacy w swojej miażdżącej większości bezkrytycznie opowiedzieli się za
postkatolickim modernizmem lub przynajmniej znaleźli się pod jego
dominującym wpływem, gdyż uważają modernistycznych hierarchów za swoich
duszpasterzy. Prócz tego wielu Polaków całkiem świadomie odrzuciło
Prawdę Chrystusową. Integralnych katolików pozostała natomiast garstka
liczona raczej w setkach niż tysiącach osób. Katolicy w prowincji
polskiej Unii Europejskiej są wspólnotą mikroskopijną. Nie ma sensu
udawać, że jest inaczej.
Trudno stworzyć państwo katolickie bez katolików. Jeszcze trudniej –
bez oparcia w prawowiernej hierarchii, która poprzez apostolat w kraju
misyjnym, jakim niewątpliwie stał się obszar między Odrą a Bugiem,
dążyłaby do świętości. Pomyślmy: ilu w skali świata jest biskupów
niosących Wiarę katolicką, tę samą i taką samą, jaką była od chwili
założenia Kościoła przez naszego Pana Jezusa Chrystusa do śmierci Piusa
XII, ostatniego papieża w dotychczasowych dziejach? A ilu mamy takich
xięży?
Doktrynalnym źródłem współczesnego modernizmu jest nauczanie
wspólnoty religijnej zwanej przez sedewakantystów Nowym Kościołem
montiniańskim, a przez swoich zwolenników często określanej (potocznie,
lecz z aprobatą) mianem Kościoła soborowego lub posoborowego6.
Od roku 1958 pod szyldem katolicyzmu prezentowane są poglądy
wielokrotnie potępione przez papieży: przekonanie o powszechności
zbawienia, ekumenizm, aprobata dla wolności religijnej, antropocentryzm i
uznanie dla tzw. praw człowieka, konieczność dostosowania moralności i
praktyk religijnych do aktualnego stanu nauki, wiara w nieprzerwany
postęp, uznanie, że wyznawcy judaizmu podążają odrębną drogą zbawienia.
Zniesiona została Przysięga Antymodernistyczna, a w związku z przyjęciem nowej koncepcji Kościoła zakwestionowano Jego nieomylność7.
Wyrazem radykalnego zerwania są m.in.: nowy (protestancki) porządek
mszy, zmienione ryty sakramentów, nowe prawo kanoniczne, nowy katechizm
(podlegający wkrótce po publikacji kolejnym „aktualizacjom”),
rozluźniona dyscyplina w sprawach moralności (prowadząca do akceptacji
zboczeń i niewierności małżeńskiej8), kolegialność władzy biskupów9, a nawet nowy różaniec i nowe tłumaczenie modlitwy Ojcze nasz.
Nowy jest także kształt świątyń, często projektowanych, budowanych i
wyposażanych tak, jakby za wszelką cenę – nawet karykaturalnej brzydoty –
miały być świadectwem, że mamy do czynienia z odmienną od katolicyzmu
religią. Zamierające życie zakonne zmieniło się w swoją parodię10.
Niewątpliwą nowością jest również wynikający z antropocentryzmu
sprzeciw wobec kary śmierci. Magisterium i praktykę kościelną podważono
właściwie w każdym aspekcie. Najwyższym wyrazem uznania, który może
usłyszeć modernistyczny duchowny, są słowa: nikogo nie nawracał11.
Zważywszy zaś na to, jak słaby był i jest opór ogółu Polaków wobec
trwającej ponad pół wieku rewolucji w Kościele – straszniejszej niż
wszystkie wcześniejsze rewolucje, bo bezpośrednio gangrenującej wnętrze
Mistycznego Ciała Chrystusa – czy z rodakami o tak nikłej wiedzy
religijnej można marzyć o restauracji państwa katolickiego? Przecież
temu straconemu pokoleniu, które było świadkiem wprowadzania w życie
tzw. reform soborowych, bez większego trudu wmówiono, że heretyckie
treści, które zaprzeczały wszystkiemu, czego Kościół nauczał do tej
pory, to właśnie jest Magisterium Kościoła! Ilu ówczesnych Polaków było w
stanie pomyśleć w roku 1965 lub cztery lata później np. mój proboszcz oszalał, chce odprawiać Mszę po protestancku – i dostrzec całą grozę sytuacji12?
Jeżeli choćby na chwilę przyjmiemy, że Magisterium można dowolnie zmieniać, to jaki z niego filar polskiej państwowości?
*****
Nie można być „prawie” katolikiem, nie można wybierać fragmentów
Magisterium do wierzenia. Polemika z panem Janem Lechem Skowerą odnośnie
do obecności Wiary katolickiej w Polsce musi zatem toczyć się w tych
osobliwych warunkach, że sam publicysta „Gazety Obywatelskiej”
wielokrotnie, podejmując publiczne inicjatywy, dawał wyraz swojej
jedności z hierarchią Nowego Kościoła montiniańskiego i akceptacji jej
nauczania. Świadczy o tym jego ścisła współpraca z kolejnymi
modernistycznymi metropolitami wrocławskimi, najdobitniej podkreślona 7
października 2018 r. w archikatedrze pod wezwaniem św. Jana Chrzciciela.
Kolejnym znakiem tej jedności są rozważania pana Skowery poświęcone nowemu świętu Chrystusa Króla, które w kalendarzu Neokościoła zastąpiło liturgię ostatniej niedzieli po Zesłaniu Ducha Świętego13.
Ustanawiając święto Chrystusa Króla, papież Pius XI określił, że
będzie obchodzone w ostatnią niedzielę października. Wyraził w ten
sposób pewność, że panowanie Syna Bożego nie jest czymś, co dopiero ma
nadejść wraz z końcem historii, jak uważają moderniści, lecz faktem
nieustannie doświadczanym tu i teraz, dotyczącym zarówno Kościoła
Tryumfującego, jak i Kościoła Walczącego oraz Kościoła Cierpiącego. Nasz
Pan Jezus Chrystus jest Królem, którego władza nie zna ograniczeń i
sięga świętych i dusz czyśćcowych, państw, narodów i innych
społeczności, a także życia rodzinnego i prywatnego. Oczywiście,
większość ludzi odrzuca Chrystusa (a jeśli nawet Go przyjmuje, to w
formie jakiejś karykatury usprawiedliwiającej ich grzechy), ale bunt
przeciwko Zbawicielowi nie delegitymizuje Jego władzy14.
Bywa, że współcześni moderniści, stawiając teologię polityczną na
głowie, deprecjonują Chrystusa jako źródło prawowitej władzy, drwinami z
monarchii próbując unieważnić słowa Przez mię królowie królują, i prawodawcy stanowią sprawiedliwość (Prz 8,15)15.
Przede wszystkim jednak hierarchia Neokościoła za jednym zamachem
unieważniła zarówno główny sens święta ustanowionego przez papieża Piusa
XI, jak i znaczenie niedzieli zamykającej rok liturgiczny. Jak bowiem
zauważył x. Kewin Vaillancourt, dzięki tej zmianie możliwe stało się
przemilczenie jednej z monarszych prerogatyw naszego Pana – władzy
Sędziego ludzkości16.
W tradycyjnej liturgii koniec roku liturgicznego kojarzony był z końcem
życia ludzkiego i żalem za grzechy podejmowanym przed rozpoczęciem
Adwentu. W krótkim artykule pana Skowery, bezkrytycznie akceptującego
nowy kalendarz „kościelny”, po tej prawdzie nie ma już śladu. Autor
przywołuje natomiast doczesne, mocno sentymentalne skojarzenia, z
których można nawet wyprowadzić błędne wnioski odnośnie do wzajemnych
relacyj Osób w Trójcy Świętej, łącznie z domniemaniem, że nasz Pan Jezus
Chrystus miałby zastąpić Boga Ojca w roli Władcy Wszechświata.
*****
Modernizm jest kultem sprzeczności17.
Jego najważniejsze dokumenty są pisane i interpretowane w taki sposób,
aby każdy zainteresowany znalazł w nich coś dla siebie. Po dwóch
stronach Odry to samo zagadnienie moralne może zostać odmiennie
potraktowane przez konferencje „biskupów”. Dla bardziej kompromisowych
piewców Tradycji (szczególnie zaś związanej z nią estetyki) pozostawiono
nawet kapliczkę w świątyni Jednej Wielkiej Światowej Religii –
wystarczy, żeby złożyli hołd głowie Neokościoła. Dzięki temu nie dziwią
żadne wolty. A przynajmniej nie powinny już dziwić…
Trzecim artykułem pana Jana Lecha Skowery, który zasługuje na uwagę,
gdy mowa o błędach religijnych prezentowanych pod szyldem współczesnego
polskiego monarchizmu, jest – nawiązujący do wątków z Trzeba wstać z kolan! – text Porządek Boży porządkiem ziemskim. Państwo18.
Również w nim publicysta odwołuje się do Trójcy Świętej, na Jej wzór
tworząc skomplikowany model ustrojowy mający skłaniać do wniosku, że
tylko Piastowie byli prawowitymi władcami Polski.
Z pozycji miłośnika Domu Saskiego i xiążąt grecko-duńskich
pan Skowera wydaje się przesuwać ku, trudno w tym miejscu o precyzyjne
określenie tego szczególnego zjawiska, jakiemuś „archeologicznemu”
patriotyzmowi (miejmy nadzieję, że nie szowinizmowi), który zresztą
zgrabnie łączy się z modernizmem – z charakterystycznym dla niego
archeologizmem i obsesją powracania do źródeł za cenę przekreślenia
dwudziestu stuleci ciągłości nauczania Kościoła19. Najbardziej znany polski „partyzant Wettynów” nagle w najostrzejszych słowach potępia Jagiellonów20
i kolejnych królów elekcyjnych, formułując pod ich adresem osobliwe
zarzuty, odmawiając im statusu Pomazańców Bożych i jednocześnie
gloryfikując osiągnięcia Piastów21.
A czyni to wszystko w ramach obrony Wiary katolickiej, chociaż to
właśnie w czasach baroku kształtowała się współczesna polska religijność
– znacznie silniej zakorzeniona w baroku niż np. w epoce romańskiej.
Jak zatem pogodzić twierdzenia pana Skowery z kultem św. Kazimierza
Królewicza? Jak je pogodzić z uznaniem siedemnastowiecznych papieży dla
dokonań królów elekcyjnych? Wystarczy w tym miejscu przypomnieć, że
papież Aleksander VII nadał królowi Janowi Kazimierzowi i jego następcom
tytuł Króla prawowiernego, natomiast Jan III Sobieski, pogromca
mahometan, został uhonorowany przez papieża Innocentego XI tytułem
Obrońcy Wiary.
Jak pogodzić negatywną – jak wynika z wydźwięku całego artykułu –
ocenę polityki obu elektorów saskich zasiadających na polskim tronie
elekcyjnym z oceną dokonaną przez naszych przodków, którzy w
najtrudniejszych chwilach w XVIII i XIX stuleciu dwukrotnie wzywali ich
następców, aby stali się polską dynastią, przywracając monarchię
dziedziczną? Czyżby pan Skowera uległ czarnej legendzie Wettynów, której
źródłem była pruska propaganda? Najlepszą odpowiedzią na wysuwane w jej
ramach zarzuty wydaje się decyzja Stolicy Apostolskiej, która właśnie w
Polsce jako pierwszym państwie świata chrześcijańskiego wprowadziła Nabożeństwo do Najświętszego Serca Jezusowego – rozszerzone na cały Kościół Święty dopiero w 1856 r.
Zaszczyt ten miał już niższej rangi precedens: zgodnie z pragnieniem
króla Polski i Szwecji Zygmunta III Wazy od 1616 r. Polacy, na mocy
przywileju Stolicy Apostolskiej, na początku września czczą świętych
Patronów Szwecji, modląc się o nawrócenie Skandynawów.
Nie można też zapomnieć o wydarzeniu, które już na wieki przesądziło o
monarchicznym charakterze Polski, nawet tej pozbawionej intronizowanego
króla – ogłoszeniu Najświętszej Maryi Panny Królową Korony Polskiej.
Czego dokonał (zwykle postrzegany jako słaby władca) Jan Kazimierz
podczas ślubów lwowskich (1 kwietnia 1656 r.), potwierdzając autorytetem
Pomazańca Bożego znacznie starszy kult rozpowszechniony na ziemiach
naszej Ojczyzny. Historia Polski w świetle Objawienia Bożego jest inna
niż obraz wynikający z mniemań (doxai) pana Skowery.
*****
Cóż, być może wśród następców Kazimierza Wielkiego nie było wielu
politycznych geniuszy i mężów stanu światowego formatu, ale stosowanie
ogólnych kwantyfikatorów jest oczywistym publicystycznym nadużyciem,
którego nie da się usprawiedliwić. Tzw. monarchia mieszana nie była
ideałem, ale ta trzeźwa konstatacja nie powinna oznaczać odrzucenia
wszystkiego, co wydarzyło się w jej epoce. Jeżeli królowie wybierani
przez szlachtę byli rzeczywiście tak nieudolni i dbający tylko o swoje
interesy, czym tłumaczyć wspierane przez tych władców zwycięstwo
kontrreformacji na ziemiach polskich? Oczywiście, dzieje kolejnych
panujących zasługują na krytyczny namysł i otwartą dyskusję, ale niczym
nieuzasadnione, zdawkowe, obejmujące kilka stuleci twierdzenia utrzymane
w poetyce czytanki o tym, kto był dobry, a kto był zły, do poważnej
rozmowy o przeszłości z pewnością nie zachęcają. Zgadzamy się, że
polskość mogła stać się fenomenem kulturowym, gdyż jest wspólnym,
rozwijającym się przez wieki dziełem Piastów i Kościoła. Ale zastanówmy
się też nad tym: jaka byłaby polskość zredukowana do narracji
piastowskiej – pozbawiona Żmudzi, Litwy, Polesia, Wołynia, Podola,
Pobereża, Ukrainy? Odepchnięta od Niemna i Dniestru?
Można zgodzić się odnośnie do tego, że polska próba podążania odrębną
drogą ostatecznie okazała się błędem. Ale ta próba miała też swój
pozytywny aspekt – wykształciła umiłowanie wolności (dziś bardzo nam
tego brakuje) i zapobiegła absolutystycznym przerostom, które, jak już
wiemy z historii Europy, także okazały się ślepą uliczką. W dodatku
królowie elekcyjni dysponowali szerszą władzą niż jej zakres przyznany
panującym w Konstytucji 3 Maja. Niebagatelne znaczenie dla kształtowania
się współczesnej polskości miało przenikanie etosu szlacheckiego do
stanu trzeciego. Szkoda, że to wszystko pan Skowera deprecjonuje.
W trzecim z omawianych artykułów pan Skowera bierze zatem rozbrat również z rodzimą tradycją22.
Tradycja bowiem to ciągłość, nie żonglowanie faktami i dobieranie
fragmentów rodzimych dziejów pasujących do ideologicznych założeń, za to
z pozostawianiem kilkusetletnich wyrw. Publikacje pana Skowery nie mają
związku ani z katolicyzmem, ani z prawdą historyczną, są raczej
fantazjami na ich temat – ostatecznie więc z punktu widzenia polskiego
monarchizmu są przede wszystkim szkodliwe, wprowadzające w błąd, a w
planie wiecznym prowadzące do zatracenia.
1 Trzeba wstać z kolan!, „Gazeta Obywatelska” nr 180, 23 listopada – 6 grudnia 2018 r., str. 9.
2 Pani
Agnieszka Holland wyważa otwarte drzwi, bo świecki charakter ustroju
współczesnej Polski gwarantowany jest m.in. przez traktat lizboński, Międzynarodowy Pakt Praw Obywatelskich i Politycznych, Konstytucję Rzeczypospolitej Polskiej i Powszechną Deklarację Praw Człowieka Organizacji Narodów Zjednoczonych.
3 W
moim artykule nie podejmuję dyskusji odnośnie do tego, czy Polska,
która nie jest monarchią katolicką, staje się ontologicznym zerem.
4 Zasady tolerancji religijnej w państwie katolickim zostały określone w encyklice Immortale Dei przez papieża Leona XIII.
5 Pomimo
oporu ze strony gen. Franciszka Franco katolicki ustrój Hiszpanii
frankistowskiej na polecenie Pawła VI od 1967 r. był stopniowo
rozmontowywany. Nowa ustawa (Ley de la libertad religiosa)
w punkcie trzecim art. 1 stanowiła jednak, że prawo do wolności
religijnej musi być zgodne we wszystkim z wyznaniowością państwa
hiszpańskiego proklamowaną w Prawach Fundamentalnych, punkt
pierwszy art. 2 głosił, że prawo to musi respektować, iż religia
katolicka jest religią narodu hiszpańskiego, art. 21 stanowił z kolei,
że akty religijne innych wyznań mogą być limitowane przez władze
regionu, aby nie kolidowały z publicznym charakterem kultu katolickiego.
Ustawę podpisał były karlista Antoni Iturmendi Bañales (za informacje
na temat tego dokumentu dziękuję panu prof. Jackowi Bartyzelowi).
Podobny los spotkał Kolumbię po podpisaniu konkordatu w 1973 r. W latach
siedemdziesiątych XX wieku epoka państw katolickich dobiegła końca.
6 Oczywiście również sedewakantyści – w tym przypadku zawsze krytycznie – w swoich publikacjach posługują się terminem Kościół (po)soborowy.
7 W
Polsce można np. otwarcie ogłosić na łamach jednego z dzienników, że
św. Jan Kapistran został potępiony i trafił do Piekła – i nie spotkać
się z żadnym sprzeciwem ze strony modernistycznych duchownych
goszczących na łamach tej gazety. Taka postawa nie jest obca również
osobom sytuującym się po „prawej stronie”. Piszący te słowa był
świadkiem wypowiedzi bagatelizującej znaczenie kanonizacji św. Henryka
II, cesarza rzymskiego, króla Niemiec i Włoch: A może to było takie „santo subito”?
8 Franciszek,
głowa Neokościoła, w drodze powrotnej ze spotkania w Panamie określił
mord na dziecku znajdującym się w łonie matki porażką aborcji, dodając, że Bóg zawsze przebacza. Jeżeli weźmiemy pod uwagę, że morderstwa nienarodzonych to największe ludobójstwo w historii, czy słowem porażka
można już określać każdy przypadek świadomego wyniszczania jakiejś
grupy ludzi? Niewątpliwie w doborze słownictwa (i tonie całej wypowiedzi
oraz poprzedzającym ją pytaniu pani Leny Klimkeit) kryje się uznanie,
że zabicie dziecka w okresie prenatalnym i za zgodą matki jest czymś
istotnie odmiennym od zabicia dziecka po jego narodzinach. Twierdzenie,
iż abortowane dziecko trafia do Nieba, pozostaje zaś w sprzeczności z
nauczaniem na temat Chrztu dzieci, które znamy z Katechizmu Soboru Trydenckiego
i wypowiedzi papieża Piusa XII. Trudno uciec od pytania: czy każdy
zamordowany automatycznie trafia do Nieba? Czy morderstwo jest zatem
„supersakramentem”?
9 Symbolem
odrzucenia hierarchicznej struktury Kościoła jest sprzedaż
najważniejszego papieskiego regalium – tiary, do której doszło za
„pontyfikatu” Pawła VI w 1964 r. Kolejni szefowie Nowego Kościoła
również odrzucili możliwość koronacji.
10 Są
i takie zakonnice, które mimo nalegań władz Neokościoła, aby jednak
skupiły się na naszym Panu Jezusie Chrystusie, nie zamierzają wyrzec się
feminizmu, gnozy i religijności w duchu New Age.
11 Zaprzyjaźnieni innowiercy – rzecz dla niego obowiązkowa. Za skłonność do judaizmu lub mahometanizmu – dodatkowe punkty!
12 Zauważmy
przy okazji, że na temat Prymasa Tysiąclecia wielokrotnie, jako wyraz
uznania dla jego postawy, można przeczytać czy też usłyszeć opinię, że
ostrożnie wprowadzał w życie tzw. reformy soborowe, dzięki czemu stan
Kościoła (właściwie: Nowego Kościoła montiniańskiego) w Polsce nie jest
tak zły jak na Zachodzie. Jest to jednak pochwała mocno dwuznaczna.
Jeżeli dokumenty Vaticanum II podają do wierzenia nieomylne
nauczanie Kościoła Świętego – dlaczego przy ich recepcji należało
zachować ostrożność? Dlaczego należało dawkować zmiany, które – gdyby
były katolickie – powinny przybliżać wiernych do zbawienia? Czy
kiedykolwiek słyszeliśmy o hierarsze Kościoła, który był chwalony za
ostrożność w realizacji postanowień np. Soboru Florenckiego, Soboru
Trydenckiego etc., bo dzięki temu opóźnił destrukcję swojego Kościoła
lokalnego? Wbrew pozorom kard. Stefan Wyszyński nie był człowiekiem
nawet ułomnie pojmowanej Tradycji: opowiadał się za co najmniej bliskim
modernistycznemu rozumieniem wolności religijnej (Por. Ewa K.
Czaczkowska, Prymas nie był zacofany, „Gość Niedzielny” nr 19/2013, Vaticanum Secundum a działalność prymasa Wyszyńskiego – rozmowa z dr. Michałem Białkowskim [rozmawiał Michał Talarowski].)
13 Od Bożego Narodzenia do Chrystusa Króla, „Gazeta Obywatelska” nr 182, 21 grudnia 2018 – 3 stycznia 2019 r., str. 9.
14 Zauważmy,
że to jest najprostszy argument na rzecz zgodności legitymizmu z
nauczaniem Kościoła: rebelia przeciwko władcy nie likwiduje prawowitości
władzy, nawet jeśli ta władza nie może być wykonywana przez jej
dzierżyciela. Gdyby było inaczej, Bóg – ponad którym górowałoby prawo
pięści – nie mógłby być źródłem władzy.
15 Przyjęcie zasady wolności religijnej logicznie łączy się z zaprzeczeniem panowaniu Chrystusa Króla.
16 Ks. Kevin Vaillancourt, Dlaczego moderniści przesunęli Święto Chrystusa Króla?
17 Przykładem może być wspólna „beatyfikacja” Jana XXIII i papieża Piusa IX w 2000 r.
18 Porządek Boży porządkiem ziemskim. Państwo, „Gazeta Obywatelska” nr 183, 4-17 stycznia 2019 r., str. 7.
19 Por. papież Pius XII, Mediator Dei.
20 Królewski status Jagiellonów został zaakceptowany przez piastowskich xiążąt mazowieckich – z oporami, ale jednak.
21 Jednemu z naszych królów zawdzięczamy nawet to, że św. Stanisław dostąpił palmy męczeństwa…
22 W przeciwieństwie do Tradycji Kościoła jest to tradycja pisana małą literą.