To
już pewne- do najbliższych wyborów Ruch Narodowy pójdzie wraz z partią
Wolność oraz z Grzegorzem Braunem. Od jakiegoś czasu szeroko pojęta
prawica i osoby sympatyzujące z ideą narodową niemalże pieją z zachwytu.
W swoim artykule pragnę natomiast zaprezentować krytykę koalicji
antyunijnej z pozycji narodowego radykała.
Przyznać trzeba, że Janusz Korwin- Mikke,
a za nim także Grzegorz Braun dość skutecznie wmówili Polakom, że
ludzkości udało się wymyślić tylko dwa systemy gospodarcze, socjalizm i
kapitalizm. Bardzo niepokojące jest to, iż pogląd ten podziela niemała
liczba osób uważających się za katolików, w tym również katolików
tradycyjnych. Poglądy Grzegorza Brauna na pierwszy rzut oka wydają się
atrakcyjne. Deklaracja utworzenia państwa wyznaniowego czy chęć
przywrócenia monarchii katolickiej jest rzecz jasna godna pochwały. Jaką
jednak mają one wartość przy jednoczesnym opowiadaniem się za
liberalizmem gospodarczym? Warto w tym miejscu przypomnieć, że kiedy w
kwietniu 2017 roku katolicy protestowali pod warszawskim Teatrem
Powszechnym przeciwko bluźnierczej „Klątwie”, Braun nie solidaryzował
się z nimi w pełni. Powód? Wbrew opiniom protestujących państwo nie
powinno mieć żadnego wpływu na repertuar teatrów. O ile z reguły
stwierdzenie to można uważać rzecz jasna za słuszne, tak nie ulega
wątpliwości, że w państwie katolickim władza ma obowiązek reagować na pseudosztukę zawierającą bluźnierstwa przeciwko Bogu.
Przyjrzyjmy
się bliżej deklaracji ideowej partii Wolność. Fragment dotyczący
gospodarki brzmi następująco: „Odrzucamy wszelką interwencję w wolny
rynek, na którym decyzje podejmują dziesiątki tysięcy przedsiębiorców i
miliony konsumentów. Uznajemy zasadę, że każdy jest kowalem swojego
losu. Odrzucamy jakąkolwiek przymusową redystrybucję dóbr. W naszym
przekonaniu przyniesie to szybki wzrost gospodarczy i trwały dobrobyt .
W tym celu należy znieść bariery prawne hamujące działalność
gospodarcza, którą powinny prowadzić jednostki i ich spółki.
Kategorycznie odrzucamy prowadzenie działalności gospodarczej przez
państwo, włączając w to służbę zdrowia i edukację. W przyszłości chcemy
by zasoby naturalne stały się prywatne. Będziemy dążyli do oparcia o
walutę niezależną od państwa. Jesteśmy również przekonani o konieczności
ustanowienia prawnego zakazu zadłużania państwa i samorządów”. W
deklaracji brakuje natomiast odwołań do Pana Boga czy do nauki Kościoła.
Grzegorz Braun do religii katolickiej odwołuje się co prawda niemalże
na każdym kroku, jednak jego poglądy gospodarcze są de facto tożsame z
poglądami Janusza Korwin- Mikke
i jego partii. Zresztą obaj Panowie wywodzą się z tego samego
środowiska, z konserwatywno- liberalnej Unii Polityki Realnej. Braun
próbuje co prawda, niestety dość skutecznie, wmówić swoim wyborcom, że
wolność gospodarcza związana jest z wolnością zawartą w Ewangelii,
wolnością wynikającą z bycia katolikiem. W rzeczywistości prawdziwej
wolności wynikającej z wyzwolenia od grzechu i chęci wybierania dobra
nie można w żadnym razie utożsamiać z wolnością gospodarczą. W wolnej
konkurencji uczestniczyć będą również osoby opowiadające się za złem,
nieposiadające kręgosłupa moralnego.
Najlepszą nauczycielką życia
jest historia, która ukazuje również potworne, nieludzkie, a przede
wszystkim niechrześcijańskie skutki liberalizmu gospodarczego.
Przypomnijmy, iż na przełomie XVIII i XIX wieku czas pracy wahał się od
14 do 16 godzin dziennie, nie istniał żaden system ubezpieczeń
społecznych, a niezdolny do pracy i schorowany robotnik pozostawiony był
po prostu własnemu losowi. Podkreślić należy, iż stać się niezdolnym do
pracy było niezwykle łatwo, w fabrykach panował zaduch, okna były
wąskie i zazwyczaj zamknięte. Osoby pracującej w szwalniach narażone
były na choroby płuc, spowodowane było to unoszącym się nieustannie w
powietrzu pyłem bawełnianym. Stłoczenie wielu osób w jednym
pomieszczeniu wywoływało natomiast tak zwaną gorączkę fabryczną.
Przedsiębiorcy nie oszczędzali również kobiet i dzieci. Kobiety
pracowały na tych samych stanowiskach, co mężczyźni (w tym również w
kopalniach pod ziemią), aczkolwiek ich wynagrodzenie było nieco
mniejsze. Pensje przeznaczone dla dzieci wahały się natomiast pomiędzy
trzecią a szóstą częścią zarobków dorosłych.
Trudna sytuacja
finansowa robotników przekładała się na ich warunki mieszkaniowe. Izby
bardzo często były zbyt małe, aby pomieścić rodzinę, stąd część osób
gnieździła się w piwnicach. Przebywanie w wilgotnych i dusznych
pomieszczeniach powodowało różnego rodzaju choroby, między innymi
gruźlicę.
Proletariat bardzo długo nie stanowił żadnej siły
politycznej, w dużej mierze przyczyniło się do tego państwowe
ustawodawstwo. W 1799 roku w Anglii wydana została ustawa, która
zabraniała tworzenia zrzeszeń robotniczych, wysuwania żądań dotyczących
podwyżki płac czy skrócenia czasu pracy. Zakaz ten siłą rzeczy spotkał
się jednak z dużym oporem ze strony społeczeństwa, stąd w 1824 roku
został on zniesiony. We Francji nastąpiło to dopiero w 1864 roku, w
Niemczech natomiast trzy lata później. Związki zawodowe siłą rzeczy
zaczęły powstawać jak grzyby po deszczu, a ich działalność należy ocenić
jako częściowo pozytywną. Związki organizowały bowiem robotniczy
samorząd, formułowały żądania względem pracodawców czy organizowały
samopomoc. Z czasem jednak organizacje te zaczęły przekształcać się w
partie socjalistyczne.
W pierwszej części swojego artykułu pragnę
skupić się na krótkim przedstawieniu działalności ludzi Kościoła na
polu walki o poprawienie losu robotnika. Zagadnienie katolickiej nauki
społecznej słusznie kojarzone jest z papieżem Leonem XIII i jego słynną
encykliką „Rerum novarum”
(1891). Zanim jednak Kościół wypracował swoje oficjalne stanowisko, nad
ciężkim losem robotników pochylało się wielu duchownych czy katolickich
uczonych. Warto przytoczyć, chociażby memoriał biskupa Rendu z Annecy
(1845) skierowany do króla Sardynii. Hierarcha krytykował przesadną
żądzę do pieniądza ze strony przedsiębiorców, wskazywał, iż skupiona w
okręgach przemysłowych ludność robotnicza de facto odizolowana jest od
reszty społeczeństwa. Zależność robotnika od przedsiębiorcy nie wynika
natomiast w żaden sposób z potrzeby władzy w społeczeństwie, ale z
potrzeb gospodarczych, która opisywaną tu zależność zbyt daleko idącą.
Duchowny porównał współczesnych mu robotników do starożytnych
niewolników czy średniowiecznych poddanych. Wskazywał, że starożytne
niewolnictwo było surowe i nieludzkie, bo opierało się na podstawach
prawnych stworzonych przez pogan. Nieco inaczej rzecz miała się ze
średniowiecznymi poddanymi- prawo feudalne było co prawda niedoskonałe,
jednakże uzupełniał je chrześcijański obyczaj. Współczesne prawodawstwo
nie dało natomiast robotnikom zupełnie nic.
We Francji istniały
dwie „szkoły”, które zajmowały odmienne stanowisko w kwestii rozwiązania
problemu robotniczego. Pierwsza to tak zwana szkoła z Angers. Jej
twórcą i teoretykiem był znany socjolog Le Play. Zwolennicy tego prądu
stali na stanowisku, że ustrój gospodarczy oparty na liberalizmie sam w
sobie jest dobry, a niedolę mas robotniczych usuwać należy przez dzieła
miłosierdzia. Jakkolwiek można mieć pewne zastrzeżenia co do tego
stanowiska, to zwolennicy szkoły z Angers mieli ogromne zasługi w
przyczynianiu się do poprawy warunków bytowych najuboższych.
Przykładowo, w 1843 roku powstała „Konferencja św. Wincentego a’ Paulo”.
Warto nadmienić, iż stowarzyszenia takiego typu niosły nie tylko pomoc
materialną, ale również moralną czy religijną.
W roku 1870 powstała natomiast nowa szkoła, której siedzibą było miasto biskupa Dontreloux- Liege.
Twórcą obozu był hrabia Albert de Mun. Warto zapamiętać sobie to
nazwisko, działalność hrabiego miała bowiem ogromne uznanie w oczach
papieża Leona XIII. Zebrał on wokół siebie myślicieli katolickich, a
także samych robotników, którzy wspólnie zastanawiali się nad sposobem
na poprawę losu ubogich. Owocem przemyśleń były następujące przekonania:
liberalizm jest zły, ponieważ wydaje robotnika na łup pracodawcy.
Kwestia robotnicza musi być natomiast rozwiązana przez państwo, które w
drodze reform powinno chronić robotnika przed wyzyskiem. Robotnicy mają
prawa do zrzeszania się w związki zawodowe, Kościół powinien natomiast
prowadzić działalność wychowawczą zarówno wśród robotników, jak i przedsiębiorców.
W Niemczech kluczowym okazał się rok 1848, kiedy w Moguncji odbył się
tak zwany Katholigentag, czyli zjazd katolików poświęcony kwestii
robotniczej. Swoje poglądy przedstawił tam słynny ks. Emanuel Ketteler.
Kapłan ten stał na stanowisku, iż stawiać należy przede wszystkim na
rozwój organizacji robotniczych, które przyczynią się do podniesienia
życia religijnego, moralnego i rodzinnego robotników. Związki takie
powinny być jednak wyrazem woli społeczeństwa i tworzyć się samorzutnie,
tylko wtedy będą bowiem dostosowane do aktualnych warunków społeczno-
gospodarczych. Ponadto muszą mieć one charakter ekonomiczno- społeczny,
absolutnie nie partyjny, ponieważ przestaną wówczas spełniać swoją
funkcję. Związki takie mogą posiadać autonomię, jednakże w sprawiedliwym
zakresie powinny podlegać one nadzorowi państwa.
Ks. Ketteler domagał się ponadto ustalenia płacy na poziomie odpowiadającym istotnej wartości pracy, a także ustalenia maksymalnej długości pracy (uważał, że czas ten nie powinien przekraczać 10- 11 godzin). Postulował ponadto zakaz pracy w niedzielę i święta, zakaz pracy kobiet zamężnych i dzieci przynajmniej do lat 14 (pracę dzieci uważał za okrucieństwo swoich czasów, podkreślał, iż niszczy ona nie tylko fizycznie, ale i moralnie, odrywa od domowego ogniska). Zakłady, w których praca jest szkodliwa dla zdrowia robotnika powinny być natomiast bezwzględnie likwidowane. Pracodawca zobowiązany jest również do wypłacenia robotnikowi odszkodowania, jeśli nie ze swojej winy utracił on zdolność do pracy. Ponadto w każdym zakładzie pracy czuwać powinna specjalna komisja, która zapewni ścisłe przestrzeganie praw pracowniczych.
Podkreślić należy, iż postulaty ks. Kettelera uważane są za
przełomowe. Sam papież Leon XIII nazywał się niekiedy jego uczniem.
Podkreślić należy, iż duchowny ten sprzeciwiał się kapitalistycznej
koncepcji własności. Wzorując się na poglądach św. Tomasza z Akwinu
podkreślał, że własność powinna pełnić funkcję społeczną. Na marginesie
warto nadmienić, iż podobne stanowisko zaprezentował później Jan Mosdorf
w swoim „Wczoraj i jutro”. Wskazywał, iż podnoszenie prawa własności
niemalże do sfery sacrum, mówienie o „świętym prawie własności” ma de
facto charakter pogański. W końcu w czasach starożytnych właściciel w
analogiczny sposób uważał, iż ma „święte prawo” do panowania nad
niewolnikiem.
Ks. Ketteler na podstawie założenia tomistyczne propagował również ideę robotniczej spółdzielni pracy. Rozwiązanie to pozwoliłoby na ponowne połączenie własności z pracą, robotnik mógłby korzystać z płacy i udziału w zyskach przedsiębiorstwa. Koncepcja uspołecznienia zakładów pracy obecna była również publikacjach naszych przedwojennych ideologów, przede wszystkim w „Gospodarce narodowej” Adama Doboszyńskiego.
W 1883 roku w Hald
odbył się zjazd katolickich ekonomistów i socjologów. Uczestnicy
domagali się przede wszystkim sprawiedliwej płacy dla robotników.
Podkreślano, iż robotnik wnosi do przedsiębiorstwa swój czas i
umiejętności, naraża się również na liczne niebezpieczeństwa zagrażające
jego zdrowiu i życiu. Płaca musi więc zaspokajać wszystkie potrzeby
robotnika oraz jego rodziny, powinna też dać mu zabezpieczenie na
przyszłość. Wysokość pensji musi być jednak zależna również od poziomu
dochodów przedsiębiorstwa.
W 1884 roku biskup Lozanny i Genewy kardynał Mermillod
powołał do życia „Unię Fryburską” (nazwa pochodzi od miejsca zebrań),
stałą instytucję uczonych katolickich, która miała na celu wypracowanie
katolickich reform społecznych. Unia domagała się ustalenia
międzynarodowego prawa, które zmniejszałoby społeczne nierówności i
poprawiło sytuacją robotników. W 1887 roku organizacja potępiła
kapitalizm, ponieważ czerpie on zyski z wartości nieprodukcyjnej, jaką
jest pieniądz. Podkreślano, że gospodarka nie może być wolno od prawa
moralnego, stąd produkcji nie można pozostawić ślepej grze interesów.
Warto podkreślić, iż Kościół zaangażowany był w obronę ludności
robotniczej również na terenach znajdującej się wówczas pod zaborami
Polski. Biskupi co prawda bardzo długo nie byli zainteresowani
kwestiami społecznymi. Przykładowo, kard. Mieczysław Ledóchowski
zastanawiał się nad obłożeniem karami kościelnymi działających
społecznie kapłanów. Nie chodziło tu jednak o to, że działalność ta
była zła sama w sobie. Wątpliwości dotyczyły jedynie tego, czy kapłani
nie zaniedbują w ten sposób swojego najważniejszego zadania, czyli
duszpasterstwa. Po ogłoszeniu encykliki Rerum novarum stanowisko
biskupów zaczęło jednak ulegać zmianie. Ponadto w działalność społeczną
angażowało się wielu kapłanów. Najbardziej aktywny był pod tym
względem zabór pruski. Przykładem może być działalność. ks. Augustyna
Szamarzewskiego, który na przełomie lat 50. i 60. XIX wieku organizował w
Środzie Wielkopolskiej stowarzyszenia czeladzi rzemieślniczej. Pracę
przerwało co prawda powstanie styczniowe, jednakże tuż po jego
zakończeniu kapłan zabrał się do organizowania spółdzielczości
kredytowo- oszczędnościowej. 30 IV 1871 roku w Poznaniu odbył się zjazd
delegatów spółek z terenów całego zaboru pruskiego. Jego owocem było
powstanie Związku Spółek Zarobkowych i Gospodarczych, którego patronem
został ks. Szamarzewski.
Przykład wielkopolski promieniował na inne zabory. Sytuacja w nich była jednak nieco inna. Ze względu na słabe uprzemysłowienie kwestia robotnicza nie była tam kwestią najbardziej palącą. O wiele ważniejsza była tam natomiast reforma rolna i sytuacja chłopów, co jest jednak osobnym zagadnieniem. Mimo to jednak kapłani aktywni byli we wszystkich trzech zaborach. Księża tworzyli kuchnie ludowe czy kasy wzajemnej pomocy. Dla robotników organizowane były rekolekcje oraz różnego rodzaju pogadanki czy odczyty. Postulowano nawet organizowanie kursów szycia czy gotowania dla dziewcząt z rodzin robotniczych. W listopadzie 1890 przeczytać można było na łamach „Rocznika Społecznego”, iż kwestia społeczna jest w całym kraju ogromnie aktualna, a ksiądz nie może nie przyłożyć ręki do jej rozwiązania. Mniej więcej w tym samym czasie „Przegląd Katolicki” apelował o tworzenie Katolickich Stowarzyszeń Robotników z ich własnymi lokalami czy siecią biblioteczną.
W pewnym sensie możemy
odetchnąć z ulgą. Nasze dzieci mają szanse zdobywać wiedzę w szkole, a
po lekcjach bawić się na podwórku, nie pracują pod ziemią jako górnicy.
My natomiast nie pracujemy już po 16, ale po 8 godzin dziennie.
Pracodawca ma obowiązek pozwolić nam na przerwę, dać nam urlop czy dbać o
warunki pracy. Ktoś jednak w tym momencie mógłby powiedzieć:
„akurat…”. Powiedziałby tak, bo pracuje po 12 godzin na budowie, na
umowie- zlecenie. Cóż z tego, że w myśl nowych przepisów umowa- zlecenie
może być zawierana jedynie w szczególnych przypadkach? Czyż
przedsiębiorcy nie znajdą skutecznych sposobów na ominięcie przepisów?
Jeżeli potrafią omijać przepisy, do czego posunęliby się, gdyby tych
przepisów nie było w ogóle?
Wbrew temu, co zarzucają nam zwolennicy Janusza Korwin- Mikke,
nie jesteśmy socjalistami, nie opowiadamy się za zniesieniem własności
prywatnej. O ile socjaliści walczą o dobro wyzyskiwanych, a kapitaliści o
dobro wyzyskiwaczy, tak my narodowcy chcemy dbać o interesy całego
Narodu. Chcemy stać zarówno po stronie twórczego przedsiębiorcy, który w
Wielkiej Polsce będzie rozwijał dane mu przez Boga talenty i w ten
sposób służył ludziom, jak i po stronie pobożnego, prostego robotnika,
który przez solidną pracę będzie walczył ze swoimi słabościami i zapewni
swojej żonie i dzieciom godne życie. Ba, funkcja robotnika wcale nie
musi kłócić się z funkcją przedsiębiorcy. Znamy historię, potrafimy
wyciągać z niej wnioski, wiemy, do czego doprowadzić może niczym
nieskrępowana wolność gospodarcza. Jesteśmy katolikami, chcemy
gospodarki opartej na etyce katolickiej. Nasi przodkowie podsunęli nam
wiele pomysłów, które mogą sprawdzić się również w dzisiejszych czasach.
W swoich następnych artykułach postaram się przybliżyć zawartą w
papieskich encyklikach oficjalną naukę Kościoła, a także w dużej mierze
tożsame z nią rozwiązania proponowane przez naszych przedwojennych
Kolegów.